Jaśnie pani, kawa podana – usłyszałam nad sobą. W nosie zakręcił mi się miły zapach kawy
z mlekiem i świeżych francuskich rogalików. Nie wiedziałam, czy to mi się śni, czy dzieje naprawdę. Śniadania do łóżka nie dostałam od dawna. Kiedyś robił je dla mnie Paweł. „Ale przecież już nie jesteśmy parą” – pomyślałam półprzytomna. Otworzyłam oczy i przy łóżku zobaczyłam Karolinę, a na stoliku nocnym tacę ze śniadaniem.
– Córciu, dziękuję ci bardzo – wymamrotałam.
Karola usiadła na fotelu, a obok niej przycupnął Rudi. Obydwoje gapili się w moją stronę. Na wpół śpiąca, na wpół rozbudzona główkowałam: „Rudi wiadomo, czego chce: kawałka rogalika. Ale dlaczego moja córka w sobotę rano wstała przed ósmą, wyprowadziła psa na spacer, zahaczyła o piekarnię i zrobiła mi śniadanie do łóżka?”.
Nie musiałam się zastanawiać zbyt długo
– Mamusiu, wiesz, że Anielka i Jurek znaleźli tanie mieszkanie w Paryżu i chcą wynająć je na trzy tygodnie
w lipcu? – powiedziała Karolina.
Aniela i Jurek to przyjaciele mojej córki ze szkoły.
– Super – gryzłam croissanta i udawałam, że niczego się nie domyślam.
– My z Mikołajem też moglibyśmy pojechać, bo na cztery osoby to by nie wyszło dużo – Karolina uśmiechnęła się do mnie promiennie.
– No pewnie, że moglibyście pojechać – zgodziłam się. – A co byście tam robili?
– No wiesz, Paryż jest cudowny, więc chodzilibyśmy po mieście, do muzeów – Karola się i rozmarzyła.
Po chwili ocknęła się i dodała:
– I oczywiście podszkoliłabym francuski.
– Bardzo mi się podobają takie trzy tygodnie wakacji – powiedziałam słodkim głosem. – Ale powiedz, kto za to miałby zapłacić?
– Pomyślałam, że gdybyście z tatą podzielili się kosztami po połowie, to nie wyszłoby tak dużo – moja córka miała przygotowaną odpowiedź.
– Nie za dużo dla kogo? – zapytałam rzeczowym tonem. – Bo, daj mi pomyśleć, połowa kasy za trzy tygodnie w jednym z najdroższych europejskich miast to chyba więcej niż dwa tysiące, które odłożyłam na twoje wakacje. A pamiętaj, że tysiąc pięćset kosztuje obóz językowy, na który jedziesz do Szkocji w sierpniu. Zostaje pięćset złotych, czyli niewiele powyżej stu euro. Niezbyt dużo na Paryż. No, chyba, że ojciec okaże się niespodziewanie hojnym tatusiem – ironizowałam.
Karolina i Rudi westchnęli żałośnie
Rudi dlatego, że zjadłam rogalika do ostatniego okruszka. Karolina, bo wiedziała, że mój ton nie wróży nic dobrego.
Moja córeczka często miała świetne pomysły na temat tego, jak ubarwić sobie życie. Na mój koszt, oczywiście. Ale ostatnio byłam twarda i nie dawałam się naciągnąć ani na dodatkową spódniczkę, ani na ekstra kieszonkowe. Po to, żeby nauczyła się zarządzać swoimi pieniędzmi.
Co prawda twierdziła złośliwie, że za późno wzięłam się za wychowanie jej na gospodarną dziewczynę, ale nie zniechęcałam się. Działało. Karola coraz rzadziej wydawała wszystkie pieniądze na początku tygodnia i starała się dotrwać z groszem w portfelu do niedzieli. Teraz siedziała naburmuszona.
