Mój pierwszy od kilku lat urlop, choć nieplanowany, zapowiadał się naprawdę atrakcyjnie. Mejla dostałam na początku sierpnia. Takie nietypowe last minute. Nadawca - Tadusz - był mi nieznany. Treść ogłoszenia mnie zaintrygowała.
„Wypoczynek na łonie natury? Bez tłoku i gwaru, w środku sierpniu? To możliwe. Wynajmę domek w lesie nad jeziorem. Od jedenastego do szesnastego. Za darmo. Chcę, żeby ktoś go popilnował, bo mnie wtedy nie będzie w kraju. W domku są wszelkie wygody: kominek i centralne ogrzewanie, prysznic i wanna w łazience, ciepła woda. W kuchni lodówka, zamrażarka, kuchnia gazowa. Do jeziora trzydzieści kroków. Do lasu kawałek dalej. Cisza, spokój, nie ma ludzi ani internetu. Reflektujesz?”
Oczywiście, że tak. Jakoś nie bałam się podstępu i sytuacji, że daję się skusić, jadę do chatki na odludziu i trafiam w łapy psychola.
Wręcz czułam, że muszę tam pojechać, bo jeśli nie skorzystam z okazji, to ominie mnie coś dobrego. A miałam za sobą ciężki czas. Awansowałam i miałam więcej pracy, a trzy miesiące temu zmarł mój tata. Mama odeszła dziesięć lat wcześniej. Zostałam całkiem sama. Byłam jedynaczką, a z dalszą rodziną nie utrzymywałam kontaktu. Faceta nie miałam, a stosunki przyjacielskie ochłodły, od kiedy większość moich koleżanek wyszła za mąż, a ja nie. Chyba stanowiłam dla nich zagrożenie czy coś.
Szybko odpisałam na mejla, żeby nikt mnie nie ubiegł i klika dni później po wymianie korespondencji otrzymałam pocztą klucze wraz z informacjami dotyczącymi użytkowania domku i wskazówkami, jak dojechać w to niezwykłe miejsce.
– No, w końcu! A już się bałem, że zaharujesz się na śmierć, a nam dobierze się do tyłka inspekcja pracy – zażartował, pijąc do tego, że ostatnio, by oszukać smutek, hurtowo brałam nadgodziny. – Zabraniam ci się tu pokazywać przed dwudziestym. Firma nie zbankrutuje do tego czasu. Zabraniam ci też przeglądać pocztę i robić cokolwiek, co ma związek z firmą – zaznaczył.
Uspokoiłam go, że właśnie taki mam zamiar i w sobotę wyjechałam niemal o wschodzie słońca. Pogoda dopisała, nie pobłądziłam, jechałam jak po sznurku, więc już w południe dotarłam na miejsce.
Domek był cudny, a właściciel nie przesadzał, pisząc o jego walorach. Przy kominku leżały drwa gotowe do rozpalenia. W saloniku stał wielki telewizor bez podłączonej kablówki, ale za to z odtwarzaczem i płytami. Dobór filmów przypadł mi do gustu. Zapowiadał się miły powitalny wieczór, szczególnie że na stole stała butelka wina. Obok niej leżała kartka: „Życzę udanego wypoczynku. Pozdrawiam, Tadeusz”.
Miałeś jakąś kobietę i nic mi nie powiedziałeś!?
Ruszyłam na rekonesans. Do jeziora było nieco dalej niż pisał właściciel, ale zapewne jego kroki były większe od moich.
Obeszłam całe jeziorko wzdłuż brzegu, a przy okazji nawdychałam się powietrza przesyconego żywiczną wonią sosen i świerków rosnących w pobliżu.
Wróciłam głodna jak wilk. Zrobiłam sobie obiad i zasiadłam na wygodnej kanapie przed telewizorem. Włączyłam „Pretty Woman”. Jedzenie, wino, film, leniwa atmosfera, zmęczenie zrobiły swoje. Zasnęłam.
Gdy się obudziłam, na zewnątrz było już ciemno, a z telewizora sączył się mleczny blask. Spojrzałam na ekran i zdrętwiałam. Zamiast „Pretty Woman” ujrzałam tatę w towarzystwie jakiejś kobiety, której nigdy wcześniej nie widziałam. Byli w parku. Ona siedziała na huśtawce, a mój tata delikatnie ją kołysał. Uśmiechali się do siebie z czułością, rozmawiali o czymś, ale nie słyszałam o czym, bo brakowało fonii.
