„Miałam 2 kochanków i było mi mało. To umięśniony góral pokazał mi na szlaku coś więcej niż swoją ciupagę”

zakochana kobieta fot. iStock, FluxFactory
„Otworzył drzwi i nie tracił czasu na tłumaczenia. Szedł jak po swoje, a ja nie umiałam i chyba wcale nie chciałam się temu sprzeciwić”.
/ 08.08.2024 12:42
zakochana kobieta fot. iStock, FluxFactory

Od podstawówki wiedziałam, że podobam się chłopakom. Miałam szkolne romanse, które kończyły się pocałunkami na dyskotece. Ale z poważnym związkiem, takim „na całość”, zwlekałam. Nie chodziło o czystość przedmałżeńską czy coś takiego. Po prostu chciałam, żeby ta pierwsza prawdziwa miłość nie była byle jaka. Żeby to był mężczyzna, a nie pryszczaty chłoptaś przed mutacją.

Nie mamy doświadczenia

Doczekałam prawie do końca liceum. Przed maturą, na wakacyjnym obozie, poznałam Ryśka. Pierwszego znanego mi w życiu faceta, który niczym się nie popisywał. Opiekuńczego, dojrzałego, zrównoważonego. Najpierw były wspólne wieczory na pomoście z oglądaniem gwiazd, potem pocałunki w lesie. Do „łóżka” poszliśmy tuż przed końcem obozu – moje koleżanki z namiotu wykazały się w tej sprawie sporą ofiarnością i sprawnością organizacyjną. Fajerwerków nie było, ale złożyłam to na karb tremy i mojego własnego braku doświadczenia. Damy sobie czas…

Czasu było dosyć. Zostałam dziewczyną Ryśka. Dostałam od niego ciepło, czułość i cudowne poczucie absolutnego bezpieczeństwa. Kiedy mój chłopak coś obiecywał, mogłam postawić cały majątek na to, że właśnie tak się stanie. Kiedy pojawiał się problem, mogłam zasnąć, mając pewność, że Rysiek w tym czasie wymyśli rozwiązanie. Wiedziałam, że ze świecą szukać drugiego tak odpowiedzialnego i solidnego faceta. Zakochałam się. Rysiek był idealnym kandydatem na męża i ojca.

Był tylko jeden problem. Choć o tremie dawno nie było już mowy, w łóżku nic się nie poprawiło. Pomyślałam, że może niepotrzebnie wyobrażałam sobie coś, co nie istnieje, a na filmach, wiadomo, aktorzy udają. Szukałam winy w sobie. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem oziębła. Tymczasem nasze zbliżenia stawały się coraz rzadsze, a co gorsza, Rysiek wcale nie nalegał…

W tym czasie skończyłam już swoje policealne studium i rozpoczęłam pracę jako agentka nieruchomości. Praca męcząca, ale fajna, bo z ludźmi. Codziennie poznajesz kogoś innego, inną historię. Czasem starszą panią, która właśnie owdowiała, czasem młode małżeństwo marzące o dziecku, a czasem młodego mężczyznę, który sprzedaje piękne mieszkanie, bo postanowił zamieszkać w samochodzie i co miesiąc budzić się w innym kraju.

Na imię miał Łukasz

Od razu pomyślałam, że to szaleniec, ale było w nim coś bardzo pociągającego. Jakaś dziwna pewność siebie, zuchwałość, nawet bezczelność. Coś niebezpiecznego, ale jednocześnie bardzo męskiego. Już przy tym pierwszym spotkaniu zorientowałam się, że mu się podobam. Następnego dnia zadzwonił – twierdził, że ma klienta na mieszkanie, sąsiada, ale podpisał umowę z moją agencją, więc prosi, żebym przyszła negocjować w jego imieniu. Umowa nie miała wyłączności, więc to było dziwne, ale się umówiłam.

Otworzył drzwi i nie tracił czasu na tłumaczenia. Szedł jak po swoje, a ja nie umiałam i chyba wcale nie chciałam się temu sprzeciwić. Parę minut później kochaliśmy się na podłodze tego pięknego mieszkania. Zawaliłam następne spotkanie z klientem. Zawaliłam cały dzień. Tego dnia zrozumiałam, że niczego mi jako kobiecie nie brakuje, tylko nie miałam dotąd pojęcia, czym jest seks…

Zakochałam się po raz drugi. Łukasz nie sprzedał mieszkania i zaczęliśmy się regularnie spotykać. Myślałam, że seks z nim po jakimś czasie też mi spowszednieje, ale tak się nie stało. Za każdym razem było trzęsienie ziemi. Łukasz miał fantazję a do tego rewelacyjne poczucie humoru. Genialnie tańczył, umiał się bawić do rana i pić tak, żeby to nie psuło zabawy. Miał tysiące pomysłów. Nie nudziłam się z nim ani przez sekundę. Pomyślałam, że dobrze mieć przy sobie takiego mężczyznę, który potrafi żyć pełnią życia.

Szybko jednak zrozumiałam, że ani na męża, ani na ojca Łukasz się nie nadaje. Jeśli zachoruję lub zabraknie pieniędzy na prąd, to będzie to tylko moje zmartwienie. Gdyby został ojcem, wymyślałby sposoby spędzania czasu z dzieckiem: gry, wycieczki, inne rozrywki, ale pieluchy, karmienie butelką, wstawanie w nocy? W żadnym razie!

