„Rodzina bała się, że mam złe geny po babci i stracą mnie, tak jak ją. A ja tylko chciałam żyć po swojemu”

rudowłosa młoda kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt
„– Nie macie prawa zmieniać mnie na siłę! Urodziłam się inna, niż byście chcieli? Trudno. Trzeba mnie było po prostu kochać, a nie w kółko krytykować i kontrolować. Jak mam wierzyć w siebie, w to, że będę dobrą matką, skoro moja własna rodzina we mnie nie wierzy?! Widzicie moje rude włosy, ale mnie nie dostrzegacie wcale”.
/ 30.09.2023 18:30
rudowłosa młoda kobieta fot. Adobe Stock, contrastwerkstatt

Sprawiałam kłopoty, odkąd pamiętam. Na dokładkę jako jedna jedyna z całej rodziny byłam ruda. Jakby mnie jakaś kukułka podrzuciła do tej rodziny. Nie pasowałam do nich ani kolorem, ani zachowaniem i w kółko słyszałam, że pewnych rzeczy dziewczynce nie wypada robić.

To był zimny chów

Dziadek wciąż mnie pouczał. Jako nestor rodu uzurpował sobie prawo do krytykowania każdego, kto nosił jego nazwisko. Pamiętam, jak po kolejnej porcji umoralniania z powodu wybitej szyby, stoję pośrodku salonu i tupię ze złości nogami.

– Jasne, a chłopcom to wolno wszystko, tak?! Mogą bawić się z kim chcą, i robić, co chcą! Przecież nie celowałam specjalnie w tę cholerną szybę! – awanturowałam się.

– Marsz na górę! – huknął dziadek. – Ale już! Pójdziesz spać bez kolacji.

Spojrzałam na tatę. Ściągnął usta. Na mamę. Wskazała wzrokiem schody. Z reguły starała się mnie bronić, ale wybite okno w gabinecie dyrektora szkoły i obniżona ocena ze sprawowania wyczerpały zapas jej rodzicielskiej cierpliwości.

– Jak umrę z głodu, to pożałujecie! – rzuciłam na odchodne, hardo zadzierając spiczasty podbródek. – Ale wtedy będzie już za późno! – dodałam, prawie płacząc.

Jakoś nie umarłam. Za to leżąc i zastanawiając się przed zaśnięciem, o co im wszystkim, do diabła, chodzi, postanowiłam zostać aktorką. Tyle ról, tyle postaci! Skoro nie podobam im się taka, jaka jestem, dopiero będą mieli w czym wybierać.

Chciałam być artystką

Zapisałam się do kółka teatralnego. Przysiadłam też fałdów. Nie chciałam, by w przyszłości, gdy zostanę wielką gwiazdą, ktoś mi wypomniał złe zachowanie czy stopnie. I co? Ojciec w nagrodę, że teraz mniej rozrabiam i lepiej się uczę, nie pozwolił mi pojechać na zdjęcia próbne! Jeszcze mamie się dostało, że mnie zaprowadziła na casting bez jego wiedzy i zgody. Dziadek też dorzucił swoje.

– Artystka? Zwykła komediantka, awanturnica! Nie pozwolę, nie tym razem, po moim trupie! – wściekał się jak zwykle.

Nie tym razem? Dobre sobie! A niby kiedy mi na coś pozwolił?!
Miałam dosyć. Wybrałam się na zdjęcia sama. Nie zajechałam daleko. Nadrabiająca miną nastolatka, krążąca w nocy po dworcu, zwraca uwagę. Ucieszyłam się, gdy umykając przed zbyt przyjaznym podróżnym, wpadałam w objęcia policjantki. Wysłuchała mojej dramatycznej spowiedzi, pokiwała głową nad moją głupotą i odstawiła do domu.

W domu nikt nie spał. Właśnie mieli dzwonić na policję, gdy się zjawiłyśmy. Ojciec wysunął się do przodu.

– Znalazłam ją na dworcu – poinformowała go funkcjonariuszka. – Miała szczęście, ale radzę lepiej jej pilnować, bo następnym razem… – znacząco zwiesiła głos. Potem odmeldowała się i odjechała.

