„Córka, zamiast z rodziną, spędzała godziny z nosem w telefonie. Chciałam dać jej nauczkę i... wysłałam do babci na wieś”

Zniesmaczona dziewczynka fot. Adobe Stock, Galina Zhigalova
„Zaczynałam myśleć, że te dwie kobiety, które dzielą zaledwie dwa pokolenia, nie mają szans, żeby znaleźć wspólny język. Dla Oli nie tylko SMS-y były przeżytkiem! Cenny kajecik babci, pełen przepisów i rad, które od lat zapisywała dla przyszłych pokoleń, też”.
/ 05.06.2022 05:30
Zniesmaczona dziewczynka fot. Adobe Stock, Galina Zhigalova

Wiedziałam, że Zuzka chciała pojechać na obóz zagraniczny, ale mimo szczerych chęci, nie byłam w stanie wysupłać kilku tysięcy. To nie był mały wydatek.

– Może pojedziemy na wakacje do babci, co? – zapytałam pełna nadziei.

Córka ma czternaście lat i chyba ostatnią rzeczą na świecie, która mogłaby wydać jej się atrakcyjna, był wyjazd na wieś. Zrobiła nadętą minę, a ja pomyślałam, że ostatnio coraz częściej widuję u niej ten wyraz twarzy.

Nie chcę, żeby zrobiła się z niej jakaś egzaltowana pannica z nosem na kwintę. Postanowiłam, że musi poznać trochę innego świata, w którym to nie smartfon, plotki z koleżankami i zakupy w hipermarketach były główną atrakcją, a kontakt z naturą.

Nie była zadowolona, Władek też kręcił nosem

Wymyślił sobie, że spędzi urlop na wędkowaniu, ale ja byłam nieugięta. Wędkować może wszędzie, a moja mama nie widziała wnuczki od dwóch lat! Owszem, mieszka daleko, bo od Zielonej Góry na Rzeszowszczyznę trzeba przejechać całą Polskę, ale przecież to jej babcia!

Spakowaliśmy walizki i w drogę. Ola całą podróż siedziała naburmuszona, ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam, żeby trochę bliżej poznała babcię, póki ma jeszcze okazję!

Ostatnie kilometry ciągnęły się w nieskończoność. Wyboiste, kręte dróżki zdawały się nie mieć końca. Wszyscy byliśmy już mocno zmęczeni, ale o dziwo, nikt nie marudził. Mama czekała na nas przy drodze, bo zupełnie niepotrzebnie zadzwoniłam do niej z trasy, że się zbliżamy.

Nie ma jeszcze siedemdziesiątki, choć szczerze mówiąc, wygląda na więcej. Życie jej nie oszczędzało, ale mówi, że obecne czasy są niezmiernie wymagające.

– W latach 60. żyło się skromnie – opowiadała – jednak to mi nie przeszkadzało, jak większość młodych, wierzyłam, że zawojuję świat.

– A teraz? – dopytywałam.

– Teraz nikogo nie obchodzi, czy nadążam za rzeczywistością. Już prawie nie widuję listonoszki, bo emerytura przychodzi na konto. Po pieniądze nie trzeba chodzić na pocztę ani nawet do banku, bo we wsi postawili bankomat. Ludziom się to nie podoba, ale nikt nas nie pyta o zdanie.

To fakt, mama musiała na starość zmierzyć się ze sprawami, które są dla niej trudne i niezrozumiałe. Nikogo nie interesuje, czy nie zagubi się w labiryncie nowoczesności. Wszyscy zakładają, że musi się dostosować. Nawet mój młodszy brat…

Sprezentował mamie laptopa, żeby mógł rozmawiać z nią przez internet, bo nie ma czasu przyjeżdżać, choć przecież daleko nie mieszka.

– I co, rozmawiacie? – zapytałam Janka, gdy mi o tym opowiedział.

– Skąd! Nie potrafi go włączyć, mimo że sto razy jej pokazałem, jak to się robi – odparł oburzony.

– Nie bądź taki mądry! Nie pamiętasz już, ilu rzeczy ona cię uczyła, a ty nie potrafiłeś zapamiętać! Do siódmego roku życia nie potrafiłeś sam zawiązać butów! – przygadałam bratu, bo mnie zdenerwował swoim gadaniem.

Teraz mama stała przy płotku z niezawiązanymi butami, bo boli ją kręgosłup, gdy się schyla. Wysiadłam z samochodu i przytuliłam ją z czułością. Olka rozciągnęła się, podskoczyła kilka razy i miałam wrażenie, że chciała przybić babci piątkę, ale mama chwyciła ją w ramiona i przytuliła mocno i z utęsknieniem.

Władek wyciągnął walizki i wędki, po czym weszliśmy do mojego rodzinnego domu pełnego paprotek, pachnącego ciastem i pastą do butów. Domu, w którym czas się zatrzymał. Chociaż nie… chwileczkę.

Czy Ola i babcia mogły znaleźć wspólny język?

– Mamo, gdzie jest twój stary telewizor? – zapytałam, gdy zobaczyłam duży, płaski ekran.

