„Ryzykowałem życie, rzuciłem się na ratunek, a okazuje się, że ta idiotka sobie coś ubzdurała? Liczyła tylko na usta-usta”

Ratownik na plaży fot. Adobe Stock, New Africa
„Zrozumiałem, że nie ma chwili do stracenia. Wrzasnąłem do chłopaków, że mam interwencję, i wskoczyłem do morza. Płynąłem najszybciej, jak umiałem. Wiedziałem, że liczy się każda sekunda. Jednak im bliżej podpływałem, widziałem, że coś jest nie tak”.
/ 10.06.2022 19:30
Ratownik na plaży fot. Adobe Stock, New Africa

Jestem ratownikiem w jednym z nadmorskich kurortów. Od początku traktowałem swoją pracę bardzo poważnie. Niektórzy koledzy częściej zerkali na dziewczyny kręcące się wokół naszego stanowiska niż na kąpiących się wczasowiczów, ale nie ja.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że od mojej czujności zależy ludzkie życie. Kiedy więc oni flirtowali z kolejnymi panienkami, ja pilnowałem kąpieliska. Trochę ich dziwiło, że jestem taki odporny na kobiece wdzięki, ale w sumie byli zadowoleni. Cieszyli się, że ktoś trwał na posterunku i w razie czego wszczynał alarm.

Była cała roztrzęsiona!

Tamten dzień był wyjątkowo gorący. Na plażę przyszło mnóstwo ludzi. Poleżeli trochę na słońcu, a potem jak na komendę ruszyli do wody. W morzu zrobiło się tłoczno jak na deptaku.

Dla ratownika to horror, bo w takim tłumie łatwo nie zauważyć, że ktoś potrzebuje pomocy. Zabrałem więc krzesełko, trochę sprzętu i podszedłem bliżej brzegu, by mieć wszystkich na oku.

Na początku nie działo się nic szczególnego. Przywołałem do porządku grupę rozbrykanych dzieciaków ochlapujących spacerowiczów, zwróciłem uwagę mamuśce, która zamiast pilnować małego synka bawiącego się w wodzie, zagadała się z koleżanką, wreszcie zniechęciłem do kąpieli faceta, który wypił tyle alkoholu, że ledwie trzymał się na nogach.

Właśnie zamierzałem się usadowić na krzesełku, gdy podbiegła do mnie młoda dziewczyna.

– Ratunku! Moja przyjaciółka tonie! – darła się wniebogłosy. 

– Gdzie? Pokaż! – złapałem ją za ramię.

– Tam! – wskazała.

Wytężyłem wzrok. Mniej więcej sto metrów od brzegu, już poza strzeżoną strefą, dostrzegłem kobietę. Wyglądało na to, że rzeczywiście ma kłopoty. Co chwila znikała pod wodą, a gdy udawało jej się wypłynąć, to rozpaczliwie machała rękami i coś krzyczała. Zrozumiałem, że nie ma chwili do stracenia.

Wrzasnąłem do chłopaków, że mam interwencję, i wskoczyłem do morza. Płynąłem najszybciej, jak umiałem. Wiedziałem, że liczy się każda sekunda. Gdy byłem w połowie drogi, zorientowałem się, że koło kobiety pływa jakiś mężczyzna.

Wyglądało na to, że chce jej pomóc

Ale ona opędzała się od niego jak od natrętnej muchy. Gdy się przybliżał, ona odpływała i coś tam do niego krzyczała. W końcu facet odpłynął zniechęcony.

Niedobrze. Chyba spanikowała – przemknęło mi przez myśl i jeszcze mocniej zacząłem przebierać rękami i nogami. Fale zalewały mi twarz, ale widziałem, że dziewczyna z coraz większym trudem utrzymuje się na powierzchni.

Gdy byłem dwa metry od niej, znowu zniknęła pod wodą i już nie wypłynęła. Nie zastanawiając się ani sekundy, zanurkowałem i wyciągnąłem dziewczynę na powierzchnię. Chwilę później holowałem ją do brzegu. Tym razem nie panikowała.

