„Moja pacjentka uważała swojego męża za nieomylnego anioła stróża. Tak naprawdę to wredny manipulant i mizoginista”

Mąż generował wszystkie problemy w rodzinie fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„– Siostra poprosiła mojego męża, żeby jej pomógł w kuchni, skoro i tak się plącze pod nogami. On stwierdził, że jak są dwie kobiety, to nie będzie zmywał, ona odpyskowała, że właśnie dlatego nie ma męża. Wtedy on stwierdził, że ma wymagania z księżyca. Sama poszłam umyć te gary, a Grażyna, zamiast się cieszyć, nazwała mnie niewolnicą Isaurą”.
/ 14.09.2022 17:15
Mąż generował wszystkie problemy w rodzinie fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Mężczyzna był wyraźnie zniecierpliwiony, poganiał żonę, by wreszcie powiedziała, z czym przyszli do mojego gabinetu. No, tak to nie pogadamy… Uznałam, że lepiej będzie, jeśli nas zostawi, a sam załatwi w tym czasie swoje ważne sprawy. Wtedy Aldona się otworzyła.

Pandemia zupełnie pomieszała ludziom w głowach

Na przykład mnie: przedtem jechałam do poradni samochodem na ostatnią chwilę, a teraz wstaję raniutko i nie tylko zasuwam na piechotę, ale jeszcze nadkładam drogi, aby iść przez park. Nie jestem taka dobra jak Maria w rozpoznawaniu roślin, ale wiedzę zastąpiłam sprytem i korzystam z aplikacji na smartfonie. Robię zdjęcie interesującego zielska i cyk, już wiem. O, aplikacja twierdzi, że te biało-niebieskie maleństwa to puszkinie…

Ciekawe, dopóki na nie patrzyłam, absolutnie nie miałam żadnych skojarzeń, a teraz, gdy już wiem, jak się nazywają, przypomniałam sobie, że rosły w ogródku u mamy na wsi. Co roku się nimi cieszyła, a potem, gdy zaczynały przekwitać i robiły się brzydkie, odgrażała się, że je wykopie, bo mnożą się na potęgę… Wieki całe o tym nie myślałam – jak to nazwa potrafi uruchomić pamięć. Przymknęłam oczy, by znów znaleźć się w tamtym miejscu i tamtym czasie, a kiedy znów je otworzyłam, zdziwiłam się, że patrzę na świat z tak wysoka.

Zerknęłam na zegarek i z westchnieniem schowałam telefon. Dość tych wspominków, Agato, na starość robisz się sentymentalna. Do poradni marsz! Tym razem przyszło do mnie małżeństwo około czterdziestki. Kobieta wyraźnie spięta, cały czas oskubująca skórki przy paznokciach, jej mąż raczej znużony – miałam wrażenie, że pojawił się jedynie z obowiązku, a nie wewnętrznej potrzeby. Mężczyźni dość często zachowują pozę, jakby urągała im sama sugestia, że mogą potrzebować pomocy, i trzeba trochę czasu, by skruszyć tę zewnętrzną skorupę.

Mieli jednak poważny problem

Przedstawiliśmy się sobie, potem Mariusz dał znać żonie, by przystąpiła do meritum. Aldona jednak milczała, wciąż maltretując swoje dłonie.

– Proszę cię, kochanie – zwrócił się do niej. – Obiecałem, że z tobą pójdę, ale ostatecznie to ty masz problem, nie ja. Prawda?

Skinęła głową, ale wciąż nic nie mówiła.

– Chodzi o ostatnie życzenie matki – przewrócił oczami Mariusz. – Czyli mojej teściowej. Ubzdurała sobie, że dwie siostry, które się nie znoszą, nagle pogodzą się z okazji jej śmiertelnej choroby.

Mama mówi, że zależy jej już tylko na tym – bąknęła Aldona.

