„Gdy zaszłam w ciążę, rodzice wyrzucili mnie z domu. Po latach sobie o mnie przypomnieli, bo chcieli mnie doić z forsy”

smutna kobieta fot. Getty Images, Olga Rolenko
„Nie mogłam uwierzyć, że to prawda! Wcale nie pragnęli spotkać się ze mną. Andzia przekazała im, że dobrze nam idzie, stąd też ich zaproszenie... Wygląda na to, że ja i moja rodzina nie mamy dla nich znaczenia!”.
/ 15.01.2024 18:24
smutna kobieta fot. Getty Images, Olga Rolenko

Najpierw się mnie pozbyli, bo bali się wstydu we wsi, a teraz się mną chwalili. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę im chodzi.

Miałam inne plany na życie

– Mamo, ciotka Andzia ponownie próbowała się z Tobą skontaktować – Natalka wyjrzała z własnej sypialni, kiedy tylko przekroczyłam próg domu. – Poprosiła, abyś do niej oddzwoniła.

– Czy coś wspominała? – zapytałam.

– Zainteresowała się, jak radzę sobie w szkole i kiedy zamierzamy ich odwiedzić – Natalka zrobiła krótką przerwę, a następnie zadała pytanie. – Zastanawiam się, dlaczego tak rzadko tam jeździmy? Wieś jednak ma swój urok.

Zamruczałam coś do siebie i skierowałam swoje kroki do kuchni. Natalka jest inteligentna, ale ma zaledwie dwanaście lat, nie ma potrzeby angażować jej w rodzinne konflikty i opowieści sprzed wielu lat. Szczególnie, że są one pełne bólu, a rany wciąż nie są zaleczone...

Kiedy zaszłam w ciążę, miałam niecałe 19 lat. Przygotowywałam się do matury, a w moich planach były studia. Robert, chłopak z miasta, w którym znajdowało się moje liceum, zdominował moje myśli i uczucia. Poznałam go właśnie tam. Często przychodził pod moją szkołę z kolegą, który był zakochany w jednej z moich koleżanek. Byłam przekonana, że to on jest tym, na kogo czekałam. Pewnego dnia Robert zwrócił się do mnie z pytaniem, czy nie znam może jakiejś fajnej knajpy w okolicy.

– Nie jestem pewna, co dla ciebie oznacza „fajna” – odparłam. – Tuż obok znajduje się bar wietnamski, a trochę dalej jest kawiarnia. Ale pewnie już o tym wiesz, bo jak mi się wydaje, twojego kumpla widziałam właśnie tam z Marzeną?

– Znasz Marzenę? – spytał, zabawnie pocierając ucho.

Wkrótce zrozumiałam, że to jego nawyk – robił tak zawsze, kiedy czuł się zdenerwowany.

– Nie znam jej zbyt dobrze, tylko razem gramy w siatkówkę – przyglądałam mu się.

Spodobał mi się. Wysoki brunet, z zadartym nosem. Jego fryzura była całkiem niezła – na pierwszy rzut oka zwykła, ale starannie ułożona.

– Hm... Czy lubisz kuchnię wietnamską? – zapytał, znów dotykając swoje ucho.

– Tak, ale nie mam teraz czasu, muszę iść do domu – odpowiedziałam szczerze. – Mój dom jest na wsi i następny autobus przyjeżdża dopiero za dwie godziny. Moja mama by się martwiła.

– A może jutro?– nie dawał za wygraną.

Przytaknęłam. Już na samym początku naszej pierwszej rozmowy zdałam sobie sprawę, że różni się od większości młodych mężczyzn, których miałam okazję poznać. Kształcił się w technikum budowlanym, co było jego prawdziwą pasją. Przyznał, że rozważa możliwość podjęcia studiów inżynierskich. Kiedy wyznałam, że również planuję studia, jednak z rachunkowości, wyraził zaskoczenie.

– Studentka na kierunku ścisłym – machnął ręką. – Jesteś zadziwiająca.

Rodzice się mnie wyrzekli

Zaiste, po zaledwie dwóch miesiącach regularnych spotkań, znaleźliśmy się razem w łóżku. Byłam przekonana, że to on jest tym jedynym. Nieszcześliwie, nasze pierwsze doświadczenie seksualne przyniosło poważne konsekwencje. I niestety, Robert nie był w stanie sobie z nimi poradzić.

– Co takiego? Spodziewasz się dziecka? – wybuchnął, gdy ze łzami w oczach ukazałam mu dwie kreski na teście. – Przecież robiliśmy to tylko jeden raz!

– No i to wystarczyło – rozpaczliwie szlochałam. – Byłam przekonana, że to dni niepłodne, że mogę...

– Przecież ja kończę szkołę i planuję studia!

– A co ze mną?! – nie dałam rady dłużej. – Pomyślałeś może to, co ja przeżywam?

