Ten związek miał być na całe życie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Niestety los miał inne plany. Po burzliwym rozstaniu wcale nie było lepiej, a moja wredna ex zamieniła moje życie w piekło. Teraz żałuję, że wcześniej nie poszliśmy do notariusza i nie załatwiliśmy sprawy, jak należy. Kombinuję, jak mogę, by załatwić kasę, której domaga się Marta.
Szybko ze sobą zamieszkaliśmy
Na początku wszystko układało się nam wyśmienicie. Marta była dla mnie fantastyczną partnerką. Czuła, troskliwa, mądra. Te cechy bardzo w niej ceniłem. Świetnie się dogadywaliśmy i uwielbialiśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Wychodziliśmy na randki, jeździliśmy w fajne miejsca na weekendy... Jak w bajce. Dość szybko podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu razem; to było dość naturalne.
— Co sądzisz o tym pomyśle? — zapytałem ją jeszcze przed jej przeprowadzką.
— Bardzo się cieszę — odparła. — Wreszcie będę mogła się obok ciebie budzić.
Pogłaskałem ją z czułością po policzku.
— Nie boisz się, że coś między nami się popsuje? — kontynuowałem. — No wiesz... Bywa tak, że potem pary kłócą się o pieniądze, o obowiązki domowe...
— Nam to nie grozi — ucięła moje obawy. — My jesteśmy inni.
Zaufałem jej. Wiedziałem, że rozpoczęcie wspólnego życia to oczywista rzecz, która prędzej czy później musiała się wydarzyć.
Marta mieszkała u mnie za darmo. Czy mi to przeszkadzało? Niekoniecznie
Gdy ze sobą zamieszkaliśmy, było dla mnie jasne, że sobie ufamy. Dlatego wszystko załatwialiśmy na tak zwaną „gębę”. Kosztami życia, czyli jedzeniem i rachunkami dzieliliśmy się mniej więcej pół na pół, chociaż ja w tamtym czasie zarabiałem mniej, niż Marta. Co prawda mieszkanie z ogródkiem było moje, bo je odziedziczyłem, ale gdyby nie to, to na pewno nie miałbym ani zdolności kredytowej na zakup, ani pieniędzy na wynajem czegoś większego niż kawalerka.
Dla mnie najważniejsze było to, że żyliśmy razem. Że każdego dnia mogłem budzić się obok mojej ukochanej kobiety i spędzać z nią czas. To była wartość, której nie przeliczałem na złotówki. Niestety po czasie okazało się, że dla Marty liczą się inne rzeczy...
Minął rok i przymierzaliśmy się do remontu. Renowacji wymagały pokoje, WC, kuchnia i ogródek. Udało mi się na ten cel wygospodarować aż kilkadziesiąt tysięcy. Marta dołożyła mniej, ale nie chciałem jej z niczego rozliczać. Na niej spoczywał zakup mebli kuchennych i ogrodowych. W sumie trzydzieści tysięcy. Dla porównania, ja miałem na nasz cel wyłożyć ponad dwa razy tyle. Ale zgodziłem się. W końcu to było moje mieszkanie, a Marta nie była moją żoną. Uznałem to wtedy za fair układ.
Stała się bardzo roszczeniowa
Gdy po trzech miesiącach remont nareszcie się zakończył, obydwoje byliśmy przeszczęśliwi. W końcu możemy komfortowo mieszkać! Na fali tej życiowej euforii, niedługo po tym, przechodząc obok jubilera, spontanicznie kupiłem pierścionek, a potem oświadczyłem się kobiecie, z którą chciałem się zestarzeć.
— Wyjdziesz za mnie? — zapytałem na klęczkach. Akurat byliśmy po wspólnej romantycznej kolacji przy świecach. Widziałem łzy szczęścia w oczach mojej ukochanej.
— Tak — wyszeptała. — Chcę być twoja do końca życia.
A potem rzuciliśmy się sobie w ramiona. W tamtej chwili nie mogłem sobie wyobrazić większego szczęścia. Wszystko szło dokładnie tak, jakbym grał główną rolę w jakimś filmie z happy endem! To wszystko było naprawdę niesamowite i cieszyłem się, że taka kobieta jak Marta wybrała właśnie mnie.
Niestety po jakimś czasie coś między nami zaczęło się psuć. Zauważyłem, że Marta staje się coraz bardziej roszczeniowa. Zamiast doceniać nasz związek i wspólne wysiłki, skupiała się na pieniądzach i wymaganiach. Wydawała nasze wspólnie zarobione pieniądze na głupoty, a ode mnie oczekiwała cudów. Miałem brać nadgodziny, prosić o podwyżki... Coraz częściej dochodziło do spięć i kłótni.