Było mi dobrze z Łukaszem, ale potrzebowałam też ciepła i bezpieczeństwa, które zapewniał mi Rysiek. Nie rzuciłam go, prowadziłam podwójne życie. Rysiek był zbyt ufny, żeby cokolwiek podejrzewać, wierzył bez zastrzeżeń w moje pokrętne wyjaśnienia. Łukasz z kolei był zbyt pewny siebie, żeby to miało dla niego jakiekolwiek znaczenie. Domyślał się chyba, że jeszcze kogoś mam, ale czuł się lepszy od każdego innego faceta i sądził, że to mi z czasem minie. A ja nie umiałam wybrać.

Kochani, tak się wykosztowali… 

Czułam się z tym coraz gorzej. Nie lubię kłamać, lawirować ani usprawiedliwiać swojego złego postępowania. Każdy miesiąc tej chorej sytuacji sprawiał, że żyłam w coraz większym poczuciu winy. Coś, co miało być źródłem szczęścia, stało się koszmarem. Życie przestało mnie cieszyć, moje związki też. Stałam się nerwowa, byłam na prostej drodze do depresji. Pierwszą osobą, która naprawdę przestraszyła się moim stanem, była mama. I to ona pierwsza postanowiła działać.

– Kochanie, czy ty pamiętasz, że za miesiąc kończysz 25 lat? To bardzo piękny jubileusz! Pomyśleliśmy z ojcem, że możesz wykorzystać ten długi weekend. Powinnaś dobrze odpocząć, zadbać o siebie.
Zamiast jakichś przedmiotów, których pewnie nie potrzebujesz, kupiliśmy ci pobyt w takim ośrodku, no wiesz, spa. Basen, sauna, masaże, kąpiele w wodorostach, te wszystkie peelingi. Nie mów mi, że to nie jest przyjemność! Każda kobieta to lubi. Wykupiliśmy ci pakiet maksimum – na wszystkie dostępne tam zabiegi. No i to jest piękne miejsce w górach… Nawet nie próbuj zaprotestować…

Nie próbowałam. Czułam się zmęczona i było mi wszystko jedno. Zawiadomiłam obu moich mężczyzn, że wyjeżdżam na tydzień, i spakowałam torbę. Spa faktycznie było bardzo pięknie położone, ale i to nie sprawiło mi żadnej radości. Zgłosiłam się posłusznie na zabiegi i postanowiłam rzetelnie wykonać je wszystkie – na zasadzie maksymalnego wykorzystania prezentu, na który tak wykosztowali się rodzice. Kąpałam się w jakichś algach, pozwoliłam okładać sobie twarz kompresami. Kolejnym punktem programu był masaż relaksacyjny. Owinięta białym szlafrokiem weszłam do gabinetu. Masażysta uśmiechnął się na mój widok i pięknym, głębokim głosem powiedział: „Dzień dobry”…

Miał na imię Karol

Był góralem i całkiem niezłym masażystą. Był też interesującym rozmówcą – uważnym i inteligentnym. Polubiliśmy się. Trzeciego dnia zaproponował, że pokaże mi okolicę. To była przemiła wycieczka! Czwartego dnia Karol zabrał mnie na kolację do swojej rodziny, a ja, po raz pierwszy od miesięcy, śmiałam się, piłam bimber i wreszcie poczułam się odprężona. Kiedy wróciłam do hotelu i położyłam się do łóżka, uświadomiłam sobie, że nie myślę ani o Ryśku, ani o Łukaszu. Myślałam o Karolu. I o tym, że minęła już połowa mojego pobytu, a ja wcale nie chcę wracać…

Mieliśmy tylko kilka dni, ale kiedy spotkają się dwie właściwe połówki jabłka, czas płynie zupełnie inaczej. Kiedy cztery dni później Karol wkładał moje walizki na półkę w wagonie pociągu, byłam spokojna i szczęśliwa. Wiedziałam co mam zrobić. Po powrocie, tego samego dnia, zerwałam niemal jednocześnie z Ryśkiem i Łukaszem. Obyło się bez złych emocji.

A co było potem? Przeprowadziłam się w góry, gdzie też przecież działają agencje nieruchomości. Małżeństwem zostaliśmy rok później, a dziś mamy troje wspaniałych dzieci. Karol wcale nie jest tak solidny i opiekuńczy jak Rysiek. Bywa roztargniony, zapominalski, lekkomyślny. Potrafi mnie naprawdę rozzłościć. W łóżku jest nam bardzo dobrze, ale niezupełnie tak jak z Łukaszem… Tyle że to wszystko nie ma zupełnie żadnego znaczenia. Bo Karol, ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami, atutami i słabościami, jest po prostu moim Karolem, moją miłością. Tym jednym jedynym, na którego zawsze czekałam. 

Katarzyna, 28 lat

Czytaj także:
„Za wygraną w totka chcieliśmy żyć w luksusie. Nowi sąsiedzi jednak szybko nam pokazali, gdzie jest nasze miejsce”
„Wybrałam wakacje u babci zamiast leżenia pod palmami. Chciałam zaoszczędzić pieniądze, a ujawniłam rodzinny sekret”
„Gdy mąż kupił mi nowe auto, czułam, że ma coś na sumieniu. Nie sądziłam, że aż tyle tego będzie”

Redakcja poleca

REKLAMA