„Rzuciłam dostatnie życie w stolicy, by zająć się chorymi rodzicami. W ramach podziękowania, wydziedziczyli mnie”

załamana kobieta fot. iStock, urbazon
„Chociaż tęskniłam za Warszawą, swoim mieszkaniem, znajomymi i po prostu dawnym życiem, to wiedziałam, że podjęłam jedyną słuszną decyzję. Przecież nie mogłam zostawić rodziców, którzy potrzebowali mnie jak nigdy wcześniej”.
/ 02.12.2023 12:13
załamana kobieta fot. iStock, urbazon

Nasi rodzice zawsze traktowali nas tak samo — dostawaliśmy takie samo kieszonkowe, jeździliśmy na takie same wakacje i każdemu z nas przysługiwała jednakowa pomoc finansowa na studiach w innym mieście. I chociaż w głębi duszy zawsze czułam, że to właśnie mój brat jest ich ukochanym synkiem, to tak naprawdę nigdy nie mogłam zarzucić rodzicom, że darzą mnie mniejszym uczuciem niż Tomka.

Zresztą trudno się dziwić moim rodzicom, że traktowali go wyjątkowo. Tomek jako dzieciak sporo chorował, przez co miał problemy nie tylko z nauką, ale też z nawiązywaniem znajomości. I chociaż udało mu się skończyć studia, to nie za bardzo potrafił zawalczyć o dobrze płatną posadą. Pracował jako nauczyciel i zupełnie mu to wystarczało. Ja byłam zupełnie inna.

Przebojowa, zdolna i dążąca do osiągnięcia zamierzonych celów. Już na studiach rozpoczęłam pracę w biurze tłumaczeń, którą z powodzeniem kontynuowałam także po uzyskaniu dyplomu. Jednak pomimo tak wielu różnić zawsze z bratem żyliśmy w zgodzie. Do czasu. Jedna decyzja moich rodziców uczyniła z nas wrogów.

Od wielu lat mieszkałam w stolicy i żyło mi się w niej naprawdę dobrze. Wprawdzie tęskniłam za rodzicami, ale starałam się ich jak najczęściej odwiedzać. Dodatkowo rozmawialiśmy niemal codziennie. I nawet jeżeli miewałam wyrzuty sumienia, że zostawiłam ich samych, to moja mama zawsze mnie uspokajała.

Jednak sytuacja uległa zmianie

— Jesteśmy zdrowi i sprawni, więc opieka nie jest nam jeszcze potrzebna — za każdym razem powtarzała, gdy tylko wspominałam jej o tym, że być może nie powinnam wyjeżdżać do miasta oddalonego o kilkaset kilometrów. — Zresztą na miejscu jest Tomek, który zawsze nam pomaga, gdy tylko tego potrzebujemy — dodała.

To fakt, Tomek po ukończeniu studiów powrócił do rodzinnego miasta i podjął pracę w miejscowej szkole. Czasami mówiłam mu, że w Warszawie miałby o wiele większe możliwości, ale on nie chciał tu zostać. I tak szczerze powiedziawszy, było mi to na rękę — ja mogłam rozwijać swoją karierę, a jednocześnie miałam pewność, że rodzice nie są sami.

Jednak sytuacja uległa zmianie. Któregoś wieczoru odebrałam telefon od brata, który poinformował mnie, że mama miała wypadek. Nie namyślając się ani chwili spakowałam torbę i wyruszyłam do domu.

— Panie doktorze, co z nią będzie? — zapytałam lekarza od razu po przyjeździe do szpitala.

— Pani mama miała sporo szczęścia — powiedział lekarz. Odetchnęłam z ulgą. — Jednak upadek z drabiny to poważna sprawa, która niesie ze sobą niezbyt przyjemne konsekwencje. Pani mama będzie potrzebować długiej rehabilitacji i długoterminowej opieki. Dojście do zdrowia potrwa długo, a może być i tak, że pani Teresa nigdy nie odzyska pełnej sprawności — dodał. Trochę się załamałam. „Na szczęście jest tato i Tomek, którzy wszystkim się zajmą” — pomyślałam z ulgą. Jednak szybko okazało się, że to nie jest takie oczywiste.

