„Rodzina męża zaprosiła nas na ferie. Zamiast relaksu gospodarze zafundowali nam obóz pracy”

Zmęczona kobieta w trakcie sprzątania fot. iStock by GettyImages, lukas_zb
„Ciągle słuchaliśmy, ile mogliby zarobić, gdybyśmy nie przyjeżdżali. To, po co nas zapraszali? Żeby narąbać drewna i wypucować podłogi?”.
/ 20.12.2023 08:21
Zmęczona kobieta w trakcie sprzątania fot. iStock by GettyImages, lukas_zb

Rok wcześniej musieliśmy mocno zaciskać pasa. Wiedzieliśmy, że nie mamy szans na jakikolwiek zimowy wyjazd. Naprawdę szkoda było mi dzieci. Natalia, która miała dziesięć lat i ośmioletni Łukasz, marzyli o tym, żeby zobaczyć góry i pojeździć na sankach. W domu mogli liczyć tylko na telewizję i gry na tablecie. Przemysłowe miasteczko nie ma zbyt wiele do zaoferowania dzieciom w okresie zimowym. Nie ma tu nas gór czy innych atrakcji. Na szczęście mogłam liczyć na mieszkającą w Beskidach kuzynkę męża.

Spotkałam ją tylko raz w życiu, na naszym ślubie, ponieważ była przyrodnią siostrą matki mojego męża, Michała. Nie mogliśmy więc nie zaprosić jej na ślub. Ale nie utrzymywaliśmy bliższych kontaktów, więc jej zaproszenie nieco mnie zaskoczyło.

– Wiesz, w domu mieszkamy sami – oznajmiła Ewa podczas rozmowy telefonicznej. – Mamy dwa piętra, ale co z tego, skoro dom stoi praktycznie pusty. Wpadnijcie do nas, będzie naprawdę wesoło. Będziemy wspólnie przygotowywać posiłki, rąbać drewno do kominka – dzieciom na pewno się to spodoba! Czy zdajesz sobie sprawę, jak dużo u nas śniegu? Przyjeżdżajcie, mamy sanie. Pamiętajcie tylko o zabraniu ciepłych ubrań.

Muszę przyznać, że naprawdę spodobał mi się ten pomysł. Spakowaliśmy sanki, kombinezony z ortalionu, rękawice odporne na wodę i wszystko to, co potrzeba, aby spędzić cały dzień na śniegu. Zdecydowaliśmy się wyjechać w sobotę rano. Chcieliśmy jeszcze tego samego dnia zabrać dzieciaki na stok.

Dotarliśmy do domu Ewy i Dominika zaraz po godzinie pierwszej.

– Usiądźcie, zapraszam na obiad! – powitała nas Ewa, kiedy weszliśmy do domu. – Ugotowałam rosół, mam nadzieję, że każdy go lubi.

Oczywiście!. Podobnie było z kotletami mielonymi z ziemniakami. Zależało nam jednak, aby jeszcze tego samego dnia wybrać się w góry.

– Ale ciasto jeszcze się piecze – zaniepokoiła się pani domu. – Słuchaj, Malwina, a może z dziećmi pójdzie Michał, a Ty zostaniesz ze mną? Posprzątamy po obiedzie, zaparzymy kawę, pogadamy. Co Ty na to?
Nie do końca taki pomysł mi się podobał, ale uznałam, żeby byłoby niegrzecznie z mojej strony już pierwszego dnia odmówić.

Chcieliśmy się odwdzięczyć

Kiedy mój mąż i dzieciaki bawiły się na sankach, ja myłam naczynia, które Ewa przynosiła z salonu.
Później było przyjemniej, gdyż usiadłyśmy z kawą i ciastem, rozmawiałyśmy o tym co u nas, a co u nich.

– Myślimy o tym, aby rozpocząć tutaj działalność w ramach agroturystyki – powiedziała. – Mamy cztery wolne pokoje, a o posiadaniu dzieci na razie nie myślimy. W tym rejonie koszt wynajęcia pokoju na dobę wynosi co najmniej sto złotych, więc jak łatwo się domyślić, tracimy sporo, gdy pokoje są niewykorzystane.