Dziadek się wściekł

Nigdy nie zapomnę wyrazu głębokiego rozczarowania w oczach taty. Widziałam, jak drga mu nerwowo powieka, jak klepie się po kieszeniach piżamy w poszukiwaniu papierosów, których nie palił od dziesięciu lat. Babcia chlipała, mama ukryła twarz w dłoniach. Dziadek otwierał i zamykał usta, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Stara blizna odbijała się blado na tle purpurowego ze złości policzka. Bałam się, że biedaczek dostanie zaraz zawału. Wolałabym, żeby mnie zwymyślali albo nawet zbili! Nie mogłam znieść tego ich milczącego wyrzutu.

– No, dalej, powiedzcie coś! – krzyknęłam. – Uciekłam, bo mi na nic nie pozwalacie. Tłamsicie mnie! Wszystko, co robię, jest złe. Nienawidzę was! 

Nagle w dziadka coś wstąpiło. Doskoczył do mnie i uderzył w twarz.

– Ty głupia! Okrutna! Ty…! – charczał niewyraźnie przez ściśnięte gardło. – Mogłaś zabić siebie, mogłaś zabić dziecko! – zamachnął się ponownie.

Skuliłam się ze strachu. W ostatniej chwili mama złapała go za rękę.

– Bój się Boga, Rafał, to Klaudia, nasza Klaudia, a nie ona! – wrzasnęła mu do ucha.

Karząca ręką opadła. Dziadek szary i spocony na twarzy wyglądał jakby postarzał się o przynajmniej dziesięć lat.

– Ja tylko nie chcę, żebyś zmarnowała życie sobie i innym – powiedział cicho zmęczonym głosem.

Nie doceniali mnie

Od tamtego dnia ciężko nad sobą pracowałam. Zdecydowałam się na klasę z poszerzonym angielskim. Talent do języków okazał się do zaakceptowania. Uczyłam się dużo i miałam efekty, ale nigdy dość pochwał.

Nie rozumiałam, czemu tak mi ich skąpili. Żeby mi się w głowie nie przewróciło? Czy za karę? Bo nie zawsze panowałam nad sobą, jak na ułożoną panienkę przystało. Bywało, że rude włosy płonęły, oczy rzucały skry, a ostre słowa same wylatywały z ust.

I znowu cała rodzina patrzyła na mnie z tym samym rozczarowaniem.
Pracowałam jeszcze więcej. W końcu kiedyś muszą mnie docenić. Skończyłam dwa kierunki: anglistykę i germanistykę. Zdałam egzamin na tłumacza przysięgłego i wzięłam się za hiszpański i portugalski. Naprawdę chciałam, żeby byli ze mnie dumni. Z nienaturalnym spokojem znosiłam uwagi na temat mojej chorobliwej ambicji czy patykowatej figury. 

Miałam szybko założyć rodzinę

Przy okazji moich dwudziestych siódmych urodzin ojciec zauważył, że dość kariery, pora wziąć się za rodzenie mu wnuków. Wszyscy przy stole mu przytaknęli.

– Wreszcie by się pannie priorytety poukładały jak należy – mruknął dziadek.

Wściekłam się. Tak bardzo starałam się ich zadowolić, ale oni nie dostrzegali moich sukcesów. Czekali, żebym tak jak reszta kobiet w rodzinie została żoną oraz matką. Dopiero wtedy uznaliby mnie za osobę spełnioną i godną szacunku.

– Nie zamierzam robić za inkubator, bo ty masz takie życzenie! – warknęłam.

Zapadła nieprzyjemna cisza. Chmarę kuzynów, wujków i cioć wręcz zatkało z oburzenia. Dziadek z całej siły rąbnął pięścią w stół, aż szklanki podskoczyły. Zanim mnie odprawił, sama wstałam i bez słowa odeszłam od stołu.

– Ale charakterek! – pobiegły za mną słowa jednej z sióstr dziadka. – Nie tylko po włosach widać, w kogo się wdała.

Niby w kogo?

– Ucisz się, kobieto! – warknął dziadek.

Zaszłam w ciążę

Nie miałam głowy, by zgłębiać tę tajemnicę. Najpierw dopadła mnie grypa i przeszedł mi koło nosa wyjazd do Brukseli. Potem mój Mateusz, chcąc mnie pocieszyć, wpakował mi się do łóżka, a dwa miesiące później odkryłam, że jestem w ciąży. Z powodu grypy wszystko mi się rozregulowało.

