„Nasza miłość rozkwitła, gdy zaczęliśmy spać osobno. Wcześniej uczucie prawie zabiło... chrapanie mojego męża”

kobieta, która cierpi z powodu chrapania męża fot. Adobe Stock, motortion
„Nie chciałam się zgodzić, omamiona głupimi stereotypami, że żona i mąż muszą spać razem. Okazało się jednak, że nasze pożycie zmieniło się na lepsze. Teraz urządzamy sobie sekretne schadzki. Osobne sypialnie to świeżość i nowe doznania”.
/ 04.04.2022 05:00
kobieta, która cierpi z powodu chrapania męża fot. Adobe Stock, motortion

Dom się wali, ratunku, trzeba uciekać! – pomyślałam panicznie. Wyrwana ze snu podniosłam się tak gwałtownie, że walnęłam głową o ramę łóżka. Auć, zabolało, a w ciemności przed oczami rozbłysły mi gwiazdki. Rozcierałam obolałą skroń, kiedy hałas nasilił się znowu, tym razem słyszałam go wyraźnie tuż obok. Ale ściany ani sufit się nie waliły, a kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności zobaczyłam, że nie rusza się nic poza… kołdrą obok mnie. Otulony nią mąż rytmicznie oddychał, chrapiąc przy tym jak silnik samolotu odrzutowego.

Szkoda, że nie organizuje się zawodów w chrapaniu, miałby zapewnione miejsce na podium i sławę, która spłynęłaby także na mnie – dzielną żonę znoszącą te hałasy. Byłam zła, że mnie znowu obudził, zegar wskazywał północ, dopiero co się położyłam. Spałam niewiele, a mąż wyrwał mnie w najważniejszej fazie, wtedy, kiedy mózg i ciało najlepiej odpoczywają. Już go chciałam trącić łokciem, kiedy rozsądek wziął górę: „Przecież to nie jego wina”. 

Delikatnie go dotknęłam, obracając na bok

Ludzie mówią, że to dobry sposób na chrapanie, ale ja z doświadczenia nieprzespanych nocy wiem, że pomaga najwyżej na kwadrans. Niech będzie chociaż tyle. Jasiek otworzył na chwilę oczy, spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem, po czym odwrócił się i po chwili znowu spał w najlepsze. Jestem pewna, że rano nie będzie niczego pamiętał. Ja zaś szybko nie zasnę, a nawet jeśli mi się uda, on pewnie obudzi mnie znowu. Nie myliłam się. Choć tym razem chrapał nieco ciszej, i tak nie mogłam spać ani odpocząć. Trąciłam go mocniej.

– Co się stało? – zapytał zaspany.
– Chrapiesz – odpowiedziałam krótko.
– Przepraszam, nie chciałem – rzucił mąż i mocniej naciągnął kołdrę na głowę.

No przecież wiem, że nie chciałeś, co nie zmienia faktu, że ja znowu się nie wyśpię, będę padnięta i zła jak osa przez cały dzień. Kiedy po przerywanym nierównym śnie zwlokłam się rano z łóżka i poczłapałam do kuchni, radosny jak skowronek Jasiek zawołał:

– Kawa dla mojej królowej!

Po czym postawił przede mną kubek parującego napoju. Pachniał tak obłędnie, że podniósłby na nogi nieboszczyka. Ale nie niewyspaną kobietę, odburknęłam więc tylko „dziękuję” i z głośnym westchnieniem klapnęłam na krześle.

– Nie wyglądasz dobrze. Stało się coś? – zapytał mąż. W oczach miał troskę.
– Czy się stało? Spałam najwyżej cztery godziny, bo zafundowałeś mi nocą niezły koncert – odpowiedziałam.

Jasiek wyglądał na zafrapowanego i szczerze zmartwionego.

– Nic nie pamiętam – powiedział. – Naprawdę nie chciałem, przykro mi, ale wiesz, że to nie moja wina.

Co fakt, to fakt. Mój mąż pochrapywał od zawsze, raz słabiej, raz mocniej, czasem spał cicho całe noce, a czasem dawał mi do wiwatu. Ponieważ wiedział, że mi to przeszkadza i naprawdę zależało mu na moim odpoczynku, starał się jak mógł, żeby to zmienić. Najpierw wypróbowaliśmy wszystkie metody domowe: wietrzenie pokoju, uspokajające herbatki, Jasiek ograniczył nawet alkohol, a jeśli już poszliśmy na jakąś imprezę, kładł się po niej na kanapie w salonie. Kiedy to nie pomogło, kupiliśmy super poduszkę i kołdrę, które miały zdziałać cuda. Mój kochający mąż wybrał się nawet do lekarza, choć był gruntownie przebadany i nie podejrzewał u siebie żadnych chorób, a pan doktor jedynie potwierdził, że jest okazem zdrowia nie kwalifikującym się do poważnych zabiegów. I zalecił… spokój oraz inne domowe metody.

– Kochanie, przecież wiele razy ci mówiłem, żebyś się tak nie męczyła. Skoro nic nie pomaga, śpijmy osobno. Wolę nie mieć się do kogo przytulić, niż patrzeć na umęczoną minę żony.

Rozmawialiśmy o tym wiele razy, ale ja nie wyobrażam sobie, żebyśmy spali osobno. Nie ma chyba nic przyjemniejszego we wspólnym życiu od zasypiania razem i budzenia się obok ukochanej osoby. Widok rozkosznie śpiącego Janka, tak niewinnego i bezbronnego, roztapia mi serce. Natychmiast zapominam o całym świecie i trudach budowania związku, nawet jeśli on mnie wcześniej zirytował albo się ze mną posprzeczał. Przecież w spaniu w jednym łóżku nie chodzi tylko o seks, choć oczywiście jest on bardzo ważny. Będąc razem, przytulając się, głaszcząc po policzku budujemy bliskość i intymność.

