Wychowałam się na wsi. Mieszkałam z rodzicami, dziadkami i Basią, moją siostrą bliźniaczką. Żyliśmy skromnie, ale nie narzekałam. Może nie było zbytków, jednak nie chodziłyśmy głodne, ubrania i buty też zawsze miałyśmy nowe, a nie po kimś, co dwa, trzy lata jeździłyśmy z rodzicami na krótkie wakacje. Czasem się kłóciliśmy, ale powiedziałabym, że byliśmy raczej zgraną, przeciętną rodziną. A raczej bylibyśmy.
Gdyby nie Basia…
Urodziłyśmy się jako wcześniaki, w 35. tygodniu ciąży. Nasz stan był początkowo dość poważny, a zwłaszcza Basi. Leżała w szpitalnym inkubatorze o wiele dłużej niż ja. Ja wróciłam do domu po dwóch miesiącach, Baśka leżała w szpitalu jeszcze drugie tyle. Od maleńkości wszyscy na nią chuchali i dmuchali. Często przechodziła najróżniejsze infekcje, nierzadko kończące się pobytem w szpitalu, więc strachu i nerwów było mnóstwo. Niewiele pamiętam z tamtego okresu, ale akurat chorobę Basi doskonale zapamiętałam. Nic dziwnego, że cała rodzina to jej poświęcała najwięcej uwagi. Jako dziecko pewnie niewiele rozumiałam, ale pamiętam, że z czasem zaczęło mnie to denerwować, a nawet boleć. Niby wiedziałam, że Basia jest po prostu słabsza, że była chora i wymaga więcej uwagi i poświęcenia, ale czy kilkuletnie dziecko jest w stanie to tak naprawdę zrozumieć i zaakceptować? Myślę, że nie. Dlatego ja często denerwowałam się na siostrę. Nie byłyśmy z sobą zbyt blisko. Irytowało mnie, że Baśka jest faworyzowana. To ona pierwsza dostawała prezenty, to ona wybierała meble do naszego pokoju, to ona decydowała, co zjemy na obiad…
– Kasieńko, te bluzeczki są prawie takie same. To bez różnicy, która będzie twoja. A Basia tak się cieszy, że może wybrać…
– Dziecko, przecież wiesz, że Basia jest taka lichutka. Musi dużo jeść, by nabierać sił, a ma taki słaby apetyt… Niech zdecyduje, na co ma największą ochotę…
– Kochanie, twoja siostrzyczka dopiero co przeszła chorobę, pozwól jej wybrać, jaki chce kolor mebli. Czy to takie istotne, która z was wybierze?
– Basieńka jest taka słabiutka. Musisz czasem jej ustąpić.
Podobne wypowiedzi słyszałam non stop
Basia była zawsze najważniejsza i najbardziej uprzywilejowana. Nie musiała w niczym pomagać, bo przecież kurz może jej zaszkodzić, a sprzątanie podwórza tym bardziej, bo wieje… Kiedy miałam piętnaście lat, potrafiłam już prawie samodzielnie ugotować dwudaniowy obiad i zrobić ciasto, a Basia nigdy nawet nie obrała ziemniaków! I najgorsze było to, że z czasem siostra zaczęła wykorzystywać naiwność rodziców i dziadków. Kiedy tylko było coś do zrobienia, ona nagle zaczynała się gorzej czuć. Każde przedświąteczne porządki oznaczały u niej szybsze bicie serce, duszności, mroczki przed oczami i ogólne osłabienie. Znałam to już na pamięć i jej fałsz aż kłuł mnie w oczy. Nie rozumiałam, dlaczego rodzice tego nie dostrzegają.
– Mamo, za rok będziemy miały osiemnaście lat! Będziemy pełnoletnie! Baśka od ponad dekady jest zdrowa, a to, że czasem się przeziębi, to chyba normalne. Proszę, przestań ciągle jej tak nadskakiwać! W domu muszę robić wszystko za nas dwie. Naprawdę coś jej się stanie, jak odkurzy? Albo pozmywa po kolacji? – nie rozumiałam.
– To nie o to chodzi. Oczywiście, że nic jej się nie stanie. Ale zrozum, ona jest taka drobniutka, ledwie skubnęła kolację… Niech się położy, odpocznie, może się znów gorzej czuje? Ostatnio coś wspominała, że często męczą ją zawroty głowy i jakieś osłabienie…
– Oczywiście, bo za chwilę zaczną się prace w ogródku, więc Basieńka już wcześniej przygotowuje sobie grunt, by nie musieć pielić i sadzić!
– Kasia, przestań! Basia nigdy nie posunęłaby się do czegoś takiego! Nie byłaś chora, nie rozumiesz tego, jak ona się czuje. Lekarz powiedział, że musi na siebie uważać!
– Ale nie leżeć plackiem! Całe życie będzie miała służących, którzy wszystko za nią zrobią? Przecież ona jest jak dzieciak, nie potrafiłaby nawet jajecznicy usmażyć!
– Przestań! Nie obrażaj siostry! Nie masz pojęcia, ile wycierpiała w życiu!
