„Rodzina myśli, że żyję w luksusie, bo pokazuję im zdjęcia innych jak swoje. Kłamię, bo nie przyznam się, że mi nie wyszło”

zamyślona dziewczyna fot. Adobe Stock, Asier
„Jak co wieczór siadałam przed laptopem i zaczynałam przeglądać media społecznościowe w poszukiwaniu fotek, które mogłabym pokazać potem rodzicom i babci jako własne. Nie mogli się przecież dowiedzieć, że mieszkam w norze. I że wcale nie mam żadnych bogatych znajomych”.
/ 02.01.2024 07:15
zamyślona dziewczyna fot. Adobe Stock, Asier

Już w liceum obiecywałam sobie, że znajdę sobie bogatego faceta i wyjdę za niego za mąż. Obserwowałam moich rodziców, przyglądałam się też ludziom z ich otoczenia, a to, co widziałam, wcale mi się nie podobało.

Nie chciałam biedować

Bo co to za przyjemność – żyć od pierwszego do pierwszego, oszczędzać niemal na każdym produkcie, zastanawiać się, co można kupić, a co lepiej odłożyć na półkę, żeby nie przesadzić i nie przekroczyć budżetu. Nie podobały mi się ciuchy, na które było mnie stać z kieszonkowego, krzywiłam się też na widok wnętrz, jakie mieliśmy w naszym mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty.

Całymi dniami potrafiłam przeglądać katalogi wnętrzarskie i podziwiać świetne, luksusowe aranżacje. Zazdrościłam też niektórym koleżankom najnowszych smartfonów czy laptopów. Miałam nadzieję, że i mnie z czasem uda się takich dorobić. Bo przecież byli tacy, którzy mogli wszystko i nie liczyli pieniędzy. Nie lubiłam się za bardzo uczyć, interesowały mnie właściwie tylko lekcje polskiego, więc uznałam, że muszę polować na właściwego chłopaka.

Znalazłam bogate towarzystwo

W szkole się nie udało, więc przeniosłam moje ambicje na studia. A poszłam na polonistykę. Trochę się bałam, że będą tam sami nudziarze i biedacy, ale moją uwagę szybko zwróciła pewna dziewczyna z roku, Kaja. Nosiła drogie ciuchy, ładny, dopracowany makijaż, a włosy miała zawsze jak prosto od fryzjera. Kiedyś zapytałam ją, gdzie pracuje, skoro stać ją na to wszystko.

– Nigdzie – roześmiała się. – Mam nadzianego faceta. Chodzimy na różne takie bankiety, a on obsypuje mnie prezentami. Świetnie, co?

Pokiwałam głową. Przyglądałam jej się jak urzeczona. Musiała to zauważyć, bo puściła do mnie oko i kontynuowała:

– Jak chcesz, mogę cię wkręcić na takie przyjęcie. W ten piątek będzie. Beata, wiesz, ta ruda z naszego roku, też idzie. Mogę was przedstawić kolegom mojego Piotrka. Jak się dobrze przy nich zakręcicie, może i któremuś zawrócicie w głowie.

Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, więc od razu się zgodziłam. Po zajęciach natychmiast poleciałam kupić sobie sukienkę. Moje się nie nadawały – to przecież nie była taka półka. Uznałam, że załatwię sobie coś wystrzałowego. Miałam trochę odłożonej kasy, a przecież i tak zamierzałam się później odkuć, to nie było co oszczędzać.

Wybrałam się na bankiet z Kają i Beatą w długiej, szmaragdowozielonej sukni, która świetnie podkreślała moją sylwetkę. Do tego założyłam wysokie szpilki w kolorze nude, dodatkowo wydłużające moje nie tak znowu krótkie nogi.

Nie podobał mi się, ale miał kasę

Na miejscu Kaja przedstawiła nas swojemu chłopakowi, Piotrkowi oraz jego kolegom. Cała trójka zainteresowała się z miejsca Beatą, na mnie uwagę zwracał natomiast tylko Mariusz. Muszę przyznać, że nie był szczególnie atrakcyjny. Niski, w tamtej chwili niższy ode mnie, z dużym nosem i trochę łysiejący. Nie przejmowałam się tym za bardzo, bo łatwo było zgadnąć, że miał kasy jak lodu, a skoro już okazał mi względy, czemu nie miałabym skorzystać?

Zostawił mi swój numer, a potem, po bankiecie, spotkał się ze mną jeszcze kilka razy. Bardzo się cieszyłam, że utrzymuje ze mną kontakt. Wydawało mi się wtedy, że go zainteresowałam, że może nawet coś do mnie czuje, dlatego opowiedziałam o nim rodzicom. Mało tego – pokazywałam im go również na wszystkich zdjęciach, które udało mi się zdobyć. Dziwiłam się tylko, że nigdy nie robiliśmy sobie fotek razem.

– No widać, że ma klasę – stwierdziła mama.

– I chyba taki porządny jest – dodał tata.

– Ty się go trzymaj, Luiza – mówiła dalej mama. – To dobra partia jest.

Tak zamierzałam zrobić. Przez ten krótki czas zresztą czułam się bardzo dumna, że zdołałam znaleźć sobie takiego faceta. Tyle tylko, że kolejne spotkanie z Mariuszem przekreśliło moje szanse na cokolwiek, jednocześnie po prostu pozbawiając mnie złudzeń.

Bo Mariusz wcale nie myślał o mnie jak o potencjalnej kandydatce na dziewczynę czy chociażby chwilową miłostkę. On po prostu szukał kogoś, kto sprawdziłby się w roli asystentki w jego nowym biurze. Ja wydawałam mu się miła, wygadana i obrotna, a że chciał mieć tam kogoś, kogo trochę chociaż zna, zaproponował tę posadę właśnie mnie.

Wróciła szara codzienność

Choć przez krótką chwilę się wahałam, w końcu odmówiłam. Musiałam przełknąć gorzką prawdę i przyjąć do wiadomości, że więcej bankietów ani spotkań w gronie bogatych ludzi nie będzie. I że nigdy nie zobaczę też samego Mariusza.

Próbowałam jeszcze parę razy wkręcić się w podobne towarzystwo, ale już się nie udało. Skończyłam studia, dostałam pracę w redakcji lokalnej gazety i wynajęłam mieszkanie – niewielką klitkę w kilkunastoletnim bloku. Nie byłam z tego zadowolona. Nie dość, że wcale nie miałam dużo kasy – w końcu ile mógł zarabiać ktoś wrzucający materiały na stronę portalu, to jeszcze nie stać mnie było na gruntowny remont tej rudery. A niestety, ktoś, kto mieszkał tam przede mną, miał koszmarny gust. W dodatku, byłam sama. Nie chciałam zresztą mieszać się w żaden związek, bo przecież każdy facet w moim zasięgu okazałby się gorszy niż taki Mariusz.

Musiałam kłamać

Dla rodziców miałam własną wersję swojego życia. Nigdy się nie przyznałam, że mi się nie udało i dawno nie bywam na salonach. Że tamte kilka razy to były takie tylko nic nieznaczące epizody. Wierzyli, podobnie jak babcia, że pracuję w dużej korporacji, gdzie pełnię funkcję managera jednego z działów. Zarabiam duże pieniądze i mam ogromne mieszkanie w apartamentowcu. Nie zapraszałam ich do siebie, bo nie znajdowałam czasu, a poza tym, mieszkaliśmy w różnych miastach.

Tak naprawdę z rana pędziłam do pobliskiej kawiarni na niekoniecznie przyjemnym osiedlu w rodzinnej miejscowości, żeby załapać się na szybkie śniadanie i kawę. Potem podjeżdżałam tramwajem do pracy, gdzie spędzałam czas aż do siedemnastej. Po wyjściu z redakcji robiłam zakupy, a następnie szłam do domu, jadłam obiadokolację i chwilę odpoczywałam, np. czytając książkę.

Później, jak co wieczór siadałam przed laptopem i zaczynałam przeglądać media społecznościowe w poszukiwaniu fotek, które mogłabym pokazać potem rodzicom i babci jako własne. Nie mogli się przecież dowiedzieć, że mieszkam w norze. I że wcale nie mam żadnych bogatych znajomych. No bo o tym, że nie jestem z Mariuszem, nie miał im na szczęście kto powiedzieć.

Ciągle żyję w stresie

Cały czas boję się, że prawda wyjdzie na jaw. A co, jeśli mama lub tata spotkają mnie kiedyś gdzieś w mieście? W ciągu dnia, gdy powinnam być w swojej niezwykle ważnej pracy po drugiej stronie Polski. Albo gdy ktoś kiedyś odkryje, że zdjęcia, które im pokazuję podczas odwiedzin, wcale nie są moje? Ani rodzice, ani tym bardziej babcia nie śledzili aktywnie mediów społecznościowych, ale zawsze istnieje jakieś ryzyko.
Nie lubię swojego życia. Właściwie to wciąż się go wstydzę. I nie mogę się pogodzić z faktem, że nie osiągnęłam tego, na czym mi zależało.

Boję się, że do końca będę sama, zamknięta w swoim ciasnym, obskurnym mieszkanku, uzależniona od mało porywającej pracy i spętana siecią średnio przekonujących kłamstw. A na to się właśnie zanosi. Czy może być jeszcze gorzej?

Czytaj także: „Opiekowałam się dziadkiem aż do śmierci. Byłam w szoku, że w testamencie zapisał wszystko swojej córce, a nie mi” „Gdy Robert został moim kochankiem, powiedziałam o tym jego żonie. Myślałam, że ją rzuci, a on szybko do niej wrócił”
„Coraz bardziej nie lubię swojego męża. Irytuje mnie wszystko, co robi. Nawet to, w jaki sposób mlaska przy stole”

 
 

 

Redakcja poleca

REKLAMA