Szanuję swoich rodziców, bardzo ich kocham, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego myślą tak bardzo stereotypowo. To po prostu głupie.
Zawsze byłam ukochaną jedynaczką rodziców, już od szkoły podstawowej konsekwentnie inwestowali w moje wykształcenie. Wiecznie mi powtarzali, że powinnam się uczyć, powinnam się starać, bo tylko dobre wykształcenie zapewni mi przyszłość. Byłam grzeczną dziewczynką i uczyłam się pilnie. Jako że w spadku po tacie dostałam wyjątkowe zdolności językowe, przed maturą władałam już francuskim i angielskim. Dodatkowo całkiem nieźle po hiszpańsku i włosku. Uwielbiałam obce języki, obce kraje, obce kultury.
Mama krzywiła się, powtarzając, że co to za zawód tłumacz. Nie przyznałam się, że myślę jeszcze o studiowaniu turystyki i w przyszłości chciałabym pracować jako pilot wycieczek albo przewodnik. Chciałam podróżować i zwiedzać nowe miejsca.
Po studiach na romanistyce podjęłam pracę w biurze tłumaczeń, zostałam także tłumaczem przysięgłym. Zarabiałam nieźle, rodzice byli dumni z samodzielnej i wykształconej córki. Tylko zięcia im do szczęścia brakowało.
A ja jakoś nie mogłam na swojej drodze spotkać odpowiedniego mężczyzny. Wszyscy byli jacyś nijacy, nieciekawi, nudni. Na ogół spotykałam się z którymś raz, potem drugi i już wiedziałam, że to nie ten, że to nie to.
– Starą panną zamierzasz zostać, córcia? – pytała mama.
– Jagódka, chciałbym jeszcze się z wnukami pobawić, dopóki mam siłę – dogadywał tata.
A mnie mężczyźni wokół w ogóle się nie podobali…
Bogdana poznałam w zakładzie samochodowym. Zaprowadziłam tam swoje auto, bo coś się w nim psuło, a nie miałam oczywiście pojęcia co. Bogdan był mechanikiem. Tamtego dnia dostał od szefa polecenie sprawdzenia jakichś wahaczy w moim samochodzie. Podszedł, spojrzał na mnie i nagle przestałam zauważać, że cały jest ubrudzony smarem, że cuchnie benzyną. W tamtym momencie widziałam tylko jego ciemne, wesoło połyskujące oczy i miły uśmiech. Od razu między nami zaiskrzyło.
Już pierwszej nocy mi się przyśnił. Jeździłam potem do tego zakładu pod byle pretekstem. Sam szef chyba zaczął coś w końcu podejrzewać, bo ilekroć mnie widział, uśmiechał się dziwnie.
Nie chciałam, żeby Bogdan udawał kogoś, kim nie jest
W końcu zaczęliśmy się z Bogdanem spotykać. Chodziliśmy na kawę, na lody, na spacer, do kina. Początkowo jakoś tak staromodnie. Bogdan był wspaniałym facetem, to, że pracował jako mechanik, nie znaczyło, że był ograniczony i niedouczony. Chwilami miałam wrażenie, że wie więcej ode mnie, choć to ja skończyłam studia, znałam cztery języki i myślałam o studiowaniu kolejnego kierunku.
Bogdana wychowali dziadkowie. Jego mama urodziła go bardzo młodo, miała tylko osiemnaście lat. Nigdy nie przyznała się, kto jest ojcem dziecka.
– Po prostu nie wiem, kto nim jest – Bogdan rozkładał ręce. – Teraz już mi na tym nie zależy, ale był okres, kiedy ta niewiedza mocno dawała mi w kość. Szczególnie kiedy matka wyjechała – dodawał.
Jego mama wyjechała do pracy, do Szwecji, kiedy mały Bogdan skończył pięć lat. Nigdy już nie wróciła, synka również nie zabrała. Owszem dzwoniła, przyjeżdżała w odwiedziny, przysyłała paczki, ale na pytanie, kiedy go zabierze, odpowiadała, że nie teraz, że jeszcze trochę, że za jakiś czas. W końcu wyszła za mąż, urodziła córkę, a Bogdan przestał pytać. Przyzwyczaił się do życia z dziadkami.
– I nigdy cię nawet nie zaprosiła? – nie mogłam uwierzyć.
– Zaprosiła – mruknął – kiedy skończyłem osiemnaście lat. Wtedy powiedziała, że jak przyjadę, to jej mąż załatwi mi pracę, pomoże wynająć pokój i będę mógł zostać.
– I co?
– Nic. Wtedy nie chciałem już jechać.
– A twoi dziadkowie co na to?
– Powiedzieli, że zrobię, jak będę uważał. Zawsze dawali mi dużo swobody w decydowaniu o sobie. Nikt mi nigdy niczego nie narzucał.
– To zupełnie odwrotnie jak u mnie – mruknęłam.
