„Licealny chłopak zostawił mnie z brzuchem i złamanym sercem. Wierzyłam, że po mnie wróci, ale byłam naiwna”

Licealny chłopak zostawił mnie samą w ciąży fot. Adobe Stock, methaphum
„Latami nie mogłam go odnaleźć. Marzyłam, że któregoś dnia wróci i wyjaśni, dlaczego wtedy odszedł, że ucieszy się, że mamy córkę i weźmie nas po swoje skrzydła. Ale to nie następowało. Aż pewnego dnia spotkałam go… w warsztacie przy naszej ulicy! Miałam go cały czas pod nosem”.
/ 14.09.2022 19:15
Licealny chłopak zostawił mnie samą w ciąży fot. Adobe Stock, methaphum

Mechanik wpatrywał się w dowód rejestracyjny ciut za długo. A potem spojrzał na mnie.

– Agata. No tak, trochę się zmieniłaś, ale… to ty! I widzę, że nie masz pojęcia, kim jestem.

Byłam pewna, że facet sobie ze mnie kpi. Dopiero gdy się uśmiechnął, zrozumiałam, że owszem, znaliśmy się. I to bardzo dobrze.

– Jacek… Co ty, na Boga, robisz w tym warsztacie? – wydusiłam z siebie.

– Jak to co? Jestem jego właścicielem.

Jacek. Moja licealna miłość

Mieliśmy plany, wspólne plany. Nie do końca sprecyzowane, ale zawsze pierwszym krokiem miała być ucieczka z naszego miasteczka. Owszem, Jacek wyjechał zaraz po maturze. Ale beze mnie. A wcześniej tak pięknie mówił o naszej wspólnej przyszłości. Byłam naiwna, zakochana i nawet mi przez myśl nie przeszło, że czaruje mnie tylko po to, żeby dobrać mi się do majtek.

Byłam porządną dziewczyną, więc trochę się opierałam. Poddałam się po balu maturalnym. Jacek zapewniał mnie, że dla niego też jest to pierwszy raz, ale gdy było już po wszystkim, wiedziałam, że kłamał. Choć byłam głupią, zakochaną gąską, gotową uwierzyć we wszystko, nie miałam wątpliwości co do tego, że był już wcześniej z kobietą. Wytłumaczyłam sobie, że po prostu chciał być romantyczny.

– To kiedy wyjeżdżamy? I dokąd? Kraków, Warszawa? – wypytywałam.

– Poczekaj, tylko dopracuję szczegóły i wtedy wszystko ci powiem. Cierpliwości.

Zniknął tydzień później. Wierzyłam, że po mnie wróci. Czekałam tydzień, miesiąc, trzy. Od jego kolegów dowiedziałam się, że wyjechał dalej niż do Warszawy – do Berlina, a może do Londynu. Rodzicom powiedziałam prawdę, kiedy nie byłam już w stanie ukrywać brzucha. Nie byli szczęśliwi, ale nie wyrzucili mnie z domu. Wieczorem mama przyszła do mnie do pokoju.

– Jacek wie o dziecku?

– Nie – powiedziałam.

– Wiesz, gdzie jest?

– Nie…

Zapadła cisza.

Agata, wiesz, że on nie wróci? Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.

Płakałam non stop przez kilka dni. Aż poczułam pierwsze ruchy dziecka. Chyba tylko dzięki temu nie zwariowałam. Czasem jeszcze się łudziłam, że gdyby Jacek się dowiedział, że zostanie ojcem, toby wrócił. Ale nie miałam pojęcia, jak go znaleźć. Jego koledzy zarzekali się, że nie mają z nim kontaktu. Jacek był sierotą, mieszkał u brata dziadka, którego szczerze nienawidził. Wuj traktował go jak tanią siłę roboczą. Był ostatnią osobą, z którą Jacek by się chciał skontaktować.

