„Rodzina wykorzystuje mnie, bo mam domek w górach. Mieszkają sobie w nim za darmo, śmiecą i demolują, a ja mam to znosić z uśmiechem?”

kobieta, którą wykorzystuje rodzina fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Zajechaliśmy na działkę, otworzyłam domek i stanęłam jak wryta. W środku śmierdziało, jakby coś tam zdechło. Na podłodze przewracały się butelki po alkoholu, na stole leżały popsutego resztki jedzenia. Dywanik przy kominku był nadpalony, a w fotelu przy oknie została... dziura po papierosie”.
/ 23.10.2022 08:30
kobieta, którą wykorzystuje rodzina fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Od dawna kocham Tatry. Po raz pierwszy pojechałam tam z wycieczką szkolną i oszalałam na ich punkcie. Tą miłością udało mi się zarazić Pawła, mojego narzeczonego. Nawet w podróż poślubną pojechaliśmy w okolice Zakopanego. To wtedy zaprzyjaźniliśmy się z panem Wojciechem, gazdą z Kościeliska. Od tamtej pory jeździliśmy do niego co roku.

– Nie szkoda wam pieniędzy? – dziwiły się moje siostry. – Przecież od lat wszyscy jeździliśmy do cioci Jadzi na Mazury...

– Właśnie, już cała rodzina wykorzystuje ciocię – powiedziałam. – My wolimy uczciwie zapłacić za wynajem.

Pewnego razu pan Wojciech powiedział, że chce sprzedać kawałek łąki.

– To tylko 15 arów, ale nad potokiem i z widokiem na Giewont – powiedział.

Zobaczyłam to miejsce i już nie odpuściłam.

Kupmy tę ziemię! – namawiałam męża.

Zostawili po sobie straszny syf!

Miesiąc później podpisaliśmy umowę u notariusza. Paweł razem z Grześkiem, naszym kolegą, przewieźli na lawecie stary barak i blaszany garaż. Okleili ten barak styropianem i pomalowali go. Zamontowali w środku kominek. Zawiesiłam w oknach skromne firanki, położyłam dywanik. Wstawiliśmy dwa łóżka piętrowe, jakiś stoliczek.

Jak tu przytulnie – zachwycił się mąż.

Blaszany garaż miał służyć jako szopa na drewno do kominka i miejsce na kosiarkę do trawnika i inne drobiazgi. Tym sposobem, przy niewielkich nakładach finansowych, mieliśmy działkę w górach wraz z przytulną altanką.

Pochwaliliśmy się nowym zakupem na niedzielnym obiedzie u moich rodziców.

– To tylko maleńka działka rekreacyjna z altanką, ale jest nawet skromne ogrzewanie – powiedział Paweł.

– To super! Można w zimie pojechać na narty! – zachwyciła się moja siostra.

– Zaprosicie nas, prawda? – spytał Radek, mój szwagier.

– Jasne, ale najpierw my się musimy nacieszyć, a poza tym tam jest naprawdę skromnie, nawet głupio kogoś zapraszać do takiego baraku – mówiłam.

– Nam to nie przeszkadza! Najważniejsze, że nie trzeba płacić za wynajem! – zapewniała mnie Iwona. – Moglibyśmy pojechać już na sylwestra.

– Przykro mi, ale my już zaplanowaliśmy sylwestra w górach – wyjaśniłam. – Ale możecie przyjechać na pierwszy tydzień ferii, a my wybierzemy się po was – dodałam.

– Pamiętaj, że obiecaliśmy też Grześkowi, tyle się napracował przy tej altance – przypomniał mi mąż. – A mój brat też chciał dzieciom pokazać góry.

– Chyba musimy ustalić grafik! – roześmiałam się.

Rodzina się obrazi? Trudno!

Sylwester udał się znakomicie. Najpierw byliśmy na koncercie na Równi Krupowej w Zakopanem, a potem siedzieliśmy przy naszym kominku i piliśmy grzane wino. Po raz kolejny przekonałam się, że ten pomysł z kupnem działki w górach, to był strzał w dziesiątkę! Wróciliśmy do Łodzi w znakomitych humorach.

– Już nie mogę się doczekać, kiedy my pojedziemy – powiedziała moja siostra.

– Posprzątajcie po sobie i zamówcie drewno do kominka, żeby był zapas – przypomniałam, podając im wizytówkę miejscowego tartaku.

– Jasne, to oczywiste – zapewniała.

Nasza podróż na ferie w góry trwała aż dziesięć godzin – takie były korki.

– Kochanie, jeszcze trochę i będziemy się ogrzewać przy naszym kominku – pocieszał mnie mąż.

Zajechaliśmy na działkę, otworzyłam domek i stanęłam jak wryta. W środku śmierdziało, jakby coś tam zdechło. Na podłodze przewracały się butelki po alkoholu, na stole leżały popsutego resztki jedzenia. Dywanik przy kominku był nadpalony, a w fotelu przy oknie została... dziura po papierosie! 

– Ale syf! – jęknęłam załamana. – Przecież Iwona z Radkiem mieli posprzątać!

– To nie wszystko! W szopie nie ma drewna! – powiedział wściekły Paweł.

– Wiesz co, Iwona? To jest bezczelność pojechać do kogoś i zostawić po sobie taki bajzel! – powiedziałam siostrze przez telefon.

W głowie wam się poprzewracało, odkąd kupiliście ten domek w górach – odparła urażona. – Chatka na kurzej stopce, a wydaje wam się, że to luksusowy hotel! – krzyknęła i rozłączyła się.

A my zamiast odpoczywać po podróży, musieliśmy sprzątać i organizować opał do kominka. 

Tego samego wieczoru zadzwoniła bratowa Pawła z prośbą, czy mogą przyjechać do nas w góry, bo mają urlop. Nie potrafiliśmy odmówić. Potem na weekend majowy przyjechał nasz kolega Grzesiek z narzeczoną, a po nim – moja kuzynka z Chorzowa z mężem i dziećmi. Latem, gdy my pojechaliśmy na urlop,  okazało się, że naszą przytulną altankę trzeba już remontować... Zgodnie stwierdziliśmy, że mamy dość gości i odtąd odmawiamy użyczania naszej działki. Rodzina się obrazi? Trudno!

Czytaj także:
„Facet w urzędzie złożył mi szokującą propozycję. Wyczuł, że jestem tak zdesperowana, że posunę się do wszystkiego”
„Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że nie jestem córką moich rodziców, ale to był dopiero początek przerażającej prawdy”
„Miałam dość wiecznych much w nosie naszych znajomych, więc sięgnęłam po obrzydliwe kłamstwo. Karma szybko mnie dopadła”

Redakcja poleca

REKLAMA