„Rodzina wyzywa mnie od głupców, bo wziąłem sobie kobietę po przejściach. Dla nich rozwódka z dzieckiem, to wybrakowany towar”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Załatwił mnie smarkacz na amen. Nie byłem w stanie słowa wykrztusić przez ściśnięte gardło. Kiedy lata temu postanowiłem związać swoją przyszłość z doświadczoną kobietą, wiedziałem, że to dobra decyzja. Życie tylko to potwierdziło. Nasza więź jest teraz jeszcze silniejsza”.
/ 14.07.2022 16:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio

Kiedy poznałem Ilonę, życzliwi ostrzegali mnie, że może być mi ciężko zbudować z nią poważny i trwały związek. Ilonie niczego nie brakowało, przeciwnie. Była piękną kobietą, wykształconą, z poczuciem humoru. Tyle że była po rozwodzie i miała ośmioletniego syna.

Fajerwerki są piękne, ale nie trwają długo

Dlatego ja zawsze będę na drugim miejscu w sercu Ilony, a dla jej dzieciaka nigdy nie stanę się kimś więcej niż „wujkiem”. Być może, myślałem, ale to nie powód, żeby rezygnować z kobiety, w której się zakocham.

Nie byłem nastolatkiem, by takie uczucie pojawiło się u mnie na gwizdnięcie. Za kilka lat jej syn dorośnie, może pójdzie na studia w innym mieście, zacznie własne życie. I co? Jego matka ma czekać tyle czasu, by móc wreszcie pomyśleć o sobie? Ja też nie chciałem czekać ani zmarnować takiej szansy, bo czułem, że pomiędzy mną a Iloną naprawdę zaiskrzyło. Postanowiłem zaryzykować.

Na początku spotykaliśmy się tylko we dwójkę. Jej syn zostawał po szkole u kolegów albo nocował u dziadków. Chcieliśmy się przekonać, czy to iskrzenie jest zarzewiem czegoś poważniejszego niż tylko przelotne zauroczenie. Fajerwerki są piękne, ale nie trwają długo.

Dlatego Ilona nie chciała na razie przedstawiać mnie swojemu synowi. Póki nie przekona się, że nie jestem kometą na ich niebie. Miesiąc, dwa, trzy… Ilona wciąż się wahała. Prawdę mówiąc, ona ryzykowała dużo bardziej, wchodząc w związek ze mną. W końcu jednak umówiliśmy się na spacer we troje i poznałem Kubę.

Nie powiem, żeby to było spotkanie, podczas którego biegliśmy po kwiecistej łące, nad nami rozpościerała się tęcza, a potem padliśmy sobie w ramiona i powędrowaliśmy w kierunku zachodzącego słońca, ale… Polubiłem dzieciaka.

Potrafił myśleć. Mało rozmawialiśmy, ale gdy zadawał pytania, to widać było, że się nad nimi zastanawiał. Pytał, bo chciał wiedzieć. Pospacerowaliśmy godzinkę, a potem zaprosiłem Ilonę i Kubę na pizzę.

No i proszę, młody lubił ostre dodatki, tak samo jak ja, więc nieźle się bawiliśmy, sprawdzając, komu najpierw wypali usta, gdy będziemy jeść superostre papryczki. I jakoś stawialiśmy pierwsze kroki w tej naszej relacji.

Przecież chciała mieć drugą synową!

Inni nadal mnie ostrzegali i zniechęcali.

– Stary, pakujesz się w bagno… – powtarzali kumple. – Kobitka fajna, ale nic nie zmieni faktu, że będziesz wychowywał cudzego dzieciaka.

– Zainwestujesz czas, uczucia, a także kupę kasy, bez żadnej pewności, że w pewnym momencie szanowna pani się nie odkocha – mówił mój starszy brat. – A tobie wizyty rodzicielskie nie będą przysługiwać, weź to pod uwagę. Albo biologiczny tatuś przypomni sobie za dziesięć lat, że ma syna, a wtedy ty usłyszysz: panu już dziękujemy, właściwy ojciec się odnalazł.

Nawet moja matka, która wcześniej nie mogła się doczekać drugiej synowej, biadoliła, gdy powiedziałem jej o Ilonie.

– Syneczku, a to nie ma już wolnych kobiet z czystą kartą?

– A co, ona ma brudną? – zdenerwowałem się. – Chyba powinnaś być zadowolona, że znalazłem kobietę, która jest dobrą mamą, troskliwą i odpowiedzialną, że stara się być dla Kuby matką i ojcem. Cieszę się, że mogę ją w tym odciążyć. Kochamy się, czy to nie jest coś dobrego?

– Ja się po prostu boję, że ona cię wykorzysta…

– Ciekawe jak? Tym, że wydałem stówę na pizzę i colę w ostatni weekend? Mamo, błagam cię…

Wkurzały mnie te komentarze, tym bardziej, że pochodziły od bliskich mi osób. Jakby mnie nie znali. Nie należałem do gości skaczących z kwiatka na kwiatek. Byłem monogamistą i raczej długodystansowcem. Decyzji o rozstaniu też nie podejmowałem pod wpływem chwili. Jak kochałem, to na serio. Dlatego nie rozumiałem, czemu Ilona i jej dziecko tak strasznie wszystkim przeszkadzali.

Ja byłem obcym elementem

Tymczasem my rozumieliśmy się coraz lepiej i rozważaliśmy zamieszkanie razem. Ja spłacałem kredyt za kawalerkę, Ilona wynajmowała malutkie dwupokojowe mieszkanko. Pomyślałem, że mogę wynająć moją kawalerkę, a potem poszukamy czegoś dla trzech osób, gdzie będzie dość miejsce dla każdego.

Zbieraliśmy się do tej życiowej zmiany kilka miesięcy, bez pośpiechu – głównie ze względu na Kubę – ale w końcu znaleźliśmy spore, jasne mieszkanie w pobliżu jego szkoły.

Czekało nas sporo pracy, by nowe lokum nadawało się do zamieszkania. Jeszcze więcej pracowaliśmy nad relacjami. Wchodziłem do zgranej dwuosobowej drużyny, która działała jak dobrze naoliwiony mechanizm.

Ja byłem obcym elementem. Ale powoli włączałem się we wszystko i choć czasem bywało się ciężko, pojawiały się zgrzyty, to stopniowo żyło nam się coraz lepiej. Po trzech latach od pierwszej randki poprosiłem Ilonę o rękę.

Nie krzyknęła: „Tak, oczywiście!”. Nadal miała wiele wątpliwości. Jak długo tym razem potrwa „na zawsze”? Czy znowu nie skończy się rozstaniem? Choćby było najbardziej spokojne i przyjazne, ona będzie wtedy podwójną rozwódką.

Przeżyje drugi raz tę samą porażkę, tę samą uczuciową tragedię. Bała się komplikacji, zranienia już raz złamanego serca, bała się, jak zareaguje Kuba. Gdy dziewczyna pierwszy raz wychodzi za mąż, robi to zwykle pełna nadziei i optymizmu. Wdowy czy rozwódki są dużo bardziej ostrożne. Muszą przemyśleć wszystkie za i przeciw. Ilonie zajęło to kilka dni, nim zgodziła się uczynić mi ten zaszczyt i zostać moją żoną.

Znowu popłynęły krytyczne komentarze i ostrzeżenia ze strony rodziny i znajomych. Miałem dość tłumaczenia się i udowadniania, że dwoje dorosłych ludzi wie, co robi. Skoro przez trzy lata nie nabrali pewności, że jesteśmy dla siebie z Iloną stworzeni, to nawet na naszych złotych godach będą marudzić.

Więc albo nam pogratulują, albo mogą na ślub i wesele nie przychodzić. Ale przyszli, bawili się świetnie i składali życzenia. Miałem nadzieję, że równie szczere, jak piękne.

Faktycznie na niego łożyłem…

Rok później urodziła się nasza córka. Kuba starał się pomagać w opiece nad siostrą, choć narzekał, że mała wygląda jak lalka, a on się lalkami nie bawi. Lata leciały, dzieci rosły, a my z Iloną wciąż czuliśmy się piękni, młodzi i zakochani.

Mój brat, który najbardziej marudził na bratową z „drugiej ręki”, sam był teraz kawalerem z odzysku, bo się rozwiódł. A my z Ilonką nawet rzadko się kłóciliśmy. Co do Kuby, nie mogłem go oficjalnie adoptować, bo nie udało się pozbawić biologicznego ojca władzy rodzicielskiej. Zjawiał się raz na pół roku, zabierał Kubę do kina i na pizzę, a potem przed sądem twierdził, że proszę bardzo, interesuje się dzieckiem.

Co gorsza, sąd mu wierzył. Nieważne, że poza tym szanowny tatuś nie wiedział o Kubie nic, nie martwił się, czy jego cenny syn ma co jeść, w co się ubrać i czy ojczym dobrze go traktuje. W tym aspekcie przewidywania pesymistów się spełniły: utrzymywałem cudze dziecko.

No i co z tego? Choć w świetle prawa nie byłem ojcem Kuby, traktowałem go jak syna. Kochałem go i byłem z niego dumny jak z syna, i wkurzał mnie jak rodzony syn. Nieraz mi odpyskował i burknął, żebym dał sobie spokój z tym ojcowaniem, ale bez dwóch zdań cieszył się, że mnie ma i że jestem po jego stronie.

Dużo rozmawialiśmy, bo nie o wszystkim dorastający chłopak może pogadać z mamą, a ja nigdy nie zawiodłem jego zaufania i nie wypaplałem jego sekretów Ilonie. 

Kiedy Kuba skończył studia i obronił pracę na piątkę, uznałem, że to okazja godna solidnego uczczenia. Zabrałem rodzinę na obiad do bardzo dobrej restauracji. Zamówiliśmy szampana i wzniosłem toast za Kubę. Głos mi drżał, gdy gratulowałem sukcesu okupionego naprawdę ciężką pracą temu młodemu człowiekowi, którego miałem szczęście wychowywać przez pół jego życia.

– Wiesz co, tato…

Boże, no i wzruszyłem się do łez

Nazwał mnie tak po raz pierwszy. Zawsze mówił do mnie po imieniu, co zresztą sam zaproponowałem, by uniknąć tego nieszczęsnego „wujka”. Odchrząknąłem.

– Co, synku?

Uśmiechnął się.

– Ojcem może być każdy, ale tatą już nie. Dziękuję ci za wszystko. Za to, że kochasz mamę, że ją uszczęśliwiasz. Za to, że zawsze mogłem na ciebie liczyć, nieważne, czy chodziło o coś ważnego, czy o jakąś pierdołę.

Załatwił mnie smarkacz na amen. Nie byłem w stanie słowa wykrztusić przez ściśnięte gardło. Kiedy lata temu postanowiłem związać swoją przyszłość z kobietą po przejściach, wiedziałem, że to dobra decyzja. Życie tylko to potwierdziło. Nasza więź jest teraz jeszcze silniejsza. Oby zdrowie dopisało, a doczekamy się z Iloną wnuków i prawnuków.

Czytaj także:
„Bycie babcią mnie przerażało, chciałam się odmłodzić. Przez głupie wygładzanie zmarszczek trafiłam na ostry dyżur”
„Moja dziewczyna była zazdrosna, bo za dużo czasu spędzałem z eksżoną. Podłożyła jej świnię i naraziła zdrowie mojego syna”
„Córka chciała, żebym z nią mieszkała, ale chodziło jej tylko o pieniądze. Zabierała moją emeryturę, żeby mieć na wakacje”

Redakcja poleca

REKLAMA