„Rodzina miała mnie gdzieś, póki jedną nogą nie byłem w grobie. Łase na spadek hieny wszędzie wywęszą łatwą kasę”

Mężczyzna, na którym żeruje rodzina fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Zaczęły się odwiedziny, telefony, kartki przysyłane na święta. Ja w ich oczach widziałem tylko pytanie: >>Czy kochany krewniak szybko wybiera się na tamten świat? I czy sporządził już testament, w którym nas uwzględnił?<< Podłe hieny”.
/ 25.04.2022 08:02
Mężczyzna, na którym żeruje rodzina fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Z rodziną, jak to mówią, najlepiej wychodzi się na zdjęciu. I to jak się jest z boku, żeby łatwo było się odciąć. Ja postanowiłem zastosować tę maksymę również w codziennym życiu i trzymałem się „na uboczu”, nie starając się zbyt mocno podtrzymywać rodzinnych więzi. Jakoś nigdy nie mogłem bowiem znaleźć wspólnego języka z większością moich krewnych.

Różniły nas poglądy, zapatrywania na rzeczywistość, stosunek do świata. Wszyscy oni mieli taką kupiecką mentalność, że każdą rzecz analizowali pod kątem opłacalności. Dlatego czułem, że łączy mnie z nimi jedynie pokrewieństwo. I uznawałem, że to zbyt mało, abym miał się jakoś szczególnie starać o dobre stosunki z nimi.

Oni zresztą też nie starali się utrzymywać ze mną serdecznych kontaktów. Do czasu, aż zorientowali się, że jestem coraz starszy, nie mam żony i dzieci, a jednak trochę się w życiu dorobiłem.

Wtedy zaczęły się odwiedziny, telefony, kartki przysyłane na święta. Ale ja w ich oczach widziałem tylko pytanie: „Czy kochany krewniak szybko wybiera się na tamten świat? I czy sporządził już testament, w którym nas uwzględnił?”.

Pawła traktowali jak czarną owcę…

Jedynie Paweł, wnuczek mojej ciotecznej siostry, wydawał się odstawać od tego towarzystwa. Widziałem w jego oczach zawsze jakąś szczerość, sympatię i pewne skrępowanie, kiedy przyjeżdżał ze swoimi rodzicami „wizytować” mój stan zdrowia.

On chyba musiał czuć, albo nawet i wiedzieć, o co w tym całym podtrzymywaniu więzów rodzinnych chodzi. Dlatego był zażenowany tymi podchodami swoich rodziców. I czasem, jakby chcąc mi to wynagrodzić, bezinteresownie mi pomagał.

Przez resztę rodziny Paweł był zresztą traktowany trochę jak czarna owca. Wkurzało mnie, gdy różni krewni mówili, że chłopak ma chyba nie po kolei w głowie, że wziął sobie „gołą” dziewczynę, chociaż mu swatano parę zamożnych panien z zaprzyjaźnionych rodzin.

Dlatego po cichu włożyłem mu na ślubie do koperty odpowiednią sumę. Zażartowałem też, że jakby im tam pan Bóg pobłogosławił jeszcze przed moją śmiercią, to niech mnie zaraz proszą na chrzestnego, a ich dziecku nie zabraknie niczego.

Ponieważ tego typu deklaracja nie mogła utrzymać się w naszej rodzinie w tajemnicy, już wkrótce wyczułem, że wszyscy uważają, że właśnie Pawła uczynię swoim spadkobiercą. To przeświadczenie miało ten skutek, że rodzina zaczęła odwiedzać mnie jeszcze częściej i przy okazji „życzliwie” informować, że powinienem na Pawła uważać.

Bo „ta jego Halinka to wszystkim rozpowiada, że spadek po mnie jest już zaklepany, i nawet jakieś długi robi, licząc na to, że szybko wyciągnę kopyta i będzie z czego je spłacać; i że powinienem się jeszcze raz zastanowić, bo to nie jest dobrze, żeby cały mój majątek poszedł w ręce jednego dalekiego krewnego”.