– Przykro mi, że nie mam kasy jak lodu i nie możesz żyć na takim poziomie jak Anielka, której tata ma sieć aptek – uśmiechnęłam się do niej. – Jeśli chcesz jechać do Paryża, to może za rok zrobisz sobie roczną przerwę po maturze i pojedziesz do Francji jako opiekunka do dzieci, na tzw. gap year? Mówiłaś kiedyś, że to by cię interesowało. Na Zachodzie nawet bardzo bogate dzieciaki tak robią. Bo to okazja do podszkolenia języka i pozwiedzania świata.
Karolina wzruszyła ramionami i mruknęła, że interesują ją te wakacje, a nie jakiś „gap year”.
Przymknęłam oko na jej zły humor
Przejdzie. Liczyłam na Mikołaja, który był rozsądnym chłopakiem. Miałam rację. Chłopak mojej córki wymyślił wyprawę kajakową po Mazurach, więc Paryż poszedł w odstawkę. Odetchnęłam z ulgą.
I mogłam spokojnie szykować się do wyjazdu do rodziców.
Spakowałam szybko jedną torbę i z podziwem patrzyłam na wypchaną walizkę Karoliny. Zabrała ze sobą chyba pół szafy. Rozumiałam ją. Wieczorem w sobotę miała iść na urodziny do kuzynki i nie była pewna, co chce włożyć. Na wszelki wypadek wzięła trzy pary spodni, dwie spódnice, cztery bluzki, dwie pary butów i dwie bluzy.
Machnęłam na to ręką, bo przecież nie targałyśmy toreb na plecach, tylko wrzuciłyśmy je do samochodu. Mnie też zdarzało się kiedyś zabierać tyle rzeczy. Poza tym byłam szczęśliwa, że nie będzie suszyła mi głowy o wakacje we Francji. I zadowolona, że wyjeżdżam na weekend. Nie będę musiała walczyć z pokusą zapukania wieczorem do drzwi Pawła i sprawdzenia, czy jest sam, czy z kimś.
Od naszego rozstania minęły prawie dwa miesiące
Pierwsze kilka tygodni to był koszmar. Gdy przewracałam się na łóżku z bezsenności, pomagała mi myśl: „on po prostu jest niezdolny do stworzenia bliskiego związku”. Owszem, potrafi się zakochać i być namiętnym kochankiem, ale nie potrafi być partnerem.
Gdy zobaczyłam go z Martyną, jego dziewczyną, którą zostawił dla mnie, a po naszym rozstaniu przywrócił do łask, poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie w nos.
To była terapia szokowa. Skuteczna, jeśli chodzi o wybicie mi z głowy fantazji o romantycznym powrocie do siebie. Bo jak to, miałabym wrócić do faceta, który zamiast ze mną woli spotykać się z nudną ślicznotką? Niedoczekanie! Widok Pawła i Martyny razem zainspirował mnie też do oddania mu pięknym za nadobne.
Były mąż okazał się niezastąpionyw roli mojego amanta, o którego Paweł zaczął być zazdrosny. O ile nie zgadzam się z ludowym porzekadłem, że każdy facet to pies na baby, to wierzę, że każdy ma w sobie coś
z psa ogrodnika. Sam nie zje, ale innym też nie da. Sprawdziło się!
Pawła diabli wzięli, gdy zobaczył Marka u mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że wystarczyłby jeden mój gest, żeby Paweł przybiegł do mnie. A przynajmniej do mojego łóżka. Czasami miałam na to straszną ochotę. Powstrzymywała mnie jednak myśl, że znacznie lepiej być jego nieosiągalnym przedmiotem pożądania niż osiągalną kochanką. Tym bardziej, że miałam przeczucie, iż długo nie będę sama. „Ciekawe, kim jest mężczyzna, w którym się zakocham?” – pomyślałam.
– Mama, czy mogłabyś poprosić Toma, żeby spotykał się ze mną na konwersacje po angielsku? – z rozmyślań o mojej przyszłej miłości wyrwało mnie pytanie Karoliny. – Przydałyby mi się przed wyjazdem do Szkocji.
