Zawsze chciałam, aby mój mąż czuł się szczęśliwy, dbałam o dom, gotowałam jego ulubione potrawy, starałam się być idealną żoną. Mama zawsze mówiła mi, że taka postawa zbuduje trwałe i szczęśliwe małżeństwo. Teraz widzę, że może to było zbyt jednostronne podejście, ale wtedy... Ja po prostu chciałam, żeby było dobrze.
Mimo że sama pracowałam na pół etatu, robiłam wszystko tak, jakbym była niepracującą gospodynią domową, której jedynym życiowym celem jest zadowalanie męża. W końcu taka kobieca powinność, prawda? Zresztą on zarabiał więcej ode mnie, więc nawet nie myślałam o tym, żeby kwestionować taki stan rzeczy. A przecież do kwestionowania było całkiem sporo, tylko ja wcześniej kompletnie tego nie widziałam.
Nadskakiwałam mężowi
Codziennie wkładałam wiele wysiłku w to, żeby stworzyć dla mojego męża atmosferę pełną miłości i komfortu. Rano zawsze zaczynałam od przygotowania dla niego śniadania. Starannie komponowałam talerz z ulubionymi potrawami – jajecznica z kiełbasą, świeżo wyciskany sok owocowy i aromatyczna kawa. Czasami dodawałam do tego małą niespodziankę w postaci świeżych kwiatów na stole lub krótkiego, optymistycznego liściku z wiadomością: "Kocham cię, miłego dnia".
Tak robiły wszystkie te troskliwe i oddane kobiety w komediach romantycznych i w starych amerykańskich filmach, prawda? No to ja też tak działałam...
W trakcie dnia, gdy mąż był w pracy, dbałam o dom. Sprzątałam każdy kąt, aby po powrocie czuł się, jakby wchodził do królestwa spokoju. Ustawiałam poduszki na kanapie, układałam gazety, a nawet czasami zmieniałam dekoracje, aby przestrzeń zyskała odrobinę świeżości. Przed jego przyjściem zbierałam się i na kilka godzin szłam do pracy. A potem znów zaczynał się dla mnie kierat. Zaciskałam jednak zęby. Chciałam, by czuł się rozpieszczony.
Wracał do pachnącego domu
Kiedy wracał do domu, zawsze był przywitany zapachem wcześniej przygotowanego domowego obiadu. Starałam się gotować jego ulubione dania – klasyczne potrawy, które kojarzył z domem i rodziną. Nieodłącznym elementem było też aromatyczne ciasto albo ulubione ciasteczka na deser. Uwielbiał, gdy dom pachniał świeżo upieczonymi smakołykami.
Wieczorem, gdy siadaliśmy razem, starannie dobierałam filmy lub seriale, które wiedziałam, że mu się spodobają. Często zajmowałam się też organizacją czasu wolnego, planując wspólne wyjścia czy weekendowe wypady. Dbałam o to, aby nasze chwile spędzone razem były pełne radości i relaksu.
Bałam się, że odejdzie
Wszystko robiłam z myślą o jego szczęściu. Chciałam, aby każdy moment spędzony w domu był dla niego wyjątkowy i pełen ciepła. I tak dzień w dzień. Czasem zastanawiałam się, dlaczego właściwie to robię. Skąd może wynikać ta moja potrzeba opiekowania się dorosłym facetem, jak gdyby był dzieckiem? Przecież o mały włos, a ja osobiście i na klęczkach wkładałabym mu kapcie na stopy!
Zawsze podczas takich rozmyślań dochodziłam jednak do pewnego wniosku: bałam się chyba samotności i byłam niepewna siebie po poprzednich związkach, więc obawiałam się, że jeśli zrobię najmniejszy choćby błąd, to... Stefan mnie rzuci.
