„Rodzina traktowała nasz domek na Mazurach jak darmowy hotel. Miałam dość tej bandy darmozjadów”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Na początku cieszyliśmy się, że nasze wymarzone gniazdko możemy udostępniać rodzinie, jednak po pewnym czasie poczuliśmy się jak cytryna, którą wszyscy chcą wycisnąć do ostatniej kropli. Krewni bez uprzedzenia pojawiali się pod naszymi drzwiami za każdym razem, gdy wypadło jakieś dłuższe wolne”.
/ 17.04.2024 19:15
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61

Od bardzo dawna chcieliśmy mieć własny domek w okolicach Mazur. Zbieranie pieniędzy trwało całe lata, ale w końcu nasze marzenie stało się rzeczywistością. Byliśmy absolutnie pewni, że wreszcie będziemy mogli rozkoszować się ciszą, delektując się piękną przyrodą.

Jednak nie pomyśleliśmy o jednej rzeczy: nasza rodzina, zarówno bliscy jak i dalsi krewni, zaczęła wykorzystywać nasz domek jako darmowy nocleg na wakacje. Byliśmy kompletnie zdruzgotani tą sytuacją i nie mieliśmy pojęcia, jak z tego wybrnąć.

Skakaliśmy z radości

W końcu nasze starania się opłaciły – po wielu rozmowach, załatwianiu kredytu i mozolnej harówce, wreszcie mieliśmy go na własność. Cudowny dom w świetnym miejscu, niedaleko naszych ukochanych jezior, z dala od miejskiego zgiełku.

Przepełniała nas euforia na myśl o tym, co przed nami –  tyle możliwości i przyjemności, które tylko czekały, by po nie sięgnąć. Jako ludzie o wielkich sercach, czerpiący satysfakcję z obdarowywania innych, rozpoczęliśmy opowieści wśród najbliższych o świeżo poczynionym zakupie. Zaskoczył nas jednak entuzjazm, z jakim przyjęli tę nowinę...

Drzwi się nie zamykały

Ledwie zdążyliśmy się obejrzeć, a nasi krewni zaczęli traktować naszą chatkę jako darmowe wakacje pod gruszą. Na początku cieszyliśmy się, że nasze wymarzone gniazdko możemy udostępniać rodzinie, jednak po pewnym czasie poczuliśmy się jak cytryna, którą wszyscy chcą wycisnąć do ostatniej kropli. Okazało się, że wszyscy krewni, bliscy i dalsi, chcą spędzać u nas urlopy. Bez uprzedzenia pojawiali się pod naszymi drzwiami za każdym razem, gdy wypadło jakieś dłuższe wolne.

Nasz domek nad jeziorami na Mazurach miał stanowić dla nas odskocznię od codzienności, a tymczasem zamiast wytchnienia i ciszy, non-stop mieliśmy gości. Krewni i znajomi nagminnie zapominali, że to nasza przystań, w której pragnęliśmy zaznać odrobiny prywatności i spokoju.

Mieliśmy dość

Zaczęły nas coraz częściej nachodzić negatywne emocje względem rodziny, która bez uprzedzenia planuje urlop w naszym domu. Regularnie dyskutowaliśmy o tej drażliwej kwestii.

– Kocham ich, serio, jednak…

– Ja mam identyczne odczucia… Haruję w pocie czoła i ty również, a później pragniemy oderwać się od codziennej gonitwy i zobowiązań. Przecież to nie żaden pensjonat za friko! A czuję, jakbyśmy co chwilę mieli pod dachem darmozjadów.

Byliśmy jednomyślni –  obecny stan rzeczy nie może trwać w nieskończoność. Nadszedł czas, by zmierzyć się z tą kwestią. Po namyśle zdecydowaliśmy się przeprowadzić rozmowę z bliskimi.

Rodzina się obraziła

Zorganizowaliśmy spotkanie, podczas którego szczerze wyraziliśmy swoje odczucia i niepokoje. Przekazaliśmy im, że mimo iż doceniamy spędzane wspólnie chwile, to równie ważne są dla nas momenty w swoim wyłącznym towarzystwie.

Daliśmy jasno do zrozumienia, że zależy nam na korzystaniu z naszej letniej chatki nad wodą w taki sposób, by dopasować to do naszego rytmu dnia i osobistych preferencji. Powiedzieliśmy wprost, że po wyczerpujących obowiązkach zawodowych, potrzebujemy spokoju i samotności, by móc odpocząć i naładować baterie.

Niestety, kiedy poruszyliśmy tę kwestię, spotkało nas niemiłe zaskoczenie. Bliscy nie dość, że nie wykazali zrozumienia dla naszych potrzeb, to na dodatek poczuli się dotknięci tym, co od nas usłyszeli.