Nieszczęścia chodzą parami

Krótko po wypadku mamy u taty zdiagnozowano wczesną demencję. To był dla mnie kolejny cios. Chociaż już od dawna zauważałam, że tato miewa problemy z pamięcią, koncentracją i skupieniem, to byłam przekonana, że taka jest po prostu kolej rzeczy. Nigdy bym nie pomyślała, że to demencja. I przez długi czas nie chciałam przyjąć tego do wiadomości.

— Niestety będzie coraz gorzej — powiedział mi lekarz rodzinny, kiedy przyprowadziłam do niego tatę. Okazało się, że tata zapomina łykać leki, a dodatkowo miewa napady złości oraz agresji przemieszanej z apatią i stanami depresyjnymi.

— A stres związany z wypadkiem pani Teresy tylko pogorszył stan pani taty — dodał.

A potem poinformował mnie, że na to schorzenie nie ma lekarstwa i muszę przygotować się na to, że za chwilę tato będzie potrzebował całodobowej opieki. Tego było już za wiele. Właśnie dowiedziałam się, że moi rodzice — jeszcze nie tak dawno temu zdrowi i w pełni sprawni — nie są w stanie samodzielnie funkcjonować.

„Jak się coś sypie, to od razu wszystko” — pomyślałam ze złością. Z jednej strony nie chciałam pogodzić się z myślą, że moi rodzice po prostu się starzeją. Drugim problemem był fakt, że trzeba było zapewnić im opiekę.

Ja nie mogę zrezygnować z pracy

Od kilku dni zastanawiałam się, jak to wszystko rozegrać. Wiedziałam, że będę musiała porozmawiać z Tomkiem i ustalić z nim zasady opieki nad rodzicami. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że musimy się jakoś dogadać, ale podejście Tomka bardzo mnie rozczarowało.

— Ja nie mogę rzucić pracy — powiedział mi mój brat, gdy zapytałam go o to, jak widzi dalszą przyszłość. — Nie mam możliwości opiekowania się rodzicami, bo ta praca to moje jedyne źródło utrzymania.

— Możemy wynająć opiekunkę, która zajmie się mamą i tatą pod twoją nieobecność — zaproponowałam rozwiązanie, które wydawało mi się najlepsze. — Ja oczywiście za nią zapłacę — dodałam szybko, bo wiedziałam, że mojego brata nie stać na taką usługę.

— A ty co zamierzasz? — usłyszałam brata, w którego głosie słychać było pretensje. — Mieszkasz sobie w dużym mieście, zarabiasz kupę pieniędzy i marzysz jedynie o pozbyciu się problemu i przerzuceniu wszystkiego na mnie — dodał ze złością.

— Ale co ty opowiadasz? — zdziwiłam się. — Ja po prostu szukam wyjścia z sytuacji.

Pewnie, najlepiej moim kosztem — wykrzyknął i wybiegł z domu.

W tamtym momencie zrozumiałam, że nie mam wyjścia. To ja musiałam zaopiekować się rodzicami.

Tomek potrzebuje tego domu

Przeprowadziłam się do rodzinnego domu. Na szczęście nie kolidowało to z moimi zawodowymi obowiązkami, gdyż jako tłumacz mogłam pracować z dowolnego miejsca na świecie. I chociaż tęskniłam za Warszawą, swoim mieszkaniem, znajomymi i po prostu dawnym życiem, to wiedziałam, że podjęłam jedyną słuszną decyzję. Przecież nie mogłam zostawić rodziców, którzy potrzebowali mnie jak nigdy wcześniej.

Opieka nad nimi nie była łatwa. Mama potrzebowała ciągłej rehabilitacji, która była nieprzyjemna i bolesna. Nie mogłam patrzeć na jej cierpienie, gdy każdego dnia wykonywałam zalecone ćwiczenia i zabiegi.

— Ja już nie dam rady — mówiła mi niemal każdego dnia.

Wiem, że jest ci ciężko. Ale tylko dzięki rehabilitacji wrócisz do zdrowia — próbowałam ją pocieszać. I za każdym razem mama dała się przekonać. I chociaż przez lata rehabilitacja nie przynosiła spodziewanych efektów, to ja jednak się nie poddawałam.

Zupełnie inaczej było z tatą, który z każdym kolejnym rokiem tracił kontakt z realnym światem. W pewnym momencie stał się zagrożeniem nie tylko dla nas, ale także dla samego siebie. Ale ja i tutaj się nie poddawałam. Chociaż Tomek wspominał coś o domu opieki, to ja nawet nie chciałam o tym słyszeć. Wynajęłam pielęgniarkę, która wspomagała mnie w opiece nad tatą. A każdy przebłysk świadomości i kontaktu z rzeczywistością był dla mnie dowodem na to, że dobrze zrobiłam.

