„Rozochocona słuchałam o pikantnych igraszkach przyjaciółki z kochankiem. Odkryłam, że jej lowelas to mój syn”

przestraszona kobieta fot. iStock, Liubomyr Vorona
„Był rozsądny i odpowiedzialny, miał jednak w sobie żyłkę eksperymentatora. Nie bał się wyzwań, lubił odkrywać to, co tajemnicze i potrafił zaskoczyć w łóżku nawet ją, która śmiała się, że nie należy do tych, które gaszą światło w sypialni ze wstydu”.
/ 31.08.2023 22:00
przestraszona kobieta fot. iStock, Liubomyr Vorona

W Aurelii podobało mi się to, że była odważna i bezkompromisowa. Nie myślała schematycznie i nie bała się robienia rzeczy, które w innych budziły sprzeciw, bo nie były zgodne z tym, czego nas nauczono.

Gdy więc opowiadała o swoim ognistym młodym kochanku, dopingowałam ją. Gdy jednak dowiedziałam się, kim on jest, wiele musiałam przemyśleć.

Rozważna i odważna

Moja przyjaźń z Aurelią mogła bawić wiele osób, bo różniłyśmy się, jak ogień i woda. Ja byłam wycofana i ostrożna, dopiero od niedawna wyłamująca się ze schematu przypisanego samotnym matkom, ona zaś szła przez życie jako przebojowa signielka, pisząca historię na własnych zasadach. Może właśnie to mnie w niej pociągało? A może spodobało mi się to, że poznając strzępki mojej historii nie dopytywała o szczegóły i tylko zaśmiała się zachęcająco.

– No to co, Aneta? – rzuciła wesoło – Skoro chcesz teraz zmienić coś w swoim życiu to działaj!

Znałyśmy się na tyle krótko, że trudno było uznać nas za prawdziwe przyjaciółki. Nie płakałyśmy w swoich ramionach jako nastolatki, bo wtedy miałyśmy odrębne życia. Gdy jednak zaczęłam się spotkać z Jarkiem, tylko ona i mój syn Mikołaj naprawdę mi kibicowali. Wszyscy, którzy znali mnie lepiej, kręcili nosami i przypominali, że już raz przecież się rozczarowałam związkiem. I wcale nie chcieli słyszeć, że było to dwadzieścia lat temu i że już chyba dość długo byłam sama i dzielna.

Ja też kibicowałam Aurelii w jej każdym pomyśle. Gdy zaszłam w ciążę, nie miałam nawet siedemnastu lat. Zawsze byłam oceniana i niczego nie robiłam dobrze. Komentowano moją nieodpowiedzialność, niechęć do ślubu z ojcem dziecka. Nawet to że zakończyłam związek z ojcem Mikołaja, który miał skłonność do zaglądania do kieliszka, nie było uważane za mądrą decyzję.

– I co ty teraz zrobisz, Anetko? Przecież on nie był taki zły. Chciał brać z tobą ślub, miał fach w ręku, a że po kilku głębszych bywał agresywny? A bo to on jeden – mówili.

Gdy więc ktoś w pracy próbował oceniać Aurelię, stawałam w jej obronie jak lwica. Ja potrzebowałam dwóch dekad, żeby się uwolnić od taksujących spojrzeń innych ludzi i nie zamierzałam wchodzić w rolę wiedzącej wszystko najlepiej większości.

Aurelii moja obrona nie była zresztą potrzebna. Niewiele robiła sobie z tego, co myślą o niej inni. Doceniała jednak to, że zwykle dość wycofana, byłam w stanie stanowczo się przeciwstawiać pracowym plotkarom i chętnie dzieliła się ze mną szczegółami ze swojego życia.

Mike – ognisty kochanek

Aurelia, tak samo jak chyba każdy z nas, szukała miłości. Gdy jednak na jej drodze pojawił się Mike, wcale nie robiła sobie złudzeń. Facet – sądząc po jej opowieściach – był bliski ideałowi.

Był rozsądny i odpowiedzialny, miał jednak w sobie żyłkę eksperymentatora. Nie bał się wyzwań, lubił odkrywać to, co tajemnicze i potrafił zaskoczyć w łóżku nawet ją, która śmiała się, że nie należy do tych, które gaszą światło w sypialni ze wstydu. Problemem była jednak różnica wieku, jaki istniała między nimi.

Aurelia zbliżała się do czterdziestych urodzin, a Mike niedawno skończył dwudziestkę. To jednak, co wyglądało na początku jak jednonocna znajomość, zaczęło przeradzać się w coś poważniejszego. Chyba pierwszy raz sama Aurelia czuła pewien rodzaj niesmaku.