– Zapytam go – odpowiedziałam. – Mówił, że wyjeżdża na wakacje dopiero w sierpniu, czyli w lipcu mógłby z tobą pogadać. Ale pamiętaj, że z tymi ekscentrycznymi Anglikami to nigdy nie wiadomo – zaśmiałam się.
– To może przestań go swatać ze swoimi koleżankami, bo nawet święty by tego nie wytrzymał – wymądrzała się moja córka.
– Przyznaję ci rację oraz przyznaję się do porażki w roli swatki – zaśmiałam się. – Jednak Monice Tom bardzo się spodobał, tylko on nie był zbyt chętny – dodałam jako dowód na to, że pomyliłam się, ale nie tak zupełnie.
Planowałam zrobić parę z dwójki moich przyjaciół
Nic z tego nie wyszło. Tom powiedział mi, że lubi Monikę, ale nie jest w jego typie. Okazało się też, że jego była dziewczyna, z którą spotkał się na Wielkanoc w Londynie też nie budzi w nim żadnych gwałtowniejszych uczuć.
„Kto więc jest w jego typie?” – nie wiedziałam. Podejrzewałam, że wciąż podkochuje się w Ani – naszej koleżance z pracy. Nic o tym nie mówił, choć sporo rozmawialiśmy o naszych dawnych związkach, miłościach i błędach. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. Nic dziwnego, mieszkaliśmy niedaleko siebie i obydwoje lubiliśmy włóczyć się nad Wisłą. Potrafiliśmy siedzieć godzinę na brzegu rzeki, patrzeć na wodę i milczeć. To były chwile, kiedy miałam poczucie, że znam go do lat.
„O wilku mowa” – pomyślałam, bo w tej chwili dostałam SMS-a od Toma. „Chcesz jutro na rower do Kampinosu?” Odpisałam zgodnie z prawdą, że chętnie bym pojechała, gdybym nie siedziała właśnie w ogrodzie u rodziców i nie objadała się truskawkami prosto z krzaków.
Leżałam na trawie z brzuchem pełnym truskawek i patrzyłam na krzaki kwitnących peonii, kępy fioletowych irysów i białych goździków.
Nie myślałam o Pawle, samotnych nocach ani o tym, że te wakacje spędzę sama. Myślałam o tym, że do szczęścia potrzeba mi lodów bakaliowych.
– Karolina! – krzyknęłam w stronę domu. Gdy córka poszła do sklepu po lody, mamrocząc pod nosem o wykorzystywaniu nieletnich, czułam, że życie ma sens.
Miało... Do czasu, gdy koło mnie siadła mama
– Od początku ci mówiłam, że z tym Pawłem to nic nie wyjdzie – westchnęła.
Nic nie powiedziałam. Liczyłam, że się zniechęci i zmieni temat. Nic z tego.
– Może byś wróciła do Marka, zanim znajdzie sobie kogoś innego – nie poddawała się.
Pewnie Karola wygadała jej, że ojciec na razie jest sam i od czasu do czasu nocuje u nas.
– Wiesz, że po 40-tce kobiecie trudno znaleźć kogoś na poważnie – drążyła.
– Chyba jednak zaryzykuję i poszukam kogoś nowego – rzuciłam ze złością. – A tak na poważnie: nie mam zamiaru wracać ani do Marka, ani do Pawła. I proszę, żebyś to zapamiętała.
Mama nic nie powiedziała. Wstała i z obrażoną miną poszła do domu. A ja zostałam w ogrodzie sama, z dręczącymi mnie ponurymi myślami.
Mój doskonały humor ulotnił się, niestety, bezpowrotnie! Na spotkanie z Aśką szłam więc jak na ścięcie. Była moją jedyną koleżanką z liceum, z którą się widywałam, gdy przyjeżdżałam do rodziców. Poza tym perspektywa spędzenia wieczoru z matką, która w każdej chwili mogła rzucić uwagę o tym, jak to nie mogę sobie ułożyć życia, nie zachęcała do zostania w domu.