Gdy objąłem jej podbródek ramieniem, nawet się nie poruszyła. Podejrzewałem, że jest nieprzytomna, ale miałem nadzieję, że przeżyje.

Gdy dopłynąłem do brzegu, byłem potwornie zmęczony. Koledzy pomogli mi wyciągnąć dziewczynę z wody. Ułożyliśmy ją na piasku. Wokół zgromadziło się od razu mnóstwo gapiów. Wszyscy trzymali w dłoniach komórki i nagrywali całą akcję. Ogarnęła mnie wściekłość.

– Spadajcie stąd, ale już! I pochowajcie telefony! Tu nie ma nic ciekawego do oglądania! – ryknąłem.

Ludzie cofnęli się o kilka kroków, ale nie przestali filmować. Nienawidzę, jak ktoś robi z czyjegoś nieszczęścia sensację, ale nie miałem siły się z nimi kłócić.

Pochyliłem się nad dziewczyną. Leżała nieruchomo, z zamkniętymi oczami, jednak oddychała. Sprawdziłem puls, był prawidłowy. Na jej ciele nie było widać żadnych obrażeń.

Coś jest nie tak, powinna się ocknąć

– Cholera, dlaczego jest nieprzytomna? Wezwijcie karetkę! – krzyknąłem.

I wtedy stało się coś dziwnego. Topielica nagle ożyła, otworzyła oczy i usiadła.

– Nie ma takiej potrzeby – powiedziała jak gdyby nigdy nic.

– Słucham? – patrzyłem na dziewczynę zaskoczony.

– Nic mi nie jest. Czekałam na reanimację metodą usta-usta, ale jak widzę, na razie nie mam na to szans. Może później to nadrobimy? Na przykład o ósmej w klubie przy deptaku? – uśmiechnęła się zalotnie.

– Możesz mi wytłumaczyć, co tu jest grane? – wykrztusiłem.

– Naprawdę nie rozumiesz?

– Nie… – powiedziałem.

– O rany, kolejny niedomyślny facet – westchnęła.

– Przestań się wygłupiać! – zażądałem.

Dziewczyna spojrzała mi słodko w oczy.

Myślałem, że mnie krew zaleje!

– To proste. Bardzo chciałam cię poznać, misiaczku.

– Co takiego?! – nie mogłem uwierzyć.

– O rany, jak przyszłam po raz pierwszy na plażę, to od razu wpadłeś mi w oko. Niestety, choć bardzo się starałam, nie zwracałeś na mnie uwagi. Byłam wściekła, bo żaden facet tak mnie jeszcze nigdy nie olał. Nie zamierzałam się jednak poddawać. Kombinowałam, jak cię poderwać, i w końcu mnie olśniło. Wymyśliłam, że zacznę się topić. Moja przyjaciółka narobi rabanu, ty rzucisz mi się na ratunek, a dalej to już jakoś samo pójdzie…

– Zaraz, czyli wcale nie potrzebowałaś pomocy? Tylko udawałaś, że toniesz?

– No jasne! Nieźle mi to wyszło, prawda? Zasuwałeś w moją stronę jak torpeda! Aż miło było popatrzeć! – cmoknęła.

– A ten mężczyzna, który do ciebie podpłynął? Jeszcze przede mną… Kto to był? – starałem się zachować spokój.

– A, jakiś tam frajer. Koniecznie chciał mnie uratować. Mówiłam mu, że wszystko w porządku, ale mnie nie słuchał. Głupek myślał, że jestem w jakimś szoku. Dopiero jak na niego wrzasnęłam, to zniknął. A ja spokojnie mogłam poczekać na ciebie. To słodkie, prawda? Mam nadzieję, że docenisz moje starania… 

Poczułem, jak wzbiera we mnie złość

– Słodkie? Z większą głupotą w życiu się nie spotkałem! Czy ty mózgu nie masz? – ryknąłem do dziewczyny.

Spojrzała na mnie szczerze zdziwiona.

– No co ty… Myślałam, że będziesz zachwycony – wykrztusiła.