Mama uważała, że przesadzam
– Córciu, rozumiem, że chcesz go przywiązać do siebie. Ale nie tak, żeby czuł się tłamszony. Mężczyzna musi mieć trochę wolności, bo inaczej... – westchnęła ciężko. – Poszuka jej gdzie indziej.
– Ale mamo... – powiedziałam. – Przecież sama mi mówiłaś, że żona ma dbać o męża. Że właśnie to jest recepta na szczęśliwe pożycie.
– Wszystko z umiarem, dziecko.
Niestety, nie potrafiłam się zastosować do tej rady. Wzorce konserwatywnego wychowania bardzo dawały o sobie znać.
Pewnego dnia, zauważyłam, że coś jest nie tak. Mój mąż był zdystansowany, a nasza rozmowa zeszła na temat obowiązków domowych i rozpieszczania. Mąż zarzucił mi, że za bardzo się staram.
Czuł się stłamszony
– Od dziecka mi mówiono, że mężczyzna potrzebuje tego, żeby kobieta była dla niego jak dom. Staraj się być dla niego wszystkim, a on nigdy nie odejdzie – powiedziałam mu z przekonaniem, cytując własnych rodziców.
A on spojrzał na mnie z głębokim smutkiem w oczach i odpowiedział:
– To właśnie jest problem. Czuję się, jakbyś próbowała mnie dusić. Jestem stłamszony. Te obiadki, karteczki, zakupy specjalnie dla mnie... to za dużo. Potrzebuję przestrzeni i wolności.
Oczy zaszły mi łzami. Serio właśnie tak o mnie myślał? Te wszystkie moje starania to był tylko pic na wodę? Jak mogłam nie zauważyć, że starałam się go zbyt mocno trzymać przy sobie?
Zamiast zrozumieć, co powiedział, zaczęłam się desperacko bronić:
– Ale przecież wszystko robiłam dla ciebie, abyś czuł się szczęśliwy!
– Słuchaj... Mam dość, wiesz? Męczę się w tym związku.
Po tej rozmowie załamałam się i do reszty utraciłam pewność siebie. Jak on mógł być dla mnie tak okrutny, po tym wszystkim, co codziennie dla niego robiłam? Ale nie to było najgorsze.
Znalazł sobie kochankę
Wkrótce los rzucił mi pod nogi kolejne kłody. Otóż od znajomej osoby dowiedziałam się, że Stefan mnie zdradza. Podobno od dawna miał kochankę. Spotykali się w kawiarni naprzeciwko naszego mieszkania, pod moim nosem, a ja niczego nie zauważyłam...
Nie domyśliłam się, że mnie zdradza, nawet wtedy, gdy oznajmiał mi, że bierze w pracy kolejne nadgodziny. A wtedy najprawdopodobniej szedł do niej. Zapewne spełniać swoje erotyczne fantazje, bo najwidoczniej ja dawałam mu zbyt mało...
Po tym wszystkim zrozumiałam jedno: już nigdy nie pozwolę na to, by jakiś mężczyzna tak mocno mnie omotał. Od tej pory stawiam na niezależność i na siebie. Z mężem wzięliśmy rozwód, a teraz jest dla mnie obcym człowiekiem. Znalazłam sobie pracę na cały etat i włożyłam energię w budowanie od zera swojej kariery.
Z pieniędzy po ugodzie wywalczonej w sądzie kupiłam kawalerkę i zaczęłam nowe życie na własnych warunkach. A co przyniesie los? Tego nie wiem, chociaż wiem tyle, że ja będę nim kierować.
Czytaj także: „Rodzina twierdzi, że jako wdowa powinnam cierpieć do końca życia. A ja obiecałam mężowi, że jeszcze będę szczęśliwa” „Byłem zazdrosny o relacje córki z nowym facetem byłej żony. To ja byłem jej tatusiem, nie tamten fagas”
„Żoną byłam już trzy razy, ale każdy mąż miał jakiś defekt. Teraz będę miała czwartego i może będzie lepszy”