– Kazali mi wymienić na nowy, bo tamten miał przestarzałą antenę. Pojechałam z synem sąsiadki do miasta i kupiliśmy. Kot się obraził, gdy zabrano jego stary, całkiem jeszcze dobry z porządnym ciepłym kineskopem, na którym lubił się zdrzemnąć. Na tym nie da się leżeć. Próbował – mama zaśmiała się cicho.

– I nie przychodzi już pan Staszek, który zawsze telewizor naprawiał i przynosił mu kiełbaskę, prawda Mruczek? Pan Staszek mówi, że tego nowego się nie naprawia. Wyrzuca się i kupuje nowy.

Kot siedział, przysłuchując się przemowie swojej pani z zainteresowaniem. Ziewnął z zadowoleniem, jakby chciał powiedzieć, że sam by tego lepiej nie ujął. Olka natychmiast rozłożyła się na kanapie, chwyciła pilota i po chwili, ku swojej radości, odkryła, że babcia ma całkiem spory pakiet kanałów, więc jest szansa, że jakoś przeżyje te dwa tygodnie.

Babcia usiadła obok niej i próbowała o coś podpytać wnuczkę: co u niej słychać, jak oceny, czy ma jakiegoś chłopaka, ale Olka odpowiadała niechętnie i półgębkiem. Fuknęłam na nią, ale mama machnęła ręką.

– Musi się oswoić – powiedziała uspokajająco, jakby Ola była małą, przestraszoną dziewczynką.

Przyniosła szarlotkę. Olka trochę się ożywiła. Zjadła kawałek, a potem poprosiła o dokładkę. W telewizji leciała akurat reklama telefonii komórkowej.

– Często wysyłasz esemesy? – zapytała babcia, szukając tematu, na który mogłaby porozmawiać z nastolatką.

– Esy to przeżytek – odpowiedziała moja córka, krzywiąc się.

– Olka! – krzyknęłam.

Chciałam, żeby rozmawiała z babcią z szacunkiem, a ona zachowywała się, jakby spotkała koleżankę. Spojrzała na mnie spode łba i chyba zrobiło jej się głupio.

– Czasami tak – zreflektowała się. – Ale są inne sposoby na przekazywanie wiadomości. Różne programy…

– Takie internetowe telegramy? – zażartowała mama.

– Telegramy? A co to takiego?

Uwierzyłam, że to będą wspaniałe wakacje

Zaczynałam myśleć, że te dwie kobiety, które dzielą zaledwie dwa pokolenia, nie mają szans, żeby znaleźć wspólny język. Dla Oli nie tylko esemesy były przeżytkiem! Cenny kajecik babci, pełen przepisów i rad, które od lat zapisywała dla przyszłych pokoleń, też.

Dla Olki pomysły na nawóz dla niemodnych paprotek, sposoby na lepienie równych pierogów (które można przecież kupić za drobne na mieście, ale lepiej je wydać na kebab), doskonałe metody prania pieluch tetrowych, przepis na bigos na kostce smalcu i recepty na zatrzymanie laktacji były jakimś archiwum zamierzchłych czasów…

Ola przyglądała się babcinemu zeszytowi z zadziwieniem.

– Podoba ci się?

– No… nie wiem. Trochę te rady przestarzałe…

– Szlachetne wartości się nie przeterminowują – pokiwała głową mama.

– Szlachetne co? – Olka spojrzała na babcię pytająco.

– Wartości. Są potrzebne, żeby stworzyć ciepły dom…

– Żeby stworzyć ciepły dom, wystarczy centralne i meble z IKEI – zaśmiała się Ola, ale widziałam, że mimo ich przekomarzań, zaczyna się między nimi tworzyć jakaś nić porozumienia.

Ola przeglądała kajet z większym zainteresowaniem, niż mogłabym się spodziewać, a babcia co raz pokazywała jej porady szczególnie warte uwagi. Zaczynałam przypuszczać, że to nie jest tak, że mama nie ogarnia współczesności, tylko stara się jej nie poddać. Chyba wierzyła, że dobroć, szlachetność i cierpliwość obronią się nawet przed nowoczesnością.

– Babciu, ty to wszystko pisałaś ręcznie? Przecież dokładnie takie same rady można znaleźć w Internecie – powiedziała w końcu Ola.

– Takie same, powiadasz? Hmm, i na moją szarlotkę też?

– Na twoją szarlotkę… nie.

– Chodź. Pójdziemy do sąsiadki po jajka. I pokażę ci, jak ją upiec.

Patrzyłam z niedowierzaniem, jak Ola idzie z babcią pod rękę. Rozmawiały jak dobre przyjaciółki. Dzięki tym ich rozmowom te wakacje zapowiadały się dużo ciekawiej, niż mogłam przypuszczać.

Czytaj także:
„Syn wybłagał, bym sprzedała mieszkanie, a pieniądze wydała na jego dom. Straciłam mieszkanie, pieniądze i syna”
„Mąż mnie wyśmiewał i upokarzał. Nikt nie widział we mnie ofiary przemocy, bo przecież mnie nie bił”
„Mąż został na weekend z półtoraroczną córką. Dzwonił do mnie 50 razy dziennie i pytał o wszystko. Tatuś roku...”

Redakcja poleca

REKLAMA