Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie potoczy się w taki sposób. Chciałam wyjść za mąż i założyć rodzinę, ale zamiast sukni ślubnej przybrałam więzienny mundurek. Ani moi sąsiedzi, ani nawet znajomi nie mają pojęcia, gdzie spędziłam ostatnich kilka lat. Są przekonani, że robiłam karierę w Stanach Zjednoczonych.
Nie powinnam wsiadać za kółko
Życie czasami układa zaskakujące scenariusze i serwuje nam nie lada niespodzianki. Do grobowej deski nie pozbędę się świadomości, że o mały włos nie zabiłam człowieka. Co prawda wyszedł z tego, ale doznał ciężkich obrażeń i nie odzyska już pełnej sprawności. Czuję się z tego powodu jak kompletne zero – zwłaszcza że nie chciałam mu zrobić krzywdy.
Oprócz mojej najbliższej rodziny nikt nie wie, co się wydarzyło. Nie chciałabym, żeby prawda wyszła na jaw. Boję się, że wszyscy zerwaliby ze mną kontakt i zostałabym sama. Być może właśnie na to zasłużyłam. Po opuszczeniu więziennych murów usiłuję poukładać swoje klocki od nowa, ale idzie mi to opornie. Powoli tracę nadzieję, że to się kiedykolwiek uda.
Mój czteroletni związek legł w gruzach. Odkryłam, że Adam mnie zdradza – był to bardzo bolesny cios poniżej pasa. Czułam się tak, jakby całe niebo runęło mi na głowę.
– Tak ci ufałam! Jak mogłeś? – wykrzyczałam mu do słuchawki, po moich policzkach toczyły się ciężkie łzy.
– Karola, to wcale nie jest tak, jak myślisz – nie dość, że się puścił z inną, to jeszcze miał czelność nawijać mi na uszy makaron.
– A niby jak jest, co? – nie byłam w stanie zapanować nad emocjami. – Sypiałeś z nią czy nie?
– Tak, ale ona nic nie znaczyła – naprawdę nie pojmuję, jak w ogóle można wciskać takie kity zdradzonej kobiecie.
– Ty podły kłamco!
– Karola, proszę, porozmawiajmy…
– Trzymaj się ode mnie z daleka, nie chcę cię widzieć! – wrzasnęłam i się rozłączyłam.
Próbował się dodzwonić, ale nie odbierałam, po czym zablokowałam jego numer. Byłam całkowicie roztrzęsiona. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Musiałam natychmiast coś zrobić, bo miałam wrażenie, że tracę zmysły. Niewiele myśląc, chwyciłam leżące na komodzie kluczyki do samochodu i wybiegłam z mieszkania. Pogoda idealnie odzwierciedlała mój nastrój. Lało jak z cebra, ale mi to nie przeszkadzało. Nie wiedziałam, czy twarz mam mokrą od łez, czy od deszczu. Pragnęłam zapaść się pod ziemię i pozostać tam już na zawsze.
Nagle zostałam przestępcą
Wpakowałam się za kółko i ruszyłam. W mojej głowie kotłowało się tysiące myśli. Jechałam przed siebie, lecz nie patrzyłam na to, co dzieje się na drodze. Pałałam żądzą zemsty na Adamie i nie mogłam się skupić. Obrazy przewijające się za szybami rozmazywały się za ścianą deszczu. Nie zauważyłam mężczyzny, który znalazł się przed maską mojego auta.
Nie zorientowałam się, że jest czerwone światło, a ja wjechałam na przejście dla pieszych. Mocne uderzenie w jednej sekundzie sprowadziło mnie na ziemię. Była to sekunda, która odmieniła moje życie – niestety, nie w pozytywnym tych słów znaczeniu. Mój Boże, gdybym tylko mogła cofnąć czas…
Pobyt w areszcie śledczym, rozprawę w sądzie oraz ogłoszenie wyroku pamiętam niczym przez mgłę. W moim umyśle zachowały się jedynie pojedyncze kadry. Czułam się jak bohaterka surrealistycznego filmu, ale to nie była fikcja, tylko rzeczywistość. Dopiero kiedy usłyszałam, że mam spędzić za kratkami pięć lat, dotarła do mnie powaga sytuacji. Było jednak za późno, żeby cokolwiek naprawić.
Szczerze żałowałam tego, co się wydarzyło i nie mogłam sobie darować, że tamtego dnia wsiadłam do samochodu. Powinnam zostać w domu, zadzwonić do przyjaciółki i się wyżalić albo popłakać w samotności. Moi rodzice byli załamani. Mieli tylko mnie, a tu taki wstyd… Prosiłam ich, aby nikomu nie opowiadali, co się ze mną dzieje.
Ustaliliśmy oficjalną wersję, a mianowicie taką, że wyjechałam do Stanów Zjednoczonych, gdzie udało mi się dostać nieźle płatną pracę. Inaczej ludzie wytykaliby ich palcami, a i tak wystarczająco cierpieli. Nie było moim zamiarem przysparzać im problemów, ale w zaistniałych okolicznościach byli jedynymi osobami, na które mogłam liczyć. Jestem niewymownie wdzięczna mamie i tacie za okazane wsparcie.
