„Brat przekabacił rodziców, by przepisali mu dom rodzinny. Ten drań i jego żonka oskubali mnie z należnego spadku”

kobieta, którą brat pozbawił spadku fot. iStock by Getty Images, ilkercelik
„Okradliście mnie! Mieszkanie mam na kredyt. Co miesiąc muszę spłacać wysoką ratę. Żeby odłożyć na wkład własny, pracowałam po godzinach, nie miałam wolnych sobót, odmawiałam sobie przyjemności, wyjazdów, większych zakupów. Wy sobie wygodnie mieszkaliście przez lata u rodziców za darmo – wykrzyczałam Kamilowi prosto w twarz”.
/ 28.08.2023 13:15
kobieta, którą brat pozbawił spadku fot. iStock by Getty Images, ilkercelik

Pomiędzy mną a Kamilem jest 6 lat różnicy. Siłą rzeczy zawsze traktował mnie więc jak młodszą siostrzyczkę. Ot takie  naiwne dziecko, które niewiele rozumie, co się dzieje wokół, ale jednocześnie jest rodziną, dlatego trzeba go chronić. Pamiętam z dzieciństwa, że czasami zazdrościłam moim koleżankom ze szkoły rodzeństwa w podobnym wieku. Takiego, z którym miało się wspólne sprawy, bawiło lalkami i było w komitywie przeciwko niesprawiedliwości świata dorosłych. U nas oczywiście czegoś takiego nie było. Trudno, żeby 15 czy 17-latek chciał spędzać czas ze swoją małą siostrą, a nie kolegami, a potem pierwszymi sympatiami.

Mimo to nasze rodzinne stosunki były w miarę poprawne. Brat czasami odbierał mnie z dodatkowych zajęć, pomógł rozwiązać zadanie z matematyki, z którym sobie nie radziłam czy dopompował koło w rowerze, gdy akurat planowałam przejażdżkę z przyjaciółką.

– Jest Was tylko dwoje, dlatego musicie się wspierać – często powtarzała mama.

– Tak, świat jest trudny, dlatego rodzina powinna trzymać się razem. Jak dorośniecie, to zobaczycie, że zawsze warto mieć kogoś naprawdę bliskiego, na kogo można liczyć. Znajomi, przyjaciele czy koledzy z pracy przychodzą i odchodzą, a rodzina trwa – dodawał tata.

Gdyby wtedy wiedział, jak kiedyś potraktuje mnie Kamil, na pewno byłby rozczarowany. Niestety rodzice już nie żyją – zginęli w wypadku samochodowym, gdy wracali z wakacji nad morzem.

Z Wiktorią nie pałałyśmy do siebie sympatią

Kiedy coś pomiędzy nami zaczęło się psuć i przestaliśmy być zwartą drużyną, która gra do jednej bramki? Myślę, że w momencie, gdy pojawiła się Wiktoria. Początkowo dziewczyna, później narzeczona, a wreszcie żona mojego brata. Od początku nie zapałałyśmy do siebie zbyt dużą sympatią. Ja chodziłam jeszcze do liceum, Kamil już kończył studia. Pamiętam, gdy przyprowadził ją po raz pierwszy na niedzielny obiad do rodziców.

Od razu wiedziałam, że to coś poważnego. Wcześniej, owszem, mój brat miał jakieś dziewczyny, ale to były raczej luźne znajomości ze szkoły i studiów polegające na chodzeniu na randki do kina czy imprezy w większym gronie. Jego sympatie przychodziły czasami do nas do domu, ale odbywało się to nieoficjalnie. Wpadały po jakieś notatki czy książki, siedzieli w jego pokoju bądź ogrodzie. Nigdy jednak nikt nie był zapraszany na oficjalne niedzielne obiady.

Tego dnia zarówno Kamil, jak i rodzice byli bardzo przejęci. Mama przygotowała swoją popisową pieczeń, upiekła nawet czekoladowy tort na deser. Normalnie u nas podawało się ciastka czy ciasto z cukierni i nikt nie robił większych ceregieli.

To jest Wiktoria, moja przyszła żona – doskonale pamiętam, że właśnie w taki sposób Kamil ją przestawił. – A to moja mała siostrzyczka – dodał ze śmiechem wskazując w moją stronę.