Gdy jednak weszłam do mieszkania Asi, pomyślałam, że być może łatwiej byłoby mi znieść komentarze rodzicielki. Przynajmniej wiedziałam, czego się spodziewać. Aśka zaskoczyła mnie zupełnie. Ostatnio widziałyśmy się rok temu, tuż po jej drugim rozwodzie i tuż przed wyjazdem do Stanów. Pojechała tam pracować jako masażystka w jakimś spa. Od lat zajmowała się masażem polinezyjskim i była w tym naprawdę dobra.
Wyjeżdżała z długimi rudymi włosami, w obcisłych dżinsach, okularach i kurtce ramonesce. Teraz z tamtej Aśki został tylko wzrost. Długie włosy, okulary i dżinsy znikły. Zamiast tego pojawiły się krótkie włosy, oczy mocno obrysowane czarną kredką i długa, błękitna sukienka.
– Witaj, kochana – Aśka uścisnęła mnie i pocałowała w czoło.
W mieszkaniu, pomalowanym na niebiesko i biało, pełnym płonących świeczek i kadzidełek wyglądała jak wschodnia księżniczka.
Powoli przyzwyczajałam się do zapachu, który unosił się w całym domu. Wanilia zmieszana z czymś orientalnym. Do picia dostałam słodką herbatę z miętą, a do pogryzania migdały i daktyle. O dziwo, w tej egzotycznej scenerii Aśka wyglądała kwitnąco i tak jakby… na miejscu.
– Opowiadaj, jak było w Stanach – zaczęłam.
Z oczywistych powodów nie miałam ochoty na pytania typu: „Co u ciebie słychać?”. Aśka nie należała do tych, którzy mają kłopoty z opowiadaniem o sobie. Pod tym względem nie zmieniła się.
– Wracam tam we wrześniu – uśmiechnęła się. – Wychodzę za mąż za Karla, Amerykanina, którego poznałam podczas warsztatów regressingu.
– Gratuluję! – wykrzyknęłam.
– Do trzech razy sztuka! – powiedziała Aśka jakimś takim nawiedzonym tonem. Potem dodała ściszonym głosem: – Bo w każdym moim życiu ważna była liczba trzy.
Poczułam się nieco nieswojo
„O czym ona mówi, do diabła?” – skrzywiłam się.
– Kochana, wiem, że ty jesteś poważną panią pedagog – zaczęła nieco ironicznym tonem. – Ale mój terapeuta też zaczynał od naukowej psychiatrii. Wykładał na uniwersytecie w Los Angeles, potem jednak zajął się leczeniem duszy za pomocą odkrywania poprzednich wcieleń.
– Coś odkryłaś? – nie potrafiłam ukryć niedowierzania. Aśka nie przejęła się tonem mojego głosu.
– Pamiętasz, że od dziecka bałam się wody? – zapytała.
Nie pamiętałam.
– Na jednej z sesji odkryłam, skąd się brał ten lęk. Wyobraź sobie, że przypomniałam sobie czasy, gdy kilka stuleci wcześniej, to był chyba XVII wiek, byłam znachorką i leczyłam ludzi ziołami. Mieszkałam w środku lasu, w chacie, przed którą rosły trzy wielkie dęby.
Następnie Aśka opowiedziała mi historię, jak to rzekomo w poprzednim życiu (albo jednym z poprzednich), grono mężczyzn próbowało ją utopić, uznając, że jest czarownicą czy inną szeptuchą. Swoją historię zakończyła triumfalnie słowami:
– Gdy to odkryłam, następnego dnia poszłam na basen. I wreszcie zrealizowałam swoje marzenie: nauczyłam się pływać.
– Najważniejsze to uwierzyć, że to działa – powiedziałam ostrożnie.
Po pierwsze, nie chciałam urazić Aśki. Po drugie, nie od dziś wiadomo, że wiara czyni cuda. Na tym też polega hipnoza: mówi się pacjentowi, co ma robić, np. teraz przestaniesz się bać pająków. I on często przestaje się bać.
