„Kochanica męża chce ukraść mi córkę. Zosia ubóstwia >>drugą mamę<<, a ja cierpię, bo Daria odbiera mi córkę”

Kobieta, która kłóci się z córką fot. Adobe Stock, M-Production
I wtedy zrozumiałam, że ta cholerna Daria ukradła mi dziecko! Postanowiłam załatwić to raz na zawsze. Któregoś dnia pojechałam do domu byłego męża po córkę.
/ 09.03.2022 09:07
Kobieta, która kłóci się z córką fot. Adobe Stock, M-Production

Po bankructwie mojej poprzedniej firmy musiałam w trybie pilnym znaleźć sobie nową pracę. W wieku czterdziestu dwóch lat nie jest to takie łatwe. Z trzech potencjalnych pracodawców została mi już ostatnia oferta – poważna, ale z trudnym warunkiem do zaakceptowania.

– Zosiu, chcę z tobą porozmawiać, zanim się zgodzę na tę pracę – powiedziałam do czternastoletniej córki. – Będzie się ona wiązała z wyjazdami co drugi tydzień, dlatego musiałabyś mieszkać na przemian ze mną i z tatą. On już się wstępnie zgodził…

– Dla mnie spoko – rzuciła. – I tak prawie wszystkie weekendy siedzę u taty i Darii.

I tak decyzja została podjęta. Cieszyłam się, że wszystko udało się pomyślnie załatwić, ale musiałam przyznać przed samą sobą, że było mi też trochę przykro. Spodziewałam się, że Zosia będzie protestować przeciwko rozdzieleniu ze mną. Łatwość, z jaką zaakceptowała fakt, że będziemy się rzadziej widywać, bardzo mnie zabolała.

Z Maćkiem rozwiodłam się nim jeszcze poznał Darię, więc nie mogłam obwiniać jej o rozpad mojego małżeństwa. Ale nie znaczy to, że ją lubiłam. Spotkałam ją kilka razy przy okazji przekazywania Maćkowi Zosi i uważałam, że jest pretensjonalna i irytująca. Była tym gatunkiem nowoczesnej, świadomej siebie kobiety, jakby wyciętym prosto z poradników o pozytywnym myśleniu. Kiedy Zosia zaczęła nocować u ojca, przynosiła mi rewelacje o jego nowej żonie.

– Daria jest wegetarianką – poinformowała mnie. – Ale nie robi niedobrego jedzenia. Mówię ci, mamo, robi takie kotleciki sojowe, które smakują jak prawdziwe mięso. I pastę z awokado. Zrobimy taką, mamo?

Córka przestała mnie potrzebować

Potem dowiedziałam się, że Daria uczy jogi. Cudownie – pomyślałam ze złością – ja mam lekką nadwagę i nie potrafię zawiązać sznurowadeł bez zginania kolan, a macocha mojej córki jest instruktorką jogi! Fantastycznie przy niej wypadam w oczach własnego dziecka! Ale dobrze, ja już byłam w ciąży, a ona jest czternaście lat ode mnie młodsza. Zobaczymy, co będzie, jak sama urodzi.

Cóż, Daria utrzymała smukłą sylwetkę i świetną kondycję nawet po urodzeniu synka. Oczywiście była jedną z tych nowoczesnych matek, które noszą dzieci w chustach, same gotują im zupki z ekologicznych warzyw i rysują z nimi na papierze z recyklingu.

Nie wymyśliłam tego, wszystko to były informacje ochoczo przekazywane mi przez rosnącą Zosię, która do Darii mówiła po imieniu i coraz bardziej się nią fascynowała. Oznajmiła nawet, że została wegetarianką, a ja niechętnie musiałam się z tym pogodzić.

Póki córka mieszkała ze mną i spędzała z rodziną ojca tylko weekendy, jakoś godziłam się z jej wpatrzeniem w żonę ojca. Sytuacja zaczęła mnie uwierać, kiedy przeszliśmy z Maćkiem na opiekę naprzemienną. Było mi przykro, kiedy dzwoniłam z drugiego końca Polski, siedząc sama w pokoju hotelowym i marząc, żeby córka opowiedziała mi, jak było w szkole, ale ona właśnie wychodziła na zajęcia z macochą.

– Mamuś, wszystko okej! – wołała tylko, szukając maty do jogi. – Muszę kończyć!

Przestała mnie też potrzebować przy odrabianiu lekcji. Kiedyś miała problemy z polskim, napisanie krótkiej rozprawki zajmowało jej dwa dni. Od jakiegoś czasu te problemy zniknęły, córka dostawała bardzo dobre oceny. Tajemnica wyjaśniła się podczas dnia otwartego w szkole.

– Zosia bardzo się wyrobiła pisemnie – pochwaliła ją polonistka. – Wiem, że dużo czyta. To świetnie! Dzisiaj młodzież woli siedzieć w internecie – westchnęła.

Problem w tym, że ja Zosi nie widywałam z książką. Przy mnie jak najbardziej ciągle „siedziała w internecie”.

– U taty w domu mogę korzystać z komórki tylko pół godziny dziennie – powiedziała, kiedy zapytałam ją, czy czyta właśnie tam. – Na początku się wściekałam, ale potem Daria zaczęła mi dawać swoje książki. Ona była jeszcze niedawno nastolatką, wie, co jest na czasie. No i się wciągnęłam!

