Jedzonko na śniadanko, obiadek czy wieczorną przekąskę – odniosłam wrażenie, że z roli małżonki przeskoczyłam do bycia mamusią niemowlaczka. No i kto za to odpowiada? Oczywiście, że teściowa!
Ilekroć zwracałam się do Krzycha z prośbą o wsparcie, ten zawsze powtarzał tę samą śpiewkę – nie mam powodów do narzekań, bo praktycznie wszystko robi się samo. W końcu pod ręką mam pralkę, zmywarkę i żelazko, czyż nie?
Sytuacja uległa nagłej zmianie
W sumie to mam naprawdę dobrego męża. Zanim się pobraliśmy, wiedział, jak zrobić jajka na miękko, skombinować jakiś obiad, a nawet ogarniał, że pralka, mimo że jest supersprzętem, nie włączy się sama, a ciuchy nie przeskoczą na suszarkę ot tak. Mogę powiedzieć, że trafił mi się porządny facet.
Po ślubie jednak poczułam się tak, jakbym zamiast być partnerką swojego męża, przemieniła się w opiekunkę malucha. Zaczęło się od zupek, kanapeczek, obiadków i kolacyjek. A to wszystko przez moją teściową. Zaraz z samego rana budziła mnie dźwiękiem telefonu, pytając:
– No i co, już się zastanawiałaś nad tym, co przygotujesz dziś Krzysiowi na obiadek? Może zupkę pomidorową? Przecież ostatnio wspominałaś, że dawno jej nie robiłaś.
Kiedy jeszcze nie wzięliśmy ślubu, a jedynie razem mieszkaliśmy, mama mojego męża najwyraźniej nie czuła się na tyle pewnie, by ingerować w nasze życie. Jednak od momentu, gdy oficjalnie zostaliśmy małżeństwem, przestała mieć jakiekolwiek opory. Dbała o to, by jej synkowi niczego nie brakowało.
– Wszystkie ubrania Krzysia prasowałam. Nawet bokserki... – wyliczała ta jędza.
– Przepraszam? Jaki jest sens w prasowaniu bielizny? Przecież nikt nie zauważy, czy ma zagniecenia.
– Jak możesz tak mówić? Chodzi o to, żeby materiał był bardziej delikatny i przyjemniejszy dla skóry!
Jednak muszę przyznać, że puchłam z dumy, gdy w trakcie rodzinnych zjazdów ciocie komplementowały mojego ukochanego.
– To niesamowite, jak dobrze wpłynął na ciebie ten związek, skarbie! Wyglądasz o wiele dojrzalej i zdrowiej. To pewnie zasługa pysznych dań, które przyrządza ci żonka!
Byłam zaślepiona miłością
Krzyś wywodził się z konserwatywnego domu, gdzie panował tradycyjny podział ról – mąż był odpowiedzialny za finanse, a żona za domowe ognisko. Nie był pozbawiony zdolności kulinarnych, co zademonstrował jeszcze przed ślubem, jednak jako małżonek przybrał wygodną pozycję i oczekiwał, że podam mu posiłek prosto pod nos.
Zapewne w tamtym momencie wciąż mogłam to naprostować. Skorygować to, co zrujnowała moja przyszła teściowa, ale byłam tak zaślepiona miłością, że najchętniej zdobyłabym dla mojego Krzysia każdą rzecz, której by zapragnął. Problemy nadeszły w późniejszym czasie. Godziłam etat z obowiązkami domowymi aż do chwili, gdy zostałam matką.
Kiedy na świat przyszły nasze bliźniaki, zaczęłam dostrzegać, że sposób bycia mojego męża coraz bardziej mi przeszkadza. Doszłam do wniosku, że mam pod opieką nie dwójkę, a trójkę maluchów.
– Przecież masz w kuchni zmywarkę, w łazience pralkę, a w pokoju żelazko… – wymieniał za każdym razem, gdy sugerowałam, że przydałaby mi się jego pomoc. – Pomyśl tylko, jak dawniej radziły sobie kobiety. Teraz to pestka. Naczynia same się umyją, ciuchy same wypiorą, a i wyprasują się bez problemu.
No jasne. Naczynia cudownie znikną ze zlewu. Pranie samo wskoczy do pralki. Żelazko będzie prasować samo. Zastanawiałam się coraz częściej, czy mój Krzyś naprawdę był aż tak głupi, czy może udawał.
– Serio sądzisz, że wszystko dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? – przyjrzałam mu się z powątpiewaniem.
– Daj spokój, non stop jesteś w domu, dzieciaki śpią, więc co jest do zrobienia? Załadowanie pralki czy odpalenie zmywarki to kwestia paru chwil. Kochana, wydaje mi się, że niepotrzebnie dramatyzujesz – odparł, a ja poczułam nieodpartą chęć, żeby zdzielić go w tę zakutą głowę.
Rosła we mnie frustracja
Jak bardzo chciałabym wrócić do przeszłości i naprawić błędy, gdy miałam jeszcze szansę! Mogłabym przekazać mężowi tyle cennej wiedzy... Pokazałabym mu, jak prawidłowo używać mopa, włączać odkurzacz do gniazdka i prasować ubrania. Cóż, to tylko mrzonki osoby, która straciła nadzieję! Przede wszystkim jednak wytłumaczyłabym mu, że bycie żoną nie jest jednoznaczne z pełnieniem roli służącej.