Wyjechałam, gdy Marysia skończyła rok

Mama się martwiła, ale mnie nie zatrzymywała. W naszym miasteczku wszyscy na mnie dziwnie patrzyli. Jedni z litością, drudzy z niesmakiem. Znalazłam pracę jako recepcjonistka w firmie prawniczej. Marysia poszła do żłobka. Po dwudziestu latach ciągle pracowałam w tej samej firmie – ale już jako szefowa sekretariatu. Marysia studiowała prawo, miała fajnego chłopaka, od kilku miesięcy razem mieszkali. Przez te wszystkie lata miałam kilka romansów, raz byłam blisko od poślubienia pewnego Roberta. Zerwałam zaręczyny, kiedy podniósł rękę na Marysię. Wyleciał za drzwi, a razem z nim jego walizka i gitara.

Mój ostatni facet, Marcin, dwa lata temu zostawił mnie dla 19-latki. Uznałam, że to pora, by dać sobie spokój z romansami. Samochód od lat naprawiam w tym samym warsztacie, u pana Edwarda. Tamtego dnia jechałam na weekend do rodziców. Gdzieś na przedmieściach silnik się zakrztusił i samochód stanął. Udało mi się go uruchomić, ale po przejechaniu kilku metrów znowu zgasł. Wysiadłam, otworzyłam maskę i… nie miałam pojęcia, co robić.

– Hej, jakieś kłopoty? – facet z siatkami machał do mnie z chodnika. – Bo tam za rogiem jest warsztat, mogę pomóc popchnąć.

We dwójkę przepchnęliśmy auto kilkaset metrów

Wytatuowany osiłek coś pomruczał, że są zajęci, ale w końcu się zlitował.

– Niech tam postawi i zaczeka w biurze – machnął ręką w stronę baraku.

Wrócił po pięciu minutach.

– Trzeba wymienić świece, jakieś czterdzieści minut potrwa – oznajmił.

W baraku śmierdziało stęchlizną, więc poszłam na spacer. Gdy wróciłam, moje auto stało na parkingu. Osiłka nigdzie nie było. W biurze siedział jakiś inny gość. I wpatrywał się w mój dowód rejestracyjny… Poznałam go, kiedy się odezwał. Zamarłam. I natychmiast pomyślałam o Marysi. Prawdę o jej tacie powiedziałam jej, jak miała 16 lat. Uznałam, że już pora, ale i tak bałam się jej reakcji. Długo milczała.

– Mamuś, kochałaś go?

– Tak, uważałam, że będzie moim pierwszym i ostatnim. Szczerze, to ciągle czasem sobie wyobrażam, że nagle się pojawi i będzie miał jakieś wiarygodne wytłumaczenie. Że stracił pamięć, porwali go piraci albo kosmici… Bo nie mogę uwierzyć, że tak się co do niego pomyliłam.

– Najważniejsze, że ty go kochałaś. Wiesz, jak nie chciałaś mi mówić o ojcu, to sobie wyobrażałam straszne rzeczy… Dzięki, że mi powiedziałaś.

Moja mała córeczka. Taka dojrzała… Przytuliłam ją wtedy i sobie razem popłakałyśmy. A teraz jej tata stał przede mną. Prowadził warsztat kilkanaście kilometrów od mojego domu. Od naszego domu – mojego i jego córki. Jezu.

– Z dowodu wynika, że mieszkasz w Warszawie, czyli też uciekłaś, tak, jak planowałaś.

– Ja planowałam? Jacek, jesteśmy w tym samym wieku, a ty już masz demencję? Tak to pamiętasz? No proszę. Cieszę się, że ci się powiodło. Ale spieszę się. Ile się należy?

– Nic, po starej znajomości…

Wyrwałam mu dowód rejestracyjny i wybiegłam z baraku. Przez tydzień zastanawiałam się, czy powinnam powiedzieć Marysi, że wiem, gdzie jest jej ojciec. Wiedziałam, że nie powinnam jej okłamywać. Ale może najpierw powinnam powiedzieć Jackowi? Tylko co dalej? Zanim podjęłam jakąkolwiek decyzję, Jacek stanął na moim progu.

Zamarł, gdy domyślił się prawdy

– Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś? A no tak… Dowód rejestracyjny… Po co przyszedłeś? Czego chcesz?

