„Latami tłumaczyłem sobie, że to żona jest prowodyrem mojej agresji. Gorzka prawda dotarła do mnie dopiero w sądzie”

Mężczyzna, który znęca się na żoną fot. Adobe Stock, Aghavni
„Podczas pierwszych spotkań buntowałem się i wykłócałem. Nie tylko zresztą ja, wielu mężczyzn z grupy robiło podobnie. Dopiero potem zaczęło do mnie docierać, że naprawdę mam problem. Nie moja żona, nie dzieci, ale właśnie ja. A oni przeze mnie”.
/ 20.04.2022 21:38
Mężczyzna, który znęca się na żoną fot. Adobe Stock, Aghavni

– Zdaje pan sobie wreszcie sprawę, co pan zrobił swojej rodzinie? – głos terapeuty ciął jak nożem.
Na początku, kiedy mi zadawał to pytanie, z miejsca czułem narastającą złość. Teraz pozostał tylko smutek.

– Teraz już wiem – mruknąłem. – Ale to niczego nie zmienia, prawda?

– To już zależy od dobrej woli pana żony.

– Czyli mam szansę?

– A czy na jej miejscu dałby pan sobie następną szansę?

Przełknąłem tylko ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. 

Kiedy wszedłem do domu, prawie się potknąłem o walizki.

– Ewelina! – zawołałem. – Co się dzieje? Gdzieś się wybierasz?

Po chwili stanęła w drzwiach kuchni.

– Dzień dobry – powiedziała ponurym tonem. Światło padało zza jej pleców, więc twarz widziałem jako ciemną plamę. – Ja się nigdzie nie wybieram, za to ty jak najbardziej.

– Słucham? – spytałem z niedowierzaniem. – A gdzie niby?

Milczała przez chwilę, słyszałem jej przyśpieszony oddech. Musiała być zdenerwowana. Ja też zacząłem się irytować.

– Nie wiem – odparła w końcu. – I niewiele mnie to obchodzi!

– Ale dlaczego? – ogarniała mnie coraz większa złość.

– Dlaczego? Ty pytasz jeszcze dlaczego?! – sięgnęła do włącznika światła i zobaczyłem wreszcie jej twarz. Miała sine lewe oko i ciemne pręgi na szyi.

– Już nie pamiętasz, co mi wczoraj zrobiłeś?! Mam dość!

Złość nagle minęła, zostało tylko poczucie wstydu. Rzeczywiście, poniosło mnie poprzedniego wieczora…

Gdyby mnie nie sprowokowała…

Ręka sama mi skoczyła. A w głowie szalały wściekłe myśli: „Nie będzie mnie baba obrażać! Nawet własna żona. O co ma pretensje? Że od czasu do czasu wyskoczę z kumplami na piwo i wrócę później? Przecież zarabiam, to chyba mi się należy odrobina rozrywki! A jej uwagi są nie na miejscu”. Ale to, co powiedziała na końcu, przelało czarę goryczy:

– Już jesteś chyba alkoholikiem, mój drogi! Przecież od długiego czasu upijasz się regularnie!

W mojej nieco jeszcze oszołomionej głowie narastała zwierzęca wściekłość. Ewelina doskonale wiedziała, co się ze mną dzieje. Wiedziała też, że powinna uważać, nie doprowadzać mnie do ostateczności! To nie był pierwszy raz, powinna zdawać sobie sprawę, że dłużej nie wytrzymam tego czepialstwa.

Ale to było chyba silniejsze od niej, musiała mi robić uwagi! Uznałem, że ten policzek należy jej się jak psu zupa, przecież nie można wymagać od człowieka, żeby znosił inwektywy! Nie jestem jakimś kopaczem rowów, tylko szefem ważnego działu w dużej firmie! Dostała więc, czego chciała.

A że później jeszcze poprawiłem pięścią i chwyciłem ją za gardło? Mogła się dalej nie stawiać. Przecież wiedziała doskonale, że nie wolno mnie drażnić. Szkoda tylko, że dzieci to zobaczyły. Jednak kiedy się obudziłem, jak zawsze o szóstej, tym razem na kanapie w salonie, pożałowałem tego wszystkiego.

Nie powinienem się tak zachować. Mogłem puścić mimo uszu te wszystkie uwagi i po prostu iść spać. Wtedy to ona by miała moralnego kaca, a nie ja. Dlatego już z pracy zleciłem znajomej kwiaciarni wysłanie do domu kosza róż z karteczką, na której widniało tylko jedno słowo: „Przepraszam”.

– Ale pan musi kochać żonę – powiedziała pracownica, przyjmująca telefoniczne zamówienie. – Po każdej kłótni wysyła pan kwiaty…

Właśnie. Obca kobieta potrafiła docenić mój gest, a własna małżonka wystawiła mi walizki!