Żebym jeszcze mogła się czepić wyboru lektur Darii! Ale żona Maćka miała niezły gust literacki, a przy tym naprawdę wiedziała, co trafia do nastoletnich dziewczyn. Znowu wyszło na to, że ta kobieta radzi sobie lepiej z wychowaniem mojej córki niż ja…

Dzięki nowej pracy zarabiałam niemało, ale zaczęłam ją obwiniać o to, że tracę kontakt z córką. Mieszkałam z własnym dzieckiem tylko przez dwa tygodnie w miesiącu i uważałam, że to szkodzi naszym relacjom. Zaczęłam szukać nowej posady.

W końcu znalazłam – stacjonarną, ale za połowę dotychczasowej pensji. Trudno… Kiedy powiedziałam Zosi, że koniec jej pomieszkiwania w dwóch domach naraz, wpadła w histerię.

– Dlaczego chcesz mi to zabrać?! – krzyczała. – Nie chcę znowu być tylko z tobą! Możesz sobie zmienić pracę, ale ja dalej będę mieszkać u taty i Darii!

To był cios w serce

Zosia krzyczała, że nie daję jej zdrowego jedzenia, ciągle usiłuję ją karmić mięsem, a wieczorami tylko leżę przed telewizorem, zamiast uprawiać sport. I że ma dość tego, że ciągle na wszystko narzekam. Bo trzeba myśleć pozytywnie i cieszyć się z małych rzeczy. I ona, Zosia, nauczyła się tego właśnie w domu taty i Darii.

I wtedy zrozumiałam, że ta cholerna Daria ukradła mi dziecko! Postanowiłam załatwić to raz na zawsze. Któregoś dnia pojechałam do domu byłego męża po córkę. Zamierzałam wysłać Zosię do samochodu i w krótkich słowach wyjaśnić Darii, że to ja urodziłam tę dziewczynkę i nie dam sobie odebrać jej miłości!

Drzwi otworzył mi siedmioletni już Franek. Zapytałam, czy jest Zosia i mały pokazał mi oświetlony pokój w głębi korytarza. Podeszłam tam i usłyszałam… płacz mojej córki.

– … nie zdam… angielskiego… trzy jedynki… powiedział, że nie dostanę się do liceum… pójdę do zawodówki…

Stałam tam i tłumiłam wściekłość. Miałyśmy razem wybrać dla niej liceum! To było tylko nasze! Już miałam tam wpaść, kiedy usłyszałam głos Darii:

– Porozmawiaj o tym z mamą. Zna się na liceach, skończyła Mickiewicza. Ja nie chodziłam do szkoły w tym mieście…

– Ale mama nie zrozumie… – łkała dalej Zosia, a ja czułam, że i mnie chce się płakać. – Chce tylko, żebym miała dobre oceny i zdała do prestiżowego liceum! A ja nic nie rozumiem z angielskiego, tylko przepisuję jak ta głupia… Mama nawet nie wie, myśli, że jestem taka genialna, a ja ściągam na wszystkich testach…

Daria przekonywała ją, że jednak powinna ze mną porozmawiać. Dziecko z problemami już nie było dla niej atrakcyjne – pomyślałam z satysfakcją. Nagle usłyszałam:

– Zosiu, powiem ci coś. Moja mama zmarła, kiedy miałam dziesięć lat. Nigdy nie miałam okazji porozmawiać z nią o planach na przyszłość ani o problemach w szkole… Twoja mama to wspaniała, mądra kobieta. I świetnie mówi po angielsku. Ja nic nie umiem, jak na moje zajęcia przychodzi ktoś, kto nie zna polskiego, muszę prosić kogoś z grupy o tłumaczenie… Więc wierz mi, to najwłaściwsza osoba, z którą powinnaś o tym porozmawiać. Tutaj masz swój pokój i jesteś częścią naszej rodziny, ale to ty i mama zdecydujecie, do jakiej szkoły pójdziesz. No, nie płacz. Mama zaraz tu będzie. Mówiła, że weźmie cię na pizzę.

Dotarło do mnie, że Daria nie zamierza „przejąć” mojej córki. Po prostu starała się być w porządku wobec dziecka swojego męża i nie była winna fascynacji jej osobą, jaką żywiła Zosia. To było spore odkrycie!

Dopiero w tym momencie zatupałam w przedpokoju i dałam znać, że jestem. Zosia wyszła, udając, że wcale nie płakała, a ja udawałam, że nic nie słyszałam. Poszłyśmy na pizzę. Po drodze zaczęłyśmy temat angielskiego, delikatnie zaproponowałam, że pomogę jej w nauce i że w domu możemy rozmawiać w tym języku. W pizzerii Zosia miała już lepszy nastrój. Jak to nastolatki – od rozpaczy do euforii. Kiedy przyszedł kelner, zamówiła wielką pizzę z salami i boczkiem.

– Już nie jesteś wegetarianką? – zdziwiłam się i szykowałam sobie obronę, gdyby Zosia znowu zaczęła się ze mną kłócić.

Chciałam powiedzieć, że nigdy nie będę taka „cool” jak Daria, ale bardzo ją kocham i zależy mi, żebyśmy miały dobre relacje. Wtedy córka uśmiechnęła się szeroko i odpowiedziała konspiracyjnym szeptem:

– Jestem! Ale tylko w domu taty. Przy tobie mogę być sobą!

Czytaj także:
„Moja 20-letnia córka zakochała się w 47-letnim mężczyźnie i chce wziąć z nim ślub. Po moim trupie, to stary dziad”
„Wysoko postawione osoby myślą, że wszystko im wolno. Zapomnieli, że na naszym osiedlu rządzą zwykli ludzie”
„Kobieta, u której pracowałam, traktowała mnie jak śmiecia. Specjalnie brudziła, żeby patrzeć jak na okrągło sprzątam”

Redakcja poleca

REKLAMA