Siedziałam oniemiała. Film był bardzo realistyczny, a tata jak żywy. Nie, to niemożliwe, chyba wciąż spałam. Uszczypnęłam się. Zabolało. Nagle tata i tamta kobieta zniknęli, a na ekranie wyświetlił się napis: „Szukajcie, a znajdziecie”, po czym wszystko zniknęło, a telewizor sam się wyłączył.
Chwilę siedziałam bez ruchu, potem złapałam butelkę i duszkiem wypiłam resztę wina. Przykryłam się kocem i zanim ponownie zapadłam w sen, zdążyłam pomyśleć, że tata dobrze wyglądał na tym filmie.
Ranek był całkiem normalny, choć głowa mi ciążyła od wypitego wieczorem wina. Przeanalizowałam wypadki z poprzedniego dnia i doszłam do wniosku, że sama jestem sobie winna. Zjadłam makaron z sosem carbonara, a ponieważ unikam tłustych potraw, taka sycąca pasta musiała mi zamulić żołądek. Do tego wino, zmęczenie i wizje gotowe. Znalazłszy logiczne wytłumaczenie, pobiegłam do lasu, żeby wytrząsnąć z siebie ból głowy, carbonarę i niejasne przeświadczenie, że ta wizja była zbyt realistyczna.
Po powrocie z lasu wykąpałam się w jeziorze i zaległam z książką na tarasie. Miałam zaległości czytelnicze, ale nie zdołałam ich zbytnio nadrobić, bo zasnęłam.
Znowu przyśnił mi się tata, który dreptał wokół mnie i pytał, kiedy ruszę na poszukiwania. Obudziłam się spocona. Słońce świeciło mi prosto w twarz, a w duszy się gotowało. Kąpiel w jeziorze orzeźwiła mnie na tyle, że postanowiłam wsiąść w samochód i pozwiedzać okolicę.
Wróciłam do domu wieczorem, zrobiłam lekką sałatkę i usiadłam przed telewizorem. Włączyłam „Beethovena”. Uwielbiam ten film o psie, ale nie dokończyłam go tak samo jak książki. Zasnęłam. Gdy się ocknęłam, na ekranie ponownie zobaczyłam tatę z tamtą kobietą. Tym razem na ulicy. Trzymali się za ręce i uśmiechali do siebie. Patrzyłam, jak wchodzą przez wielką bramę na jakiś teren. Szli chodnikiem, obok nich przejeżdżały samochody, w tym ambulans. Dotarli do sporego budynku i stanęli przed drzwiami. Tata odwrócił się w moją stronę. Był smutny.
– Zrób to dla mnie, córeczko – powiedział. – Ona cię potrzebuje, bo została sama.
Pomachał mi na do widzenia i znów wszystko zgasło. Złapałam za pilota i cofnęłam płytę. Obejrzałam to jeszcze raz.
Zerwałam się z kanapy i zaczęłam nerwowo chodzić po salonie.
– O co tu, do cholery chodzi? – zastanawiałam się na głos. – Tato, czego ode mnie chcesz? Miałeś jakąś kobietę i nic mi nie powiedziałeś! Dlaczego? Nie ufałeś mi? – rozpłakałam się, bo rozedrgane emocje wzięły górę. – Nic o tobie nie wiem. Zawsze pytałeś, co u mnie, a moje pytania zbywałeś śmiechem, mówiąc, że dobrze ci tak, jak jest – szlochałam. – A teraz przychodzisz i prosisz mnie o coś, a ja nie wiem o co!
Nie mogłam się uspokoić. Bolało, że ojciec nie włączył mnie do swojego życia, i że teraz jest za późno, by to nadrobić. Nawet na to, żeby mu wygarnąć, co myślę o tych wszystkich jego tajemnicach, było już za późno. Nie miałam żalu ani pretensji, że kogoś sobie znalazł. Zbyt długo był sam. Ale dlaczego nic mi nie powiedział? Z tym pytaniem zasnęłam. Tym razem nic mi się nie śniło.