Dotarły do nas ich zarzuty: „Jesteście zbyt skąpi", „Brak wam serdeczności" oraz „Nie szanujecie tego, że z wami jesteśmy". Tego rodzaju wypowiedzi zabolały nas mocno i sprawiły, że poczuliśmy się zdradzeni. Liczyliśmy na wyrozumiałość, a dostaliśmy gorzką pigułkę do przełknięcia – kompletny brak wczucia się w naszą sytuację.

Granice były potrzebne

Jak oni mogli nam coś takiego zrobić? Osoby, którym bezgranicznie wierzyliśmy przez całe nasze życie! Okazało się, że nie każdy do końca rozumiał, jak bardzo zależy nam na naszej prywatności. Sporo osób postrzegało nasz domek jedynie jako śliczne miejsce, do którego można wpaść od czasu do czasu w wolnej chwili. Zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, za czym tęsknimy i czego naprawdę potrzebujemy.

Nasze marzenie o cichym i idealnym miejscu przerodziło się w istną katastrofę. Rozczarowani i zestresowani tą sytuacją, zdecydowaliśmy się postawić na swoim i bronić własnego terytorium. Zaczęliśmy ustalać zasady: precyzyjny plan, kiedy goście mogą nas odwiedzać, a także konieczność wcześniejszego poinformowania nas o swoim przybyciu.

Mimo że natrafiliśmy na sprzeciw i brak zrozumienia, nie zrezygnowaliśmy. Nasze pragnienie i chęć odnalezienia wewnętrznego spokoju okazały się potężniejsze od strachu przed spięciami. Wytrwale trzymaliśmy się swoich reguł i wyznaczonych granic, bez względu na to, jak ciężkie były dyskusje i odpowiedzi bliskich.

Relacje z rodziną się poprawiły

Z biegiem czasu nasi bliscy powoli zaczęli pojmować, jak istotne są dla nas osobiste granice i prywatność. Zauważyli, że nie zależało nam na izolowaniu się od nich, a raczej na wygospodarowaniu chwil wyłącznie dla siebie. Krok po kroku zaczęli akceptować nasze reguły i szanować nasze życzenia. Zdarzały się chwile, które sprawdzały nasz upór. Bywało, że odczuwaliśmy nacisk i wyrzuty sumienia, jednak wtedy przypominaliśmy sobie, co było powodem tej batalii.

Odkąd postanowiliśmy regularnie widywać się z bliskimi, nasze życie zmieniło się na lepsze. Te wspólne chwile pozwalają nam cieszyć się swoim towarzystwem, ale na naszych zasadach. Dzięki temu, czego się nauczyliśmy, wiemy jak istotne jest mówienie wprost o tym, czego pragniemy i gdzie stawiamy granice w kontaktach z rodziną. Udało nam się osiągnąć harmonię między potrzebą prywatności a przyjemnością przebywania razem, bo każdy z nas szanuje to, czego potrzebuje druga osoba.

W końcu jest tak, jak być powinno

Nareszcie nasz mały domek nad jeziorem na Mazurach nie jest już źródłem rozczarowań. Stał się on ucieleśnieniem naszych marzeń, które udało nam się spełnić, a także przestrzenią, którą możemy dzielić się z ukochanymi osobami. Gdy teraz spoglądamy na ten dom, dostrzegamy nie tylko urok otaczającej przyrody, lecz także siłę własnego uporu i umiejętność zapewnienia sobie odrobiny prywatności oraz wytchnienia.

Całe to doświadczenie pokazało nam, że często wyobrażenia mijają się z rzeczywistością, ale dzięki temu możemy się rozwijać i lepiej poznawać siebie. Początkowo sądziliśmy, że pójdzie nam jak z płatka. Jednak teoria to nie to samo co praktyka. Tak czy inaczej, przekonaliśmy się, że warto dążyć do spełniania swoich marzeń, mimo że inni mogą nas nie popierać czy wręcz być przeciwko.

Nasz dom na Mazurach uświadomił nam, jak istotne jest troszczenie się o rzeczy, na których nam zależy. Zrozumieliśmy też, że wyznaczanie granic to niezbędny składnik dobrych więzi międzyludzkich. Przekonaliśmy się, że stawianie ich nie jest równoznaczne z odtrąceniem kogoś czy brakiem uczucia, a wręcz przeciwnie –  jest przejawem szacunku do samego siebie. Czy żałujemy całego tego zamieszania? Ani trochę! Jednak kiedy znów znajdziemy się w podobnej sytuacji... Będziemy działać z większą rozwagą. Od razu też okażemy się bardziej asertywni.

Czytaj także: „Życie mojej córeczki zależało od pieniędzy. Chciałam nawet sprzedać mieszkanie, by ją ratować”
„Mąż od lat podejrzewa mnie o romans. Odeszłam, gdy jego zazdrość przekroczyła granice i narobił mi wstydu”
„Gdy ja zarabiałem za granicą kasę na budowę domu, żona zdradziła mnie z sąsiadem. Nie miałem, do czego wracać”

Redakcja poleca

REKLAMA