Gdyby nie facet w pierwszym przedziale, wagon byłby pusty. Poszłam korytarzem dalej, minęłam kilkoro drzwi i w końcu usiadłam. Obite wytartym pluszem kanapy sugerowały, że kiedyś nosiły dumne miano pierwszej klasy, teraz dożywały swoich dni na lokalnej linii. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w powolny stukot kół.
Pociąg wlókł się w tempie maszerującego człowieka
Jak byłam młodsza, wyskakiwaliśmy z niego z bratem, zbieraliśmy rosnące na nasypie poziomki i biegiem wracaliśmy do wagonu. Robiliśmy zawody, kto dłużej wytrzyma i kiedyś Wojtek tak długo został na poboczu, że nie mógł dopędzić naszego wagonu, na szczęście udało mu się wskoczyć do ostatniego. Znaliśmy na pamięć rozkład jazdy i nigdy nie ryzykowaliśmy wysiadania w połowie trasy. Wtedy pociąg przyspieszał, pędząc pięćdziesiąt na godzinę, a my cieszyliśmy się z szalonej jazdy.
Pomyśleć, że niebawem kolejka przejdzie do historii. Może to jej ostatni kurs? Musiałam przysnąć, kiedy otworzyłam oczy, naprzeciwko siedział młody mężczyzna. Nie powiem, żebym się ucieszyła. Wagon był pusty, mógł wybrać inny przedział. Co go przywiodło do mojego? Niestety odpowiedź nasuwała się sama, przysiadł się z mojego powodu. Nie jestem przesadnie strachliwa, wychowałam się na wsi, między chłopakami, jak trzeba, to potrafię przyłożyć w obronie własnej, a nawet prewencyjnie. Wojtek mnie tego nauczył.
– Jakby co, nie zastanawiaj się, siostra, tylko wal w podbródek, od spodu. O tak – pokazywał na własnej szczęce. – Na taki cios nie ma silnych, każdego zamroczy.
Podstawy samoobrony posiadłam, ale przecież nie będę się rzucała z pięściami na spokojnie siedzącego człowieka. Tylko te jego nogi. Tarasowały przejście, odcinając mnie od drzwi. Gdybym chciała szybko wyjść, musiałabym się przeciskać, a to mogłoby mnie spowolnić. O czym ja myślę? Zaplanowałam już ucieczkę, posądzając faceta o najgorsze intencje. Może nie będzie tak źle, niedługo konduktor powinien sprawdzać bilety, wtedy skorzystam z okazji i się przesiądę. Najlepiej do przedziału służbowego.
Spojrzałam zezem na towarzysza podróży. Jego twarz pozostawała częściowo w cieniu, na dworze zapadał zmierzch, a w pociągu nie zapalono światła. Nie mogłam dostrzec, czy na mnie patrzy, siedział nieruchomo, niepokojąc mnie coraz bardziej. Powoli, nieznacznym ruchem przemieściłam się bliżej drzwi. Gdzie ten konduktor, do diabła?!
– Moja dziewczyna również miała długie brązowe włosy – tak mnie zaskoczył, odzywając się do mnie, że aż wstrzymałam oddech.
Zdążył mnie obejrzeć i ocenić wygląd. Niedobrze to wróżyło, wolałabym rozmowę o pogodzie. Czego on ode mnie chce?
– Myślałem, że wszystko już się skończyło, lecz wspomnienia nie umierają. Ciągle mi towarzyszą, już sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Chodzi o to, bym nie mógł zapomnieć? – zapytał, odwracając głowę w moją stronę, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
– Wspomnienia są skarbem pamięci – na odczepnego wyrecytowałam wyświechtany frazes.
Trafiłam w sedno, ponieważ podróżny poruszył się gwałtownie. Skuliłam się w sobie.
Po co się odzywałam?
Teraz już byłam pewna, że z tym człowiekiem jest coś nie tak. Ja i on w pustym przedziale, stukot kół stłumi krzyki. Cudownie, nie mogło mi się lepiej trafić.
– Masz rację. Im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem pewien, że nie mogę tak po prostu odejść. Nie sam – rzucił.
Zamyślił się, wpatrując w okno, za którym powoli przesuwały się pnie drzew. Dojeżdżaliśmy akurat do połowy trasy. Już niedługo pociąg przyspieszy. Poczułam, jak wilgotnieją mi dłonie, w tym człowieku było coś niepokojącego.
– Często jeździliśmy do ośrodka wypoczynkowego. Ilona i ja… – oderwał wzrok od ciemnej szyby. – Ciągle się kłóciliśmy, taka z nas była narwana para – uśmiechnął się łagodnie. – Wtedy myślałem, że to nieudane wakacje, ale teraz sądzę inaczej. To są moje najpiękniejsze wspomnienia. Samotność jest niedobra, trzeba mieć przy sobie kogoś bliskiego. Kogokolwiek… – spojrzał na mnie z nowym zainteresowaniem.
Miałam zamiar przesunąć się kolejne dziesięć centymetrów bliżej drzwi, ale po tym, co powiedział, nie wytrzymałam i zerwałam się z siedzenia. Wszystko we mnie krzyczało: „uciekaj!”, a ja nie miałam zamiaru się opierać.
– Muszę do toalety – wybełkotałam, wskoczyłam nogami na kanapę, omijając jego kolana, szarpnęłam drzwi przedziału i wyskoczyłam na korytarz.
Ruszyłam sprintem, oby jak najdalej od niego
Pobiegłam wąskim przejściem, obijając się o ściany wagonu. Pociąg przyspieszył, wprawiając w wibrację prastarą konstrukcję, coś się obijało, łomotało na złączach, gdzieś trzasnęły puszczone luzem drzwi. Szybciej! Muszę znaleźć konduktora, na pewno jest w pierwszym wagonie. Pusty korytarz zalało znienacka słabe światło żarówek, tylko trochę rozpraszające wciskającą się przez okna szarówkę.
Miałam nieprzyjemne wrażenie, że otacza mnie mgła, ale to było złudzenie wywołane złym oświetleniem. Owinęłam się szczelniej swetrem, zrobiło się zimno. Ta linia całkiem zeszła na psy, oszczędzają nawet na ogrzewaniu. Niespodziewanie pociąg zaczął gwałtownie hamować, wagonem zarzuciło tak mocno, że niemal wypadł z torów. Straciłam równowagę i poleciałam głową na ścianę. Ledwo przytrzymałam się uchwytu, ale siła odśrodkowa wyrwała mi go z rak, rzucając dla odmiany na drzwi. Tym razem dostałam w kolano, ból był chyba jeszcze gorszy, zrobiło mi się słabo.
Nagle wszystko ucichło. Pociąg zatrzymał się. Wstałam i, kulejąc, pobiegłam w kierunku elektrowozu. Panika gasiła ból i dodawała skrzydeł. Gdzieś za mną był facet, który uważał, że mogłabym mu zastąpić ukochaną dziewczynę, nie zamierzałam czekać, aż się pojawi.
– O mało nie wykoleił składu, drań – z ulgą usłyszałam swojskie pokrzykiwania konduktora.
Po chwili wpadłam prosto na niego, był blady jak ściana i klął w bardzo wyszukany sposób.
– Co się stało? – spytałam.
– Nie porozbijała się pani? Bo apteczkę mam, jak trzeba, to opatrzę.
– Nic mi nie jest, tylko trochę się przestraszyłam. Co się dzieje? – zapytałam.
– Awaryjne hamowanie było, przez tego skur… czybyka, co to od jakiegoś czasu na tej linii grasuje. Chce nas pozabijać, towarzystwa mu brakuje na tamtym świecie. Mówię pani, sporo już widziałem, ale czegoś takiego, jeszcze nigdy. Nie wierzyłem, jak mi opowiadali, to masz, zobaczyłem na własne oczy. I po co mi to było? Żeby taki owaki z piekła nie wyjrzał za moją krzywdę, zdenerwowałem się jak cholera.
– Kto nas chce pozabijać? – nie rozumiałam ni słowa z tego bełkotu.
– A czort go wie, jak się nazywa. To umarlak od dawna na tamtym świecie. Rzucił się pod pociąg latem, chyba bliżej lat dziewięćdziesiątych to było. Zginął na miejscu, ale... wrócił. Mówili, że zawiedziona miłość, ale pewnie był naprany, bo kto na trzeźwo takie rzeczy robi. I żeby na tym skończył, ale nie. Od czasu do czasu powtarza swój wyczyn, łobuz jeden. Pewnie chce, żeby o nim ludzie nie zapomnieli.
– Ale to tylko projekcja?
– Żeby tylko! To rzetelne uderzenie, po szybie idzie rozbryzg…
Wzdrygnęłam się.
– A potem okazuje się, że nie ma na niej znaku. Taki teatr drań odgrywa, wszystko po to, żeby maszynista gwałtownie wyhamował. Ja pani mówię, on chce kogoś zabrać ze sobą, jeszcze nie porzucił całkiem nadziei na towarzystwo i wciąż próbuje.
Miałam zamiar opowiedzieć konduktorowi o mężczyźnie w przedziale, ale był zbyt przejęty tym, co zobaczył, żeby poświęcić mi uwagę. Resztę krótkiej podróży spędziłam w służbowym, słuchając najprawdziwszych historii o zjawach pojawiających się na torach. Nie przestawałam myśleć o facecie, który pojawił się w moim przedziale. Nie wyglądał jak duch, był z krwi i kości, o ile mogłam stwierdzić w słabym świetle niknącego dnia.
Tylko to, co mówił, było dziwne i niepokojące
Jeździł ze swoją dziewczyną do ośrodka nad jeziorem? Kiedy? Przecież zamknięto go wiele lat temu. Z ulgą wysiadłam z pociągu widmo. Opustoszała stacyjka prezentowała się niewiele lepiej, jeden peron i niszczejący budynek, zwany szumnie dworcem, wszystko spowite upiornym światłem ostatniej działającej latarni.
Cieszyłam się, że Wojtek czeka na mnie w samochodzie przed stacją, musiałam tylko przejść na drugą stronę budynku. Tego typa z pociągu zobaczyłam od razu, nie mogłam się mylić. Stał niedaleko, jakby na kogoś czekał. Nie powinnam się dziwić, przecież powiedział, że nie odejdzie sam. Błyskawicznie dopadłam samochodu brata i krzyknęłam, żeby jechał.
– Odbiło ci?! – warknął wściekły, ale ruszył, paląc gumy na asfalcie.
– Po prostu śpieszę się do domu. Mam dosyć podróży pociągiem – powiedziałam i odwróciłam się w stronę okna.
Mężczyzna zniknął w mroku, ale to nie znaczy, że go tam nie było.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”