„Rozwód nie był dla mnie katastrofą, tylko drugą szansą od losu. W końcu mogłam zadbać o siebie i żyć po swojemu”

Szczęśliwa kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, Anatoliy Karlyuk
„Przez 24 lata małżeństwa nazbierało się wiele spraw, przez które oddaliliśmy się od siebie. Byliśmy różni. We mnie żar miłości wygasł, teraz myślę, że to przez wieczne poświęcenia dla rodziny. Rezygnowałam z siebie, byleby oni byli szczęśliwi i to był wieki błąd”.
/ 11.03.2022 07:55
Szczęśliwa kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, Anatoliy Karlyuk

W dzieciństwie dzieliłam pokój z siostrą. Ciasny, zagracony. Jej plakaty rockowych zespołów gryzły się z pastelowymi kwiatami na moich obrazkach. Gdy kilka lat po ślubie zaczęliśmy się z mężem budować, sądziłam, że spełni się moje marzenie o pięknych, wysmakowanych wnętrzach. Ale szybko się okazało, że Rysiek nie przywiązuje do tego wagi.

– Daj spokój, tu się mieszka! –  prychał, gdy narzekałam, że w naszym domu nie wszystko jest „jak z żurnala”.

Ściślej biorąc, wiecznie był w nim bałagan. Nasi dwaj synowie rozsiewali swoje rzeczy w najmniej oczekiwanych miejscach. Ubłocone trampki pod kanapą, brudne skarpetki walające się po kątach. W tym ostatnim celował też mój mąż.

Oczywiście, nie dlatego rozwiodłam się z Ryśkiem. Przez 24 lata małżeństwa nazbierało się wiele spraw, przez które oddaliliśmy się od siebie. Kiedy więc chłopcy wyfrunęli z rodzinnego gniazda, uznaliśmy, że się rozstajemy. Po sprzedaniu domu każde z nas wzięło połowę pieniędzy i poszło w swoją stronę.

Najciekawsze są pchle targi i sklepiki ze starociami

Kiedy zobaczyłam ogłoszenie o dwupokojowym mieszkaniu w starej kamienicy, od razu pomyślałam, że to coś dla mnie. Urzekły mnie piękne okna i wysokie sufity ze stiukowymi wykończeniami, duża kuchnia. Wydałam na te dwa pokoje większość pieniędzy z podziału majątku.

Urządzanie mojego gniazdka zajęło mi kilka lat. Wybierałam nie tylko meble, ale i każdy drobiazg, jeżdżąc po małych sklepikach ze starociami, po bazarach i pchlich targach. Wiele sprzętów odnawiałam własnymi rękami, usuwając stary lakier i nadając im spatynowany wygląd.

Nie byłam w tym mieszkanku całkiem sama, bo kiedyś synowie podarowali mi szczeniaka. Misiek, choć brudził podłogi, od razu zawładnął moim sercem. W grudniu spędziłam weekend u przyjaciółki, która mieszka 200 kilometrów ode mnie. Jej pierwszej wspomniałam, że chcę kupić nowe łóżko do sypialni.

– To moje obecne wzięłam z domu po rozwodzie. Przypomina mi stare czasy, a to chyba niedobrze – westchnęłam.

– Masz jeszcze łóżko, w którym spałaś z Ryśkiem? – zdziwiła się. – Właśnie tego powinnaś się pozbyć! Jak inaczej chcesz poznać jakiegoś nowego mężczyznę?

– Nikogo nie chcę poznać! – parsknęłam. – A łóżko jest bardzo wygodne, tylko nie pasuje mi do wystroju.

– Jak przestało ci się podobać, to znaczy, że dojrzałaś do zmian – uznała.

Wczesnym popołudniem wracałam już do domu samochodem, rozglądając się po mijanych miasteczkach. W jednym z nich rzucił mi się w oczy szyld sklepu ze starociami. Sklep był otwarty. „W niedzielę? – zdziwiłam się. – No cóż, dzisiaj chyba wszystko jest możliwe…”.

Po co mi znowu podwójne?  Przecież jestem sama

Oczywiście zajrzałam tam. I od razu natknęłam się na coś, co mi się spodobało: pięknie rzeźbione zagłówki łóżka.

– Są i boki, tyko ich nie wystawiłam – usłyszałam od właścicielki. – Czyli łóżko jest kompletne. Chciałaby pani obejrzeć? To naprawdę wyjątkowy egzemplarz małżeńskiego łoża – zachwalała.

No właśnie... Było dla mnie za duże.

– Myślałam raczej o czymś pojedynczym, dla jednej osoby – bąknęłam.

Właścicielka chyba uznała, że chcę się targować, bo znacznie obniżyła cenę. I wtedy łóżko stało się wyjątkową okazją.