– Ale to nie wszystko – Aśka była coraz bardziej podekscytowana.
Miałam wrażenie, że to nie tylko kwestia wspomnień z poprzedniego wcielenia, ale też czerwone wino. Ja piłam je pół na pół z wodą, a ona bez wody.
– Wiele naszych problemów możemy zrozumieć, gdy spojrzymy na nie w kontekście problemu ciągnącego się czasami setki lat, powracającego w każdym wcieleniu.
– Dobrze, że powiedziałaś „wiele”, a nie wszystkie – zaśmiałam się.
– O, odezwała się poważna, racjonalna Ala – zakpiła serdecznie.
Nie przejęłam się tym szczególnie.
Byłyśmy kobietami z innych bajek, ale lubiłyśmy się
Po prostu akceptowałyśmy to, że jesteśmy różne jak, dajmy na to, zapach truskawek z grządki i zapach daktyli suszonych w marokańskim słońcu. Oczywiście ja byłabym zapachem swojskiej truskawki, a Aśka egzotycznych owoców.
Nie przekonywałyśmy się, że jedno jest lepsze od drugiego. Raczej żartowałyśmy
z siebie. Bez chęci udowodnienia, że „ja mam rację, a ty nie”.
– Wyjaśniłaś też sobie nieudane małżeństwa? – zapytałam pół poważnie, pół żartobliwie.
– A i owszem – odpowiedziała, zapalając kolejne kadzidełko. Wyczułam piżmo. – Bo tak naprawdę nasza dusza odradza się na nowo po to, by nauczyć się kochać. Bo jedno życie to za mało, żeby nauczyć się miłości, współczucia, cierpliwości i umiejętności dzielenia się z innymi.
– To jak trafiłaś do swojego ciała, a nie np. do ciała księżnej Kate, żony brytyjskiego następcy tronu? – zaciekawiło mnie. – Choć z twoim wzrostem to pewnie twoja dusza powinna trafić do ciała Anji Rubik.
– Odezwała się „Ala mędrca szkiełko i oko” – zaśmiała się Asia. Potem spoważniała i dodała:
– Zwykle dusza ma wybór między kilkoma ciałami, w których może zamieszkać. Zawsze jednak wybiera takie ciało, czas i miejsce urodzenia, które pomogą jej zrozumieć i naprawić dawne błędy, a tym samym wznieść się na wyższy poziom istnienia w świecie. Nauczyć się kochać i być kochaną. Moim błędem było to, że wtedy, gdy w czasach Juliusza Cezara byłam bogatą Rzymianką, bawiłam się mężczyznami.
Za późno zrozumiałam, że kocham młodego wodza Galów, który zginął przeze mnie w walce. W kolejnych życiach spotykaliśmy się, ale wciąż nie mogliśmy być razem.
– Aż do tej pory – domyśliłam się. – Karl jest tym mężczyzną, którego szukałaś, prawda? No proszę, i wyszło, że do trzech razy sztuka.
Byłam zmęczona tymi niestworzonymi opowieściami
Zapatrzyłam się w płomień świecy, która pływała w drewnianej misce wypełnionej wodą. Poczułam zapach palącego się drewna. Przed oczami pojawił mi się obraz z mojego snu sprzed kilku tygodni. Wciąż dobrze go pamiętałam. Siedziałam przy kominku i patrzyłam w ogień. Czekałam na męża. Drzwi się otworzyły i wszedł jakiś ciemnowłosy mężczyzna.
Był zdenerwowany, podszedł do kominka i wrzucił tam jakieś papiery. Za chwilę do pokoju weszli policjanci. Przeraziłam się, że chcą zabrać go na tortury. W tej samej chwili zrozumiałam, że muszę coś zrobić, żeby uratować mojego męża. Bo inaczej już nigdy go nie zobaczę.
– Nie wiem, co zrobiłam, bo obudziłam się – powiedziałam do siebie.