Nie wiem, czy Mateusz się wygadał, czy mama się czegoś domyśliła, w każdym razie wkrótce gruchnęła sensacyjna wieść, że będę miała dziecko. I nagle cała rodzina zapałała do mnie miłością. Oni uwielbiali dzieci! 

– Nie te czasy, że pannę z dzieckiem wytyka się palcami – pocieszała mnie babcia. – Poza tym ten twój Mateusz to porządny człowiek. Ufam, że zrobi, co należy.

No i zrobił. Nim się zorientowałam, w obecności naszych rodziców klęczał przede mną, nakładając mi na palec pierścionek zaręczynowy. Mój świat wywrócił się do góry nogami. Wszystko potoczyło się jakby bez mojej wiedzy i woli.

Zaczęli planować rychły ślub i obmyślać imię dla maleństwa. Dano na zapowiedzi, zaczęto przygotowywać się do wesela, ustalano listę gości i prezentów ślubnych. Babcia z mamą szykowały pokój dziecinny na sadybie, bo nie brano pod uwagę, byśmy z dzieciątkiem zamieszkali gdzieś indziej. Kuzynki znosiły mi tony ubranek po swoich pociechach.

Ode mnie wymagano tylko jednego: żebym się nie przemęczała i donosiła ciążę. Ciągle ktoś przy mnie był, jakby się bali, że ucieknę. Powoli zaczynało mi brakować przestrzeni i tchu. Dusiłam się.
Siedziałam na kanapie, przeglądając katalog sukien ślubnych i nagle się rozpłakałam. Zwinęłam się w kłębek i łkałam jak dziecko. Chciałam zniknąć, uciec jak najdalej.

– Boże, już nie mogę, nie mogę! – szeptałam do siebie. Przemeblowali mi życie, zaplanowali na kilka lat do przodu. Nie pytali o zdanie, z góry założyli, że od teraz najważniejsze stają się dla mnie dom i rodzina.
Mama weszła do pokoju i zbliżała się do mnie wyraźnie zaniepokojona.

– Skarbie, co się stało? – przyłożyła mi dłoń do czoła. – Coś cię boli? Coś z dzieckiem?! – złapała mnie za ramiona, jakby tym gestem mogła zapobiec nieszczęściu.

– Nie, z waszym cennym wnuczkiem wszystko w porządku – burknęłam. Usiadłam, strącając jej ręce z ramion. – Gorzej ze mną, ale kogo to obchodzi!

– Córcia, co ty opowiadasz?!

Zraniłam ją. Zrobiłam to celowo. Odkąd zaszłam w ciążę, wreszcie zyskałam w oczach rodziny i doczekałam się spojrzeń pełnych dumy i ciepła.

Czułam się jak w pułapce

Byłam jak wilk, gotów odgryźć sobie łapę, żeby uwolnić się z potrzasku, ze ścieżki biegnącej prosto w nudną przyszłość, pachnącą pieluchami i pomidorową. Może to zwykły strach przed nowymi zobowiązaniami, a może nie nadawałam się na żonę i matkę? Wątpiłam już we wszystko, nawet w to, że kocham Mateusza.

– Czy ktoś mnie pytał, czy chcę wychodzić za mąż albo rodzić dziecko? – krzyknęłam. – Przecież mam swoje plany, swoją pracę! I nie zamierzam z niej rezygnować – narastająca frustracja i buzujące hormony zrobiły swoje. – Nie macie prawa zmieniać mnie na siłę! Urodziłam się inna, niż byście chcieli? Trudno. Trzeba mnie było po prostu kochać, a nie w kółko krytykować i kontrolować! Jak mam wierzyć w siebie, w to, że będę dobrą matką, skoro moja własna rodzina we mnie nie wierzy?! Widzicie moje rude włosy, ale mnie nie dostrzegacie wcale!

Nie miałam już siły mówić. Objęłam się ramionami i kołysałam w przód i w tył. Mama patrzyła na mnie z troską i smutkiem. Po jej twarzy spłynęła łza, potem druga.

– Często mówisz szybciej, niż myślisz, ale ja powinnam częściej ci mówić, jak bardzo cię kocham i jak bardzo jestem z ciebie dumna. Tata i dziadek też. Możesz mi wierzyć – powoli głaskała mnie po głowie i plecach.