Nie byłam szczególnie obrażona o ten żart. Też chciałam potraktować całą sytuację żartobliwie. Nim jednak zdążyłam coś powiedzieć, Wiktoria wyciągnęła w moją stronę dłoń bez cienia uśmiechu.

– Miło Cię poznać. Kamil wiele opowiadał o swojej beztroskiej siostrze, która zawsze palnie jakąś gafę – powiedziała całkiem poważnie.

Wtedy zrobiło mi się nieco głupio. Zwłaszcza, że dziewczyna brata skojarzyła mi się z zimną królewną zapatrzoną w siebie, która zawsze chce być w centrum uwagi. Nie zapałałyśmy do siebie sympatią od pierwszej chwili i tak pozostało.

– Nie, no nie żartuj, że ta mała ma być moją druhną. To jest ważna rola. Ma mnie wspierać, pomagać w formalnościach. Nie wyobrażam sobie przez całe przygotowania być skazana na towarzystwo Agnieszki. Nie obraź się, ale ona jest jeszcze bardzo dziecinna – kiedyś podsłuchałam, jak Wiki trajkocze do Kamila, siedząc na naszej kanapie w salonie i malując paznokcie.

– Ale, jak mam jej powiedzieć, że nie powierzymy jej tej roli? Nawet rodzice są przekonanie, że to właśnie Aga będzie świadkiem na naszym ślubie – mój brat starał się zaprotestować, ale narzeczona szybko stłumiła jego pomysły.

– Druhną będzie Kama. Z przyjaciółką najlepiej się dogadujemy i ona lepiej wyjdzie na zdjęciach. Mamy podobny typ urody. Ty weźmiesz na świadka Maćka i wszystko będzie OK – powiedziała stanowczo, jakby decyzja należała tylko do niej.

Wtedy byłam na pierwszym roku studiów i miałam na głowie własne sprawy, dlatego tak naprawdę wcale nie uśmiechało mi się uczestniczyć w przygotowaniach do ich wesela. Zwłaszcza, że Wiktoria na co dzień była bardzo męcząca i z każdego drobiazgu robiła wielki problem.

Po ślubie Kamil z żoną zamieszkali na piętrze domu naszych rodziców.  Remont był drogi, ponieważ Wiki była wymagająca i nie chciała iść na żadne ustępstwa. A że oboje dopiero zaczynali swoją karierę zawodową i tak naprawę niewiele zarabiali, koszty materiałów, ekipy budowlanej, nowych mebli i dodatków w większości pokryli nasi rodzice.

Z tego, co wiem, teściowie praktycznie nic im się nie dołożyli, ale bardzo chętnie przyjeżdżali na niedzielne obiadki i sobotnie pogaduchy. Niby w odwiedziny do córeczki, która była w ciąży i przeszła na zwolnienie, ale myślę, że posiedzieć w naszym dużym ogrodzie i za darmo sobie odpocząć. Sami mieszkali w małym M3 w bloku z mikroskopijną kuchnią i jeszcze mniejszym balkonem.

– Super córcia się tutaj urządziłaś. Masz mnóstwo miejsca, a tam w rogu można zlikwidować ten stół z ławą i zrobić plac zabaw dla malucha. Piaskownica, huśtawka. Będzie jak znalazł – Teresa, mama Wiktorii, miała swoje własne pomysły na zagospodarowanie naszego ogrodu.

– Tak, ten stół jest okropny. Kto to widział trzymać taki rupieć z powycieranym blatem – córeczka była zgodna z mamą.

Nie wzięły pod uwagę tego, że ten stół jest oczkiem w głowie mojego taty, który w wolnych chwilach kochał wyszukiwać antyki i je odnawiać. Uwielbiał styl retro i często spędzał całe weekendy na jakichś targach staroci, żeby znaleźć fajne meble z potencjałem.

Dom rodziny dostał brat, dla mnie zostały ochłapy

Po porodzie Wiktoria nie wróciła do pracy, bo twierdziła, że nie opłaca się jej spędzać długich godzin w salonie fryzjerskim za marne pieniądze.