Czas leciał. Radosne chwile mieszały się z tymi gorzkimi, kiedy dochodziło do sprzeczek na temat prac w domu. Utwierdziłam się w przekonaniu, że mój mąż nie potrafi okazać współczucia ani głębszych emocji. Prośby i pogróżki z mojej strony spełzały na niczym. Krzysiek twierdził, że nie widzi żadnego kłopotu i po prostu się go bez sensu czepiam. Rosła we mnie frustracja i przytłaczało mnie zmęczenie...
Martwiłam się, że w ostateczności ta sytuacja źle wpłynie na niewinne dzieci. Miałam poczucie, że nikt mnie nie rozumie i nie docenia moich starań. Przecież tak niewiele oczekiwałam od mojego małżonka... Zależało mi jedynie na tym, aby czasami posprzątał dom albo przyszykował posiłek – choćby raz na tydzień.
– A wspominałaś mu kiedyś o tej sprawie? – dociekała moja siostra, której opowiedziałam o swoich rozterkach.
– No ale jaki to ma sens? Przecież on i tak tego nie zrozumie! Dobrze wiesz, że to twardy zawodnik i nic go nie zmieni… – odparłam z rezygnacją.
– W takim razie czas na radykalne kroki – na twarzy Aśki pojawił się znaczący uśmieszek.
– Co sugerujesz?
– Wiesz co, skoro jego zdaniem wszystko zrobi się samo, to… niech tak będzie, ale bez twojej pomocy. Zdecydowanie zasłużyłaś na chwilę wytchnienia!
Nadszedł czas na radykalne kroki
Na początku nie byłam do tego przekonana. Serio mam zostawić dzieci same z Krzyśkiem na dwa dni? Martwiłam się, że może im się coś stać. A jak dopadnie je głód? A co będzie, jeśli wydarzy się coś złego?
– Daj spokój! – skarciła mnie. – To ich tata! Da sobie radę! Wiesz co, tak między nami, to sama jesteś temu winna, nie obraź się, ale jakbyś od początku postawiła sprawę jasno i wciągnęła go do roboty w domu… A ty wzięłaś na siebie obowiązki teściowej, ciągle się uśmiechałaś i na każdym kroku starałaś się dogadzać Krzyśkowi. No cóż, nie ma co ukrywać, że go rozpuściłaś. To jak, mam zarezerwować ten weekend w górach czy nie?
W końcu uległam namowom, chociaż wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Jak to tak, będę relaksować się w ekskluzywnym ośrodku odnowy biologicznej, kiedy mój mąż sam zajmie się dziećmi? Cóż ze mnie za żona, a co gorsza, co za matka...
Jednak gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że powinnam to zrobić. Poza tym, gdyby mężulek nie potrafił ogarnąć naszych latorośli, zawsze może wezwać swoją matkę na odsiecz... Nic złego im się nie przytrafi, to jedna rzecz, o którą nie musiałam się martwić. Kiedy oznajmiłam Krzyśkowi o moich planach wyjazdu do SPA, aż zakrztusił się pitym właśnie napojem.
– Co ty w tym SPA będziesz robić? Po co ci to? – parsknął śmiechem, ale zaraz przybrał poważną minę. – A obiad na dwa dni naszykujesz?
– Cooo? Niby z jakiej racji? – zadrwiłam z niego. – Myślisz, że samo się nie zrobi?
Widząc jego reakcję, nie czułam już żadnych wątpliwości. Dotarło do mnie, że postępuję słusznie. W końcu Krzysiek był w pełni sprawny fizycznie! Nie było sensu, żebym go ciągle wyręczała.
Być może Aśka rzeczywiście miała rację i powinnam była znacznie wcześniej postawić pewne granice, ale lepiej późno niż wcale, prawda? W SPA świetnie się bawiłam, mimo że gdzieś z tyłu głowy ciągle pojawiała się myśl o bliźniakach pod opieką Krzyśka.
Po powrocie z wyjazdu czułam się wypoczęta i odmłodzona o dobrych kilka lat.
Gdy tylko mój wzrok spoczął na mężu, ogarnęło mnie uczucie triumfu. Słowo daję, sprawiał wrażenie... totalnie wykończonego. Przecież w mieszkaniu sprzątanie odbywa się niemal bezobsługowo, biorąc pod uwagę obecność takich udogodnień jak zmywarka, pralka automatyczna czy żelazko parowe. Zanim zdołałam mu o tym napomknąć, sam się do tego przyznał:
– Okej, fakty są takie, że twoja racja była słuszna. Żadna rzecz nie zrobiła się samoczynnie… a opieka nad brzdącami to w sumie sporo zachodu – zbliżył się do mnie, a ja go przytuliłam i cmoknęłam w policzek.
Ta lekcja chyba do niego trafiła i zapamięta ją na dłużej.
Czytaj także:
„Kasa była dla swatów ważniejsza niż moja córka. Teściowie intercyzę wcisnęli jej szybciej, niż zięć pierścionek na palec"
„Już pakowałem walizki, by uciec od pieluch, zupek i kupek, ale żona mnie uprzedziła. Karma mnie dopadła”
„Synowa bez pardonu zaczęła rządzić się w moim domu. Najpierw wywaliła stare fotele, a później mnie”