– No ale sama powiedz – wzdychała znad kawy, gdy po pracy wyciągałam ją do pobliskiej kawiarni, żeby poznać ogniste szczegóły – Ja się pakuję w jakieś gigantyczne problemy?

– Ej, a kto mi mówił, że ryzyko jest wpisane w miłość, gdy zaczynałam się spotykać z Jarkiem – przypominałam.

– No tak, ale Jarek to jednak twój rówieśnik.

– Ale kawaler, a wszyscy wokół mówili, że jak nie po rozwodzie to znaczy, że psychopata albo coś jeszcze gorszego, skoro żadna kobieta nie zdecydowała się na ślub z nim. No hej, przecież nikt wam nie każe brać ślubu. Jest wam dobrze? Jest. Nie wstydzicie się wyjść na ulicę? Nie wstydzicie się. Macie udane pożycie? No macie. Teraz to faktycznie brzmi kiepsko, że ty rycząca czterdziestka, a on dwadzieścia lat, ale pomyśl, wyglądasz tak, że niejedna studentka się za tobą obejrzy, on zapuści brodę i to się wyrówna. A właśnie – ożywiłam się, bo coś sobie uświadomiłam – Jak w ogóle wygląda ten demon przyjemności? Masz jakieś zdjęcie?

– No jasne – rzuciła się do przeglądania telefonu – Specjalnie dla ciebie zrobiłam przedwczoraj, żeby ci go pokazać.

Wzięłam telefon do ręki i nagle poczułam, że serce mi zamiera. Na zdjęciu śmiał się do mnie nie ognisty Mike, ale mój własny syn – Mikołaj.

Jak nie oceniać?

Nie pamiętam już pod jakim pretekstem zakończyłam spotkanie i uciekłam do domu, ale musiałam być wyjątkowo mało wiarygodna, bo jeszcze będąc w drodze odebrałam kilka zaniepokojonych wiadomości od przyjaciółki. Nie mogłam jednak na nie odpowiedzieć, zanim nie doprowadzę się do porządku.

Byłam przerażona na kilka sposobów. Z jednej strony, odkryłam, że dowiedziałam się o Mikołaju kilku rzeczy, o których z pewnością nie chciałabym wiedzieć. Z drugiej, było mi przeraźliwie wstyd, bo w pierwszym odruchu chciałam wyzwać przyjaciółkę od starych bab, które bałamucą mi syna. Ja, która tak wiele nacisku kładłam, żeby pozwolono mi iść swoją drogą, nie byłam w stanie znaleźć w sobie aż tak dużej wspaniałomyślności, gdy chodziło o moje dziecko.

Mikołaj nie mieszkał ze mną już od roku. Po ukończeniu technikum wynajął mieszkanie razem ze znajomymi, zapisał się na studia zaoczne i zaczął pracować w warsztacie samochodowym. Mieliśmy świetny kontakt, bo przez wiele lat byliśmy tylko we dwoje, ale spotkania w niedzielę na wspólnym obiedzie nie były tym samym, co wspólne mieszkanie.

Nagle zresztą elementy puzzli zaczynały do siebie pasować. Miki mówił mi przecież ostatnio, że chyba coś się dzieje w jego życiu uczuciowym i że to poważniejsze niż początkowo przypuszczał. Nawet zaproponowałam, że może wpaść do mnie, niby przypadkiem, z tą dziewczyną, jeśli nie chce od razu przychodzić z nią na obiad, ale przyznał, że o ile on chętnie by to zrobił, ona wydaje się mieć jeszcze wątpliwości. Oczywiście, zapewniłam, że będę trzymać kciuki, żeby ją przekonał. Ją, czyli Aurelię.

Jarek, do którego w najbliższym czasie planowałam się przenieść, żeby Mikołaj mógł zająć nasze skromne mieszkanko, przyjechał natychmiast, gdy tylko napisałam, że mam problem. Myślał pewnie, że chodzi o coś związanego z moją planowaną przeprowadzką, bo zabrał ze sobą walizkę z narzędziami i miarkę budowlaną. Wcale nie było mi do śmiechu, ale musiałam się uśmiechnąć na jego widok.

– Nie, nie potrzebuję budowlańca – wyjąkałam – Chyba, że naprawisz pęknięte serce matki.

Gdy opowiedziałam mu o całym wydarzeniu, ku mojemu zaskoczeniu, zaczął się śmiać.

– Nie, nie śmieję się z ciebie – zapewnił szybko – Śmieję się z tego wydarzenia. No nie masz ty szczęścia, Anetko. Jeszcze pół roku temu twoja mama dzwoniła na komisariat, żeby sprawdzić moją przeszłość, a teraz Miki ma romans z twoją przyjaciółką. Myślałaś, żeby zagrać w jakiejś loterii?