– Chwała Bogu, że nie na tym, aby pochowano ją na Księżycu – rzucił jej mąż zniecierpliwiony. – Ostatnie życzenie to może mieć skazaniec, a o ile wiem, i tak dotyczy ono tylko menu przed egzekucją. Niech pani sama powie, czy można w ogóle rościć sobie prawa do ustawiania życia dorosłym dzieciom? Moim zdaniem nie, tłumaczę to Aldonie, ale ciągle ma rozterki. W nocy nie śpi, nasze córki się przejmują – dom wariatów. To ją przywiozłem do fachowca, chociaż Bóg mi świadkiem, że wolałbym skoczyć i zrobić przegląd techniczny auta, skoro już wziąłem wolne z pracy. Bez obrazy.

– Rozumiem, że pan nie ma żadnego problemu, dla pana wszystko jest jasne, tak? – zapytałam dla uściślenia.

– Przecież mówię – spojrzał na mnie jak na opóźnioną w rozwoju. – Nad czym tu rozmyślać? Sprawa jest oczywista.

– To w sumie nie widzę sensu, żeby miał się pan tak męczyć – uśmiechnęłam się. – Poradzimy sobie z panią Aldoną same, prawda? – zapytałam, a ona po chwili namysłu skinęła głową. – Może pan jechać na stację diagnostyczną i wrócić po żonę za godzinę.

Po raz pierwszy, odkąd weszli do gabinetu, Mariusz wydawał się zbity z tropu. W końcu strzelił palcami i wyszedł, rzucając „do widzenia” już zza drzwi.

Jakoś luźniej się od razu zrobiło

– Pozwoli pani, że zbiorę w całość to, czego już się dowiedziałam, i potem mnie pani ewentualnie poprawi, jeśli coś pokręcę, dobrze? – zapytałam, a Aldona znów skinęła głową. – Zatem ma pani siostrę, z którą nie żyjecie w zgodzie. A wasza matka oczekuje, że z uwagi na jej stan zdrowia pogodzicie się ze sobą, tak?

– Tak – potwierdziła Aldona, odchrząkując lekko. – Ale nie chodzi o to, że jesteśmy z Grażyną skłócone czy coś… Po prostu jesteśmy inne. Ona jest inna – poprawiła się i ulżyło mi: ta dokładność świadczyła wyraźnie o gotowości do współpracy.

– Zasadniczo – powiedziałam ostrożnie – pani mąż ma rację. Nie ma żadnego prawa, które pozwalałoby pani mamie stawiać podobne żądania. Jest pani dorosła, siostra także. Ale coś panią jednak powstrzymuje przed takim załatwieniem tej sprawy. Co to jest? Potrafi pani nazwać te opory?

Zamyśliła się, ale spokojnie, jej dłonie były nareszcie nieruchome.

– Mama nigdy nie wymagała ode mnie czegoś, czego nie dałabym rady zrobić – powiedziała wreszcie. – Nie żyłowała o sukcesy, nie krytykowała wyborów. Powtarzała: „jesteś mądra, Aldusia, wierzę, że wiesz, co robisz” – kobieta otarła łzę. – Teraz też przyjęła bez protestów, że zajmuje się nią opiekunka, a rodzina tylko zagląda i nadzoruje.

– Czyli, jeśli dobrze rozumiem, ma pani takie zaufanie do matki, żeby wziąć pod uwagę, że zadanie jest możliwe do wykonania, tak?

– Coś w tym jest – wydmuchała nos w chusteczkę. – Może powinnam chociaż spróbować, zamiast od razu negatywnie się nastawiać? Mariusz mówi, że…

– Cokolwiek mówi pani mąż, to pani będzie musiała żyć później z konsekwencjami swojego wyboru – uniosłam dłonie do góry.

– Ale on ma trochę racji – Aldona wzruszyła ramionami. – Twierdzi, że to już nie ta sama mama co kiedyś, i to prawda. Czy można ufać osądowi osoby, która nie cieszy się już jak kiedyś na widok wnuczek?

