„10 lat czekałam na pierścionek, a ukochany bawił się ze mną w kotka i myszkę. Dziś zasypiam u boku innego, jego strata”

zakochana kobieta fot. iStock, eclipse_images
„Musiałam się wybawić. Wyszumieć. Zapomnieć o tym, że mam faceta, który najwyraźniej nie traktuje mnie poważnie. Od 10 lat. I wtedy zobaczyłam mężczyznę, idealnego na chwilowy flirt”.
/ 04.12.2023 07:15
zakochana kobieta fot. iStock, eclipse_images

Nigdy w życiu nie robiłam niczego na pół gwizdka. Nie cierpiałam półśrodków. Nie chciałam zresztą oszukiwać ani siebie, ani innych. Robiłam więc tylko to, co do czego miałam pełne przekonanie i nie wdawałam się w żadne bezproduktywne dyskusje. Właśnie dlatego, kiedy poznałam mężczyznę, którego dobrze rozumiałam i którego uznałam za wartościowego, od razu pomyślałam o nim poważnie.

Nie wiązałam się dla zabawy tak, jak moje koleżanki. Przelotne relacje nie miały szansy w moim przypadku w ogóle zaistnieć. Nie chciałam tego. Jacek więc od początku był moim chłopakiem, z którym wiązałam ogromne nadzieje na przyszłość. Kiedy rozmawiałam o nim z moimi rodzicami czy przyjaciółkami, zawsze zajmował ważne miejsce. Nie rozglądałam się za innymi, a kiedy mi to zaproponował, zamieszkałam u niego w domu. W końcu to był związek na stałe.

Miałam dość niestabilności

Mijały lata, a Jacek trwał przy mnie, choć ani słowem nie zająknął się w kwestii ślubu. Parę razy zbaczałam na przyszłościowe tematy, ale on wtedy odpowiadał albo wymijająco, albo szybko przechodził do innej naglącej kwestii. Coraz więcej moich koleżanek chwaliło się pierścionkami zaręczynowymi albo nawet świeżo upieczonymi mężami. Padały też pytania, kiedy my z Jackiem na coś się zdecydujemy.

Najbardziej denerwowały mnie żartobliwe uwagi w stylu „No, temu twojemu to coś się nie śpieszy”. Te wszystkie bzdury o nowoczesnym podejściu do związku też mnie nie przekonywały. Może i byłam staroświecka, ale liczyłam na normalne małżeństwo. Z właściwą osobą i za tę osobę przez długi czas miałam właśnie Jacka.

Któregoś wieczora myślałam, że moje skromne marzenia wreszcie się spełnią. Wróciłam zmęczona z pracy i w jadalni zastałam elegancko przystrojony stół z dwoma nakryciami. Pośrodku stały zapalone świece, a Jacek krzątał się w kuchni.

– O, jesteś nareszcie! – rzucił z entuzjazmem, gdy mnie zobaczył. – Siadaj. Zaraz będziemy jeść.

– Co to za okazja? – spytałam wciąż zaskoczona, jednak posłusznie zajęłam jedno z miejsc.

– W przyszłym tygodniu masz urodziny – stwierdził. – Ja niestety muszę wtedy wyjechać w ważnych sprawach, ale pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę i poświętujemy trochę wcześniej.

Nie powiem – ucieszyłam się wtedy z jego pomysłu. Ostatnio ciągle się rozmijaliśmy – on miał swoje sprawy, ja swoje. W ogóle czasami zapominałam, że jesteśmy jeszcze razem. Moje oczy się zaświeciły, gdy położył na blacie czarne, aksamitne pudełeczko, po czym przesunął je w mojej stronę.

– Co to? – spytałam pełnym napięcia głosem.

Uśmiechnął się szeroko.

– Otwórz i sama zobacz.

Niezwykle podekscytowana otworzyłam pudełko i… zobaczyłam w środku parę srebrnych kolczyków.

– Są… piękne – mruknęłam, nawet nie tuszując grymasu rozczarowania.
Prychnął.

– Przecież widzę, że ci się nie podobają – burknął. – Nic ci się nigdy nie podoba. Weź, może pomyśl trochę nad tym, czy nie masz za bardzo wygórowanych oczekiwań, co?

Tak, chyba są bardzo wygórowane, pomyślałam z rozgoryczeniem, przeżuwając bitki, które nie smakowały mi już tak, jak jeszcze przed chwilą.

Maks miał być tylko na chwilę

Postanowiłam wtedy wyjść z domu. Nie miałam ochoty ani przez chwilę oglądać tego wieczora Jacka. Uważałam, że jest niedojrzały, nie ma w życiu żadnych porządnych priorytetów, a w dodatku nie liczy się w ogóle ze mną. A przecież mówiłam mu zaraz na początku naszej znajomości, jak ważny jest dla mnie ślub.

Chciałam mieć z nim dzieci, móc mówić o mężu, a nie „facecie, z którym mieszkam”. A teraz dotarło do mnie w jednym momencie, że nie miałam co liczyć na jego zdecydowanie, bo przecież on to przeciągał i przeciągał w nieskończoność.

Musiałam się wybawić. Wyszumieć. Zapomnieć o tym, że mam faceta, który najwyraźniej nie traktuje mnie poważnie. Od 10 lat. I wtedy zobaczyłam mężczyznę, idealnego na chwilowy flirt. Tak mi się wtedy wydawało. Nie miałam jednak pojęcia, jak bardzo się mylę.