Naprawdę jedynym lekarstwem jest wyprowadzka do innego pokoju? To co – jak się kiedyś pokłócimy, to zamiast wyjaśnić nieporozumienie, jedno wyprowadzi się z domu?

O nie, nie ma mowy, wspólne noce są święte

– A ja wolę mieć cię w nocy obok siebie. Umęczoną minę jakoś zniesiesz. Zresztą zaraz mi przejdzie – rzuciłam, żeby po raz kolejny nie wdawać się w dyskusję o spaniu osobno.

Kawa na szczęście szybko postawiła mnie na nogi; krótki prysznic, makijaż i proszę bardzo – byłam gotowa do wyjścia. Gdyby nie worki pod oczami, których nie dało się zamaskować, można by powiedzieć, że przed lustrem stoję nowa ja, gotowa na kolejny dzień i podbój świata. Stwierdzając, że wyglądam świetnie, prawie zapomniałam o nieprzespanej nocy i ruszyłam do biura. Dobrze, że czuję się już lepiej, przede mną ciężki dzień…

Zbliżał się koniec miesiąca, raportów i podsumowań, zebrało się ich tyle, że dopiero koło po południu znalazłam chwilkę, żeby się czegoś napić i przekąsić. W kąciku kuchennym była na szczęście tylko jedna koleżanka, nie trzeba będzie czekać na czajnik.

– Wyglądasz jak z krzyża zdjęta – powiedziała na przywitanie. Nie wierzę, naprawdę wciąż to widać? – Koniec miesiąca, nie wiadomo w co ręce włożyć, a szefowa dalej ciśnie? – dodała po chwili jak towarzyszka niedoli.

Odruchowo chciałam jej przytaknąć, ale nie wiem, coś we mnie pękło, bo była ona zaledwie dalszą znajomą, opowiedziałam jej ze szczegółami o nieprzespanej nocy.

– Dziewczyno, przeżyłam to samo – powiedziała, gdy skończyłam.

Co za szczęście, że ktoś mnie rozumie!

– I dam ci radę, jedyną, jaką działa. Śpijcie osobno, nie ma się co męczyć.

Co jest? Jasiek porozmawiał z dziewczyną z biura i podstawił ją, żeby mnie przekonała? Musiałam wyglądać jak osoba, która zobaczyła ufo, bo znajoma natychmiast dodała:

– Wiem, wydaje ci się to herezją, bo małżeństwo powinno spać razem. Też tak myślałam i długo broniłam się przed osobnymi sypialniami. Ale uwierz mi, kiedy dałam się przekonać, jakość mojego życia wzrosła tak, że poczułam się jak nowonarodzona. No i nabrałam sił na inne harce, na które wcześniej ciągle byłam zbyt zmęczona – mrugnęła do mnie okiem, obróciła się na pięcie i wróciła do biurka.

Całe popołudnie myślałam o tym, co mi powiedziała. Wciąż ani trochę nie podobał mi się ten pomysł, ale doszłam do wniosku, że może warto spróbować. Jeśli będzie mi brakowało wspólnych nocy z Jaśkiem, w każdej chwili możemy do nich wrócić.

– Ale mam warunki – zakomunikowałam mu wieczorem. – Zorganizujmy sobie życie tak, żeby kłaść się i wstawać o podobnych godzinach, żeby w dzień spędzać jak najwięcej czasu razem.

Chodzi o to, że mąż miał naturę skowronka, a ja – sowy. Kiedy on kładł się spać, ja byłam w swojej najlepszej formie, a gdy wstawał – za obudzenie mnie byłam gotowa zabić. Nawet jeśli pobudką był całus. Był to jeden z powodów, dla których się upierałam, żeby chociaż te kilka nocnych godzin spędzać razem.

– Dobrze, zgadzam się – odpowiedział Jasiek, wynosząc swoją pościel na kanapę.

Zasypiało mi się bez niego dziwnie, ale kiedy już zasnęłam, spałam jak zabita.

– Moja kochana i wypoczęta żona z radosną miną! – przywitał mnie następnego ranka parującą kawą.

Kilka takich nocy sprawiło, że poczułam się jak nowa! Bliskość ucierpiała, ale tylko trochę, bo wytłumaczyłam sobie, że przecież Jasiek śpi (i pochrapuje) tuż obok, za ścianą. Za to nasze życie intymne rozkwitło, bo wreszcie przestałam być wiecznie zmęczona, a nie mając męża u boku cały czas, nabierałam na niego większej ochoty. Jego spojrzenie mówiło, że z wzajemnością. Przez kolejne tygodnie zmienialiśmy się – tydzień ja, tydzień on na kanapie, aż wreszcie ustaliliśmy, że postawimy ściankę i we wnęce urządzimy drugą sypialnię, żeby każde z nas miało własną. Już nie mogę się doczekać, jak będziemy się w nich odwiedzać na gorące schadzki.

Czytaj także:
Moi rodzice od wnuczki wolą butelkę. Nie kochają mojej Paulinki
Mama we wszystkim mnie wyręczała. Nawet nie umiałam nastawić prania
Wiedziałem, że gdzieś żyje owoc mojej zdrady, ale nie sądziłem że zapuka do mych drzwi

Redakcja poleca

REKLAMA