„Gdy ja zarabiałem za granicą kasę na budowę domu, żona zdradziła mnie z sąsiadem. Nie miałem, do czego wracać”

smutny mężczyzna fot. Getty Images, Giza-01 / 500px
„– A często u nas bywa wujek Karol? – zapytałem synka po krótkiej chwili ciszy, po której głośno przełknąłem ślinę. – Cały czas, bo wujek Karol, tak samo jak ja, lubi nocowanki – odpowiedział radośnie Janek. – Bardzo pilnuje mamy, żeby jej się nic nie stało, nawet w nocy! Gdy mama śpi, to siedzi koło jej łóżka i ją chroni”.
/ 15.04.2024 18:30
smutny mężczyzna fot. Getty Images, Giza-01 / 500px

Z domu wyniosłem naukę, że mężczyzna zawsze powinien być gotów do poświęceń dla swojej rodziny, dlatego, gdy pojawiła się oferta dobrze płatnej pracy za granicą, od razu wiedziałem, że muszę to zrobić.

Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem

Nie żyliśmy z żoną i synkiem w żadnym skrajnym ubóstwie, ale jednak ciężko było nam dorobić się czegoś swojego. Nadal jeździliśmy starym samochodem, który otrzymałem po chrzestnym, nadal mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, chociaż obiecywaliśmy sobie, że dorobimy się czegoś własnego na kredyt do narodzin synka. Ale niestety, Janek miał już prawie pięć lat, a my w dalszym ciągu byliśmy skazani na łaskę właściciela, który w każdej chwili mógł nas wyrzucić. Oczywiście, nie mieliśmy z nim nigdy żadnych problemów, ale jednak świadomość tak niepewnego miejsca zamieszkania, gdy ma się dziecko, jest wyjątkowo stresująca.

Pracowałem jako mechanik w serwisie samochodowym i zarabiałem średnią krajową. Żona z kolei była nauczycielką w państwowej szkole podstawowej, więc oczywiście zarabiała marnie. Stale rosnące ceny, a także coraz więcej potrzeb coraz starszego synka, zaczęły nam się więc dawać we znaki.

Wyjazd był dobrą opcją

– Jarek, my chyba nigdy nie dorobimy się żadnego domu... To, co udaje nam się z trudem oszczędzać, to nadal za mało. Nie wiem, ile jeszcze musielibyśmy odkładać – martwiła się moja żona.

– Wiem, nie jest lekko... Może zacznę się rozglądać za pracą za granicą? – zacząłem dumać.

– I co, będziesz tam zupełnie sam? Z dala od nas? Tylko praca–dom? Zmarniejesz tam...

– O mnie się nie martw, najważniejsi jesteście wy i nasza wspólna przyszłość – oznajmiłem dziarsko.

– Ale czy w ogóle będzie nas na to stać? Wynajmowanie dwóch mieszkań, jednego za granicą...

– Nie wiem, ale rozejrzeć się warto.

Praca trafiła się szybko

Gdy tylko rozpuściłem wici o poszukiwaniach zagranicznej pracy, od razu zaczęły się rozdzwaniać telefony. Okazało się, że dobrze wykwalifikowani mechanicy są za granicą bardzo pożądani. Najbardziej zachęcał mnie mój kuzyn.

– Słuchaj, zarobisz pięć razy tyle co tutaj. Nie będziesz musiał wynajmować mieszkania, znajdę ci niedrogi pokój u kolegi, naprawdę wyjdziesz na plus – namawiał.

Szybko dałem się skusić. Miałem naprawdę dobre referencje, wiedział, że jestem świetny w swojej pracy, więc znalazł mi posadę w porządnym warsztacie w południowym Londynie.

– Obiecaj tylko, że będziesz tu na mnie wiernie czekać – zachichotałem do żony, pakując swoje najpotrzebniejsze rzeczy przed wyjazdem.

– O to się nie martw – uśmiechnęła się do mnie i mocno uścisnęła.

Miałem jasny cel

Było mi ciężko, bo naprawdę nie chciałem opuszczać żony i dziecka, ale ani razu nie traktowałem tego jako powodu, żeby nie skorzystać z tej szansy. Miałem plan: chciałem odkładać jak najwięcej pieniędzy na budowę domu. Mieliśmy możliwość zbudowania go na działce należącej do dziadków mojej żony Luizy. Chociaż wiązałoby się to z dojazdami do miasta, w którym mieszkaliśmy dotychczas, perspektywa zbudowania własnego domu była dla nas spełnieniem marzeń – nic innego się nie liczyło.

Pragnąłem tego własnego kawałka ziemi, ogródka, w którym syn mógłby się bawić, Luiza czytać książki w hamaku, a ja relaksować się, uprawiając warzywa. Ta wizja przyświecała mi praktycznie non-stop, gdy zmagałem się z trudnościami nowej rzeczywistości. Mówiłem po angielsku, ale zrozumienie różnych akcentów i technicznego słownictwa trochę mi zajęło. Doskwierały mi też samotność i zmęczenie, bo brałem tyle godzin, ile tylko dawałem radę, żeby jak najwięcej zarobić.

Żona zaczęła mieć pretensje

Przez pierwsze kilka miesięcy faktycznie zauważyłem, że moje konto szybko się zapełniać. Luiza się cieszyła i namawiała mnie, żebym nie ustawał w wysiłkach, podkreślała, że jest ze mnie dumna i że czeka, aż wrócę na stałe. Po pewnym czasie okazało się jednak, że nasze wizje nieco się różnią. Ona spodziewała się, że będę przyjeżdżał do Polski w każdej wolnej chwili, a ja wolałem oszczędzać te pieniądze na naszą przyszłość i brać dodatkowe zmiany, żeby zarobić jeszcze więcej.

