Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie zakończę pracę i będę mogła beztrosko spęzać czas na zasłużonej emeryturze. Biurokracja i bezduszność urzęników sprawiła, że musiałam obejść się smakiem...
Cieszyłam się z emerytury
– Czy ktoś jeszcze chce sernika? Upiekłam go sama! Zapraszam do degustacji, moi drodzy! – Danusia krążyła wokół gości, z promiennym uśmiechem, a jej radość rezonowała na całe pomieszczenie socjalne. – Ten kawałek jest specjalnie dla ciebie – zanim zdążyłam zareagować, Danka już kładła na mój talerz kolejne ciastko.
– Masz tyle energii, jakbyś dopiero zaczynała tę pracę, a nie kończyła – mrugnęłam do przyjaciółki.
– Ponieważ dopiero teraz mam poczucie, że zaczynam naprawdę żyć. I przyrzekam ci, że będę pichcić takie serniczki co najmniej raz w tygodniu. W końcu będę miała na to wystarczająco dużo czasu – Danusia nie mogła przestać się uśmiechać.
Od trzech dekad byłyśmy przyjaciółkami z Danką. Nasze drogi skrzyżowały się pierwszego dnia września, kiedy to zaczęłam naukę w zawodowej szkole kolejnictwa. Ja byłam w pierwszej klasie, zaś Danka w drugiej. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Przebywałyśmy razem w czasie każdej przerwy i zawsze starałyśmy się odbywać praktyki w tych samych miejscach. Gdy Danusia po skończeniu szkoły zaczęła pracować jako ekspedytor w Polskich Kolejach Państwowych, natychmiast poinformowała mnie, że za rok muszę do niej dołączyć.
– Już przygotowuję dla ciebie miejsce w moim magazynie – śmiała się.
Po upływie roku, również ja objęłam stanowisko ekspedytora. Przez wiele lat pracowałyśmy razem. Gdy awansowałam na stanowisko kasjera, Danka poszła ze mną. Kiedy zdecydowała się na stanowisko taksatora, ja również natychmiast złożyłam odpowiednie dokumenty. Nasi koledzy w żartach nazywali nas papużkami nierozłączkami. A dzisiaj moja „papużka" odchodzi na wcześniejszą emeryturę.
– Już za tobą tęsknię – wyszeptałam, mocno przytulając Dankę na pożegnanie.
– Za rok dołączysz do mnie! W maju skończysz pięćdziesiąt pięć lat, więc już w kwietniu powinnaś złożyć papiery na emeryturę – mówiła, zgodnie z własnym doświadczeniem, przyjaciółka.
Dlaczego tak się stało?
Kiedy nadszedł kwiecień, złożyłam we właściwym Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych wszystkie potrzebne dokumenty i rozpoczęłam odliczanie dni do momentu przejścia na emeryturę. Danka nie mogła się doczekać, kiedy zaczniemy razem prowadzić życie emerytek. Była przekonana, że szybko otrzymam decyzję. Ja, charakterystycznie dla siebie, wolałam odczekać z radością, dopóki nie będę miała dokumentu w ręku.
– Twoja kariera zawodowa wygląda tak samo jak moja, z tą różnicą, że moją edukację rozpoczęłam w 1966 roku, a ty w 1967. Identyczne stanowiska, te same okresy ubezpieczenia. Zamiast więc wpadać w panikę, zastanów się, co przygotujesz na nasze pożegnalne spotkanie, ponieważ mój sernik sprzed roku trudno będzie przebić – podśmiewała się.
Kiedy kilka dni później listonosz przekazał mi list polecony z ZUS-u, moje serce zaczęło bić jak szalone. Uśmiechnęłam się do koperty, otworzyłam ją i... radość zniknęła.
– „Odmowa udzielenia świadczenia emerytalnego" – odczytałam na głos. – Nie, to musi być błąd. Czy to na pewno moja decyzja? – nerwowo przeglądałam dokument.
Jednak nie doszło do żadnej pomyłki. ZUS stwierdził, że nie spełniam kryteriów, które są wymagane ustawą. Według nich, mój wiek i lata pracy były odpowiednie, ale bazując na ich obliczeniach, nie udało mi się przepracować wymaganych piętnastu lat w specjalnych warunkach. Bez zwłoki zadzwoniłam do Danki. Po upływie pół godziny, razem starałyśmy się zrozumieć, czego oczekuje ode mnie ZUS.