Po tych korowodach, które miały mi obrzydzić Pawła, nabrałem do swojej rodzinki podwójnego wstrętu, i zacząłem jej jeszcze bardziej unikać. Wymawiałem się od spotkań złym samopoczuciem, a gdy ktoś chciał na siłę przyjechać do mnie, udawałem, że mnie w domu nie ma.
Im bardziej ich unikałem, tym bardziej chcieli się ze mną spotkać.

Musiałem się ukrywać jak przestępca!

Oczywiście moja niechęć nie obejmowała Pawła. Z tego powodu, gdy tamtego dnia zadzwonił i poprosił o pilne spotkanie, natychmiast się z nim umówiłem.

– Jak się wuj czuje? – zapytał od razu.

– Dawno nie czułem się tak dobrze.

– Na pewno?

– Biorąc pod uwagę, że dobiegam siedemdziesiątki, to grzechem byłoby narzekać. A czemu tak się dopytujesz?

– Cała rodzina aż huczy od plotek, że wuj stoi nad grobem! – sapnął.

– I pewnie się niepokoją, czy zdążę ich wpisać do testamentu? – rzuciłem.

Paweł pokiwał głową.

– Czyżby ciebie to też martwiło, młody człowieku? – zdziwiłem się.

– No co też wuj?! – żachnął się. – Chciałem się tylko dowiedzieć, czy na pewno wszystko w porządku.

– No już, nie gniewaj się, tak tylko żartowałem. Ja już mam po prostu dość tej naszej rodzinki, tych ciągłych odwiedzin. Zresztą powiem ci w tajemnicy, że ja zapisałem całość swojego majątku na hospicja. Pewnie wiesz, że moja świętej pamięci mamusia zmarła na raka… Ale chodź, pogadamy, powiesz, co tam u ciebie.

Paweł się jednak śpieszył i dość szybko pożegnał. Odniosłem wrażenie, że jego pośpiech wywołała informacja o tym, że już komu innemu zapisałem spadek. Szybko jednak zganiłem się za taką myśl.

Dwa miesiące później dowiedziałem się, że żona Pawła jest w ciąży. Bardzo się ucieszyłem tą informacją i, pamiętając swoją deklarację z wesela, poczułem się już niemal jak ojciec chrzestny. Wprawdzie wiedziałem, że na oficjalne zaproszenie muszę poczekać do narodzin dziecka, ale byłem przekonany, że mniej oficjalnie Paweł potwierdzi mi to wcześniej.

Tymczasem mój cioteczny wnuczek przestał mnie odwiedzać. W pierwszej chwili tym się nie przejmowałem, rozumiałem, że skoro żona jest w ciąży, to pewnie on sam ma dwa razy więcej obowiązków. No ale jednak jakiś telefon z pytaniem, jak się czuję, by się przydał…

Tak długo dzwonił, aż w końcu go wpuściłem

Paweł zadzwonił dopiero po narodzinach swojego syna, Alberta. Myślałem, że zapowie się wkrótce z wizytą, żeby mnie prosić na chrzestnego. Ale on dość szybko się pożegnał, tłumacząc, że musi jeszcze poprasować dziecięce ubranka. A po kilku tygodniach dowiedziałem się, że rodzicami chrzestnymi zostało stryjeczne rodzeństwo Pawła i jego żony, Haliny.

„To wszystko przez to, że powiedziałem mu o tym, na co zapisałem swój spadek” – pomyślałem i poczułem się bardzo, ale to bardzo rozczarowany.

Wyglądało bowiem na to, że jednak w ogóle nie znałem swojego ciotecznego wnuka. Czyżby udawał cały czas takiego niezainteresowanego moimi pieniędzmi? Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie.

Mimo że byłem zaproszony na chrzciny, wymówiłem się od uczestnictwa rzekomym wyjazdem do sanatorium. Potem, gdy Paweł chciał do mnie wpaść z żoną i Albertem, skłamałem, że się źle czuję. Później także kilkakrotnie użyłem jakiejś błahej wymówki, żeby go zbyć.

Chyba jednak coś wyczuł, bo któregoś dnia pojawił się pod moimi drzwiami bez zapowiedzi. I dzwonił tak długo, aż w końcu mu otworzyłem.

– Co się stało? – ziewnąłem demonstracyjnie, udając, że po prostu mnie obudził.

– Niech wuj nie udaje. Przecież widzę, że wuj jest na mnie obrażony i nie chce ze mną gadać. Chodzi o ten chrzest Alberta?

– Jaki chrzest? Nie rozumiem…

– Wuju, proszę, wuj ze mną może być szczery. Wuj ma do mnie pretensję, że go nie poprosiliśmy na chrzestnego?

– Nie. Naprawdę nie. Ale jeśli chcesz, żebym był szczery, to proszę, będę! Cały czas byłeś dla mnie miły, sympatyczny i kochający, dopóki się nie dowiedziałeś, że zapisałem majątek na hospicja…

– Wuju, jak wuj może? – Paweł krzyknął. – Dla mnie nigdy nie było ważne…

– Też mi się tak wydawało. Ale jak ci o tym powiedziałem, to przestałeś się do mnie odzywać. A potem ten chrzest…

– Ja naprawdę miałem pełno roboty. Ciąża Haliny była zagrożona, wszystko spadło na mnie – tłumaczył się chłopak. – A z tym chrztem… Ja wiem, że wuj chciał, ale nie mogłem. Wszyscy wtedy, na weselu, słyszeli deklarację wuja. I jak się tylko Albert urodził, to cały czas były u nas pielgrzymki, bo wszyscy uznali, że wuj zostanie chrzestnym małego, a ja spadkobiercą wuja. Podejrzewam, że jednego dnia donosili do wuja na mnie, a wieczorem już mi się podlizywali. Najwięcej ciotki, Wanda i Izabela… Miałem dość, chciałem to przerwać! – Paweł aż poczerwieniał na wspomnienie tamtych emocji.

– Rozpuściłem wieści, że wuj zapisał majątek na hospicja. Nie wierzyli. Dlatego wziąłem na chrzestnego kogo innego. Wtedy ciotka Wanda rozgłosiła, że to jednak prawda, bo inaczej przecież z takiego bogatego chrzestnego dla dziecka bym nie rezygnował… Czemu się wuj śmieje?

– Bo właśnie dopiero skojarzyłem, że i mnie jakoś ostatnio dali spokój. Że też wcześniej na to nie wpadłem! Niech cię uściskam, chłopcze, nawet nie wiesz, jaki prezent mi zrobiłeś! – przytuliłem zdziwionego Pawła. – I przyjeżdżaj do mnie jak najszybciej ze swoim szkrabem. Tylko czekaj, muszę mu coś najpierw kupić…

– Ale coś niedrogiego, wuju, dobrze?

– Daj spokój, przecież wiem, że ty…

– Nie o to chodzi. Jak wuj da coś ekstra, to krewni jednak mogą pomyśleć, że z tym zapisem na hospicja to ściema. Zresztą sam wuj wie, jaką mamy rodzinę – Paweł machnął ręką z niechęcią.

– Oj wiem, wiem – poklepałem go po ramieniu. – A teraz chodź, napijemy się czegoś i pogadamy. Tylko najlepiej nie o naszej kochanej rodzince.

Czytaj także:
„Samotne macierzyństwo bez prawa jazdy było koszmarem. Spędzaliśmy całe dnie w autobusach, bo tatuś się nie poczuwał”
„Latami tłumaczyłem sobie, że to żona jest prowodyrem mojej agresji. Gorzka prawda dotarła do mnie dopiero w sądzie”
„Ciotka zgotowała mi piekło na ziemi. Najpierw wpakowała mnie w niezłą kabałę, a teraz jędza nadaje na mnie rodzinie”

Redakcja poleca

REKLAMA