„Syn podrzucał mi wnuki, ja musiałam je niańczyć. Chciałam, by mi za to płacił, a on się obraził i tyle go widziałam”

poważna kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Frederic Cirou
„Po kilku kolejnych tego typu sytuacjach zdałam sobie jednak sprawę, że Artur i Iwona oczekują ode mnie praktycznie nieprzerwanej dyspozycyjności – a przecież synowa była obecnie pełnoetatową mamą na macierzyńskim”.
/ 22.03.2024 13:15
poważna kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Frederic Cirou

Gdy namawiałam syna i synową na wnuki, oferowałam swoją pomoc. Skąd mogłam wiedzieć, że tak często będą chcieli z niej korzystać?

Marzyłam o byciu babcią

Mój syn i synowa długo skupiali się na karierze i odkładali plany zakładania rodziny.

– Mamo, to jeszcze nie ten moment. Idzie nam naprawdę dobrze w pracy, ja jestem bliski awansu, a Iwona dostała właśnie naprawdę odpowiedzialne stanowisko – tłumaczył mi się Artur.

– Rozumiem, kochanie, ale macie już po trzydzieści lat – zaczęłam delikatnie tłumaczyć. – Im później się zdecydujecie, tym trudniej wam będzie. Korzystajcie teraz, póki jestem jeszcze zdrowa i z chęcią wam pomogę.

– Wiem, mamo, to bardzo miłe z twojej strony, no ale nie możemy podjąć takiej decyzji tylko na podstawie tego, że ty jesteś już gotowa – zaśmiał się syn.

– Wiem, rozumiem. No cóż, jak coś to pamiętajcie, że możecie na mnie liczyć – oferowałam się.

Gdy synowa zaszła w końcu w ciążę, nie posiadałam się z zachwytu.

– Ale cudownie! Może tym razem będzie jakaś dziewczynka? Kocham wszystkich swoich wnuczków, ale z tymi chłopaczyskami to czasem wytrzymać się nie da – zachichotałam.

Miałam już trzech wnuczków, którymi obdarowała mnie starsza córka. Artur był moim młodszym dzieckiem, więc sama doskonale wiedziałam, z czym wiązało się późne macierzyństwo. Niestety, w moim przypadku tak po prostu wyszło: po narodzinach Anastazji długo nie mogłam zajść w drugą ciążę. Kiedy w końcu się udało i dowiedziałam się, że urodzę drugie dziecko, miałam już trzydzieści lat. Opieka nad Arturem była o wiele cięższa niż nad starszą córką – sama byłam o prawie dekadę starsza i czułam, że nie mam już tej samej siły i energii co wtedy, gdy byłam młodsza.

Teraz mogę być pełnoetatową babcią

Anastazja nieszczególnie obarczała mnie opieką nad wnukami. Doskonale im się z mężem powodziło, więc od samego początku stać ich było na nianię. Ja też nie dysponowałam taką ilością czasu: przecież, gdy córka sama została mamą, jeszcze pracowałam. Gdy jednak Iwonka zaszła w ciążę, byłam świeżo upieczoną emerytką, więc perspektywa nowego członka rodziny tym bardziej mnie cieszyła.

– Kochanie, o nic się nie musisz martwić, będę wam pomagać! Wiem, że zależy ci na pracy, więc po macierzyńskim chętnie was wesprę w opiece nad maluchem.

– Mamo, nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili – dziękowała Iwona, a po jej policzkach płynęły łzy wzruszenia.

Wkrótce okazało się, że synowa spodziewa się... bliźniąt! Choć moje szczęście było podwójne, młodzi skupiali się głównie na negatywach.

– Boże, jak my damy radę? To przecież dwa razy tyle pieniędzy i czasu... Już nigdy nie wrócę do pracy – płakała synowa.

– Kochani, cieszcie się tym, że Bóg was obdarzył takim błogosławieństwem! Na początku może i będzie ciężko, ale gwarantuję wam, że ciężkie czasy miną i potem będzie tylko radość – pocieszałam ich.

Gdy synowa oczekiwała na maluchy, znalazłam sobie dorywczą pracę. Byłam, co prawda, emerytką, ale nadal miałam w sobie dużo werwy i energii. Pieniędzy nigdy nie za dużo, zwłaszcza przy naszych polskich emeryturach. Dorabiałam jako zastępstwo w swoim dawnym biurze. Wpadałam kilka razy w tygodniu na trzy czy cztery godziny i mogłam cieszyć się całkiem niezłą pensją z uwagi na dawne znajomości i dobrą opinię, którą się cieszyłam w swoim zakładzie. Praca dawała mi wszystko, czego potrzebowałam: dodatkową gotówkę i elastyczność.

Kiedy Artur poinformował mnie, że obydwie bliźniaczki będą dziewczynkami, rozpłakałam się ze szczęścia!

– Rany! Będę miała cały komplet! Ale cudownie! Już nie mogę się doczekać – cieszyłam się.

Na szczęście i młodzi w końcu porzucili wszystkie obawy, które towarzyszyły ich oczekiwaniom na dzieci i zaczęli się cieszyć.

– Urządziłam już cały pokoik i kupiłam pierwsze ubranka – szczebiotała synowa. – Pewnie, będzie ciężko, ale wierzę, że będzie też cudownie.

– Oczywiście, że będzie, skarbie – przytuliłam ją.