Po wyjściu szukałam przebaczenia
Pobyt w zakładzie karnym znosiłam źle, niemniej w końcu musiałam zaakceptować to, że trafiłam za kratki. Była to dla mnie ogromna lekcja pokory, poza tym miałam mnóstwo czasu na przemyślenie sobie różnych spraw.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po wyjściu na wolność, było odszukanie mężczyzny, który ucierpiał w wypadku spowodowanym z mojej winy. Chciałam z nim porozmawiać i osobiście go przeprosić. Uczyniłam to w sądzie, ale uznałam, że to nie wystarczy. Właściwie nie wiem, na co liczyłam – może na odrobinę zrozumienia. Jednakże były to wyłącznie moje oczekiwania. Kiedy zapukałam do drzwi mieszkania poszkodowanego pana Andrzeja, otworzyła jego żona. Nie zapomnę jej wzroku – gdyby spojrzenia mogły zabijać, padłabym trupem.
– Dzień dobry, pani wie, kim jestem… – wybąkałam niepewnie.
– Oczywiście, że wiem – odparła cierpkim głosem kobieta. – Po co pani tu przyszła?
– Chciałabym zamienić parę słów z pani mężem – zdobyłam się na odwagę, żeby spojrzeć jej w oczy.
– Nie ma mowy. Proszę tu nie przychodzić, bo zadzwonię po policję – rzuciła ostro i zamknęła mi drzwi przed nosem.
Nie tak to sobie wyobrażałam, ale nie zamierzałam więcej nachodzić tych ludzi. W internecie znalazłam informację o zrzutce na rehabilitację pana Andrzeja. Postanowiłam, że jak tylko znajdę jakąś pracę, to regularnie będę wpłacać pieniądze – rzecz jasna anonimowo. Nic ponadto nie mogłam zrobić. Miała to być taka forma zadośćuczynienia, chociaż pojmowałam, że temu mężczyźnie zdrowia i sprawności nic nie wróci.
Wzdrygnęłam się – nie po raz pierwszy zresztą – na samą myśl o tym, że z powodu głupiego zawodu miłosnego mogłam pozbawić go życia. Teraz, z perspektywy czasu, cała ta heca z Adamem wydawała się czymś zupełnie nieistotnym – wtedy urastała do rangi istnego dramatu. Więzienie szybko wyleczyło mnie z tej miłości, aczkolwiek niekiedy zastanawiałam się, co słychać u mego byłego faceta. Wyszukałam go w mediach społecznościowych i dosłownie zamarłam, bo okazało się, że uległ wypadkowi samochodowemu. Czyżby ironia losu?
Bałam się odrzucenia
Stanąć na nogi pomogli mi rodzice. Dostałam posadę w firmie ich znajomego. Nie zarabiałam kokosów, lecz co miesiąc dawałam radę odłożyć trochę pieniędzy. Czułam, że muszę wywrócić swoje życie do góry nogami, zmienić otoczenie, wyjechać. Odłożenie odpowiedniej kwoty zajęło mi ponad rok, lecz nigdzie mi się nie śpieszyło.
Pobyt w więzieniu nauczył mnie cierpliwości. Mój wybór padł na Gdańsk. Zawsze miałam słabość do tego miasta i darzyłam je wielkim sentymentem. Kiedyś obiecywałam sobie, że tu zamieszkam – no i tak się stało. W nowej pracy poznałam Tomka. Szybko nawiązała się między nami nić porozumienia, ale gdy zaczęło mi na nim zależeć bardziej, niż na zwykłym koledze, złapałam dystans. Dopytywał, co się dzieje i skąd taka zmiana w moim zachowaniu.
– Jeśli ci powiem, nie będziesz chciał się ze mną zadawać – stwierdziłam ze smutkiem.
– No to spróbuj – jego łagodny głos zachęcał do zwierzeń.
Nie owijałam w bawełnę. Szczerze opowiedziałam mu o wszystkim, a on okazał mi to, na czym tak bardzo mi zależało – wsparcie i zrozumienie. Powiedział, że mam to za sobą i najważniejsze jest to, że pojęłam swój błąd, żałuję i pragnę się zmienić. Wyznanie mu prawdy było przełomowym punktem w naszej relacji, która nabrała tempa i się umocniła. Jednak i po najstraszniejszej burzy zawsze wychodzi słońce.
Czytaj także:
„Mąż wyleciał z pracy i stał się rasowym kanapowcem. Spodobało mu się bycie utrzymankiem, ale ja to ukrócę”
„Po 40-stce czułem, że czegoś mi brakuje w życiu. Wpadłem na świetny pomysł, ale wszyscy mnie wyśmiali, łącznie z żoną”
„Przez matkę mam dwie lewe ręce. Traktowała mnie jak księżniczkę i teraz nawet nie potrafię zrobić prania”