– Co? – nie wiedziałam, do czego zmierza.

– Byli surowi, ale mieli swoje powody. Tak, masz rację, to przez rude włosy i przez twój temperament. Bali się, że będziesz taka jak ona i stracą cię, tak jak ją stracili. Nigdy nie wierzyłam w złe geny, ale jesteś do niej taka podobna! Widziałam zdjęcia i też zaczęłam się bać. Przestraszyłam się, że będziesz równie nieobliczalna i samolubna. Wybacz. Powinnam być mądrzejsza, ale ona tak bardzo ich skrzywdziła. Do tej pory cierpią.

– Przez kogo? – spytałam szeptem, ocierając łzy rękawem. Miałam wrażenie, jakbym weszła do kościoła albo… stanęła w obliczu wielkiej rodzinnej tajemnicy.

– Przez piękną Mariannę. Pierwszą żonę dziadka Rafała i matkę twojego ojca.

Poznałam historię babci

I mama opowiedziała mi historię, którą usłyszałam pierwszy raz w życiu, choć od narodzin ciążyła nade mną. Marianna lubiła się śmiać i jeździć konno. Odgrażała się, że gdyby tylko chciała, mogłaby się parać woltyżerką w cyrku. Miała mnóstwo wielbicieli, ale jej uwagę przyciągnął Rafał, poważny młodzieniec, który nie nadskakiwał jej jak inni. Zawróciła mu w głowie, choć ostrzegali go, że jest kapryśna i szalona. Pobrali się pół roku później. Zamieszkali w domu jej ojca, bogatego gospodarza, zakochanego bez pamięci w swej jedynaczce.

Kiedy była w czwartym miesiącu ciąży, pokłócili się. Zarzuciła Rafałowi, że ją ogranicza, i trzasnęła drzwiami. Widząc, że dosiada konia, próbował ją powstrzymać, ale smagnęła go szpicrutą przez policzek. Po kilku godzinach spieniony ogier wrócił sam. Marianna trafiła do szpitala. Miała wstrząs mózgu, krwawiła, mało nie straciła dziecka. Swojemu młodemu mężowi powiedziała, że go nienawidzi i żałuje, że nie umarła. Kiedy nie uwierzył, uczyniła piekło z ich małżeństwa.

Rafałek junior kończył trzy latka, gdy do miasteczka zawitał cyrk. Po dwóch dniach odjechał, a wraz z nim Marianna. Bez słowa porzuciła męża, ojca i syna. Została artystką cyrkową, ponoć zdolną. Z początku przysyłała radosne kartki, z czasem coraz rzadziej. Po czterech latach dowiedzieli się od oficera prowadzącego śledztwo, że zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Stracili ją nieodwracalnie. Ale wreszcie mogli odetchnąć i od nowa ułożyć swoje życie.

– Dobrze, że jej powiedziałaś – dziadek wysunął się z cienia. – Za długo czekaliśmy.

– Zaniepokoiły nas twoje krzyki – wyjaśnił ojciec, stając obok. Dziwne, ale się uśmiechał. Do mnie. – Kiedy słuchałem tej historii, dotarło do mnie, co powinienem zrozumieć już dawno temu. Jesteś inna. Szalona i uparta jak twoja babka, ale umiesz kochać. Ona kochała tylko siebie. Na pewno wiele razy doprowadzisz do szału swojego męża, ale będzie z tobą szczęśliwy. Ja jestem.

Rzuciłam się mu na szyję.

– No, dosyć tego mazgajstwa – poklepał mnie niezgrabnie po plecach. 

– I któż ci, do diabła, powiedział, że musisz zrezygnować z pracy? – prychnęła mama – Kto was utrzyma? Ten twój Mateusz ze swojej nauczycielskiej pensji? Nie żartuj...

Czytaj także: „Opiekowałam się córeczką prostytutki. Gdy zmarła, postanowiłam zrobić wszystko, by zapewnić dziecku lepsze życie” „Cierpiałam po zdradzie i rozstaniu z Erykiem, ale bardziej tęskniłam za jego córką. Gdy zmarł, los nas znów zetknął”
„Miłości mojego życia nie pozwoliłam porzucić dla mnie syna. Wrócił do mojego sadu po 30 latach jako małe pudełko prochów”

Redakcja poleca

REKLAMA