Dzieciaki były trudne

Kiedy Artur powiadomił mnie, że Iwona zaczęła rodzić, natychmiast pojechałam do szpitala. Poród był trudny i ciężki, a synowa długo dochodziła do siebie. Na szczęście obydwie dziewczynki były zdrowe, rumiane i pełne energii. Szybko jednak dały nam do zrozumienia, że nie dadzą się łatwo spacyfikować... Przez pierwsze kilka nocy po porodzie Iwonka dalej była bardzo osłabiona i zmęczona. Przeniosłam się więc na parę dni do mieszkania syna, żeby wspomagać młodych z niemowlakami.

– Boże drogi, jak jedna zasypia, to druga się zaczyna drzeć – lamentował Artur. – Mamo, jak je uspokoić?

– Nie ma na to rady, tak właśnie wygląda rodzicielstwo – uśmiechnęłam się blado, bo sama byłam już bardzo zmęczona.

Syn spojrzał na mnie z przerażeniem, jakby właśnie sobie uświadomił, co zrobił. Gdy Iwona doszła do siebie, wróciłam do własnego mieszkania. Planowałam, oczywiście, regularnie odwiedzać swoje malutkie wnuczki (co najmniej raz czy dwa w tygodniu). Szybko okazało się jednak, że syn i synowa oczekują mojej obecności znacznie częściej.

– Mamo, ledwo przespaliśmy dziś po trzy godziny. Proszę, mogłabyś przyjść i zająć się dziewczynkami na trochę, żebyśmy mogli odespać? – błagał przez telefon Artur.

– Hm, pewnie, że tak, tylko muszę powiedzieć w biurze, że mnie dziś nie będzie – oznajmiłam.

„Trudno, może i mniej zarobię w tym miesiącu, ale przecież obiecywałam im, że będę do ich dyspozycji. Niedługo się przyzwyczają i zaczną sobie radzić”, myślałam. Niestety, bardzo się myliłam. Artur i Iwona właściwie oczekiwali, że będę trzecim rodzicem dla ich dziewczynek. O ile naprawdę cieszyła mnie perspektywa bliskich relacji z wnuczkami i szczerze chciałam być wspierającą mamą i babcią, miałam przecież też swoje życie i obowiązki.

– Mamo, proszę, mogłabyś dziś wpaść na parę godzin? Moja przyjaciółka ma urodziny i nie mogę ich opuścić, a przecież od miesiąca siedzę tylko w domu – prosiła Iwona.

„No, niesamowite. Młoda matka i siedzi tylko w domu. Niebywałe!”, pomyślałam z przekąsem, ale zgodziłam się. Po kilku kolejnych tego typu sytuacjach zdałam sobie jednak sprawę, że Artur i Iwona oczekują ode mnie praktycznie nieprzerwanej dyspozycyjności – a przecież synowa była obecnie pełnoetatową mamą na macierzyńskim. „Co będzie, gdy wróci do pracy? Zostanę sama z dwójką maluchów?”, przestraszyłam się.

Zaczęłam tracić pieniądze

Gdy dziewczynki skończyły trzy miesiące, zauważyłam, że moje dodatkowe zarobki zmalały o ponad połowę. Mocno odczułam to w domowym budżecie, ale nie mogłam mieć pretensji do pracodawcy: i tak był cierpliwy, że pozwalał mi przychodzić do pracy tylko wtedy, kiedy faktycznie mam na to czas. A że miałam go coraz mniej? „A może zaproponuję Arturowi, żeby mnie zatrudnił?”, pomyślałam nagle. „Przecież bardzo chętnie zaangażuję się jeszcze bardziej w opiekę nad maluszkami, jeśli tylko nie będę musiała panicznie wyliczać każdej złotówki”. Niestety, syn nie zareagował na tę propozycję tak, jak oczekiwałam.

– Co takiego?! Chcesz, żebyśmy ci płacili za opiekę nad własnymi wnuczkami? – oburzył się.

– Synu, tu chodzi tylko o to, że ja po prostu nie potrafię połączyć pracy z ciągłym pomaganiem wam. A te dodatkowe pieniądze są dla mnie bardzo ważne, bo emeryturę mam taką, jaką mam... Nie chcę zostać na starość z ręką w nocniku, chcę mieć jakieś oszczędności, jakieś zabezpieczenie – tłumaczyłam delikatnie.

– To nie pomyślałaś o tym wcześniej? – skomentował niegrzecznie syn. – Przecież obiecywałaś nam cuda wianki, kiedy Iwona była w ciąży! Że będziesz nam ciągle pomagać, że będziemy mogli na ciebie liczyć!

– I przecież wam pomagam, możecie na mnie liczyć, ale synu, nie wiedziałam, że ta pomoc przybierze formę praktycznie całego etatu... – odparłam nieco bardziej stanowczo.

– Wiesz co, mamo, idź sobie do tej pracy, a my po prostu załatwimy sobie niańkę. Naprawdę, żeby z własnych dzieci zdzierać pieniądze za opiekę nad wnukami. Nie spodziewałem się tego po tobie – prychnął gniewnie i zostawił mnie w mieszkaniu samą, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.

Cóż, nie poszło to zgodnie z planem. Syn ewidentnie się obraził, bo nie otrzymałam żadnego telefonu z prośbą o pomoc przez następne dwa tygodnie. Z jednej strony było mi przykro, ale z drugiej... już dawno nie byłam tak wypoczęta!

Czytaj także:
„Nie szukałam tatusia dla mojego synka. Przypadek sprawił, że obcy facet skradł jego serce i moje”
„Mój gorący romans z nauczycielką wywołał skandal, ale nie dbam o to. Mogą mnie wydziedziczyć, a i tak wezmę ją za żonę”
„Mąż odesłał mnie do garów, bo się mnie wstydzi. Przy znajomych chowa obrączkę i traktuje mnie jak kopciuszka”

Redakcja poleca

REKLAMA