– Te babska są okropne. Człowiek tylko się ustoi cały dzień na nogach, ulata i umęczy, żeby im zrobić pasemka, a te tylko mają pretensje. Ale przecież trudno, żeby jakaś pięćdziesięciolatka z nadwagą i trzema włosami na krzyż po farbowaniu na blond wyglądała jak Claudia Schiffer – złościła się.

Kamil zatrudnił się jako przedstawiciele farmaceutyczny i zaczął wyrabiać nadgodziny, jeżdżąc po całej Polsce. Marzył o pozostaniu na uczelni (skończył biotechnologię), ale tam raczej nie zarobiłby na wygodne życie i zachcianki niepracującej żony. Tymczasem Wiktoria ponownie zaszła w ciążę i zasiedziała się w domu na dobre.

Teraz myślę, że wymyśliła sobie całkiem wygodny sposób na życie. Dzieciaki odwoziła do przedszkola, a sama całe dnie spędzała ze swoją mamą i niepracującą siostrą. Miała czas na zakupy z koleżankami, wyjścia do knajpek czy na lody, spacerki po parku. Obiady dla całej rodziny gotowała moja mama, która już przeszła na emeryturę. Tata dbał o ogród i wszelkie naprawy.

Ja w tym czasie skończyłam studia i wyprowadziłam się do Krakowa, gdzie udało mi się znaleźć pracę w biurze rachunkowym. Razem z moim narzeczonym wynajęliśmy kawalerkę i zaczęliśmy powoli odkładać na wkład własny. Ceny wynajmu są jednak naprawdę wysokie, dlatego nasza inwestycja nieco się odwlekała. W końcu udało się nam odłożyć pieniądze i dostaliśmy kredyt hipoteczny na 43 m2. Salon połączony z kuchnią, sypialnia, przedpokój, łazienka i balkon. Na początek na taki właśnie metraż było nas stać.

– Mieszkanko jest z rynku wtórnego, ale blok ładnie odnowiony, ocieplony i odmalowany. Na kameralnym osiedlu, blisko parku. Na razie nam wystarczy – opowiadałam z entuzjazmem mamie przez telefon.

– Super córcia. Już nie mogę się doczekać, kiedy się wprowadzicie i odwiedzimy Was z tatą. Mam już dla Ciebie prezent niespodziankę na nowe miejsce – cieszyła się.

Nie zdążyli przyjechać i zobaczyć, jak się urządziliśmy. Gdy wracali z krótkiego urlopu, kierowca tira zasnął za kierownicą i uderzył w ich samochód. Z auta została miazga.

Nie wiem, jak przeżyłam dni do pogrzebu. Z samej wizyty w kościele i na cmentarzu niewiele pamiętam. Gdyby nie Maciek, chyba w ogóle bym zemdlała i nie dała rady w niczym wziąć udziału. 

Po jakimś czasie, dostałam list z kancelarii notarialnej na odczytanie testamentu. Próbowałam skontaktować się wtedy z Kamilem, ale nie odbierał telefonu. Nie miałam jednak podejrzeń. Myślałam, że po prostu ma ciężki czas w pracy i zaraz oddzwoni. Nie oddzwonił. Powód jego nagłego milczenia poznałam w kancelarii. Notariusz odczytywał treść dokumentu, a ja nie rozumiałam, co się dzieje. Okazało się, że nasz dom rodzinny już dawno jest własnością mojego brata. Rodzice mieli zapisaną jedynie służebność użytkowania.

Dla mnie został dom po babci Stasi. Prawie 100-letnia drewniana chatka w niezbyt dobrym stanie, położona na uboczu, około 60 km od większego miasta.

– Lubiłam tam w dzieciństwie jeździć – opowiadałam później mojemu narzeczonemu. – Ale po śmierci babci przez długie lata nikt w nią nie inwestował. Rodzice mieli problemy finansowe, rozpoczęli budowę tego domu, bo bardzo chcieli wyprowadzić się z bloku. Wszystkie pieniądze szły na spłatę zaciągniętego kredytu, wyposażenie, zagospodarowanie przestrzeni. Nie było już wolnych środków, aby coś robić z tamtą nieruchomością.

Pojechaliśmy ją zobaczyć, ale moje podejrzenia okazały się słuszne.

– Obraz nędzy i rozpaczy – podsumował Maciek. – Żeby to jakoś wyglądało, potrzebna jest wymiana dachu, myślę, że ściany też są w złym stanie, trzeba zrobić całą stolarkę.

– Ile to  może być warte?

– Myślę, że nie więcej jak 100 tys. zł. Trzeba będzie wezwać jakichś fachowców, ale nie wiem, czy ten dom nie będzie do wyburzenia. Działka jest malutka, do tego w naprawdę złej lokalizacji. Nie ma wodociągu, gazu, kanalizacji. Aga, to jest po prostu ruina.

– Myślisz, że da się jakoś zaskarżyć decyzję rodziców? I odzyskać coś od Kamila? Przecież nasz dom rodzinny wart jest 800 tys. albo więcej.
– Nie wiem. Musimy skontaktować się z prawnikiem – odpowiedział.

Zamierzam walczyć o swoje...

Czuję się naprawdę oszukana. Tym bardziej, że Kamil nie widzi żadnego problemu.

– Przecież Ty właśnie kupiłaś mieszkanie w Krakowie, masz dobrą pracę, masz gdzie mieszkać. Nawet jeszcze z Maćkiem nie macie dzieci. My mamy dwójkę, Wiktoria nie pracuje. Wiesz jakie mamy wydatki? – powiedział mi ze spokojem.

– A to moja wina, że Wiktoria nie pracuje? Ty sobie naprawdę robisz ze mnie żarty? Okradliście mnie z żoną. Mieszkanie mam na kredyt. Co miesiąc muszę spłacać wysoką ratę. Żeby odłożyć na wkład własny, pracowałam po godzinach,  nie miałam wolnych sobót, odmawiałam sobie przyjemności, wyjazdów, większych zakupów. Wy sobie wygodnie mieszkaliście przez lata u rodziców za darmo – wykrzyczałam mu prosto w twarz.

– Ale to my inwestowaliśmy w remonty, ogrzewanie, utrzymanie domu. Pomagaliśmy rodzicom na co dzień. Ty sobie spokojnie pracowałaś, a my się nimi opiekowaliśmy. Wszystko było na głowie Wiki. Zresztą przecież dostałaś ten dom babci w ładnej okolicy. Cisza, spokój. Wyremontujecie i będziecie mieli na weekendy jak znalazł.

– Kamil, widziałeś ten dom? Przecież to jakaś chatka na kurzej nóżce, która się rozsypuje. Warta ze 100 tys. zł, a nie prawie milion. A rodzicami się nie opiekowaliście. To nie byli ciężko chorzy i niedołężni staruszkowie. Oni mieli po 60 kilka lat, sami wszędzie jeździli i doskonale sobie radzili. Jeszcze mama Wam pomagała, opiekowała się dzieciakami, robiła zakupy, gotowała. I to oni zapłacili za Wasze remonty.

Brat w ogóle nie poczuwa się do winy. Myślę, że to chciwość jego żony jest wszystkiemu winna. Czuję się naprawdę oszukana przez osoby, które teoretycznie powinny mnie wspierać w walce ze światem. Nie potrafię też zrozumieć decyzji rodziców. Oni chyba byli po prostu na tyle naiwni, że przepisali ten dom na Kamila, bo z nimi mieszka. Może myśleli, że on mi to zrekompensuje finansowo.

Pewnie obiecał im, że odłoży pieniądze i jakoś mnie spłaci. Teraz niestety już się tego nie dowiem. Ale będę walczyć. Na jutro jesteśmy umówieni z prawnikiem. Nie pozwolę, żeby Wiktoria, która od lat tak naprawdę nic nie robi, zagarnęła w całości majątek moich rodziców, na który oni przez całe życie ciężko pracowali.

Czytaj także:
„Żona zmusiła mnie, żebym okradł brata ze spadku. Uważała, że on za dobrze zarabia, więc kasa należy się nam”
„Siostra okradła mnie ze spadku po rodzicach. Przebiegła małpa podsunęła ojcu dokumenty, gdy już nie wiedział, co podpisuje”
„Okradłem swoje rodzeństwo ze spadku po rodzicach. Okłamałem ich, że ojciec obiecał dom mnie. Nie dostali niczego”

Redakcja poleca

REKLAMA