Byłam z Bogdanem szczęśliwa. Jednak zupełnie nie wiedziałam, jak przedstawić go rodzicom. Oni wyobrażali sobie zięcia zupełnie inaczej. Wiedziałam, że w tej roli widzieli co najmniej dyrektora i będą zawiedzeni. Zdecydowałam jednak, że lepiej tego nie odwlekać. Mamie zależało na tradycji, więc zaprosiła nas na niedzielny obiad. Ja wolałabym taką krótką, zwykłą wizytę z kawką, ale nie protestowałam.
– Boisz się, że nie spodobam się twoim rodzicom? – zapytał Bogdan, kiedy dojeżdżaliśmy.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Strasznie jesteś spięta – wyjaśnił. Rzeczywiście byłam.
– Ależ nie, skąd – zaprzeczyłam, ale widziałam, że nie uwierzył. Znał mnie dobrze. Już w progu zobaczyłam zaskoczenie w oczach mojej mamy. No cóż, to nie był zięć z jej marzeń. Zamiast dyrektora w garniturze pod krawatem zobaczyła chłopaka w dżinsach i sportowej koszuli. Ja jednak nie chciałam naciskać na Bogdana ani robić z niego kogoś, kim nie jest…
Wręczył mamie kwiaty, ojcu butelkę. Miałam nadzieję, że tylko ja widziałam kwaśną minę rodzicielki i niezadowolenie malujące sie na jej twarzy.
– Czym się pan zajmuje, jeśli można spytać? – zapytał tata już przy zupie.
– Naprawiam samochody – wyjaśnił Bogdan rzeczowym tonem.
Całkiem nieźle się trzymał w tym ogniu pytań
Brwi mojej rodzicielki powędrowały do góry, tata zastygł z łyżką w połowie drogi między talerzem a ustami.
– To znaczy? – zapytał cicho. – To znaczy właśnie to, co powiedziałem – roześmiał się potencjalny zięć moich rodziców. – Naprawiam samochody – powtórzył. – Jestem mechanikiem samochodowym.
– A wykształcenie ma pan jakie…? – drążył tata, jakby nie rozumiał, co się do niego mówi. – Właśnie takie – Bogdan odłożył łyżkę, spoważniał. – Skończyłem technikum samochodowe. – A pana rodzice? – padło pytanie. Miałam dość.
– Tato, przestań…
– No, przecież mam prawo wiedzieć, czym się zajmują rodzice przyjaciela mojej córki – skrzywił się ojciec.
– Daj spokój, Jagoda – uśmiechnął się Bogdan; odniosłam wrażenie, że troszeczkę niepewnie. – Moja mama mieszka w Szwecji, nie pracuje, ale nie musi. Ma bogatego męża. Ja od dziecka mieszkam z dziadkami… Ojca nie znam, żeby już wszystko było jasne – dodał po chwili wahania.
Na tym rozmowa właściwie się zakończyła, przynajmniej oficjalne przesłuchiwanie Bogdana. Tata skrzywił się i nic nie powiedział. Za to mama wstała i poprosiła mnie, żebym pomogła jej w kuchni. Tam dowiedziałam się, że ten chłopak zupełnie do mnie nie pasuje, jest prostym mechanikiem, nie ma wykształcenia.
– No i ta sytuacja rodzinna jakaś taka nie wiadomo jaka – dodała mama z wielkim niezadowoleniem.
– Szkoda, że nie zapytałaś mnie, czy jestem z nim szczęśliwa – mruknęłam.
Wracaliśmy do domu w milczeniu. Ja nic nie mówiłam, bo zwyczajnie było mi wstyd za zachowanie rodziców, a Bogdan milczał, jakby przetrawiał całą tę, w sumie nieudaną, wizytę.
– Nie spodobałem się twoim rodzicom – stwierdził w końcu.
– Nieprawda – zaprotestowałam.
– I trudno się dziwić – ciągnął, nie zwracając uwagi na moje słowa.
– Nie takiego zięcia sobie wymarzyli, nie takiego chcieliby męża dla jedynaczki.
– Oni tu nie mają nic do gadania – zdenerwowałam się. – Ważne, że ja cię kocham i jestem z tobą szczęśliwa. Wtedy też zaproponowałam mu, żeby się do mnie wprowadził. Trochę się wahał, tłumacząc, że babcia niedomaga i nie powinien zostawiać jej samej z dziadkiem, ale wyśmiałam go. Wiedziałam, że to tylko pretekst. Zdążyłam poznać jego dziadków, byli jeszcze całkiem młodymi ludźmi, nie potrzebowali opieki wnuka.
– Zresztą będziemy ich przecież odwiedzać – stwierdziłam. Bogdan wprowadził się do mnie po dwóch tygodniach. Kiedy podjął decyzję, przyszedł z kwiatami i pierścionkiem i spytał, czy zostanę jego żoną.
– Właściwie to powinienem poprosić twoich rodziców o rękę ich córki, ale obawiam się, że mogliby mnie pogonić – zażartował. Ja nie wahałam się ani chwili. Byłam pewna, że chcę zostać żoną Bogdana, chcę stworzyć z nim rodzinę, mieć dzieci, mieszkać z nim, z nim zasypiać i z nim się budzić. Był pierwszym mężczyzną w moim życiu, którego pokochałam, z którym chciałam spędzać czas, z którym się po prostu nigdy nie nudziłam. Dlatego powiedziałam tak.