– Biorę! – zdecydowałam. – Tylko mam za małe auto, żeby je teraz zabrać.

– Nie ma problemu. Syn jeździ często po Polsce, to przywiezie. Pani adres?

Po załatwieniu formalności zadowolona wróciłam do auta. I wtedy zorientowałam się, że zostawiłam w nim otwarte drzwi… Oczywiście Misiek zniknął! Moje godzinne poszukiwania na nic się nie zdały. Przepadł jak kamień w wodę!

– Pewnie pognał za jakąś suczką – uznała właścicielka sklepu, bardzo przejęta.

Co miałam zrobić?

– To jego zdjęcie. Gdyby go pani zobaczyła, proszę mi dać znać – poprosiłam ją i  z płaczem pojechałam do domu.

Przez kilka dni nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Ten psiak, którego najpierw nie chciałam, stał się moim najlepszym przyjacielem.

„Muszę go odnaleźć! W sobotę znów tam pojadę” – uznałam. Ale wcześniej zadzwonił mój telefon.

– Mam dla pani łóżko. I psa – usłyszałam w słuchawce męski głos. – Zakochał się w naszej suczce, bo to za nią poleciał w pole. Wieczorem będzie pani w domu?

– Będę! – wykrzyknęłam z radości.

Pal sześć łóżko! Najważniejsze, że odnalazł się Misiek! W domu warowałam przy drzwiach. Zadzwonił dzwonek, otworzyłam je i… Pies jak pocisk wpadł w moje ramiona.

– Widać, że się stęsknił! – usłyszałam miły męski głos.

Nade mną stał uśmiechnięty facet o oczach błękitnych jak toń jeziora. 

– Dziękuję za psa – powiedziałam.

– Drobiazg! Ale będzie tęsknił za moją Łatką, bo przypadli sobie do gustu.

Sądząc po zmarszczkach i siwiejących skroniach, był chyba w moim wieku.

– Myślałam, że będzie pan młodszy! – wyrwało mi się i natychmiast spiekłam raka. – Przepraszam – bąknęłam.

– Nie ma za co! Mama faktycznie wygląda młodo jak na swój wiek, a poza tym u nas w miasteczku nie jest żadną tajemnicą, że przyszedłem na świat, gdy miała zaledwie 16 lat! – roześmiał się, a mnie zrobiło się jeszcze bardziej głupio.

„Idiotka!” – wyrzucałam sobie, gdy facet ustawiał elementy łóżka w przedpokoju. Zapadła niezręczna cisza.

– Tu mam je zostawić? – zapytał.

– Tak… Muszę je najpierw odnowić.

– Sama pani będzie odnawiała czy mąż? – padło niespodziewane pytanie.

– Nie mam męża – odparłam szybko. – Ale poradzę sobie, już to robiłam.

– Sama pani odnowiła te meble? – spytał z niedowierzaniem. – Piękne! – ocenił, a mnie zrobiło się ciepło na sercu

– Jestem panu naprawdę wdzięczna za psa. Zapraszam na kawę i ciasto.

Nie wiem, dlaczego chciałam go jeszcze zatrzymać. Może przez te oczy… Dobrze nam się rozmawiało. Pan Wojtek poderwał się nagle po godzinie:

– Oj, zasiedziałem się!

– No tak, ja pana zatrzymuję, a w domu pewnie żona czeka – stwierdziłam.

– Jestem rozwodnikiem – znowu błysnął nieskazitelnie białymi zębami.

Cały następny tydzień siedziałam jak na szpilkach. Co spojrzałam na moje nowe łóżko, to przypominał mi się pan Wojtek. Czy wypada do niego zatelefonować pod jakimś pretekstem?
Kiedy tak się głowiłam, zadzwoniła moja komórka, a na widok wyświetlonego numeru serce mi podskoczyło.

– Dzień dobry – powiedział pan Wojtek. – Dostaliśmy dwa nocne stoliczki, które idealne by pasowały do pani łóżka. Może miałaby pani ochotę je obejrzeć?

– Z przyjemnością!

Stoliczków nie kupiłam, ale… czy muszę mówić, że był ciąg dalszy?! Dziś, po roku, wiem jedno: to nie był przypadek, że wtedy znów kupiłam małżeńskie łoże.

Czytaj także:
„To miał być przelotny romans, ale straciłem głowę dla piękności z Barcelony. Za późno pojąłem, że nie chce bez niej żyć”
„Kochanica męża chce ukraść mi córkę. Zosia ubóstwia >>drugą mamę<<, a ja cierpię, bo Daria odbiera mi córkę”
„Jeszcze nawet nie wyszłam za mąż, a teściowa już wieszczy mi rozwód. Podjudza synka, żeby podpisał intercyzę”

Redakcja poleca

REKLAMA