Ten facet w klubie przedstawił się jako Maks. Był przystojny, pełen wyważonego optymizmu i całkiem dowcipny. Myślałam o jakimś niezobowiązującym numerku – spodziewałam się, że trochę wypijemy, zajdziemy do motelu, prześpimy się i każdy wróci do swoich spraw. Tyle że zaczęliśmy przy tym naszym drinku rozmawiać i tak przegadaliśmy niemal całą noc. Dopiero obsługa wygoniła nas nad ranem na zewnątrz.

Jak się okazało, Maks był świeżo po nieudanym związku. Właściwie to miał się żenić, ale jego wybranka zostawiła go przed ołtarzem. Rzuciła mu wtedy w twarz, że mają inne priorytety, że ona chce być wolna, a nie uwiązać się na stałe z jednym facetem i pewnie z gromadką dzieci. Widziałam, że bardzo go to jeszcze bolało. Świetnie zresztą rozumiałam jego rozgoryczenie.

Bez oporów opowiedziałam mu o swojej sytuacji z Jackiem. Wydawał się autentycznie zdumiony, że mój partner nie zdecydował się podjąć żadnego poważniejszego kroku przez tyle czasu. Trochę więc sobie ponarzekaliśmy, a później on zamówił mi taksówkę. Wzięłam też jego numer telefonu, wiedząc, że na pewno do niego zadzwonię. Miałam tylko nadzieję, że on także będzie mnie jeszcze chciał kiedyś zobaczyć.

Nigdy nie czułam się taka szczęśliwa

Z Maksem spotkaliśmy się jeszcze wiele razy. Przy nim czułam, że naprawdę żyję. Rozkwitałam. Właściwie to spędzałam z nim dużo więcej czasu niż z własnym partnerem. Zresztą, Jacek w ogóle sprawiał wtedy wrażenie, jakby mało go obchodziło, co i z kim robię.

Normalnie pewnie bym się tym gryzła, ale… jakoś tak przy moim nowym znajomym nie umiałam się martwić. On potrafił mnie rozbawić w mgnieniu oka, co jak dotąd nie zdarzyło się nikomu – nawet bliskim. Podobno miałam trudny charakter. On jednak twierdził, że po prostu jestem twardą babką i nie daję sobie w kaszę dmuchać. I, jak twierdził, za to mnie lubił.

Tak minęło nam w sumie pół roku. Niespodziewanie uświadomiłam sobie, że z nikim nie byłam jeszcze tak blisko i nikomu z taką łatwością nie zwierzałam się ze wszystkich sekretów. Trochę mnie to oszałamiało, ale starałam się wciąż traktować naszą relację jako przyjaźń. Silną przyjaźń. Choć powoli docierało do mnie, że nie o to tu chodziło.

Któregoś wieczoru wybrałam się z nim na kolację. Jacka i tak nie było – znów wyjechał w sprawach służbowych, co zresztą szczególnie mnie nie obeszło. Lokal, do którego zaprosił mnie Maks, po prostu mnie zaskoczył. Nigdy tam wcześniej nie byłam. Jacek wychodził z założenia, że nie ma co przepłacać za jedzenie na mieście.

Zamówione dania były przepyszne. Nie to jednak okazało się w tym wszystkim najpiękniejsze. Bo w którymś momencie Maks spojrzał mi głęboko w oczy, przyznał, że nigdy nie był jeszcze tak zdecydowany, jak w tej chwili, a potem przyklęknął na jedno kolano. A kiedy zapytał, czy zostanę jego żoną, moje serce stanęło w miejscu.

– Tak – wykrztusiłam. To było jedyne, co zdołałam powiedzieć tego wieczora. Choć wylałam wówczas morze łez.

Dobrze, że nie dostałam pierścionka

Noc po kolacji spędziłam w mieszkaniu Maksa. Nie byłam tam po raz pierwszy i strasznie je lubiłam. Bardziej niż ponury, pusty dom, w którym mieszkałam u boku Jacka. Po pracy postanowiłam pojechać do byłego chłopaka, by zabrać swoje rzeczy. Miałam nadzieję uniknąć konfrontacji, ale niestety Jacek był na miejscu.

Najpierw mocno się zdziwił. Potem wściekł. Nazwał mnie niewdzięczną oszustką, która wykorzystywała jego uczucia. Twierdził, że małżeństwo jest dla ludzi słabych, potrzebujących namacalnego potwierdzenia swojego związku. Nie kłóciłam się z nim. Jego zdanie w tamtej chwili mnie nie obchodziło – miałam już narzeczonego i to z nim zamierzałam się liczyć.

Moi rodzice z początku trochę marudzili. Nie znali Maksa, więc zupełnie nie rozumieli, dlaczego zdecydowałam się zostawić dla niego Jacka. Kiedy jednak mama dowiedziała się o oświadczynach i planowanym ślubie, zaczęła już tylko rozpływać się w zachwytach. No i naciskała na spotkanie z moim przyszłym mężem.

Teraz gdy jesteśmy świeżo po ślubie, cieszę się bardzo, że nie otrzymałam tego upragnionego pierścionka od Jacka. Gdyby tak się stało, przenigdy nie poznałabym swojej prawdziwej miłości.

Czytaj także:
„Matylda straciła cały dobytek przez wioskowych głupków. Uwierzyli w durną plotkę i chcieli się zemścić”
„Dla rodziny byłam pustą lalą, a w pracy pośmiewiskiem. Marzyłam o tym, by mój nos nie wyglądał jak klamka do zakrystii”
„Od pół roku udaję, że chodzę do pracy na pół etatu. Dziecko oddaję teściowej i ruszam w miasto na kawę lub drinka”

 

Redakcja poleca

REKLAMA