Cały czas wyłam z żalu
Następnego ranka złamałam się i włączyłam internet w komórce. Zasięg nie był najlepszy, ale udało mi się obejrzeć na Google Maps najbliższą okolicę i znalazłam w pobliżu trzy miejscowości. Poszukałam stron z nimi związanych i bingo! W jednej z nich był budynek taki sam jak na jednym z nagrań.
Otoczony starym parkiem z wielką bramą wjazdową. Przeczytałam tablicę informacyjną. Dawny pałac jakiegoś hrabiego, po drugiej wojnie wykorzystywany przez PGR, mieścił teraz dom kultury, hospicjum i dom spokojnej starości.
Pół godziny później wjeżdżałam przez bramę. Stanęłam na parkingu i zastanawiałam się, co dalej. Nie wiedziałam, gdzie szukać kobiety, z którą związał się mój ojciec. Poza tym jak miałam ją znaleźć, nie znając imienia ani nazwiska? Wysiadłam z samochodu. Białe piórko zawirowało w powietrzu i osiadło na moim ramieniu. Ściągając je, poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę. Była tam. Siedziała na wózku i uśmiechała się do mnie.
– Jednak mnie znalazłaś – powiedziała miękkim głosem. – Piotr był pewien, że ci się uda. Nie chciał, żebym umierała samotnie.
Cały czas patrzyłam na nią pytająco.
– Nie gniewaj się na niego, że ci o nas nie powiedział – prosiła. – Po prostu nie zdążył. Miesiąc przed jego śmiercią planowaliśmy wspólny wyjazd razem z tobą. Chcieliśmy cię zabrać na Kretę, mieliśmy już zabukowane bilety na samolot i zarezerwowany hotel. Ale gdy miał z tobą o tym rozmawiać, ja dostałam wyniki badań. Okazało się, że mam raka. Agresywnego, nienadającego się do leczenia. Twój tata dostał zawału, gdy się o tym dowiedział, a ja wylądowałam tutaj, bo tylko tu czułam się na swoim miejscu – mówiła o wszystkim tak spokojnie, że aż bolało.
– Żałowałam, że cię nie poznałam. Piotr bardzo cię kochał i zawsze mówił o tobie z zachwytem. Moja Danulka, moja cudowna dziewczynka, tak cię nazywał. Dlatego poprosiłam o pomoc świętego Judę, patrona od spraw beznadziejnych, no i proszę, jesteś!
– No dobrze, ale skąd ta cała zasadzka? Nie mogłaś po prostu do mnie zadzwonić? – zapytałam, nie ukrywając zdziwienia.
– Piotra brat, Tadek ukartował ten podstęp. Chcieliśmy dać ci szansę na decyzję, czy chciałabyś mnie poznać – wyjaśniła spokojnie. Widać, że z trudem łapała powietrze.
– Ah wujek Tadek. Zawsze miał szalone pomysły – powiedziałam, lekko się uśmiechając. Że też nie skojarzyłam, że wynajmujący Tadeusz, to może być wujek Tadek.
Podeszłam bliżej do drugiej miłosci mojego taty. Była bardzo słaba. Zrobiło mi się jej żal.
Spędziłam z Anną trzy dni, bo tyle jej zostało. Trzymałam ją za rękę, gdy odchodziła. Niewiele mi powiedziała o sobie i o tacie, zbyt często uciekała przed bólem, tracąc przytomność. Ale gdy o nim mówiła, słyszałam w jej głosie wiele miłości.
Nie płakałam przy niej, ale każde wyjście do toalety kończyło się tym, że wyłam z żalu. Potem wracałam do Anny i udawałam, że wszystko jest w porządku.
Gdy odeszła, pojechałam do leśnego domku, zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do miasta.
Przyjechałam na pogrzeb Anny. Po drodze chciałam wstąpić do chaty, żeby poznać jej właściciela i podziękować mu za gościnę. Niestety, mimo wczytywania się we wskazówki, jakie od niego dostałam, i mimo włączonej nawigacji, nie trafiłam tam ponownie. Domek jakby rozpłynął się we mgle.
Czytaj także:
„Padłem ofiarą kobiety bluszcz. Zostawiła mnie, jak tylko znalazła hojniejszego sponsora”
„Miałam teściową z piekła rodem. Mój mąż był jej oczkiem w głowie, a ja robiłam za służącą”
„Narzeczony chciał, bym zobowiązała się przed ślubem do urodzenia mu trójki dzieci. Musiałam zrobić badania na płodność”