„Zarabiam ciałem, żeby spłacić długi męża i nakarmić dzieci. Wstydzę się, ale wolę to, niż klepać biedę”

płacząca kobieta fot. Adobe Stock, Anton
„– Odrosty możesz zafarbować, a przez kamerę nikt nie będzie się przyglądał twojemu cellulitowi. Zresztą po drugiej stronie też nie siedzą sami adonisi i młodzi bogowie. To w miarę normalni faceci. Też się tym martwiłam na początku. – A nie boisz się, że ktoś cię rozpozna? – Owszem. Dlatego noszę maskę”.
Listy od Czytelniczek / 04.12.2023 10:30
płacząca kobieta fot. Adobe Stock, Anton

Życie postawiło mnie pod ścianą. Długi męża sprawiły, że kompletnie się rozsypałam. Wtedy padła propozycja pracy. Dość nietypowej.

Werka, skoro jesteś w potrzebie, miałabym dla ciebie propozycję… – zagadnęła mnie znajoma z internetowej grupy wsparcia dla rodziców w podobnej do mojej sytuacji. – Sama tak dorabiam, ale to dość nietypowa praca, więc proszę cię o dyskrecję.

Byłam bardzo zaskoczona

Zrozumiałam tę ostrożność i zastrzeżenia, gdy zdradziła, o jaką pracę chodzi. Matka trójki dzieci… rozbierała się przed kamerką w swoim domu, a ktoś po drugiej stronie płacił za oglądanie tego striptizu! Byłam w szoku. Również dlatego, że mówiła o tym jak o zwykłej pracy w markecie. Prosto z mostu, spokojnie, przedstawiając plusy i minusy.

W moim domu rodzinnym „zarabianie ciałem” określało się krótko a treściwie. Nie było mowy o rozważaniu takich gorszących opcji, skoro można zarabiać uczciwie, nie tracąc szacunku innych ludzi ani we własnych oczach, mogąc otwarcie przyznać się do tego, co się robi dla pieniędzy i za pieniądze. Jak bym nie mogła…

– Dziękuję ci za propozycję, ale nie dałabym rady.

– Też tak myślałam na początku. A potem, kiedy spłaciłam długi i wyremontowałam pokoje dzieci, machnęłam ręką na opory i ewentualnie potępienie. Jest popyt, jest podaż. Ktoś tego potrzebuje, ja mu to daję i dzięki temu mam pieniądze na czynsz. Inna dodatkowa praca? Porządna? Dobrze płatna? Przy trójce dzieci w domu, które ciągle czegoś chcą? Włóż między bajki. A tak zamykam się w swoim pokoju, gdy dzieciaki już śpią, i pracuję dwie albo trzy godziny.

– Tylko dwie, trzy?

– Wystarczy – potwierdziła, a gdy dodała, ile zarabia w godzinę, zamurowało mnie.

To była moja dniówka. Poświęcając dwie godziny w nocy, mogłabym spłacać długi, a nawet odłożyć na wakacje dla dzieci, żeby znowu nie siedziały całe lato w mieście.

Biłam się z myślami

Z jednej strony buntowałam się wewnętrznie i rumieniłam na zewnątrz, że w ogóle taka myśl pojawiła mi się w głowie. Co by powiedziała matka? Przeżegnałaby się i odwróciła od grzesznicy. Co zrobiłby ojciec? Skląłby mnie i wyklął, skoro już za rozwód śmiertelnie się obraził. Z drugiej strony był zawód i smutek w oczach moich dzieci, kiedy kolejny raz odmawiałam im czegoś w sklepie, bo nie mamy pieniędzy.

– Inne dzieci mają lepszych rodziców! Nawet jeśli się rozwodzą! Takich, którzy o nie dbają! Dlaczego my nie? – wykrzyczała mi w twarz starsza córka, kiedy powiedziałam, że nie stać mnie na lekcje tańca.

Dwieście złotych miesięcznie to była dla mnie opłata części rachunków. Widziałam, że mała ma talent, a nauczycielka chwaliła jej poczucie rytmu i polecała zapisanie Kingi na jakieś zajęcia związane z muzyką czy tańcem, ale… mogłam tylko uśmiechnąć się ze smutną dumą, pokiwać głową i poczuć skurcz serca na myśl o takim wydatku. Lekcje tańca albo rachunki? Okropny dylemat dla matki.

Chciałam poznać szczegóły

Napisałam do tej znajomej. Nadal miałam mnóstwo wątpliwości, ale postanowiłam wypytać ją o szczegóły. Kto w ogóle chciałby na mnie patrzeć? Na styraną matkę? Z cellulitem, odrostami i figurą, która nie była wyrzeźbiona godzinami ćwiczeń na siłowni, lecz dwiema ciążami i dźwiganiem siatek?

– Odrosty możesz zafarbować, a przez kamerę nikt nie będzie się przyglądał twojemu cellulitowi. Zresztą po drugiej stronie też nie siedzą sami adonisi i młodzi bogowie. To w miarę normalni faceci. Też się tym martwiłam na początku. 

– A nie boisz się, że ktoś cię rozpozna?

– Owszem. Dlatego noszę maskę. Nie ma szans, żeby ktoś mnie rozpoznał. Jak chcesz, to obejrzyj dostępne w sieci fragmenty takich pokazów. Żebyś wiedziała, co i jak.

Obejrzałam. I stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. Bez szans. Nie rozbiorę się przed kamerką, wiedząc, że ten pokaz leci gdzieś w internecie, a po drugiej stronie siedzi ktoś, kto na to patrzy, a skoro płaci, to pewnie nie tylko patrzy… 

Przełamałam się

Kiedy kilka dni później otworzyłam pismo o niezapłaconej na czas racie kredytu, napisałam do znajomej, że się zdecydowałam. Nadal nie miałam pojęcia, jak się przełamię, ale wiedziałam, że alternatywą jest podrzucanie dzieci sąsiadkom i sprzątanie w hipermarkecie na pół etatu.

Przed pierwszym razem pozbyłam się dziewczynek z domu na noc. Nie chciałam próbować, mając je tuż za ścianą, a one ucieszyły się, że mogą nocować u koleżanki. Nerwy dawały o sobie znać. Miałam zimne dłonie, które trzęsły się jak w napadzie jakichś drgawek.

Prawie nie pamiętam pierwszego razu, co robiłam, jak mi poszło. Chyba dobrze, skoro na moim koncie znalazła się kwota na pół zaległej raty kredytu. Kręciło mi się w głowie i już sama nie wiedziałam, od czego. Z emocji, wstydu, podekscytowania, że w ciągu jednej godziny rozwiązałam połowę swojego problemu, z radości podszytej zażenowaniem i ulgą zarazem, że nie było tak źle, jak myślałam.

Wstyd mi, ale potrzebuję tych pieniędzy

Spojrzałam w lustro. Twarz wciąż mi płonęła. Zrobiłam to. Rozebrałam się przed kamerą, pozwalając, żeby ktoś na to patrzył. I wiedziałam już, że zrobię to znowu. Katowanie się myślami, że to niemoralne, upokarzające i gorszące, nie zmieni faktu, że matka zrobi, co musi, by jej dzieci miały normalne życie. Choć trochę normalniejsze. Bez długów. Bez liczenia każdej złotówki pięć razy. Z mamą, która jest obecna w ich życiu, a nie biegnie z jednej roboty do drugiej i nie ma czasu przytulić, wysłuchać, pobawić się z nimi, wyjść na spacer.

Co jakiś czas wracam przed kamerę. Za każdym razem wysyłałam dzieci na nocleg do znajomych. Choć czuję się już pewniej sama ze sobą, już się nie rumienię jak piwonia, nie jestem taka niezgrabna – co nie znaczy, że zrobiłam się wyuzdana – ale nie chcę, żeby były wtedy w domu.

Po roku spłaciłam dług, który były mąż zaciągnął i który spadł na mnie. Po drugim – odłożyłam pieniądze na zajęcia dla córki na kolejne miesiące i mogłam wyjechać z nimi w góry. Dzieci przestały czuć się gorsze i płakać.

W domu zaszły zmiany

Pieniądze szczęścia nie dają? Pewnie, że nie. Ale pomagają. I dodają pewności siebie. To pięknie brzmi: lepiej być, niż mieć. A rzeczywistość skrzeczy. Fakty są takie, że dziewczynkom lepiej zaczęły się układać relacje z rówieśnikami, bo wreszcie mogą pochwalić się bluzką z ulubionym bohaterem bajki czy nową zabawką.

Zauważyłam, że zmiany zaszły także we mnie samej. Z szarej myszki zmieniłam się w kogoś, kto pewniej, odważniej kroczy przez życie. Skoro ktoś płacił za oglądanie mnie nago, nie mogło być ze mną tak najgorzej.

W tej chwili odkładam na zaoczne studia. Chcę mieć wyższe wykształcenie, którego nie zdobyłam, bo zaszłam w ciążę i musiałam zająć się dzieckiem. Teraz chcę żyć. Chcę zmienić moją oficjalną pracę na lepszą. Taką, która pozwoli mi utrzymać dzieci i nie będzie zmuszała do dorabiania.

To nie jest na zawsze

Wiele osób, nawet znając moją motywację, pewnie nie podałoby mi ręki. Sama też nie jestem z siebie dumna, co ze nie znaczy, że się potępiam. Czy miałam inne wyjście? Nie wiem, może miałam, ale na nie nie wpadłam. Inni mają gorzej, ktoś powie, i jakoś nie handlują własnym ciałem, żeby zarobić na lekcje tańca dla córki. Widać ich duma oraz poczucie moralności wygrywa z poczuciem winy wobec dzieci. Nie każdy też musi się mierzyć z takimi problemami jak ja. Nie spłacają długów byłego męża, nie martwią się, co dać dzieciom do jedzenia i ile razy w miesiącu można robić kopytka.

Niedługo zamknę ten rozdział mojego życia. Gdy zdobędę pieniądze, żeby studiować. To moje marzenie i chcę je spełnić. Wiem, że bez tej dodatkowej pracy nie byłoby to możliwe, choć zapewne nigdy się nikomu nie przyznam, w jaki sposób sobie poradziłam. 

Wiem jednak, że zrobiłabym to kolejny raz, gdyby zaszła taka potrzeba. Gdyby moje dziecko zachorowało, gdybym znalazła się w tarapatach finansowych. Pójście na łatwiznę? Być może.

Z drugiej strony nie kradnę, nie domagam się czegoś, co mi się nie należy, nie liczę na to, że państwo weźmie odpowiedzialność za moje dzieci, które porzucił ich własny ojciec. Liczyć mogę tylko na siebie i wiem, że każdą próbę przetrwam. Bo już tego dowiodłam.

Weronika, 35 lat

Czytaj także: „Kochałam Artura całe życie. Próbowałam go zeswatać z przyjaciółką, potem z siostrą. Teraz jesteśmy razem, ale mam poczucie winy” „Jako dobra ciocia nigdy nie skąpiłam prezentów dzieciom. Ale gdy dostały skromne upominki, moje siostry się obraziły” 
„Chciałam wesprzeć chorą przyjaciółkę, a spotkałam się z hejtem. Wszyscy myśleli, że robię to dla sławy”

 
 

Redakcja poleca

REKLAMA