Dostaliśmy dwa pokoje aż na dziesięć dni. Można łatwo obliczyć, że – zgodnie z lokalnym cennikiem – zaoszczędziliśmy dwa tysiące złotych wyłącznie na noclegach. Oczywiście, nie mieliśmy zamiaru obciążać właścicieli kosztami naszego wyżywienia. Michał, zaraz po tym jak wrócił, zapytał, gdzie znajduje się najbliższy sklep. Chciał oczywiście zrobić zakupy.

– Jutro Dominik planuje wyprawę do sklepu, więc możecie pojechać razem – zasugerowała Ewa. Tak też zrobiliśmy – tuż po porannej kawie, jej mąż zabrał mojego i razem pojechali po zakupy. Nie ulegało wątpliwości, że za zakupy zapłacimy my. Miała to być forma podziękowania za gościnę.

Tego dnia słońce świeciło, ale było zimno. Dzieci ubrały się i razem wybraliśmy się na sanki. Niesamowicie się bawiliśmy! Nasze dzieci były absolutnie oczarowane feriami, spędzanymi w górach.

Dotarliśmy do domu o czternastej, przemęczeni i głodni. Mojego męża i Dominika nie było. Zapytałam, czy wrócili z zakupów.

– Tak, poszli rąbać drzewo – oznajmiła mi Ewa, która gotowała bigos. – Myjcie ręce i siadajcie do stołu. Czy mogłabyś, kochana, nakryć? Talerze znajdują się w szafce, a sztućce w szufladzie.

Po jedzeniu chciałam odrobinę wypocząć, ale Ewa poprosiła mnie o pomoc w porządkach. Oczywiście, zgodziłam się. Wzięłam się za miotłę, nalałam wodę do wiadra, o co mnie poprosiła.

– Wiesz co? Skoro już sprzątamy kuchnię, mogłybyśmy od razu wziąć się też za przedpokój – rzuciła pomysł, podczas gdy ja, zmęczona, oparłam się o kij mopa.

Poczułam się jak niewolnik, który nie może nawet przez chwilę odpocząć.

Wyszorowałam podłogę w kuchni oraz przedpokoju, a Ewa w tym samym czasie wymiatała kłęby kurzu z pokoi.

– Szczerze mówiąc, nie sprzątam tu regularnie – tłumaczyła się. – Nie korzystamy z tych pokoi, ale Dominik uważa, że moglibyśmy zacząć wynajmować je natychmiast. Oczywiście, kiedy wy wyjedziecie i zwolnicie te dwa, które aktualnie zajmujecie – zaśmiała się. – Ale za tydzień zaczyna się przerwa świąteczna w kolejnych województwach, a w pobliżu nie ma już żadnych wolnych miejsc, więc łatwo znajdziemy zainteresowanych.

Słyszałam to jej ciągłe gadanie, a w głowie miałam myśl, że cały czas sugeruje mi, że mieszkamy u nich za darmo. Choć nie do końca za darmo, ponieważ Michał wyłożył kilkaset złotych na ogromne zakupy w markecie.

Gospodyni się mną wysługuje

Kiedy pokazał mi paragon, zauważyłam na nim nie tylko sery, wędliny czy mięso, ale również nożyczki do żywopłotu, mnóstwo chemii domowej, a nawet dwa koce i zestaw pościeli.

– Dlaczego kupiłeś te wszystkie rzeczy? – zapytałam.

– Dominik dostał listę zakupów od Ewy – wyjaśnił. – Wszystko to zmieściło się w jednym wózku. Szczerze mówiąc, myślałem, że przynajmniej za pościel i nożyce zapłaci, ale kiedy przyszło do płacenia, po prostu wyłożył to wszystko na taśmę i czekał, aż ja to zrobić. Miałem inne wyjście?

Zrozumiałam jego sytuację. Ja sama nie byłem pewna, jak zareagować, gdy Ewa z uroczym uśmiechem poprosiła mnie o umycie podłóg we wszystkich pomieszczeniach domu. Ciągle była zajęta – układała różne rzeczy, ścieliła łóżka. Obydwie poświęciłyśmy na porządki więcej niż dwie godziny...

Podczas rozmowy w łóżku ustaliliśmy z Michałem, że następnego dnia wybierzemy się gdzieś na cały dzień.

– Zawsze jestem tą, która sprząta – poskarżyłam się. – Nie mam ochoty z nimi jeść, bo potem muszę po wszystkich zmywać.

– Rozumiem – odparł Michał. – Dziś porąbałem tyle drewna, że wystarczy chyba na najbliższe trzy miesiące.

Kolejny dzień był jednak wyjątkowo brzydki i wietrzny. Wycieczka w góry nie miała sensu. Sypał śnieg, który boleśnie kłuł twarz.

– A może zagramy w coś? – zaproponował Michał.

Był to nasz rodzinny zwyczaj. Gry planszowe zabieraliśmy nawet na krótkie wyjazdy. Dzieci były zadowolone, a ja zaprosiłam do gry Ewę. Dominika w domu nie było.

Pragnęłam powrotu do domu

– Chciałabym zagrać, ale kto zrobi coś do jedzenia? – zapytała, a ja zrozumiałam, że pytanie nie jest tylko retoryczne.

– Mogę ci pomóc. – zasugerowałam. – Skończymy szybciej i będziemy miały więcej czasu na zabawę.

– Wspaniale! Dziękuję. Czy mogłabyś obrać ziemniaki? – zapytała.

Byłam trochę zaskoczona ilością ziemniaków. Ewa wyjaśniła, że to dlatego, że na posiłek zaprosiła również swoją rodzinę – rodziców, brata, babcię oraz drugiego brata z narzeczoną.

Zatem musiałam w sumie obierać ziemniaki dla dwunastu osób... a następnie kroić warzywa na sałatkę. Naprawdę chciało mi się płakać, ponieważ  bardzo chciałam spędzić czas z dziećmi i mężem. Musiałam również pomagać podczas obiadu – nosić, sprzątać ze stołu, utrzymywać porządek i zmywać. Cóż, jak mogłoby być inaczej? Ewa nieustannie powtarzała swoje "kochana, czy mogłabyś..." i nie miałam innego wyjścia.

Pod koniec wizyty u krewnych męża marzyłam o powrocie do własnego domu. Miałam wrażenie, że muszę wręcz walczyć o chwilę relaksu, wyrywając od Ewy wolne chwile, które mogę spędzić z rodziną. Ewa zadbała o takie "rozrywki", jak prasowanie pościeli i obrusów czy czyszczenie kuchennych szafek.

Michał miał pomóc montażu mebli z Ikei, które dotarły w trakcie naszego pobytu. Cały dzień poświęcił na to z Dominikiem. Nie mogliśmy jednak odmówić. Przynajmniej raz na dobę każdy z nas słyszał o "znaczącym wzroście kosztów noclegów w okolicy" lub o "tym dużym pomieszczeniu, które zajmowaliśmy, a które mogłoby pomieścić pięć osób". W skrócie – nieustannie przypominano nam, że jesteśmy u nich za darmo.

Gdy nareszcie ruszyliśmy w drogę powrotną, poczułam ulgę. Widziałam jednak, że dzieci były naprawdę zadowolone – spędziły ferie w górach, mają mnóstwo pięknych wspomnień. Przynajmniej to!

– Wiesz co? – Michał zaczął rozmowę, gdy maluchy zasnęły w samochodzie. – Gdyby tak policzyć wszystkie nasze godziny pracy, zrobione dla nich zakupy, takie jak koce, pościel i inne rzeczy, to wydaje mi się, że te dwa pokoje kosztowały nas więcej niż dwa tysiące złotych.

– Tak i do tego jeszcze mnóstwo stresu – westchnęłam. – No cóż, na wakacje wybierzemy się pod namiot! Wolę nosić wodę z cysterny i mieć mrówki w śpiworze, niż być darmową sprzątaczką i jeszcze słyszeć, ile to ktoś stracił pieniędzy, zapraszając mnie pod swój dach.

Od momentu, gdy pomogliśmy (również finansowo) przygotować dom na przyjęcie turystów,  Ewa i Dominik przestali się odzywać. Szczerze mówiąc, absolutnie za nimi nie tęsknię.

Czytaj także:
„W tym roku święta spędzamy pod palmami. Mam dość stania w garach. Niech się synowa na trudzi”
„Przypadkiem odebrałam telefon siostry i usłyszałam głos mojego męża. Mruczał do słuchawki, że tęskni za jej ciałem”
„Przygarnęłam pod swój dach drugą żonę mojego byłego męża. Połączyła nas niechęć do tego samego mężczyzny”

Redakcja poleca

REKLAMA