Aśka usłyszała, więc musiałam opowiedzieć jej sen. Dodałam, że w tym śnie moim mężem był mój dobry kolega.
– A może tak naprawdę to mężczyzna, którego już kiedyś kochałaś, tylko tego teraz nie pamiętasz? – sugerowała.
– Zupełnie też nie pamiętam, że mógłby mnie pociągać seksualnie – zaśmiałam się. – Tom jest dla mnie aseksualny jak brat. No i wcale, ale to wcale mi się nie podoba.
– Nie mów hop, przecież wiadomo, że czasami między przyjaciółmi niespodziewanie coś zaiskrzy – powiedziała Asia. – Możesz wierzyć bądź nie, ale to dzieje się wtedy, gdy dusze wreszcie się rozpoznają.
– Albo z innych powodów – wzruszyłam ramionami. – Nie potrzeba do tego szukać poprzednich wcieleń.
Gdy wróciłam do własnego łóżka, które pachniało świeżą pościelą suszoną w ogrodzie, poczułam ulgę.
Miałam wrażenie, jakbym wpadła do jakiegoś dziwnego świata, po drugiej stronie lustra. Nie mogłam zasnąć. Sięgnęłam więc po książkę amerykańskiego psychoterapeuty, którą wcisnęła mi Asia. Książka wciągnęła mnie, bo dawno nie czytałam takich niestworzonych bredni. Dla Aśki prawd objawionych.
„Śmiej się, śmiej!” – pouczyłam się w myślach
„Aśka może i wierzy w te bzdury, ale wychodzi za mąż za miłość swego życia, a ty jesteś sama. W snach pojawia ci się ostatni facet, o którym pomyślałabyś, że mógłby być twoim facetem”.
Spałam niespokojnie. Budziłam się i zasypiałam. Cały czas coś mi się śniło. Pływałam w morzu, czułam na ustach słony smak. Obok mnie płynął ktoś, kto był mi niewypowiedzianie bliski: brat bliźniak, syn lub ojciec. Nie widziałam jego twarzy, czułam tylko dłoń, którą trzymałam w swojej. Potem przyszła wielka fala, zalała nas, a ja się przebudziłam.
W uszach dźwięczał mi szum morza. To pewnie szumiała stara czereśnia, ale byłam zbyt zaspana, żeby o tym pomyśleć. Znów zasnęłam. W kolejnym śnie znalazłam się w angielskim pałacu, był tam też tajemnicz mężczyzna, ale obudziłam się, zanim mogłam zobaczyć jego twarz. Spojrzałam na zegarek, była 10 rano.
– Co za przygoda – powiedziałam do siebie. – Okazuje się, że jestem podatna na sugestię. Dobrze, że to była Aśka, a nie oszust, który zahipnotyzowałby mnie i kazał okradać banki.
Po powrocie do własnego domu, od razu siadłam do komputera, żeby wyszukać informacje o regresji do poprzednich wcieleń.
– Tak jak myślałam, liczy się siła sugestii – opowiadałam Tomowi. Siedzieliśmy w stołówce, jedliśmy chłodnik i opowiadaliśmy sobie, co działo się w weekend. To znaczy, ja głównie mówiłam. Opowiedziałam o Aście i o moich snach. Nie wspomniałam tylko, że on mi się śnił jako mój mąż. Wydawało mi się to tak głupie, że wstyd było mi o tym powiedzieć.
– Znalazłam badania, z których wynikało, że regresja do przeszłych wcieleń ma sens tylko wtedy, gdy wierzymy w reinkarnację – tłumaczyłam.
– To dlaczego tobie się śniło, choć nie wierzysz w to? – zapytał Tom.
– To proste – powiedziałam. – Po pierwsze, to bardzo romantyczna historia: dusze, które kochają się przez stulecia, miłość, która trwa wiecznie. Teraz jestem samotną kobietą, więc tęsknię za taką prawdziwą miłością. Po drugie, uwielbiam Jane Austin, oglądałam wszystkie ekranizacje jej książek, więc mam w głowie obraz angielskich domów i stylowych strojów z początków XIX wieku. Nic więc dziwnego, że śnią mi się sceny jak z jej książek.