Oprócz opieki nad rodzicami zajęłam się też remontem domu. A pracy było naprawdę wiele. Jednak nie oszczędzałam na kosztach, bo i tak to wszystko miało być w połowie moje. I chociaż nigdy wcześniej nie myślałam o spadku po rodzicach, to jednak z czasem coraz częściej myślałam, że w przyszłości być może fajnie będzie zamieszkać w tak pięknym domu.

Moje marzenia legły w gruzach

— Chciałabym z wami porozmawiać — powiedziała mama pewnej niedzieli. Spojrzałam na nią i zdałam sobie sprawę, że to będzie poważna rozmowa.

— Tak? — zapytałam i stanęłam obok jej wózka. Lekarz już całkowicie pozbawił nas nadziei na to, że mama jeszcze kiedykolwiek stanie na własnych nogach.

— Podjęliśmy decyzję odnośnie domu — powiedziała mama i spojrzała z czułością na tatę. Podobnie jak ja nie mogła pogodzić się z faktem, że dawnego taty już nie ma.

A potem spojrzała na mnie i powiedziała coś, co zupełnie mnie zaskoczyło.

— Wiem, że nie będziesz zadowolona. I nie mogę mieć o to pretensji — powiedziała cicho. — Ty sobie w życiu poradzisz. Jesteś zdolna i zaradna. I masz dobrą pracę. W odróżnieniu od Tomka, który bez naszej pomocy nie da sobie rady.

Wtedy już chyba wiedziałam, co mama chce nam powiedzieć.

Przepiszemy dom na Tomka, żeby miał zabezpieczenie na przyszłość — usłyszałam głos mamy. — On potrzebuje tego znacznie bardziej niż ty.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

— Ja też jestem waszą córką — powiedziałam drżącym głosem.

— Oczywiście, że tak — powiedziała mama. — Ale swojej decyzji nie zmienimy.

Wstałam z kanapy i wyszłam z domu

Czułam się zawiedziona i zła. To ja opiekowałam się rodzicami przez wiele lat, a mój leniwy brat dostanie w spadku rodzinny dom. I to w dodatku dom, w który ja włożyłam naprawdę duże pieniądze.

— Jak mogłeś? — spytałam brata następnego dnia. Nie miałam wątpliwości, że to on namówił mamę na taki krok.

— Ja nic nie zrobiłem. To była decyzja rodziców — powiedział.

Ale na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, który był dowodem na to, że mój braciszek sprytnie to rozegrał. Ale co miałam zrobić? Nie mogłam zostawić rodziców w takim momencie, bo wyglądałoby to tak, jakbym faktycznie liczyła tylko na spadek. A przecież tak wcale nie było. Opiekowałam się nimi, bo byli najważniejszymi osobami w moim życiu.

Nie wracałam więcej do tematu przepisania domu na mojego brata. Dalej opiekowałam się rodzicami i robiłam wszystko, aby ta decyzja nie popsuła naszych relacji. Tato zmarł kilka tygodni później, a mama dołączyła do niego niedługo potem.

Nie chciałam iść na odczytanie testamentu, bo doskonale wiedziałam, co jest tam zapisane. Zaraz po pogrzebie zaczęłam pakować swoje rzeczy. Chciałam wrócić do Warszawy najszybciej, jak tylko się da. Nie chciałam oglądać triumfującego wzroku Tomka, który osiągnął to co chciał. Nie zamierzałam z nim także rozmawiać. Wiem, że moi rodzice chcieli dobrze, ale niestety ze zgodnego rodzeństwa uczynili z nas wrogów.

Czytaj także:
„Ojciec uknuł podstęp, żebym poznała swoją macochę. Ten człowiek nawet po śmierci nie przestał mnie zaskakiwać”
„Wychowałam syna na cwaniaka i oszusta. Myślałam, że znam swoje dziecko, tymczasem on nabił mnie w butelkę”
„Uwiodłam męża mojej pacjentki. Kiedy my figlowaliśmy na kanapie, ona miała odejść z tego świata”

Redakcja poleca

REKLAMA