– Daj zobaczyć to świadectwo, bo zaraz dostanę ataku szału – mój niepokój zaraził Danusię. – Przecież tutaj jest wyraźnie napisane: „Pracowała w szczególnym charakterze”, a pierwszym wpisem jest uczeń od 1977 do 1980 roku, a następnie kolejne miejsca pracy. To daje ci w sumie ponad siedemnaście lat, dokładnie tyle, ile ja mam, więc co im nie pasuje?! – twarz mojej przyjaciółki poczerwieniała ze złości.
Z kolei ja byłam blada jak kartka papieru. Z nerwów przełykałam ślinę i nie potrafiłam zebrać nawet najprostszych myśli.
– Nie mam pojęcia, Danusia, naprawdę nie wiem. Wiem tylko, że na pewno nie przejdę na emeryturę – wzdychałam.
– Co ty bredzisz! Musisz tam jechać i wyjaśnić całą sytuację! Na pewno coś źle obliczyli! W końcu nasza kariera zawodowa jest taka sama! Więc jak to możliwe, że ja spełniam warunki, a ty nie? – złościła się Danka. – Jutro jedziemy do ZUS-u! – postanowiła.
Instytucje tego typu zawsze budziły we mnie niechęć, dlatego z wielkim niepokojem wkroczyłam do majestatycznego gmachu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Danka uspokajała mnie, mówiąc, że nie ma powodów do obaw i już niedługo poczuję ulgę.
Nasza sytuacja była identyczna
Ze względu na procedury w ZUS-ie Danka nie mogła ze mną wejść na spotkanie z urzędniczką – przyjaciółka zgodziła się zaczekać na mnie przed budynkiem. Kiedy urzędniczka wprowadzała moje dane do komputera, czułam, czułam pulsowanie w moich uszach.
– Pani pracowała w szczególnym charakterze przez dokładnie czternaście lat i trzysta trzydzieści pięć dni – mimo wszystko, ton głosu młodej kobiety był dość przyjazny. – Brakuje Pani zatem trzydziestu dni do wymaganego ustawowo stażu – urzędniczka wzruszyła ramionami.
– Ale przecież w tych szczególnych warunkach jestem zatrudniona od pierwszego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku, kiedy... – zaczęłam niepewnie, ale młoda kobieta szybko mi przerwała.
– Nie, nie. Pierwszego września 1977 roku zaczęła pani swoją edukację w szkole kolejowej – przerwała mi.
– Tam też odbywałam praktyki – wykonywałam wtedy te same czynności, które później stały się moim zawodem na prawie cztery dekady. Od początku mojej pracy, wykonywałam ją w takim samym, szkodliwym środowisku. W moim świadectwie pracy zapisano, że od 1977 roku pracuję w szczególnych warunkach – podkreślałam, wskazując palcem na dokumenty od mojego pracodawcy.
– Jednakże, nie uznajemy okresu nauki w szkole jako części doświadczenia zawodowego. Szkoła jest po prostu szkołą. A na pani dyplomie widzę tylko, że od wskazanego wcześniej dnia była pani uczniem.
– Ale PKP uznaje okres praktyk szkolnych – próbowałam argumentować, wymachując zaświadczeniem z pracy, które dla mnie stanowiło niepodważalny dowód w sprawie.
– Jednak my nie. Każdy wniosek traktujemy w sposób indywidualny i w naszej ocenie, pani ma czternaście lat i trzysta trzydzieści pięć dni doświadczenia. I tyle – skwitowała urzędniczka.
Opuszczając jej biuro, czułam bezradność i smutek. Całą drogę do domu starałam się powstrzymać łzy. Tymczasem Danka kręciła się wokół mnie jakby ją razili prądem.
– To jest absurd! Nie może tak być! Zgłoś się tam jeszcze raz i przekaż tej biurokratce, że posiadam identyczny staż pracy, jestem w tym samym wieku i ukończyłam tożsamą szkołę – wołała, nie zważając na pełne zaskoczenia spojrzenia przechodniów.
– Jak mogę to zrobić? Chcesz, żeby tobie również nie uwzględnili szkoły i obcięli emeryturę? Daj spokój. To nie ma sensu. Całe to zamieszanie jest bez sensu.
– Przecież nie tylko mnie doliczyli te lata! Miesiąc po mnie odeszła Zośka, teraz odchodzi Renata. Przecież ona była z wami w tej samej klasie! Nie ma możliwości, aby miała inny staż pracy, skoro razem uczęszczałyście do tej samej szkoły! Jesteś pierwszą, której nie uwzględniono tych lat! Nie zostawiaj tego tak! – usiłowała we mnie pobudzić zapał do walki. – Musimy to jakoś naprawić. Zawsze przecież można odwołać się od decyzji ZUS-u do sądu. Sami o tym piszą drobnym drukiem w swoich pismach. Zatem odwołamy się!