– Poczekaj jeszcze kilka dni i może przyśni ci się też dokładny opis twojego przyszłego faceta wraz z nazwiskiem i numerem telefonu – zakpił Tom.
– Wiesz co, postaram się, żeby przyśniło mi się nazwisko i telefon miłości twojego życia – roześmiałam się i pogroziłam mu palcem, tak na niby. – Masz jakieś zdjęcie tej Australijki, co to ostatnio się z nią widziałeś? – zapytałam lekko kąśliwie.
Niby wiedziałam, że to przeszłość, ale czułam, że między nimi może coś jeszcze być. Ona chciała, żeby wrócili do siebie.
Wiem, że Tom był bardzo w niej zakochany
Gdy w telefonie zobaczyłam smukłą, rudowłosą piękność, otworzyłam usta ze zdziwienia.
– Nie wiedziałam, że jest taka młoda i piękna! – wykrzyknęłam.
Byłam zła na Toma, że sam nie wie, czego chce. Ma pod ręką wspaniałą dziewczynę, a jemu coś nie pasuje. A może byłam po prostu zła na to, że jego druga najbliższa przyjaciółka jest młodsza ode mnie i ładniejsza?
– Diabli nadali, że na tym świecie jest tyle młodszych i ślicznych kobiet – mamrotałam pod nosem.
Tom śmiał się, że z moimi głupimi odzywkami i podeszłym wiekiem mogę liczyć tylko na prawdziwą, odwieczną miłość. Bo żaden inny facet nie da rady tego znieść. Ale nie dałam rady niczego z niego wyciągnąć na temat ślicznej Jane. Wiedziałam, że przyjeżdża do Warszawy za kilka tygodni.
Czułam, że jest coś na rzeczy i niedługo okaże się, że Tom jest zakochany. Przyznaję, byłam zazdrosna. Nie tak jak o faceta, ale o to, że jakaś baba zabierze mi przyjaciela. Wiadomo, że jak się jest w związku, to dla przyjaciół ma się mniej czasu.
Ztymi myślami poszłam spać. Nie mogłam zasnąć. Tęskniłam za tym, żeby przytulić się do kogoś, poczuć się bezpiecznie i zasnąć.
Było mi zimno, więc półprzytomna założyłam bluzę, która wisiała na krześle w sypialni. Poczułam delikatny zapach męskiej wody toaletowej. – Co to za zapach? – zdziwiłam się.
Przebudziłam się i przypomniałam sobie, że to bluza Toma
Dał mi ją, bo było mi zimno na spacerze. Zapomniałam oddać.
– Teraz znów mnie grzeje – naciągnęłam ją na uda i zwinęłam się.
Ni stąd, ni zowąd przed oczami pojawił mi się obraz Toma, gdy zdejmując bluzę, przez przypadek zdjął też podkoszulkę. Doskonale pamiętałam jego umięśniony tors. Wtedy nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Teraz jednak poczułam straszliwą ochotę, żeby go dotknąć i przytulić się do niego.
Bynajmniej nie platonicznie. Przestraszyłam się tego uczucia. Tego, że może zepsuć naszą przyjaźń. I tego, że poczułam je do faceta, który, jak sądziłam, był zainteresowany inną. Młodszą i ładniejszą.
„Pomyślę o tym jutro” – postanowiłam. Kto wie, może to tylko chwilowa słabość? A może miłość, o którą będę musiała zawalczyć?”
Czytaj także:
„Miałem na nowo zacząć życie po 50-tce. Po rozwodzie miałem być wolnym ptakiem, a okazało się, że będę tatusiem”
„Mój ślub miał być najpiękniejszym dniem w moim życiu. Stał się koszmarem, którego nie chcę już nigdy wspominać”
„Mój ślub miał być najpiękniejszym dniem w moim życiu. Stał się koszmarem, którego nie chcę już nigdy wspominać”