„Rozwiodłam się z mężem, bo nie utrzymywał porządku w domu. Dosyć miałam bycia jego praczką, sprzątaczką i pomywaczką”

poważna kobieta fot. Getty Images, Steve Prezant
„Mój książę na białym koniu okazał się być strasznym bałaganiarzem. Nie cierpiał robić zakupów i „nie miał czasu” na prace domowe. Otwarcie przyznał, że w jego domu rodzinnym takie sprawy załatwia mama. Zmęczona i zawiedziona, po dwóch latach uświadomiłam sobie, że nie chcę już dłużej żyć w ten sposób”.
/ 07.12.2023 22:00
poważna kobieta fot. Getty Images, Steve Prezant

Byłam już zmęczona byciem gospodynią domową, praczką, sprzątaczką i kucharką. Dlatego zdecydowałam się na rozwód z Klaudiuszem. Nie rozumiał mojej decyzji. Wręcz był nią zdumiony, ale mimo wszystko się zgodził...

Muszę przyznać, że to mnie zasmuciło – miałam małą, cichą nadzieję, że będzie walczył o nas, że będzie się starał, że obieca mi zmiany. Nic z tych rzeczy.

Kiedyś wydawał mi się doskonały

– Zdumiewająco dobrze mi to wyszło! – cieszyłam się z efektu swojej pracy.

Beza wypełniona kremem kajmakowym wyglądała równie apetycznie, jak te z profesjonalnej cukierni. Wierzch ozdobiłam błyszczącą czekoladą, która tworzyła liczbę 15.

– Cześć, jestem już w domu! – dobiegł mnie głos Gabrysi z korytarza. – Co tam robisz? – zapytała ciekawie, pojawiając się za moimi plecami. – Ciasto? Dla mnie?! Ale przecież moje urodziny są dopiero w grudniu!

– Nie, skarbie, to ciasto specjalnie na naszą rocznicę. Twojego taty i moją...

– Rocznicę ślubu? Ale jeżeli dobrze pamiętam, to w zeszłym roku świętowaliście siedemnastą rocznicę, czyż nie?

– Dokładnie, kochanie – uśmiechnęłam się. – Dzisiaj obchodzimy piętnastą rocznicę naszego rozwodu.

W gruncie rzeczy, od początku powinnam wiedzieć, że to się nie uda. On, student trzeciego roku anglistyki i ja, 26-latka, nudna, perfekcjonistka z dziekanatu. To on zainicjował znajomość. Jak to mówią, upór popłaca. Ciągle miał coś do załatwienia w dziekanacie, ciągle zgubił jakieś dokumenty, coś mu nie wychodziło, zawsze potrzebował wsparcia. I tylko wtedy, kiedy byłam akurat na dyżurze.

– Hej, Lidka, czy ten przystojniak nie próbuje cię może podrywać? – zapytała pewnego zimowego dnia moja znajoma. – Za często tu wpada. Powiem ci albo jest głupkiem, który nawet prostego druku nie potrafi poprawnie wypełnić, albo jest zakochany... – roześmiała się.

– Jak możesz tak mówić, to przecież jeszcze dzieciak! – wybuchłam oburzeniem.

– Hmm, nie jestem pewna, ale na moje oko wydaje się dość dorosły. Trzydzieści lat na pewno.

– On ma tylko dwadzieścia trzy lata. Dzieciak – stwierdziłam, kończąc rozmowę.

– Ha! Więc sprawdziłaś, ile ma lat! – Zośka aż zaklaskała w dłonie z radości. – A poza tym, co to za różnica, te trzy lata? Żadna! – nie ustępowała.

– Ten chłopak jest całkiem niezły, gdybym nie była zamężna, sama bym go... no, wiesz.

– Ja nie mam na to czasu – przerwałam rozmowę, ale nasiono zostało zasiane. Klaudiusz C. nieustannie pojawiał się w mojej głowie.

Zakochałam się w nim

Zośka miała racje. Wśród swoich kolegów ze studiów, ten chłopak zdecydowanie się wyróżniał swoją dojrzałością. Ja wówczas uczęszczałam na studia zaoczne, a on tak jak ja, często spędzał wieczory w bibliotece wydziałowej. Z początku zerkaliśmy na siebie z zakłopotaniem zza grubych podręczników, ale z czasem nasze kontakty stawały się coraz bardziej odważne.

Wreszcie nadeszła ta chwila, kiedy Klaudiusz zebrał się na odwagę i zwyczajnie zaprosił mnie na filiżankę kawy. Jestem niewysoka, o drobnej posturze, więc obok niego czułam się… zaopiekowana. I rozmawiało nam się fantastycznie. Zośka znowu miała racje – trzy lata różnicy to tyle, co nic.

Byliśmy przedstawicielami tej samej generacji, mieliśmy podobne wspomnienia oraz przeżycia. Pamiętaliśmy te same dobranocki, ulubione audycje telewizyjne. Oglądaliśmy te same filmy. Czytaliśmy podobne książki. Kiedy wylądowaliśmy w sypialni, zdałam sobie sprawę, że ja, pomimo dwóch poważniejszych związków, nie mam pojęcia o seksie. Z Klaudiuszem odnaleźliśmy wspólny język w tej dziedzinie. A potem było tylko lepiej...

Po zdobyciu tytułu magistra i podjęciu pracy w szkole prywatnej postanowiliśmy wziąć ślub. Przeprowadziliśmy się do mojego mieszkania typu kawalerka i wtedy... magia zniknęła.

Nie znałam go od tej strony

Mój książę na białym koniu okazał się być strasznym bałaganiarzem. Nie cierpiał robić zakupów i „nie miał czasu” na prace domowe. Otwarcie przyznał, że w jego domu rodzinnym takie sprawy załatwia mama. Zmęczona i zawiedziona, po dwóch latach uświadomiłam sobie, że nie chcę już dłużej żyć w ten sposób.

Byłam zmęczona byciem gospodynią domową, praczką, sprzątaczką i kucharką. Muszę przyznać, że zasmuciło mnie jego zachowanie – miałam małą, cichą nadzieję, że będzie walczył o nas, że będzie się starał, że obieca mi zmiany. Nic z tych rzeczy.... Przeprowadził się do swojego przyjaciela. Proces rozwodowy zajął tylko kwadrans.

– Może kawa i ciastko na zakończenie? – zaproponował Klaudiusz, kiedy opuszczaliśmy salę.

– W porządku – zgodziłam się.

Po wypiciu kawy zdecydowaliśmy się na wino, a następnie Klaudiusz wezwał taxi i odwiózł mnie do mojego mieszkania.

– Czy chciałbyś wejść na górę? – zaproponowałam. Zgodził się bez wahania.

Wszedł i postanowił zostać. I nadal tu jest. Co ciekawe, od czasu kiedy zdecydowaliśmy się na rozwód, niespodziewanie zaczął sprzątać po sobie. Jakby coś w jego umyśle nagle się przestawiło. I tak żyjemy razem w harmonii, dzieląc domowe obowiązki, już przez 15 długich lat...

Czytaj także:
„Sąsiad uknuł intrygę, by mnie uwieść. Upił mnie i rozebrał, a potem rozniósł w internecie plotkę, że jesteśmy razem”
„Koleżanki przeszły na emeryturę, a mój wniosek odrzucono. Muszę dziadować za 1000 zł, bo mamy równych i równiejszych”
„10 lat czekałam na pierścionek, a ukochany bawił się ze mną w kotka i myszkę. Dziś zasypiam u boku innego, jego strata”

Redakcja poleca

REKLAMA