Jak widać, nie ma sprawiedliwości
Przez długi czas się wahałam, ale w końcu postanowiłam złożyć odwołanie do sądu. Sąd pierwszej instancji przychylił się do moich argumentów! Słowa sędziego podczas ogłaszania wyroku, które nie zostawiły żadnej wątpliwości co do błędnego stanowiska ZUS-u, będą mi towarzyszyć do końca życia.
– Według sądu, nie ma wątpliwości, że do stażu pracy powinien być wliczany okres nauki w szkole zawodowej. Zakład Ubezpieczeń Społecznych wcześniej postępował w ten sposób wobec osób znajdujących się w podobnej sytuacji jak powódka. Przepisy dotyczące tej kwestii pozwalają na taką interpretację, więc nie powinniśmy dzielić pracowników na lepszych i gorszych – wyjaśnił sędzia.
Po opuszczeniu sali sądowej, Danka rwała się do oklasków, nieustannie powtarzając: „Mówiłam? Kto miał rację?!”. Ja natomiast znowu uwierzyłam w sprawiedliwość. Ale moje szczęście nie trwało długo. Zakład Ubezpieczeń Społecznych złożył apelację od wyroku, a sąd wyższej instancji nie okazał się już dla mnie tak życzliwy.
– Edukacja w szkole, nawet z elementami praktycznymi w szczególnych warunkach, to nadal edukacja, a nie praca. Po odjęciu czasu spędzonego w szkole zawodowej, powódce brakowało trzydziestu dni do wymaganego stażu, zatem Zakład Ubezpieczeń Społecznych słusznie odmówił przyznania świadczenia. Bo nawet jeśli brakowałoby tylko jednego dnia, warunek nie jest spełniony – orzekł sędzia.
Pełnomocnik ZUS-u prężył się z dumy i zadowolenia, ja zaś czułam się jak zbity pies.
– Wszystkie po kolei przechodziłyśmy na wcześniejszą emeryturę, a tylko w przypadku Romy nie chcecie uznać lat szkolnych! To orzeczenie jest niesprawiedliwe! – Danka nie mogła powstrzymać emocji i krzyczała w niebogłosy. Szybko udało mi się ją uspokoić, lecz sędzia skarcił ją surowym spojrzeniem.
– Proszę opanować emocje, inaczej będę zmuszony usunąć panią z sali oraz nałożyć karę grzywny! – sędzia spojrzał na Dankę z irytacją. – Rozumie pani?
Zawstydzona Danka skinęła głową na potwierdzenie.
– Ten werdykt jest słuszny, ponieważ jest zgodny z obowiązującym prawem. Sąd podejmuje decyzje na podstawie przepisów, a nie na podstawie własnych upodobań. Oczywiście, można uznać, że prawo jest niesprawiedliwe, ale to nie jest rolą sądu, aby to oceniać. Wszelkie skargi w tym aspekcie należy kierować do ustawodawcy. Kończę posiedzenie – stwierdził beznamiętnie.
Wraz z wyrokiem sądu zakończyła się moja bitwa z ZUS-em. Zamiast cieszyć się emeryturą, muszę zadowolić się zasiłkiem przedemerytalnym, który wynosi nieco ponad tysiąc złotych na rękę. To znacznie mniej, niż powinnam otrzymywać na emeryturze. Niestety, nie jestem już w stanie dopracować tych brakujących dni w szczególnych warunkach.
Moje współpracownice wciąż przechodzą na wcześniejsze emerytury, ponieważ ZUS uznaje im lata spędzone w szkole. Słyszałam jednak o dwóch przypadkach, w których, podobnie jak mnie, nie zaliczono okresu szkolnego.
Jak widać, ludzie są dzieleni na tych równych i równiejszych, a interpretacje tego samego prawa dokonane przez ZUS i sąd mogą się drastycznie różnić. Reguła „Entliczek pętliczek... dzisiaj nie uznajemy twoich praktyk zawodowych!" według bezdusznych urzędników jest obowiązującym prawem. Niestety, tym razem w tej wyliczance padło na mnie.
Czytaj także:
„W 60. urodziny rodzina kłóciła się o spadek po mnie. Niech od razu kupią mi wiązankę na pogrzeb, a nie bukiet kwiatów”
„W pracy załatwiałam prywatne sprawy, robiłam zakupy i czytałam ploteczki. Ktoś na mnie doniósł i mam przechlapane”
„Mój mąż zginął, bo nie pojechał po masło. Z poczucia winy i żalu najchętniej razem z nim położyłabym się do grobu”