Zaufałam mu, bo myślałam, że się przyjaźnimy. On mnie zmanipulował i wykorzystał, licząc, że wpadnę w jego ramiona.
Grzegorz wydawał się porządny
Kiedy wprowadziliśmy się z Fabianem do nowego mieszkania, byłam naprawdę szczęśliwa. Wybraliśmy świetną lokalizację, a w dodatku blok był stosunkowo nowy. Przytulny, świetnie urządzony, taki trochę wyższy standard, o jakim zawsze trochę marzyliśmy. W poprzednim domu strasznie się cisnęliśmy, a poza tym oboje mieliśmy daleko do pracy. Spodziewałam się, że podjęliśmy najlepszą decyzję w naszym życiu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo napsuje nam ona krwi.
Na miejscu pomógł nam się zaaklimatyzować sąsiad z dołu, Grzegorz. Z miejsca wydał mi się bardzo sympatyczny. W ogóle złapaliśmy niezły kontakt, bo, podobnie jak ja, pracował z domu, więc często do południa robiliśmy zakupy w tym samym sklepie. Z czasem zaczęliśmy się nawet umawiać na wspólne wyjścia po najważniejsze rzeczy. On zresztą chętnie nosił torby z moimi zakupami, więc nie narzekałam.
Parę razy pomógł mi też, gdy miałam problem ze znalezieniem czegoś na osiedlu, raz podał numer do znajomego fachowca. Z czasem zdecydowałam się odwiedzić go w domu. No i wtedy on zaczął dopytywać, czy w moim małżeństwie na pewno dobrze się układa. Pewnie już wtedy powinna mi się zapalić w głowie czerwona lampka, ale jakoś niczego nie podejrzewałam. Zwłaszcza że sąsiad podobno po prostu się martwił, bo widział, że ciągle chodzę sama.
Z Fabianem mi się nie układało
Pod wpływem stałych rozmów z Grzegorzem, zaczęłam się baczniej przyglądać naszemu małżeństwu. Fabian był wiecznie zajęty. Pracował w dużej korporacji i, jak mi tłumaczył, wielu ludzi na nim polegało. Nie mógł więc sobie wszystkiego ot tak rzucić, jak wspominał, bo wszystko by się im posypało. Tyle że ta jego wieczna nieobecność stała się w końcu powodem licznych kłótni.
– Znów wrócisz później? – rzuciłam z wyrzutem, gdy powiedział mi kiedyś, że kolejnego dnia również mam na niego nie czekać z obiadem. – A mieliśmy przecież iść do kina…
– Amanda, mamy pilny projekt – odparł wyraźnie zniecierpliwiony. – Nie wyrobimy się raczej w godzinach pracy. A do kina możemy iść kiedy indziej. W weekend?
– Nie no, jasne! – burknęłam. – Może w ogóle będziemy ze sobą rozmawiać tylko w soboty i niedziele? A, i to jak wielce szanowny mąż nie będzie spał do piętnastej, żeby odespać trudy pracy!
Posłał mi gniewne spojrzenie.
– No wyobraź sobie, że nie wszyscy mogą załatwiać wszystko z domu – odparł z przekąsem. – Ciesz się, że masz taką robotę. No ja niestety rozdwoić się nie mogę.
Oczywiście machnęłam na to ręką – uznałam nawet, że może rzeczywiście przesadzam i czepiam się go bez powodu. Parę dni później przyszedł do mnie jednak Grzegorz, a minę miał nietęgą.
– Twój mąż jest? – spytał dość cicho.
Pokręciłam głową.
– To dobrze. – wyraźnie się rozluźnił. – Muszę ci coś koniecznie pokazać.
Choć już jego zachowanie wydało mi się dość niepokojące, zupełnie nie spodziewałam się, że wyjmie z kieszeni telefon i zacznie mi pokazywać zdjęcia. Fabiana i jego asystentki. Razem. W namiętnych objęciach.
Wiem, że coś wtedy jeszcze do mnie mówił, ale go nie słuchałam. Oświadczyłam, że chcę zostać sama i wyprosiłam go z mieszkania. Choć zupełnie nie rozumiałam tego, co się właśnie stało, krążyłam bez celu po domu, czekając na powrót męża. Kiedy się zjawił, zrobiłam mu awanturę. Pokazałam zdjęcia, a on wszystkiego się wyparł. Wzięłam go więc za śmierdzącego tchórza i kazałam się wynosić. Z początku co prawda usiłował ze mną rozmawiać, ale kiedy trwałam przy swoim, też się zdenerwował. Zabrał rzeczy i wyszedł.
Próbował mnie pocieszyć
Po jakiejś godzinie zjawiłam się zapłakana na progu mieszkania Grzegorza. Wiele mnie kosztowało, żeby w ogóle wyjść z domu, ale uznałam, że powinnam mu podziękować za to, co dla mnie zrobił. Cieszyłam się, gdy wpuścił mnie do środka i uznał, że mogę mu się wygadać. Wydawał się taki szczery, zainteresowany moimi problemami, chętny do pomocy.
– Bardzo mi przykro, że dowiedziałaś się w ten sposób – powiedział cicho. – Ale… pewnie się domyślałaś?
Wzruszyłam ramionami.