– To się pomyliłaś! Nie pomyślałaś, idiotko, że gdy ty bawiłaś się w najlepsze, ktoś inny mógł naprawdę potrzebować pomocy? – nie odpuszczałem.

– No dobra, może i mógł. Ale nie potrzebował. Nic wielkiego więc się nie stało – wzruszyła ramionami. 

– Wiesz co, zabieraj swoje rzeczy i znikaj z mojej plaży. I więcej się tu nie pokazuj! – warknąłem wściekły.

– Nie masz prawa tak do mnie mówić! – naburmuszyła się.

– Tak? To idź i złóż na mnie skargę. Masz do tego prawo.  Ale teraz zejdź mi z oczu, bo nie wytrzymam! – aż zacisnąłem pięści.

– Nie daruję ci tego – wysyczała przez zęby i ruszyła w stronę wyjścia.

Chwilę później zniknęła za wydmami. Rzuciłem za nią pod nosem jeszcze kilka „ciepłych” słów i wróciłem do pracy. Miałem nadzieję, że więcej jej nie zobaczę.

Zbliżał się koniec dyżuru i powoli zaczęliśmy się zbierać z kolegami  do domu. Właśnie pakowaliśmy sprzęt, gdy do naszego stanowiska podeszło dwóch zaprzyjaźnionych policjantów.

Dobrze jej tak, dostała za swoje

– A co to, na spacerek się wybraliście? Tylko czemu w mundurach? – zachichotałem.

– Wybacz, stary, ale musimy cię zabrać na komisariat.

– Dlaczego? – wybałuszyłem na nich oczy.

– Znasz Anetę K.?

– Nie mam zielonego pojęcia, co to za jedna.

– Podobno wyciągałeś ją dzisiaj z wody.

– A, to ta idiotka…

– A więc znasz?

– Niestety… – skrzywiłem się na samo wspomnienie.

– Otóż ta pani złożyła dziś u nas oficjalne zawiadomienie o przestępstwie. Oskarżyła cię o molestowanie. Powiedziała, że jak ją wyciągnąłeś z wody, to dotykałeś ją w intymne miejsca i proponowałeś seks. A jak się nie zgodziła, groziłeś jej i wyrzuciłeś ją z plaży.

– Chyba w to nie wierzycie! To ona chciała mnie poderwać. Odrzuciłem jej durne zaloty i teraz się mści!

– Masz na to jakichś świadków?

– No pewnie! Chłopaków i jeszcze z pół plaży. Ludzie wszystko widzieli.

– A może jeszcze nagrywali?

– Owszem! Próbowałem ich do tego zniechęcić, ale oczywiście mnie olali. Założę się, że w promieniu dwudziestu metrów każdy ma filmik z tej akcji. I wiecie co? Po raz pierwszy w życiu bardzo się z tego cieszę – uśmiechnąłem się.

Policjanci nie zabrali mnie tamtego dnia na komisariat. Po dziesięciu minutach mieli już nagrania z pięciu komórek. Wszystkie potwierdziły, że ta cała Aneta łże jak pies. Przycisnęli ją później jeszcze raz i w końcu przyznała, że to molestowanie sobie wymyśliła. Podobno czeka ją sprawa w sądzie za rzucanie fałszywych oskarżeń i wprowadzanie w błąd policji.

A ja? No cóż… Gdy mam dyżur, dalej z uwagą patrzę w morze. Czasem jednak na moment zerkam na kręcące się wokół naszego stanowiska dziewczyny. Uśmiecham się, zamienię kilka słów. Tak na wszelki wypadek, żeby sytuacja się nie powtórzyła…

Czytaj także:
„Szef wodził żonę za nos, a ona biegała jak potulny koń za marchewką. Musiałem ją zmusić, żeby zawalczyła o siebie”
„Szczyciłem się tym, że nie dałem się żadnej uwiązać, ale prawda była inna. Samotność doskwierała mi na każdym kroku”
„Córka, zamiast z rodziną, spędzała godziny z nosem w telefonie. Chciałam dać jej nauczkę i... wysłałam do babci na wieś”

Redakcja poleca

REKLAMA