Pojechałam do rodziców sama. Nie przyznałam się Bogdanowi, że się do nich wybieram. Chciałam porozmawiać z nimi, przekonać ich do mojego narzeczonego. Chciałam, żeby mnie zrozumieli i razem ze mną cieszyli się moim szczęściem. Bo wydawało mi się, że to przecież o to w życiu chodzi. Nieważne, ile się ma skończonych fakultetów, ważne, żeby ludziom było razem dobrze, żeby się kochali, rozumieli, żeby byli szczęśliwi.
Dopiero teraz nareszcie zrozumieli, że to nie żart
Niestety, moi rodzice myśleli chyba zupełnie inaczej. Bardzo się ucieszyli z mojego przyjazdu, dopóki nie powiedziałam im, że przyjęłam oświadczyny Bogdana. Mama wyglądała przez moment jakby przestała oddychać.
– Mamo, powiedz coś – poprosiłam.
– Ty chyba sobie z nas żartujesz – powiedziała, udając przerażenie.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Naprawdę zamierzasz wyjść za mechanika samochodowego?
– Zamierzam. Bardzo go kocham. No i wtedy się zaczęło.
Dowiedziałam się, że jestem niewdzięczna, że oni przez tyle lat „pakowali” (dosłownie tak wyraziła się mama) we mnie pieniądze, urabiali sobie ręce po łokcie, żebym się uczyła, a ja teraz wychodzę za mąż za zwykłego mechanika.
– Ale co jedno z drugim ma wspólnego? – usiłowałam przerwać potok słów mamy.
– Jak to, co ma wspólnego? – krzyknęła. – Pchaliśmy cię do góry, a ty bierzesz sobie robola z patologii! Tym razem mnie zatkało.
– Mamo… – wyszeptałam. – Dlaczego ty tak…? To bardzo dobry człowiek. Znam jego dziadków, bardzo sympatyczni ludzie – głos mi drżał. Z trudem panowałam nad sobą.
– Tato, powiedz coś mamie – zwróciłam się do ojca, który dotychczas nie odezwał się ani słowem.
– Matka ma rację – usłyszałam. – W ogóle nie interesuje was to, że ja go kocham? I że on kocha mnie? – dodałam ciszej. – Boguś jest dla mnie dobry. Jestem z nim szczęśliwa.
– Na pewno byłabyś bardziej szczęśliwa z kimś na poziomie – stwierdziła kategorycznie mama. Wróciłam do domu zapłakana. Bogdan nawet nie pytał, przytulił mnie tylko i stwierdził:
– Byłaś u rodziców. Kiwnęłam głową w odpowiedzi. – Nie martw się, nie płacz – pocieszał mnie. – Jakoś ich z czasem do siebie przekonam – obiecał.
Wzięliśmy z Bogdanem cichy ślub, tylko my i świadkowie. Nie robiliśmy nawet małego przyjęcia. Dziadkowie Bogdana byli lekko zawiedzeni, a moi rodzice obrażeni. Oczywiście mama z ojcem pogniewali się nie dlatego, że nie było przyjęcia, byli obrażeni, że nie dałam się przekonać i wyszłam za mąż za mechanika z patologii.
Dzisiaj jesteśmy już trzy lata po ślubie. Wiele się przez ten czas w naszym życiu zmieniło. Bogdan nie pracuje w dawnym zakładzie napraw samochodowych, założył własny. Nie jest już szeregowym pracownikiem upapranym smarem. Jest szefem. Mimo to często wkłada robocze ciuchy i bierze się sam do pracy.
– Lubię to robić – powtarza. – Mam satysfakcję, kiedy coś było uszkodzone, a ja to naprawię.
Zakład się rozwija, bo mój mąż jest dobrym specjalistą i ma wielu klientów. Ja teraz nie pracuję, siedzę sobie w domu. Za kilka miesięcy przyjdzie na świat nasz wytęskniony i wyczekany synek. Później też nie pójdę od razu do pracy, chciałabym spędzić z małym co najmniej trzy lata. Ostatnio niechęć moich rodziców w stosunku do Bogdana jakby nieco sklęsła.
Mam wrażenie, że od kiedy dowiedzieli się, że zostaną dziadkami, jakby nagle zrozumieli, że nasze małżeństwo to nie jest żart, który nam się znudzi i z którego się wycofamy. Uwierzyli, że to na zawsze, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi. No i jeśli oni chcą mieć dobre stosunki z wnukiem, wnukami, muszą odpuścić mojemu mężowi. Mam nadzieję, że kiedy mały się urodzi, wszystko będzie jeszcze lepiej. Przecież chyba widzą, że ich jedynaczka jest naprawdę szczęśliwa, mimo że nie ma za męża dyrektora.
Czytaj także:
„Moja babcia w trakcie wojny zdradziła dziadka z Niemcem. To dlatego on nigdy nie akceptował mojego ojca i mnie”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Nic nas nie łączyło, ale on i tak ukrywał naszą znajomość przed żoną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze”