„Rzucił się na mnie, wybił zęby i brutalnie zgwałcił... Jak w kimś tak pięknym może czaić się tyle zła?"

Mężczyzna stosujący przemoc wobec kobiety fot. Adobe Stock, panitan
„Był przystojnym, interesującym mężczyzną, dla którego kompletnie straciłam głowę. Normalnie nie umówiłabym się na pierwszą randkę późną nocą, w nieznanej mi dzielnicy i nie dała się zaprowadzić na spacer po parku, a potem odwieźć, ale przecież znałam Adriana doskonale! Od kilku miesięcy rozmawiałam z nim na portalu randkowym".
/ 01.07.2021 09:38
Mężczyzna stosujący przemoc wobec kobiety fot. Adobe Stock, panitan

Długo rozmawiałam z nim przez internet. Wierzyłam, że jest samotnym, wrażliwym mężczyzną, który szuka pokrewnej duszy. O, ja naiwna!

Jak w kimś tak pięknym może czaić się tyle zła?

Rzucił mnie na podłogę i ręką przycisnął usta. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Dusiłam się… Ten drań najpierw wybił mi zęby, zanim wcisnął mi w usta śmierdzący gałgan. Szmata nasiąkła krwią z poranionych dziąseł, która spływała mi do gardła. Mając związane dłonie, nic nie mogłam poradzić. Gruby sznur wbijał się w moje nadgarstki, rwał skórę na kostkach stóp. W myślach krzyczałam z bólu i złorzeczyłam na własną głupotę. „Zgniję tutaj, nim ktokolwiek mnie znajdzie, a ja bardzo, bardzo chcę żyć” – czułam narastającą panikę. Gdybym chociaż pozostała nieprzytomna… Ale ocknęłam się, kiedy zamykał za sobą drzwi.

„Jak w kimś tak pięknym może czaić się tyle zła?” – pomyślałam o moim oprawcy. Jeszcze kilka godzin temu nazywałabym go „moim Adriankiem”. Był przystojnym, interesującym mężczyzną, dla którego kompletnie straciłam głowę. Normalnie nie umówiłabym się na pierwszą randkę późną nocą, w nieznanej mi dzielnicy i nie dała się zaprowadzić na spacer po parku, a potem odwieźć, ale przecież znałam Adriana doskonale! 

Z biciem serca przyjmowałam od niego wirtualne buziaki, róże i prezenty

Od kilku miesięcy rozmawiałam z nim na portalu randkowym. Wierzyłam w opowieści o wieczorach spędzanych przez niego samotnie z książką lub przed telewizorem. Ze współczuciem czytałam o zapracowaniu, pichconych po nocach obiadach i marzeniach, by dzielić swe życie z pokrewną duszą. Z biciem serca przyjmowałam od niego wirtualne buziaki, róże i prezenty. A gdy w końcu zapytał, czy wybrałabym się z nim na kolację, z radości omal nie wywinęłam fikołka.

– Potrzebowałem czasu, by ci zaufać. Tyle kobiet w dzisiejszych czasach leci tylko na wygląd albo kasę, ale ty jesteś inna… – powiedział. Sama zaprosiłam go do mojego mieszkania! Doceniłam, że witając się, pocałował mnie w rękę i podał ramię, by wprowadzić mnie do eleganckiego lokalu. Peszyła mnie jego pewność siebie, a jednocześnie jego zachowanie bardzo mi imponowało. Wiedział, jakie wino powinniśmy wypić do kolacji, zasugerował menu i lekki deser.

Uderzył tak mocno, że poleciałam na wieszak z ubraniami

„Dam ci wszystko, czego zapragniesz! – mówiło moje spojrzenie”. I dałam. Dwie godziny później, gdy po romantycznym spacerze zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Mogłam wysiąść, trzasnąć drzwiami i umówić się na następny dzień, ale zamiast tego wyszeptałam, że chciałabym, by ta randka nigdy się nie skończyła i wciągnęłam go do mieszkania.

Oczyma wyobraźni widziałam już, jak w przedpokoju zdziera ze mnie bluzkę, i całując namiętnie, zanosi mnie do sypialni… A on, owszem, zdarł bluzkę, a potem uderzył tak mocno, że poleciałam na wieszak z ubraniami. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, kiedy rzucił mnie na podłogę, przycisnął mi ręką usta i zgwałcił. Szybko i brutalnie. Gdy skończył, westchnął z ulgą i wyrwał mi z uszu maleńkie, diamentowe kolczyki, a potem wepchnął mi w usta mój szal, który później wymienił na cuchnącą benzyną szmatę.

– Nie podpalę jej, jeśli będziesz grzeczna – oznajmił, przystawiając zapalniczkę do papierosa. Poczułam, że serce podchodzi mi do gardła, a on jak gdyby nigdy nic zaciągnął się spokojnie.

– A teraz powiedz, gdzie masz inne kosztowności – wskazał na kolczyki. – No dalej, chyba, że chcesz jeszcze raz – zarechotał. – Chcesz? Widać, że dawno nie miałaś takiego ogiera? Zaczęłam płakać, prosząc na migi, by dał mi spokój. Śmiał się. Widać było, że bawi go mój strach.

– Spoko mała, sam znajdę. Wyglądasz na dzianą babkę – mruknął. Splądrował wszystkie szafy, komody, zakamarki i znalazł uciułane przeze mnie trzy tysiące złotych, które wypłaciłam przed wakacjami oraz biżuterię po babci. Z portfela wyrwał również dwie karty kredytowe.

– Mało tego – prychnął. – Idziemy! – rozkazał i pociągnął mnie za sobą. O tej porze ta część miasta przypominała wymarłą wioskę, a Adrian zaparkował blisko furtki, więc bez problemu wrzucił mnie na tylne siedzenie swojego terenowego wozu.

– Jeśli się ruszysz… – powiedział, przystawiając mi do głowy pistolet. Nigdy wcześniej nie widziałam broni z bliska, a tym bardziej nie czułam chłodu stali na swoim policzku.

– Wiesz, kto w tym kraju ma broń? – wyszeptał, nachylając się nade mną. – Służby specjalne i policja, więc lepiej trzymaj buzię na kłódkę, bo nikt maleńka ci nie pomoże. Wskoczył na przednie siedzenie i odjechał z piskiem opon.

Powtarzałam sobie, że muszę być teraz silna…

Nie wiem, dokąd mnie przywiózł, bo wokół panowała ciemność. Wyciągnął mnie z samochodu, i przyświecając sobie latarką, pognał do jakiegoś budynku. W środku śmierdziało stęchlizną. Nie pozwolił mi się zatrzymać, tylko pchnął mnie w kierunku ciemnej plamy, która okazała się wejściem do kolejnego pomieszczenia. Wtedy nacisnął włącznik. Powtarzałam sobie, że muszę być teraz silna… W świetle mlecznej żarówki zobaczyłam wybetonowaną salkę. W jednym z rogów znajdowała się wmontowana w ścianę, rdzewiejąca deszczownica z odpływem w środku, po przekątnej widać było dziurę w podłodze.

– To kibel – rzucił mój oprawca. – Gdybyś chciała… No tak, ale nie masz jak – zarechotał znowu, i zdarł ze mnie spódnicę i majtki. – Tu nie będą ci potrzebne – oznajmił, wymierzając mi siarczysty policzek, po którym zatoczyłam się na ścianę i chyba zemdlałam. Gdy się ocknęłam, nie było go. Pomyślałam, że jeśli posiedzę tutaj dłużej, to stracę resztki woli do walki z tym człowiekiem. „Muszę się zmobilizować, muszę się jakoś ogarnąć” – powtarzałam sobie w duchu.

Leżałam prawie naga na wilgotnym betonie, starając się nie rozpłakać. „Myśl! Myśl! Już się nie obwiniaj, tylko myśl! – nakazywałam sobie. – Trochę biegasz, jesteś dość silna i przy tuszy, poradzisz sobie, jeśli dasz z siebie wszystko. Uda się!”.

Nie uderzałam, gdzie popadnie, celowałam prosto w oczy

Gdy przyszedł ponownie, byłam już gotowa. Wcześniej zdążyłam podpełznąć do wychodka, i starając się nie zwymiotować, położyłam się tak, jakbym chciała się załatwić. Spojrzał na mnie, a ja zrobiłam smutną minę. Być może wyzwoliłam w nim ostatni ludzki odruch, bo rozciął mi więzy na nogach i rękach, i pozwolił skorzystać z dziury. Tylko na to czekałam.

On złożył scyzoryk, a ja rzuciłam się na niego. Nie uderzałam, gdzie popadnie, celowałam prosto w oczy. Wiedziałam, że inaczej nie mam z nim szans. Wrzeszczał, kiedy drapałam go po twarzy i kopałam jego krocze. Nie wiem, jak bardzo go skrzywdziłam, bo zaraz uciekłam z budynku. Naga i brudna biegłam po jakimś lesie lub porośniętym mchem i trawą terenie. Co jakiś czas wpadałam na drzewa albo druty ogrodzenia.

W końcu znalazłam dziurę między łączeniami siatki i wydostałam się na zewnątrz. Prosto pod jadący polną drogą samochód… W pierwszej chwili chciałam uskoczyć i schować się w lesie. Wystraszyłam się, że za kierownicą auta siedzi Adrian, ale uciekając, poślizgnęłam się na kamieniu i upadłam tuż przed kołami auta. „To już koniec” – pomyślałam zrozpaczona, widząc jedynie w świetle reflektorów zarys ciemnej sylwetki.

– Mój Boże! – usłyszałam przerażony młody kobiecy głos.

– Rety! Co się pani stało? – dodał drugi, starszy. – Może pani wstać? Moimi wybawicielkami okazały się matka i córka. Miałam szczęście, wracały z rodzinnego spotkania, a że było ciemno, jechały bardzo wolno.

– Normalnie Sandra szaleje na tej drodze. Nie miałaby pani szans, gdyby wpadła jej pod koła w ciągu dnia! – oznajmiła matka.

Przetrwałam. Po miesięcznym zwolnieniu wróciłam do pracy, ale poszłam na terapię. Ze strachu przed Adrianem bałam się wrócić do domu, więc zamieszkałam u rodziców, a dom wystawiłam na sprzedaż.

Wciąż mam napady lękowe. Unikam pustych miejsc, parków i lasów. A Adrian? Jakby zapadł się pod ziemię. Policja ma jego dokładny rysopis, ale wciąż go nie znaleźli. Czasem nachodzi mnie ochota, żeby odszukać tego drania na własną rękę i zemścić się na nim za to, co mi zrobił. Teraz jestem jeszcze na to zbyt słaba, ale kto wie, jeśli dłużej pozostanie bezkarny? Jeżeli tak się stanie, to z pewnością wam o tym opowiem.

Czytaj także:
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Mój były mąż bez mojej wiedzy zabrał synów na wycieczkę. Spowodował wypadek po pijanemu i ledwo uszli z życiem”
„Gdy odkryłam romans męża, nie poddałam się. Udowodniłam jego kochance, że jesteśmy idealnym małżeństwem”

Redakcja poleca

REKLAMA