– Bo ja wiem… – pociągnęłam nosem. – Chyba nie do końca się tego spodziewałam…
– Nic się nie martw – rzucił, obejmując mnie opiekuńczo ramieniem. – Teraz będzie tylko lepiej.
Zaufałam mu. Był miły, kazał mi się odprężyć, więc wypiłam z nim tę lampkę wina czy dwie. Potem urwał mi się film. Obudziłam się u niego na kanapie, przykryta tylko kocem. Grzegorz przekonywał mnie, że chciałam iść spać, więc zostawił mnie tutaj. Byłam trochę speszona, więc podziękowałam mu i prędko się pozbierałam. Dopiero gdy w samochodzie zajrzałam na swój profil na Facebooku, doznałam szoku.
Nie rozumiałam, co tu się dzieje
Grzegorz, którego już jakiś czas temu dodałam do znajomych, dodał zdjęcie na swojej tablicy. Ze mną. W dodatku mnie oznaczył. I nie byłoby w tym nic dziwnego ani niepokojącego, gdyby nie to, że byłam naga. A w dodatku leżałam obok niego, na tej kanapie. Półprzytomna. Gorzej, że wyglądało to dość… dwuznacznie. I pewnie dlatego tak wielu znajomych pytało mnie, co to ma znaczyć.
Zadzwoniłam natychmiast do Grzegorza, a kiedy odebrał, zażądałam wyjaśnień. Powiedział mi, że przecież potrzebowałam pocieszenia i o co mi chodzi. Kazałam mu usunąć to zdjęcie, grożąc zgłoszeniem sprawy na policji. Nie wiem, czy się tym przejął, ale na szczęście jego post wkrótce zniknął. Miałam nadzieję, że to już koniec tego całego przedstawienia, a ja odzyskam spokój. Chociaż względny. Nie wiedziałam jednak, że to dopiero początek.
Parę dni później zaczęły do mnie wydzwaniać koleżanki. Agresywnie atakowały mnie, że mam takiego fajnego męża, a zostawiam go dla jakiegoś żałosnego facecika. Z początku nie rozumiałam, o co w ogóle chodzi. Ale kiedy Monika, jedna z moich przyjaciółek, przyznała z lekką konsternacją, że niepotrzebnie tak się z tym afiszujemy w mediach społecznościowych, nabrałam pewnych podejrzeń.
A okazało się, że Grzegorz rozpuścił plotkę o naszym związku. Wszędzie, gdzie się dało i komu tylko się dało opowiadał o tym, że zostawiłam dla niego męża. I jak tylko się rozwiodę, weźmiemy ślub. Kiedy się o tym dowiedziałam, zrobiło mi się niedobrze. Liczyłam jeszcze, że może się obudzę i opuszczę ten potworny koszmar, ale… niestety. To działo się naprawdę.
I wtedy odwiedziła mnie Ola, asystentka Fabiana. Była trochę zmieszana, gdy tłumaczyła mi się, że oni nigdy nic ze sobą i że ktoś chyba musiał sfabrykować te zdjęcia. Dodała nawet, że pytała ich grafika w firmie, a on przyznał, że to rzeczywiście przeróbka. Podobno dość nieudolna. Dopiero wtedy zrozumiałam, że padłam ofiarą perfidnej intrygi Grzegorza. Obłąkanego faceta, który chciał mnie mieć za wszelką cenę. Nie licząc się z tym, że mam męża i własne życie.
Koniec z toksycznymi relacjami
Odnalazłam Fabiana. Oczywiście wiedział o zdjęciu i rewelacjach Grzegorza. Myślałam, że będzie chciał mnie wyrzucić od razu, ale jednak mnie wysłuchał. A wtedy opowiedziałam mu o wszystkim i przyznałam, że nasz sąsiad mnie zmanipulował. I że to on dał mi te sfabrykowane fotki.
Choć wciąż ledwie w to wierzę, Fabian mi wybaczył. I dał drugą szansę. Poszedł też rozmówić się z Grzegorzem. Ja nie chciałam więcej widzieć tego człowieka. Miałam go serdecznie dość. Byłam pewna, że jest chory i zdecydowanie powinien się leczyć. Nie wiem, dlaczego upatrzył sobie akurat mnie, ale potwornie żałuję, że w ogóle wdałam się z nim w jakąkolwiek dyskusję. I że kiedykolwiek przekroczyłam próg jego domu.
Ostatecznie podjęliśmy decyzję o wyprowadzce. Fabian znalazł nam już nawet nowe mieszkanie. Nie wiem, czy będzie tak przytulne, jak to obecne, ale nie dbam już o to. Dla mnie najważniejsze jest to, że piętro niżej nie będzie mieszkał popaprany facet z obsesją na moim punkcie.
Czytaj także:
„W pracy załatwiałam prywatne sprawy, robiłam zakupy i czytałam ploteczki. Ktoś na mnie doniósł i mam przechlapane”
„Musiałam dojść do prawdy, co robi mój syn. Zwolniłam się pracy, by go śledzić. W ten sposób odkryłam, że jestem babcią”
„Na progu pełnoletności, stałem się ojcem. Moja partnerka oraz jej rodzice zdecydowali o oddaniu dziecka”