– Przecież cię przeprosiłem – mówiłem najbardziej spokojnym tonem, na jaki mnie było stać. – Czego jeszcze chcesz?

– Czego? – wysyczała i przeszła pod drzwi prowadzące do salonu, ewidentnie po to, żeby nas odgradzały walizki. – Chcę w końcu żyć normalnie, nie bać się, że mąż mnie pobije!

– Pobije? – zaśmiałem się. – Dostałaś może parę razy, ale za każdym razem miałem powód…

– No właśnie – zaśmiała się gorzko. – Miałeś powód! Powód zawsze się znajdzie, prawda? A mówili mi mądrzy ludzie, żeby nie siedzieć z facetem, który chociaż raz uderzył, bo jeśli już zaczął, będzie to robił zawsze! Nie wierzyłam, ale teraz już wiem, że mieli rację. Wynoś się!

Nie mogłem w to uwierzyć. Te parę szturchnięć miało sprawić, że wyrzuca się mnie z domu?

– To nie będzie takie łatwe – zacząłem groźnie, znów czując, jak narasta we mnie złość. – Mieszkanie nie jest tylko twoją własnością! Gdzie są dzieci?

– U mojej mamy. Ani Paweł, ani Agatka nie chcą nawet patrzeć na ciebie! Widzieli, co mi zrobiłeś! Nie pierwszy raz…

Nie pierwszy. Oczywiście. Jeśli kobieta prowokuje mężczyznę, nie powinna się dziwić, że następuje reakcja! Kiedyś nawet nie przypuszczałem, że jestem w stanie uderzyć kobietę, w dodatku własną żonę. Ale doprowadziła mnie do stanu takiego wrzenia, że nie wytrzymałem.

A potem myślałem, że zabiję się ze wstydu. Przepraszałem Ewelinę na kolanach, klęczałem i przysięgałem, że to się nie powtórzy, aż zmiękła. Jednak następnym razem znów przesadziła i skończyło się podobnie. I znów klęczałem, obiecując poprawę. A ona znów odpuściła. A potem było już łatwiej.

– I gdzie niby pójdziesz? – zapytałem drwiąco pewnego razu, gdy zagroziła rozstaniem. – Nie masz dość pieniędzy, nie masz mieszkania. Beze mnie jesteś nikim!

Okazało się, że nie muszę się poniżać, żeby dopiąć swego. Postanowiłem jednak być szlachetny i wysłałem jej kwiaty. Kiedy pierwszy raz przyszedł patrol policji, tylko się śmiałem. Co mogli mi zrobić? Gdzie świadkowie, że to ja pobiłem żonę? Sama sobie nabiła śliwkę nad okiem, żeby mnie wrobić.
Poczułem się bezkarny.

– Przestań się wygłupiać – rzuciłem ze złością, patrząc na walizki. – Nigdzie nie pójdę.

– Pójdziesz, pójdziesz…

Była dziwnie pewna siebie, jeszcze aż tak zdecydowanej jej nie widziałem. Nawet kiedy czułem się prowokowany, nie widziałem w niej takiej determinacji.

– Chrzanisz – burknąłem. Agresja we mnie narastała z każdą chwilą. – Lepiej rozpakuj to wszystko własnoręcznie, bo… – zawiesiłem głos.

– Bo co? – spytała z wyzywającym uśmiechem. – Pobijesz mnie?

Zacisnąłem zęby i wycedziłem:

– Nie przeginaj, kobieto! Mało ci tego, co było wczoraj?

– Może i mało! – odparła, a jej uśmiech stał się jeszcze bardziej wyzywający. – Ale spróbuj mnie tylko ruszyć! I tak już wniosłam sprawę do sądu! Byłam rano na obdukcji, możesz sobie tylko zaszkodzić!

Tego było za wiele. Przed oczami zatańczyły mi czerwone plamki, a dłoń zaswędziała. W tej chwili zadźwięczał dzwonek przy drzwiach.

– Później porozmawiamy – obiecałem.

Otworzyłem. W progu stał policjant.

– Czy wszystko w porządku? – zapytał ponad moją głową.

To był kawał chłopa.

– Tak, tak, mąż już wychodzi.

– Pomóc panu? – spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłem mieszaninę pogardy i kpiny.

W milczeniu wziąłem walizki

– Nie odpowiedział pan – dotarł do mnie głos terapeuty. – Dałby pan sobie szansę, będąc na miejscu żony? Po tym, jak zdał pan sobie sprawę, co tak naprawdę uczynił rodzinie?

– Pan nie powinien mnie osądzać! – powiedziałem z wyrzutem. – To nie spowiedź.

– Pan sam już siebie osądził – odparł mężczyzna spokojnym tonem. – Pytanie tylko, czy wyciągnął pan jakieś wnioski.

Zacisnąłem usta.

– Chciałbym odzyskać rodzinę – powiedziałem po chwili milczenia.

– Nie wiemy jednak, czy rodzina też tego chce – powiedział terapeuta. – Szczególnie żona. Jest pan w stanie powiedzieć tak na zawołanie, ile razy ją pan pobił?

Na zawołanie nie potrafiłem. Wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, wydawało mi się, że to ledwie dwa, może trzy razy. Ale teraz, zmuszony do przemyślenia swojego zachowania… Powinienem to pomnożyć przez pięć, a może i dziesięć…

Dopiero na terapii pojąłem, co zrobiłem rodzinie

Sąd wlepił mi rok w zawieszeniu na trzy lata za znęcanie się nad rodziną. Adwokat twierdził, że w świetle zebranego materiału dowodowego to łagodny wyrok. Bo okazało się, że syn nagrał telefonem, jak biję żonę.

Byłem tak wściekły i zaślepiony, że nic wtedy nie zauważyłem. I powiem szczerze, że kiedy mi odtworzono materiał, miałem ochotę wyskoczyć przez okno. To było po prostu straszne!

Ale z drugiej strony na tej samej sali sądowej miałem poczucie krzywdy. Przecież przepraszałem żonę, kupowałem jej kwiaty i prezenty. Wszak mogła tak ze mną postępować, żeby nie doprowadzać mnie do wściekłości. A największą gorycz poczułem, kiedy sędzia dodał:

– Powinien pan poddać się terapii, skoro występują problemy z opanowaniem agresji. I zostanie to zapisane we wnioskach oraz uzasadnieniu wyroku.

Ten mężczyzna też patrzył na mnie z odrazą. I nie wiem, czy właśnie to nie sprawiło, że postanowiłem skorzystać z jego wskazówki.

– Nie poradzisz sobie beze mnie! – rzuciłem jeszcze, wychodząc z domu w towarzystwie policjanta.

– Poradzę, poradzę – powiedziała Ewelina spokojnie. – Coś tam przecież zarabiam, a ty będziesz płacił alimenty, dostanę też pieniądze z rządowego programu dla rodzin. I nikt mnie już nie będzie bił. Nigdy!

– Klucze – powiedział policjant.

Z początku nie zrozumiałem, ale potem do mnie dotarło. Sięgnąłem do kieszeni, rzuciłem ze złością klucze. Prawie w twarz żony.

– No, no spokojnie – mruknął funkcjonariusz. – Proszę nie pogarszać swojej sytuacji.

Tak, długo to ja czułem się pokrzywdzony

Podczas pierwszych spotkań terapeutycznych buntowałem się i wykłócałem z prowadzącym zajęcia. Nie tylko zresztą ja, wielu mężczyzn z grupy robiło podobnie. Dopiero potem zaczęło do mnie docierać, że naprawdę mam problem.

Nie moja żona, nie dzieci, ale właśnie ja. A oni przeze mnie… Dlatego kiedy po kilku miesiącach zdecydowałem się zadzwonić do Eweliny, nie spodziewałem się pozytywnej reakcji. I nie pomyliłem się.

– Czego chcesz? – spytała.

– Możemy się spotkać? Chciałbym cię przeprosić… Osobiście.

– Liczysz na to, że pozwolę ci wrócić? – od razu stała się czujna.

Pewnie, że chciałbym dostać szansę, ale czy zasłużyłem?

– Chcę cię tylko przeprosić – powiedziałem. – Nic więcej. Reszta zależy od ciebie. Nie zamierzam naciskać. Wiem, że zasłużyłem na swój los. Spotkasz się ze mną?

Po długiej chwili milczenia odpowiedziała:

– Dobrze, ale na nic nie licz, okej?

– Okej. Nie mam prawa na nic liczyć.

Tak… Naprawdę nie mam prawa. Wiem już bowiem doskonale, że prawdą jest banalne stwierdzenie – jeśli mąż chociaż raz podniesie rękę na żonę, nie poprzestanie na tym jednym incydencie… I pewnie nie powinien liczyć w mojej sytuacji na wybaczenie. 

Czytaj także:
„Nieznany sprawca w klubie skrzywdził moją żonę. Policja działała opieszale, więc wziąłem sprawy w swoje ręce”
„Liczyłem na miłość i kobiece ciepło, a zostałem jeleniem. Dla Oliwii byłem sposobem na zabicie nudy, gdy nie było męża”
„Ojciec trzymał mnie w klatce, a kiedy próbowałam uciec, zaatakował. Nie chciałam go skrzywdzić, ale musiałam się bronić”

Redakcja poleca

REKLAMA