Moje kłótnie z mamą zawsze kończyły się tak samo
Basia była biedna i pokrzywdzona, a ja niewdzięczna i egoistyczna. Z czasem przestałam z tym walczyć i starać się pokazać, jak jest naprawdę. Odpuściłam po rozmowie rodziców z naszą wychowawczynią. Basia w szkole również stosowała swoje triki. Przy każdym sprawdzianie, niezapowiedzianej kartkówce czy próbie odpytania dostawała nagle dreszczy, źle się czuła i miała zawroty głowy… Nauczyciele jednak nie byli naiwni i wiedzieli, co jest na rzeczy. Można przecież w takie coś uwierzyć raz, dwa, najwyżej trzy razy. Ale nie ciągle! Pani wezwała więc w końcu na rozmowę rodziców. Pamiętam, że miałam wtedy ogromną nadzieję, że wreszcie ktoś otworzy im oczy i przemówi do rozsądku. Okazało się jednak, że byli jeszcze bardziej naiwni, niż myślałam! Po powrocie mama, strasznie zdenerwowana, zaczęła narzekać na znieczulicę nauczycieli i pytać Basię, czy nauczyciele nie męczą jej aby za bardzo i czy nie chciałaby zmienić szkoły.
– Mamo, ja cię bardzo przepraszam, ale po prostu nie radzę sobie ze stresem i zawsze w takiej sytuacji zaczynam się źle czuć. Próbuję z tym walczyć, ale nie potrafię… – kłamała Baśka ze łzami w oczach.
Byłaby naprawdę świetną aktorką.
– Wiesz, powinnaś zdawać do szkoły teatralnej. Wróżę ci międzynarodową karierę! – powiedziałam, kiedy zostałyśmy same.
– Ale o co ci chodzi? – spytała Baśka niewinnie.
– Nie udawaj. Rodziców możesz nabierać, ale obie dobrze wiemy, że to twoje złe samopoczucie to najzwyczajniej w świecie ściema! Czujesz się źle wtedy, kiedy ci wygodnie!
– No i co? – spytała, jak gdyby nigdy nic. – Czy tobie ktoś zabrania źle się czuć?
Nie chciało mi się z nią dyskutować. Mimo że byłyśmy bliźniaczkami, to nie byłyśmy jakoś szczególnie zżyte. Nigdy nikt tego nie rozumiał.
– Przecież bliźniaczki powinny być sobie szczególnie bliskie, a wy nawet ze sobą za bardzo nie gadacie… – dziwiła się zawsze Paulina, moja najlepsza przyjaciółka.
Prawda była taka, że nie miałyśmy z Baśką nawet okazji nawiązać bliższej więzi. Ciągle była w szpitalu, a w domu właściwie też cały czas leżała. Jak teraz o tym myślę, to nawet jest mi jej trochę szkoda. Nie miała w zasadzie dzieciństwa. Ja biegałam z dzieciakami, zdzierałam kolana i wspinałam się po drzewach, a ona leżała, odpoczywała i przyjmowała leki. Kiedy chodziłyśmy już do szkoły, Baśka często zostawała w domu. Nigdy nie biegała z nami na podwórku. Dlatego nie miałyśmy nawet okazji, by się zaprzyjaźnić. A z czasem zauważyłam, że jest wyrachowana i nawet jest jej na rękę ta sytuacja, bo może do woli oszukiwać i wykorzystywać naiwnych rodziców. Tak, zdecydowanie nigdy nie byłyśmy sobie bliskie. Po skończeniu liceum wyjechałam na studia.
Odcięłam się od rodziny
Miałam dość ich niesprawiedliwości i faworyzowania Baśki. Chciałam wreszcie stać się samodzielna. I na szczęście mi się to udało. Zaczęłam dorabiać popołudniami i w weekendy w fast foodzie, a po studiach znalazłam dobrą pracę. W rodzinne strony jeżdżę tylko przy okazji świąt i innych uroczystości. Niestety, widzę, że nic się nie zmieniło. Rodzice skaczą koło Basi, wyręczają ją dosłownie we wszystkim. Momentami zaczynam się zastanawiać, czy za chwilę nie zaczną jej ubierać i karmić… Baśka nigdy nie szukała pracy. Teraz jest zatrudniona w firmie rodziców i, jak twierdzi mama, dużo im pomaga. W praktyce po prostu czasem wprowadzi im jakieś dane do komputera, wystawi fakturę albo zrealizuje kilka przelewów. O ile dobrze się czuje. No tak, przecież do żadnej innej pracy nie może iść, bo coś jeszcze by jej się stało…
Dzisiaj żyję swoim życiem. Zastanawiam się tylko nad jednym – co będzie z moją siostrą za kilkanaście czy też kilkadziesiąt lat, kiedy zabraknie rodziców? Albo gdy to oni będą potrzebowali pomocy? Czy wtedy Baśka udźwignie ten ciężar?
Czytaj także:
„Siostra zwaliła mi się na głowę i rozstawiała córki po kątach. Chciałam nakopać jej w tyłek, ale w porę ktoś mnie uprzedził”
„Pazerność nie popłaca. Siostra próbowała nas perfidnie okraść i karma szybko ją dorwała. Zbłaźniła się przed całą rodziną"
„Siostra z rodziną to banda nierobów, która żeruje na mojej 87-letniej matce. Od lat obmyślam, jak ich wykurzyć z jej domu”