– Porozmawiać? – Jacek rozłożył ręce i się uśmiechnął.

Bez drelichów i kretyńskiej czapeczki wyglądał całkiem przystojnie. Zmężniał, ale ciągle miał ten swój chłopięcy urok. Wpuściłam go. I od razy pożałowałam, bo w salonie pełno było zdjęć Marysi. A ona wyglądała zupełnie jak on. Miała jego oczy, dołek w brodzie, włosy… Musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć… Ale zanim zdążyłam coś zrobić, Jacek trzymał już jedno ze zdjęć w ręku.

– Twoja córka?

– Tak – powiedziałam.

– Ile ma lat?

Mogłam skłamać. Ale czy to jeszcze miało sens?

– Dwadzieścia. W sierpniu skończy dwadzieścia jeden.

Zapadła cisza. Jacek zawsze był dobry z matematyki. Ze zdjęciem Marysi w ręku opadł na kanapę. Wpatrywał się w nie kilka minut.

– Boże, Agata… Nie miałem pojęcia… Jezu…

Niewiele więcej udało mu się wtedy wydusić z siebie. Nawet mi się go zrobiło żal. Mnie porzucił świadomie, ale córki nie.

– Mówiłaś jej o mnie?

Skinęłam głową.

– Bardzo źle?

– Przestań. Powiedziałam jej prawdę. W idealnym świecie każdy facet, który prześpi się z dziewczyną i zniknie, powinien przynajmniej po kilku miesiącach sprawdzać, czy nie zrobił jej dziecka… Ale oboje wiemy, że to tak nie działa. Powiedziałam jej, że się kochaliśmy. Ale pewnie nie do końca to była prawda. Bo gdybyś ty kochał mnie, to byś nie wyjechał.

Zapadła cisza.

– Agata, bardzo mi przykro. Byłem gówniarzem, myślałem tylko o sobie. I żeby się wyrwać z tej dziury. Lubiłem cię, może nawet więcej, ale nie wierzyłem, że ze mną wyjedziesz. Szczególnie gdybyś się dowiedziała, że zamierzam się zająć przemycaniem z Niemiec kradzionych aut. Kumpel kazał mi się decydować z dnia na dzień. Mówił, że ma pięciu innych na moje miejsce. Pojechałem. Naprawdę myślałem, żeby do ciebie zadzwonić, ale… no wiesz. Jakoś się nie złożyło.

Masz żonę? Dzieci?

– Nie. Jakoś się nie złożyło. Były kobiety, wiele kobiet, ale z żadną się nie związałem. Raz złapała mnie niemiecka policja. Nie mieli dowodów, puścili mnie. Ale wtedy postanowiłem się wycofać. Przyjechałem do Warszawy i otworzyłem warsztat. I cała historia. A ty?

– Jesteśmy we dwie. Ja i Marysia. Nie spotkałam faceta, który nadawał się na jej ojca.

Znowu zapadła cisza

– Agata. Mógłbym ją poznać? Proszę. Nie musisz odpowiadać od razu. Ale obiecaj, że chociaż o tym pomyślisz… Dobrze?

Obiecałam i wypchnęłam go za drzwi. Marysia miała wpaść na kolację, a ja nie byłam gotowa, żeby jej przedstawić ojca. Przez tydzień się zastanawiałam, co mam zrobić. Bałam się, że jak Marysia dowie się, że jej ojciec mieszka pod Warszawą, nie uwierzy mi, że nie miałam z nim kontaktu. I ta opowieść, że po prostu popsuł mi się samochód… Pomyśli, że to bujda.

Życie to nie film. W końcu uznałam, że po prostu ich sobie przedstawię. A potem niech się dzieje wola nieba.

– Marysia, wpadnij w sobotę na kolację. Muszę ci coś powiedzieć. O nic nie pytaj.

Zgodziła się. Zadzwoniłam do Jacka.

– Bałem się, że nigdy się nie odezwiesz. Ale odkąd zobaczyłem te zdjęcia, nie mogłem przestać o niej myśleć. Nie jestem draniem bez uczuć. Naprawdę. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA