„Rodzina wspomina, że mieliśmy niezapomniane wesele. To prawda, bo zaczęłam rodzić już w kościele”

panna młoda w ciąży fot. Adobe Stock, Alexandr
„Podczas przysięgi poczułam subtelne skurcze w podbrzuszu, ale byłam pewna, że to tylko silne emocje. Po mszy świętej stanęliśmy pod budynkiem, przyjmując życzenia, prezenty i gratulacje od bliskich. Mimo uśmiechu czułam się coraz gorzej i miałam nadzieję, że operator kamery tego nie uchwyci”.
/ 30.08.2024 08:30
panna młoda w ciąży fot. Adobe Stock, Alexandr

Naszą weselną uroczystość zaczęliśmy planować właściwie chwilę po zaręczynach. Chcieliśmy, aby było magicznie, dlatego zarezerwowaliśmy uroczą rezydencję na Mazurach już półtora roku wcześniej. Los bywa jednak przewrotny i kilka miesięcy przed dowiedziałam się, że jestem w ciąży z Krystianem.

Nie mogłam w to uwierzyć, przecież zawsze się zabezpieczaliśmy! Wspólnie uzgodniliśmy, że póki co nie jesteśmy gotowi na powiększenie rodziny. Gdy w gabinecie lekarskim usłyszałam, który to już tydzień, aż rozpłakałam się po wyjściu... 

Zaczęłam rodzić przed ołtarzem

Wcale nie chodziło o dziecko, ale termin naszego wymarzonego wesela. No bo chyba nie znam kobiety, która świadomie chciałaby paradować przed ołtarzem z brzuchem i tańczyć opuchnięta na parkiecie. To był jakiś koszmar. Nie zamierzałam przekładać rezerwacji i znowu czekać wieki na wolny termin.

Chociaż podczas ciąży nie przybyło mi zbyt wielu kilogramów i czułam się naprawdę dobrze, to zdawałam sobie sprawę, że drinki z bąbelkami muszą tego dnia pójść w odstawkę. Cała rodzina będzie plotkować o tym, że to było niezapomniane wesele. Dlaczego? Bo zaczęłam rodzić już w kościele!

Podczas przysięgi poczułam subtelne skurcze w podbrzuszu, ale byłam pewna, że to tylko silne emocje. Po mszy świętej stanęliśmy pod budynkiem, przyjmując życzenia, prezenty i gratulacje od bliskich. Mimo uśmiechu czułam się coraz gorzej i miałam nadzieję, że operator kamery tego nie uchwyci.

Gdy już ostatnia osoba z kolejki uściskała nas z okazji zawarcia małżeństwa, ruszyliśmy do studia fotograficznego. Nie wspomniałam ukochanemu o tym, co mi dolega. Zresztą objawy były całkiem do zniesienia, przecież to nie mogły być żadne bóle porodowe. Szkoda, że tak bardzo się myliłam...

Nie chciałam zepsuć mu tego dnia

Nie po to rezerwowaliśmy wymarzony pałacyk rok wcześniej, żebym teraz zatruwała mu atmosferę swoim narzekaniem. Dlatego po sesji pojechaliśmy prosto na salę weselną. Wszyscy poza mną przechylili kieliszek z szampanem, a prawdziwy dramat zaczął się podczas pierwszego tańca.

Wtulona w Krystiana przypominałam sobie kroki naszej choreografii, ale ostre skurcze dały o sobie znać. Wszyscy goście patrzyli prosto na nas, klaszcząc w dłonie i poruszając się w rytm muzyki. Jak mogłam przerwać nagle taką wyjątkową chwilę? Obolała wróciłam do stolika, ale wiedziałam, że coś jest nie tak.

Zaczęłam wyobrażać sobie, że nie rzucę bukietem kwiatów i nie pokroję z Krystianem tortu, tylko zepsuję nasz piękny dzień... W tym momencie rozpłakałam się na głos i wszyscy to usłyszeli. 

– Kochanie, co się dzieje? – mąż dopiero się zorientował.

– Krystian, zaczęło się... – wybełkotałam przez łzy.

– Ale co? Nasze wspólne życie? – wpatrywał się we mnie zmieszany.

– Chryste, poród się zaczął! Nasze dziecko... – zaczęłam tłumaczyć, ale osłabiona osunęłam się na ziemię.

Usłyszałam, jak wokół mnie zbiera się tłum spanikowanych gości. Po czasie dowiedziałam się nawet, że kilka osób nagrało filmik telefonem. Co za tupet... 

Było już za późno...

Całe szczęście, że mogłam liczyć na pomoc mamy, która po wyjściu z szoku kazała bliskim odsunąć się, a ojcu zabrać mnie na górę do pokoju hotelowego. Stamtąd wezwali dla mnie pogotowie ratunkowe.

Poczułam ulgę, że teraz trafię w odpowiednie ręce do szpitala i ktoś zaopiekuje się moim dzieciątkiem, które tak szybko pchało się na świat. Jednak nic bardziej mylnego. Okazało się, że jest już za późno.

– Wykluczone, za moment pani będzie już rodzić – ogłosił stanowczo lekarz.

– Tutaj?! Nie zgadzam się! – krzyczałam przerażona.

– Kochana, to przepiękna sceneria! Klimatyczne wnętrze, płatki róż, elegancka pościel... czego chcieć więcej? W szpitalu mają tylko białe ściany – roześmiał się mój mąż, ale mi nie było do śmiechu.

– Dokładnie. Przyj przy następnym skurczu, a za pół godziny przywitasz swoje maleństwo – pocieszał mnie doktor. 

Lekarz nie kłamał. Po niecałej godzinie było już po wszystkim. Ratownicy medyczni położyli mnie na nosze i zabrali na badania razem z naszym dzieckiem. Obawiałam się tylko tego, co z gośćmi, ale oni wiwatowali na mój widok jeszcze głośniej niż przed kościołem! 

Nasza córeczka okazała się najpiękniejszym prezentem ślubnym, jaki mogłam sobie wymarzyć.

– Nasza córka widocznie lubi się zabawić. To nie może być przypadek, że postanowiła przyjść na świat akurat dzisiaj. Po prostu wyczuła niezłą imprezkę... – humor nie opuszczał mojego męża całą drogę.

Beata, 32 lata

Czytaj także:
„Gdy na świat przyszły bliźniaki, opiekowałam się trójką dzieci. Trzecim bachorem stał się mój mąż”
„W Hiszpanii miałam tańczyć na plaży, a zamiast tego pląsałam na zmywaku. Ta podróż otworzyła mi oczy na prawdę”
„Przez chwilę myślałem inną częścią ciała niż głowa. Gdy wreszcie zrozumiałem swój błąd, nie było już czego zbierać”

Redakcja poleca

REKLAMA