Nie poznaje ich czy raczej są dla niej męczące? – chciałam doprecyzować. – To ważne.

Zamyśliła się, a potem powiedziała, że ma wrażenie, jakby babcia zapadała się w sobie, gdy małe zaczynają dokazywać.

– Może to faktycznie znużenie? – zastanowiła się. – Sama mam czasami dość i chciałabym się schować w mysią dziurę, gdy rozrabiają. Nie pomyślałam o tym, że mama może być permanentnie w takim stanie… To jak, nie powinnam ich przyprowadzać do babci?

– Może zostawmy to na razie – zdecydowałam. – Skupmy się na tym, co jest problemem: na życzeniu mamy. Co właściwie powiedziała?

Że mogłybyśmy przestać się z Grażyną kłócić – skrzywiła się Aldona. – I przypomnieć sobie, jak bliskie byłyśmy sobie w dzieciństwie. A potem odwróciła się do ściany i już nie chciała z nami gadać.

– To skąd ta hipoteza o ostatnim życzeniu? – nie mogłam się połapać.

– A, bo dopiero wtedy się zaczęło – Aldona pokręciła głową z rezygnacją i znów zabrała się za skórki przy paznokciach. – W sumie, jak o tym opowiadam, to właściwie z niczego burza… I końca nie widać.

Zaczęłam rozumieć problem

– Opowie pani? – zaproponowałam. – Tylko spokojnie, spróbujemy to jakoś rozebrać. Oddzielić ziarno od plew.

– Hm… – zastanowiła się. – Nie pamiętam, o co poszło. Nie mamy ustalone, kto kiedy przychodzi, i spotkaliśmy się u mamy wszyscy: ja z Mariuszem i dziećmi i Grażyna. O, już wiem! Siostra poprosiła mojego męża, żeby jej pomógł w kuchni, skoro i tak się plącze pod nogami. On stwierdził, że jak są dwie kobiety, to nie będzie zmywał, ona odpyskowała, że właśnie dlatego nie ma męża. Wtedy on stwierdził, że wszyscy od niej uciekają, bo ma wymagania z księżyca. Chciałam załagodzić, sama poszłam umyć te gary, a Grażyna, zamiast się cieszyć, nazwała mnie niewolnicą Isaurą. I tak od słowa do słowa zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Wtedy mama to powiedziała.

– I jak się pani wówczas poczuła?

– Zrobiło mi się przykro. Ja naprawdę bardzo się staram. Nie jest łatwo wykroić te kilka godzin w tygodniu, gdy ma się pracę i rodzinę. Mariuszowi też nie było miło.

– A siostrze?

– Grażynie? – prychnęła Aldona ze złością. – Powiedziała, że ona się nie kłóci! Zawsze odwraca kota ogonem. Dobrze wie, jak każdego wnerwić, a potem zgrywa niewiniątko. Mąż się zdenerwował, powiedział, że nikt mu nie będzie życia ustawiał, wziął dzieci i wyszedł, ja jeszcze posiedziałam przy mamie chwilę, ale już się nie odwróciła. Zapytałam Grażynę, czy jest z siebie dumna, a ona odpowiedziała: „A ty?”. No, tak to było z grubsza.

– Nie była pani już później u mamy?

– Byłam. Nie rozmawia z nami. Mariusz uważa, że to szantaż z jej strony.

– A pani? Jakie pani ma zdanie na ten temat? – przyjrzałam jej się uważnie.

Zamyśliła się, a potem powiedziała, że mama nigdy nie stosowała podobnych metod, czemu zatem miałaby uciekać się do nich teraz, gdy jest słaba i chora? Stan niemal terminalny – czy człowiek ma siłę na manipulacje i fochy?

– Jaka zatem jest pani koncepcja? – zapytałam. – Dlaczego mama nie chce z wami rozmawiać?