– Śmiej się, a ja robię z siebie idiotkę. Jestem jak jakaś pani Dulska. Niby miła, otwarta, a chciałam Aurelii oczy wydrapać.

Wzruszył ramionami. Nie był ojcem, ale domyślał się, że relacja dzieci i rodziców często wymyka się wszystkim schematom.

– No, ale nie wydłubałaś. Więc jednak nie jest aż tak źle. Teraz zastanów się nad tym, czego byś chciała dla Mikiego i Eli i podejmij decyzję. Tylko pamiętaj, że ty się za bardzo nie słuchałaś mamy, ani jak kazała ci być w związku z ojcem Mikiego, ani kiedy mówiła ci, że jestem tym obleśnym typem, co bałamuci kobiety.

To postawienie mnie znowu w roli córki bardzo mi pomogło. Jeśli udało mi się wychować Mikiego na człowieka choćby w części podobnego do mnie, zapozna się z moim zdaniem, ale nie zrezygnuje z marzeń. A przecież, z tego, co zrozumiałam, zależało mu na tej nowej znajomości i był gotowy walczyć o nią.

Postanowiłam nie zwlekać

Miałam kilka talentów, ale nie byłam najlepszą aktorką, wiedziałam więc, że obmyślanie jakiegoś sprytnego planu nie ma sensu. Doszłam do wniosku, że muszę jak najszybciej zwabić Mikołaja i Aurelię do siebie, żeby postawić ich przed faktem dokonanym.

Nie chciałam im mówić, co mają robić, ale chciałam, żeby dowiedzieli się o łączących nas wszystkich relacjach, skoro ja już o nich wiem. Z Aurelią poszło łatwo. Napisałam jej, że nie czuję się na najlepiej, że chciałabym, żeby do mnie przyjechała, bo Jarek nie może. Z Mikołajem było trudniej, bo nie bardzo wiedziałam, jak go zwabić. W końcu napisałam mu coś najbliższego prawdy. Spytałam, czy ma inne plany na wieczór i czy nie może ich przełożyć, bo wyszła pilna sprawa i muszę z nim pogadać. „Miałem, ale moje plany zmieniły plany. Jadę” – odpisał Miki.

Potem było nieco melodramatycznie, bo pierwsza przyjechała Aurelia i nie ukrywała zaskoczenia, że Jarek jest jednak ze mną.

– Rety, dziewczyno, nie utrudniaj tej kiepskiej farsy, którą właśnie robię – rzuciłam jej z czułością – Ja się tu totalnie kompromituję, ale nic lepszego nie wymyśliłam.

Usiadła w maleńkim salonie i z wdzięcznością przyjęła podaną jej przez Jarka szklankę soku pomarańczowego. Gdy przyjechał Miki nawet nie siliłam się na wyjaśnienia.

– Właź do salonu i ignoruj ciarki żenady – powiedziałam tylko.

Od tego kłopotliwego spotkania minęło już pół roku. Gdy w pracy pojawia się trudna sytuacja, Aurelia rzuca rozbawiona do szefowej albo innych koleżanek „Dziewczyno, nie utrudniaj tej kiepskiej farsy”, a ja prycham śmiechem.

Mikołaj też mnie przedrzeźnia i często powtarza, że wyszła pilna sprawa nawet, jeśli chce mi powiedzieć po prostu, że spóźni się na spotkanie ze mną albo nie pojedzie do babci na piętnastą, tylko na szesnastą. Niełatwy związek Mikiego i Aurelii trwa nadal. Nikomu nie jest łatwo, ale chyba już się wszyscy do tego przyzwyczaili.

Oboje planują przeprowadzkę do miasta wojewódzkiego. Tak będzie im łatwiej, bo zostawią przeszłość za sobą i dadzą sobie szansę bez aż tak wielu oceniających spojrzeń. Nie wiem, czy to ma się prawo udać, ale nie wiem też, czy mogłabym zrobić coś innego niż kibicowanie swojemu dziecku i przyjaciółce.

Czytaj także:
„Rodzina miała mnie za nieudacznika, dopóki nie stałem się bogaty. Teraz próbują na mnie żerować, ale nie jestem głupi”
„O mały włos, a moja mała córeczka przyszłaby na świat w aucie. Pomoc przyszła z całkiem nieoczekiwanej strony”
„Brat przekabacił rodziców, by przepisali mu dom rodzinny. Ten drań i jego żonka oskubali mnie z należnego spadku”

Redakcja poleca

REKLAMA