– Jarek, ja rozumiem, ale Janek jest jeszcze mały... Przecież on musi cię widywać, musi mieć z tobą jakąś relację – tłumaczyła mi żona.

– Kochanie, to tylko przejściowe. Przecież robię to też dla niego. Kiedyś to zrozumie, nawet jeśli teraz przez pewien czas będzie miał tylko ciebie – odpowiadałem.

Luiza ciężko wzdychała, a potem nawet potrafiła się obrazić, gdy maglowaliśmy ten temat po raz kolejny. Było mi ciężko, bo jej wsparcie było dla mnie wszystkim. Fochy niczego mi nie ułatwiały, bo przecież to mnie było o wiele trudniej niż im: to ja ciężko harowałem, to ja mieszkałem i żyłem w zupełnie obcym miejscu. Nie mówię, że nie rozumiałem ich tęsknoty, ale przynajmniej mogli ją przeżywać w znajomym miejscu, otoczeni rodziną i innymi bliskimi. Ja tego nie miałem.

Kasa była wtedy najważniejsza

Po roku spędzonym w Londynie zarobiłem naprawdę sporo, co jeszcze dodatkowo wzbogaciła premia, którą otrzymałem od szefa za szczególne zaangażowanie.

– Cenię sobie takich pracowitych facetów, jak ty, ale pamiętaj, żeby się nie zajechać. Nie jesteś pierwszym imigrantem, który przyjeżdża tu w celach zarobkowych. Wielu z nich zapomina o sobie – ostrzegł mnie życzliwie, gdy wręczał mi premię, a następnie podwyżkę.

Nie słuchałem go. Nie było niczego ważniejszego poza moim celem. A tym celem była lepsza przyszłość mojej rodziny, bo przecież nie chodziło o żaden popis bogactwa czy łechtanie własnego ego. Niestety, im bardziej byłem doceniany w pracy, tym cięższa była sytuacja w moim małżeństwie.

Dziecko się wygadało

Luiza dzwoniła coraz rzadziej, coraz mniej zapewniała mnie o swojej tęsknocie i uczuciu do mnie. Wymienialiśmy podstawowe informacje, mówiłem jej o najważniejszych rzeczach, a ona streszczała mi co tam u naszego syna, ale nie było w tym prawdziwego zainteresowania. Bolało mnie to, ale naprawdę miałem nadzieję, że cały ten kryzys minie, gdy wrócę do Polski i znowu będziemy na stałe razem.

Tak upłynął nam kolejny rok na odległość. Aż podczas jednej z rozmów telefonicznych Janek napomknął mi, że zaraz zawoła mamę, która siedzi w sypialni z wujkiem Karolem...

Karol był naszym sąsiadem. Nie byliśmy wyjątkowo blisko, ale mieliśmy życzliwe relacje. Nie raz pomagaliśmy sobie w drobnych naprawach: on był budowlańcem, więc wymieniał nam poluzowane wieszaki czy regulował zawiasy, a ja w zamian zaglądałem co jakiś czas pod jego maskę.

– A często u nas bywa wujek Karol? – zapytałem synka po krótkiej chwili ciszy, po której głośno przełknąłem ślinę.

– Cały czas, bo wujek Karol, tak samo jak ja, lubi nocowanki – odpowiedział radośnie Janek. – Bardzo pilnuje mamy, żeby jej się nic nie stało, nawet w nocy! Gdy mama śpi, to siedzi koło jej łóżka i ją chroni.

Byłem w szoku

Synek pewnie nie miał pojęcia co właśnie mi powiedział i jak wielkiej wagi informacja to była. Resztę rozmowy przeprowadziłem na tyle spokojnie, na ile umiałem, po czym poprosiłem go, żeby dał mi do telefonu mamę.

– Co tam? – rzuciła lekko do słuchawki Luiza.

– Słyszałem, że wujek Karol praktycznie u was mieszka... Ba, podobno nawet dzielisz z nim sypialnię tuż pod nosem naszego dziecka – wysyczałem.

Żona zamilkła. Chyba nie wiedziała, co powiedzieć.

– Przepraszam cię, Jarek. Ja po prostu byłam taka samotna... – odezwała się w końcu łzawym tonem.

– Oszczędź mi tego – uciąłem lodowato. – Wyobraź sobie, że ja również jestem samotny, ale nie wepchnęło mnie to do łóżka żadnej obcej baby. Skontaktuję się z prawnikiem, otrzymasz ode mnie pozew rozwody – dodałem, po czym rozłączyłem się.

Straciłem wszystko

Luiza próbowała mnie przepraszać jeszcze wielokrotnie, ale nie potrafiłem jej uwierzyć. Czułem się wykorzystany i zdradzony. „Chociaż tyle dobrze, że nie przelałem jej żadnych oszczędności, bo zupełnie nie miałbym do czego wracać!”, pomyślałem gorzko.

Już w momencie tamtej rozmowy telefonicznej byłem absolutnie pewny, że to koniec naszego małżeństwa. Martwiła mnie tylko wizja utrudnionego kontaktu z synem, który pewnie będzie musiał zamieszkać z matką... A tak bardzo chciałem, żeby miał dobrą przyszłość! Tak ciężko pracowałem na to, żeby nasza rodzina żyła wygodnie i dostatnio. I po co mi było to wszystko?

Czytaj także: „Przyjaciółka ukradła mi faceta. Chciałam zemsty, ale byłam w szoku, gdy moje złorzeczenia same się spełniły”
„Jako samotna matka liczyłam każdą złotówkę. Nie odmawiałam synom niczego i to się na mnie zemściło”
„Nie miałam pojęcia, skąd babcia miała tyle pieniędzy. Prawdę poznałam, gdy dostałam w spadku jej długi”

Redakcja poleca

REKLAMA