– Bo może ma wszystkiego dość? – rzuciła impulsywnie Aldona i sama zdumiała się tą diagnozą. – Jezu…

Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu, potem odezwałam się pierwsza.

– Może mama pani wcale nie oczekuje, że znienacka się pokochacie z siostrą, tylko chciałaby pobyć z córkami jak kiedyś, w bliskości? Może to dałoby jej poczucie bezpieczeństwa – nie jest w końcu łatwo żegnać się z życiem…

– Może? Nasz tato odszedł, zawsze byłyśmy w trójkę. Czasem, jak to dzieci, bałyśmy się, że mama sobie kogoś znajdzie, ale mówiła, że wystarczamy jej za cały świat.

Pomyślałam o tej biednej umierającej kobiecie i rodzinie, która, choć ją kocha, czyni piekło z ostatnich dni jej życia.

Było mi jej żal

– Co powinnam zrobić? – zapytała Aldona. – Nie zabierać już do niej dzieci? Ale pewnie chciałaby się nacieszyć, one też…

– Może nie za każdym razem, skoro mamę męczy zamieszanie? Mogą zostać z ojcem w domu. To odwiedziny u osoby ciężko chorej, nie spotkanie rodzinne. A pani siostra… Ona nie ma partnera?

– Grażyna? – Aldona wzruszyła ramionami. – Nikt nie jest dla niej dość dobry… Miała takiego dobrego chłopaka, ale go rzuciła, bo powiedziała, że nudziarz. To Mariusza kuzyn, myśleliśmy, że wszyscy będziemy rodziną.

– I tak jesteście – uśmiechnęłam się. – Zresztą może to faktycznie był nudziarz?

– Trochę był – zgodziła się. – Ale Grażynie nikt nie pasuje.

– Zdarza się – skwitowałam. – Wybory innych to nie jest coś, na co mamy wpływ. Chciałabym zapytać jeszcze, jak jest, gdy spotykacie się we dwie. Lepiej, gorzej?

Aldona zamyśliła się.

– Już chyba dawno tak się nie zdarzyło. Ja mam rodzinę.

– A gdyby teraz do tego doszło?

– Nie wiem – westchnęła. – Mariuszowi się to nie spodoba.

– Dlaczego? – spytałam. – To chyba normalne, że siostry odwiedzają chorą matkę, która nie ma sił na przyjmowanie gości. To wy dwie jesteście dla niej najbliższe.

Mam nadzieję, że odróżnia troskę od władzy absolutnej

Przypuszczałam, że Aldonę może czekać ciężka przeprawa z małżonkiem, ale nie przyszła tu rozwiązywać swoich małżeńskich problemów, więc nie miałam podstaw, by je choćby sugerować. Najwyraźniej było dla niej rzeczą normalną, że są z Mariuszem zawsze razem; może wreszcie dostrzeże, że jej „anioł stróż” sam bywa generatorem problemów?

– Jakoś mi lżej – powiedziała, wychodząc z gabinetu. – Pojadę do mamy sama i zobaczę, jak będzie. Nie zniosłabym myśli, że nie zrobiłam wszystkiego, co możliwe, by było jej lżej. Mam nadzieję, że Grażyna też.

– Sądzę, że tak – uścisnęłam jej dłoń. – Proszę mieć dla niej zrozumienie – to jedyna osoba na świecie, która teraz przeżywa ten sam dramat. I niech pani nie zapomina, że możecie ze sobą nie tylko spędzać czas, ale i ustalić jakieś zasady – we dwie z pewnością łatwiej się dogadacie.

Stanęłam przy oknie i patrzyłam, jak Aldona wychodzi z budynku i macha ręką Mariuszowi czekającemu na parkingu. Poprawił jej szal ojcowskim gestem i otworzył drzwiczki samochodu, a gdy wsiadła, pomógł zapiąć pas. Można tylko było mieć nadzieję, że ten facet ma dość empatii, aby nie mylić opieki ze sprawowaniem władzy absolutnej…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA