Długo rozmawiałam z nim przez internet. Wierzyłam, że jest samotnym, wrażliwym mężczyzną, który szuka pokrewnej duszy. O, ja naiwna!
Jak w kimś tak pięknym może czaić się tyle zła?
Rzucił mnie na podłogę i ręką przycisnął usta. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Dusiłam się… Ten drań najpierw wybił mi zęby, zanim wcisnął mi w usta śmierdzący gałgan. Szmata nasiąkła krwią z poranionych dziąseł, która spływała mi do gardła. Mając związane dłonie, nic nie mogłam poradzić. Gruby sznur wbijał się w moje nadgarstki, rwał skórę na kostkach stóp. W myślach krzyczałam z bólu i złorzeczyłam na własną głupotę. „Zgniję tutaj, nim ktokolwiek mnie znajdzie, a ja bardzo, bardzo chcę żyć” – czułam narastającą panikę. Gdybym chociaż pozostała nieprzytomna… Ale ocknęłam się, kiedy zamykał za sobą drzwi.
„Jak w kimś tak pięknym może czaić się tyle zła?” – pomyślałam o moim oprawcy. Jeszcze kilka godzin temu nazywałabym go „moim Adriankiem”. Był przystojnym, interesującym mężczyzną, dla którego kompletnie straciłam głowę. Normalnie nie umówiłabym się na pierwszą randkę późną nocą, w nieznanej mi dzielnicy i nie dała się zaprowadzić na spacer po parku, a potem odwieźć, ale przecież znałam Adriana doskonale!
Z biciem serca przyjmowałam od niego wirtualne buziaki, róże i prezenty
Od kilku miesięcy rozmawiałam z nim na portalu randkowym. Wierzyłam w opowieści o wieczorach spędzanych przez niego samotnie z książką lub przed telewizorem. Ze współczuciem czytałam o zapracowaniu, pichconych po nocach obiadach i marzeniach, by dzielić swe życie z pokrewną duszą. Z biciem serca przyjmowałam od niego wirtualne buziaki, róże i prezenty. A gdy w końcu zapytał, czy wybrałabym się z nim na kolację, z radości omal nie wywinęłam fikołka.
– Potrzebowałem czasu, by ci zaufać. Tyle kobiet w dzisiejszych czasach leci tylko na wygląd albo kasę, ale ty jesteś inna… – powiedział. Sama zaprosiłam go do mojego mieszkania! Doceniłam, że witając się, pocałował mnie w rękę i podał ramię, by wprowadzić mnie do eleganckiego lokalu. Peszyła mnie jego pewność siebie, a jednocześnie jego zachowanie bardzo mi imponowało. Wiedział, jakie wino powinniśmy wypić do kolacji, zasugerował menu i lekki deser.
Uderzył tak mocno, że poleciałam na wieszak z ubraniami
„Dam ci wszystko, czego zapragniesz! – mówiło moje spojrzenie”. I dałam. Dwie godziny później, gdy po romantycznym spacerze zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Mogłam wysiąść, trzasnąć drzwiami i umówić się na następny dzień, ale zamiast tego wyszeptałam, że chciałabym, by ta randka nigdy się nie skończyła i wciągnęłam go do mieszkania.
Oczyma wyobraźni widziałam już, jak w przedpokoju zdziera ze mnie bluzkę, i całując namiętnie, zanosi mnie do sypialni… A on, owszem, zdarł bluzkę, a potem uderzył tak mocno, że poleciałam na wieszak z ubraniami. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, kiedy rzucił mnie na podłogę, przycisnął mi ręką usta i zgwałcił. Szybko i brutalnie. Gdy skończył, westchnął z ulgą i wyrwał mi z uszu maleńkie, diamentowe kolczyki, a potem wepchnął mi w usta mój szal, który później wymienił na cuchnącą benzyną szmatę.
– Nie podpalę jej, jeśli będziesz grzeczna – oznajmił, przystawiając zapalniczkę do papierosa. Poczułam, że serce podchodzi mi do gardła, a on jak gdyby nigdy nic zaciągnął się spokojnie.
– A teraz powiedz, gdzie masz inne kosztowności – wskazał na kolczyki. – No dalej, chyba, że chcesz jeszcze raz – zarechotał. – Chcesz? Widać, że dawno nie miałaś takiego ogiera? Zaczęłam płakać, prosząc na migi, by dał mi spokój. Śmiał się. Widać było, że bawi go mój strach.
– Spoko mała, sam znajdę. Wyglądasz na dzianą babkę – mruknął. Splądrował wszystkie szafy, komody, zakamarki i znalazł uciułane przeze mnie trzy tysiące złotych, które wypłaciłam przed wakacjami oraz biżuterię po babci. Z portfela wyrwał również dwie karty kredytowe.
– Mało tego – prychnął. – Idziemy! – rozkazał i pociągnął mnie za sobą. O tej porze ta część miasta przypominała wymarłą wioskę, a Adrian zaparkował blisko furtki, więc bez problemu wrzucił mnie na tylne siedzenie swojego terenowego wozu.
– Jeśli się ruszysz… – powiedział, przystawiając mi do głowy pistolet. Nigdy wcześniej nie widziałam broni z bliska, a tym bardziej nie czułam chłodu stali na swoim policzku.
– Wiesz, kto w tym kraju ma broń? – wyszeptał, nachylając się nade mną. – Służby specjalne i policja, więc lepiej trzymaj buzię na kłódkę, bo nikt maleńka ci nie pomoże. Wskoczył na przednie siedzenie i odjechał z piskiem opon.
Powtarzałam sobie, że muszę być teraz silna…
Nie wiem, dokąd mnie przywiózł, bo wokół panowała ciemność. Wyciągnął mnie z samochodu, i przyświecając sobie latarką, pognał do jakiegoś budynku. W środku śmierdziało stęchlizną. Nie pozwolił mi się zatrzymać, tylko pchnął mnie w kierunku ciemnej plamy, która okazała się wejściem do kolejnego pomieszczenia. Wtedy nacisnął włącznik. Powtarzałam sobie, że muszę być teraz silna… W świetle mlecznej żarówki zobaczyłam wybetonowaną salkę. W jednym z rogów znajdowała się wmontowana w ścianę, rdzewiejąca deszczownica z odpływem w środku, po przekątnej widać było dziurę w podłodze.
– To kibel – rzucił mój oprawca. – Gdybyś chciała… No tak, ale nie masz jak – zarechotał znowu, i zdarł ze mnie spódnicę i majtki. – Tu nie będą ci potrzebne – oznajmił, wymierzając mi siarczysty policzek, po którym zatoczyłam się na ścianę i chyba zemdlałam. Gdy się ocknęłam, nie było go. Pomyślałam, że jeśli posiedzę tutaj dłużej, to stracę resztki woli do walki z tym człowiekiem. „Muszę się zmobilizować, muszę się jakoś ogarnąć” – powtarzałam sobie w duchu.
Leżałam prawie naga na wilgotnym betonie, starając się nie rozpłakać. „Myśl! Myśl! Już się nie obwiniaj, tylko myśl! – nakazywałam sobie. – Trochę biegasz, jesteś dość silna i przy tuszy, poradzisz sobie, jeśli dasz z siebie wszystko. Uda się!”.
Nie uderzałam, gdzie popadnie, celowałam prosto w oczy
Gdy przyszedł ponownie, byłam już gotowa. Wcześniej zdążyłam podpełznąć do wychodka, i starając się nie zwymiotować, położyłam się tak, jakbym chciała się załatwić. Spojrzał na mnie, a ja zrobiłam smutną minę. Być może wyzwoliłam w nim ostatni ludzki odruch, bo rozciął mi więzy na nogach i rękach, i pozwolił skorzystać z dziury. Tylko na to czekałam.
On złożył scyzoryk, a ja rzuciłam się na niego. Nie uderzałam, gdzie popadnie, celowałam prosto w oczy. Wiedziałam, że inaczej nie mam z nim szans. Wrzeszczał, kiedy drapałam go po twarzy i kopałam jego krocze. Nie wiem, jak bardzo go skrzywdziłam, bo zaraz uciekłam z budynku. Naga i brudna biegłam po jakimś lesie lub porośniętym mchem i trawą terenie. Co jakiś czas wpadałam na drzewa albo druty ogrodzenia.
W końcu znalazłam dziurę między łączeniami siatki i wydostałam się na zewnątrz. Prosto pod jadący polną drogą samochód… W pierwszej chwili chciałam uskoczyć i schować się w lesie. Wystraszyłam się, że za kierownicą auta siedzi Adrian, ale uciekając, poślizgnęłam się na kamieniu i upadłam tuż przed kołami auta. „To już koniec” – pomyślałam zrozpaczona, widząc jedynie w świetle reflektorów zarys ciemnej sylwetki.
– Mój Boże! – usłyszałam przerażony młody kobiecy głos.
– Rety! Co się pani stało? – dodał drugi, starszy. – Może pani wstać? Moimi wybawicielkami okazały się matka i córka. Miałam szczęście, wracały z rodzinnego spotkania, a że było ciemno, jechały bardzo wolno.
– Normalnie Sandra szaleje na tej drodze. Nie miałaby pani szans, gdyby wpadła jej pod koła w ciągu dnia! – oznajmiła matka.
Przetrwałam. Po miesięcznym zwolnieniu wróciłam do pracy, ale poszłam na terapię. Ze strachu przed Adrianem bałam się wrócić do domu, więc zamieszkałam u rodziców, a dom wystawiłam na sprzedaż.
Wciąż mam napady lękowe. Unikam pustych miejsc, parków i lasów. A Adrian? Jakby zapadł się pod ziemię. Policja ma jego dokładny rysopis, ale wciąż go nie znaleźli. Czasem nachodzi mnie ochota, żeby odszukać tego drania na własną rękę i zemścić się na nim za to, co mi zrobił. Teraz jestem jeszcze na to zbyt słaba, ale kto wie, jeśli dłużej pozostanie bezkarny? Jeżeli tak się stanie, to z pewnością wam o tym opowiem.
Czytaj także:
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Mój były mąż bez mojej wiedzy zabrał synów na wycieczkę. Spowodował wypadek po pijanemu i ledwo uszli z życiem”
„Gdy odkryłam romans męża, nie poddałam się. Udowodniłam jego kochance, że jesteśmy idealnym małżeństwem”