— Marta, musimy porozmawiać o tym, co ostatnio się dzieje między nami — zacząłem pewnego razu. Chciałem wszystko z nią przegadać.
— Och, nie zaczynaj znowu. Co teraz? — ewidentnie była nie w sosie. Jak zwykle. — To może powiedz od razu, co ci we mnie nie pasuje? — przybrała defensywną postawę.
— Nie chodzi o to, że mi nie pasuje. Ale ostatnio wydaje mi się, że skupiasz się głównie na pieniądzach i swoich wymaganiach. Kasy mamy coraz mniej, a ty i tak wydajesz na swoje fanaberie.
— Znowu zaczynasz... Więc to moja wina, że nie mamy pieniędzy? — odparła z goryczą w głosie.
— Nie, nie tak to miało brzmieć... — próbowałem się poprawić, ale przerwała mi.
— Może po prostu nie powinniśmy być razem. Może mamy inne priorytety w życiu — dodała z nutką smutku w głosie.
Poczułem ukłucie w sercu. Chociaż wiedziałem, że między nami coś się zmienia, dźwięk tych słów bolał bardziej, niż się spodziewałem.
SMS, który zagotował mi krew
Takich kłótni było oczywiście więcej. Zamiast zmieniać się na lepsze, brnęliśmy w jakiś ślepy zaułek. Dlatego rok po naszych zaręczynach obydwoje podjęliśmy zgodną decyzję: trzeba to przerwać. Marta sama zaproponowała, że jak najszybciej spakuje podstawowe rzeczy i wyniesie się do mamy. Resztę ubrań i sprzęty elektroniczne miałem jej posłać dużą paczką kurierską.
To tyle? Tylko tyle pozostało po naszym związku? Było to dość druzgoczące, ale... z drugiej strony czułem się tak, jakby spadł mi kamień z serca. Od dawna nam się przecież nie układało. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Gdy już myślałem, że moja znajomość z byłą narzeczoną zakończyła się na dobre i zacząłem układać sobie nowy plan na życie, dostałem SMS-a, który zagotował mi krew.
Ale za tę kuchnię i meble do ogrodu to mógłbyś chociaż mi coś odpalić.
Zamarłem. Co takiego?! Nie mogłem uwierzyć, że Marta, która już na dobre odeszła z mojego życia, miała czelność żądać ode mnie jeszcze więcej. To było niedorzeczne, wręcz nierealne! W tej jednej chwili skondensowały się wszystkie moje obawy i lęki. Marta, która wcześniej była dla mnie ukochaną partnerką, teraz wydawała się obca i egoistyczna. Była w stanie zrujnować nie tylko nasz związek, ale także moje życie, żądając pieniędzy za rzeczy, które wspólnie wydaliśmy na nasze mieszkanie. Czułem się, jakbym wchodził w nowy koszmar, chociaż dopiero co wyszedłem z poprzedniego. I co, teraz ta zołza będzie mnie jeszcze może szantażować?
Odpisałem jej:
Chyba sobie żarty stroisz. Za mieszkanie u mnie za darmo powinienem ci jeszcze coś doliczyć. Temat uznaję za zamknięty.
Nie popełnię już takiego błędu
Ale na tym się nie skończyło. Marta zaczęła nękać mnie telefonami. Gdy ją zablokowałem, zaczęła mnie nachodzić. Wieczorami krzyczała pod moimi drzwiami, że jestem złodziejem. Sąsiedzi zaczęli się niepokoić, bo nigdy nie robiłem wokół siebie zamieszania, a teraz pod mieszkaniem działy się jakieś dziwne sceny... Czułem się jak w potrzasku.
Zdecydowałem, że muszę to jakoś załatwić. Nie mieliśmy niczego spisanego notarialnie, więc naprawdę była to sytuacja z rodzaju „słowo przeciwko słowu”. Byłem pewien, że ja do tego związku dołożyłem więcej, licząc do tego pierścionek, którego wciąż mi nie oddała, ale... Ja chciałem po prostu żyć w spokoju.
Spłacę ją. Pozbieram i spłacę. Chcę, żeby wreszcie dała mi spokój. Tylko o tym marzę. Wiem jednak, że już nigdy więcej nie popełnię w życiu podobnego błędu. Co to, to nie!
Czytaj także:
„Znajomi myślą, że wyjechałam do pracy w Stanach. Tak naprawdę ostatnie 5 lat spędziłam w pasiaku na południu Polski”
„Poszłam na randkę z dobrą partią, a on mnie upokorzył. Przez cały wieczór kazał mi marynować paprykę i robić dżemy”
„Syn podrzucał mi wnuki, ja musiałam je niańczyć. Chciałam, by mi za to płacił, a on się obraził i tyle go widziałam”