Zdawałam sobie sprawę, że jest poddenerwowany, ale moje nerwy byłyjeszcze większe. To przede mną stało zadanie powiadomienia rodziców. Kiedy napisałam już ostatni egzamin, ujawniłam im prawdę. Byli wściekli.

– Jak można być tak nieodpowiedzialną – krzyczała matka. – Czy myślałaś o konsekwencjach? No i oczywiście, kto jest ojcem?

– Bez znaczenia, bo sama wychowam to dziecko – ogłosiłam z dumą.

– Samodzielnie?! Samodzielnie?! – krzyczał mój ojciec. – A co z nim? Zrobił i odstawił to na bok. Kim jest ten młodzieniec?

– To nie jest młodzieniec i nie zdradzę, kim jest – próbowałam zachować moc, ale nie mogłam znieść napięcia i zaczęłam płakać. – Ja chcę urodzić to dziecko! Wiem, że zrobiłam błąd, ale nie zdecyduję się na jego usunięcie.

– Przygarnąć do siebie bękarta? W żadnym wypadku! – ojciec uderzył w stół z irytacją.

Wyrzucono mnie z domu bez żadnych ceregieli. Wówczas uświadomiłam sobie, jak bardzo są obłudni. Co tydzień odwiedzali kościół, ale woleliby, żeby moja ciąża zakończyła się aborcją, zamiast przysporzyć im hańby. Dziewczyna z dzieckiem! Spakowałam walizkę, tłumiąc łzy strachu i upokorzenia... Miałam nadzieję, że pomoże mi chociaż siostra. Zawiodłam się.

– Nie myślałam, że się tak zachowasz – wyznała Andzia, opierając się o futrynę. – Przemyślałaś konsekwencje dla rodziny? Dla nas? Jestem starsza od ciebie i nie jestem mężatką. Co teraz? Kto zechce siostrę tej, która urodziła dziecko bez ojca?

– Żyjemy w XXI wieku – odparłam. – Czy naprawdę jesteś tak zacofana? Myślałam, że mnie wesprzesz, zrozumiesz...

– Co tu jest do rozumienia? – machnęła ręką. – Dałaś się ponieść emocjom, teraz musisz ponieść konsekwencje.

Tylko mój brat okazał się być dość rozsądny. Wsiadłam z nim do auta i pojechałam do centrum.

– Masz jakiś pomysł, jak to rozwiązać? – zapytał.

– Nie – odpowiedziałam, potrząsając głową. – Planowałam podjąć studia, ale teraz... Jestem całkiem bezradna.

– Rozważałem jedną opcję – Jacek wzdychał. –To moje skromne oszczędności. W sieci znalazłem kilka lokalizacji domów dla samotnych matek. Stoimy właśnie przy jednym z nich. Jednak… Myślę, że będzie dla ciebie lepiej, jeśli opuścisz to miejsce i uciekniesz daleko stąd. Jeśli zostaniesz, ludzie się o wszystkim dowiedzą.

– Czy ty też się mnie wstydzisz? – zapytałam, patrząc mu bezpośrednio w oczy.

– Nie, ale cóż takiego mogę zrobić? – zaniepokoił się. – Musisz zrozumieć, że to jest niewielka wieś. Jeżeli cię obronię, to i mnie przeklną. Przepraszam, siostra.

Musiałam radzić sobie sama

Zgarnęłam moją walizkę i skierowałam się do schroniska. Przyznałam, że zostałam wyrzucona z domu i nie mam gdzie się udać... Nie wspominałam jednak o moim stanie. W naszym małym mieście już wtedy funkcjonowała kawiarenka internetowa. Znalazłam dzięki niej adresy schronisk w Warszawie, koszty biletów, propozycje zatrudnienia.

Sprawdzałam również wymagania dotyczące rekrutacji na studia. Myślałam, że jeśli zaczęłabym studiować, jakoś bym sobie poradziła. Zdecydowałam się napisać do Roberta. Poinformowałam go, że zostałam wyrzucona z domu i planuję wyjazd. Odwiedził mnie w schronisku ostatniego dnia. Przyszedł z plecakiem.

– Przyznaję, przesadziłem, jednak nie zostawię cię samej – oznajmił. – Jedziemy wspólnie. Jeśli ty jesteś przekonana, że dasz sobie radę w dużym mieście, będąc w ciąży, bez środków do życia, to ja również sobie poradzę. Mam jakieś oszczędności, które rodzice przekazali mi na studia.

– Powiedziałeś im o tym? – zapytałam, czując ulgę, że jedzie ze mną.

– Jeszcze nie – odpowiedział, kiwając przecząco głową.

Nie prosiłam o więcej. Najważniejsze było to, że chciał ze mną być, że nie odszedł. Zaczęłam wierzyć, że sobie poradzimy. Nie była to prosta sytuacja. Oboje świeżo po szkole średniej, ja w stanie błogosławionym. Na nasze szczęście, zdaliśmy egzaminy na studia. On na politechnikę, ja na uniwersytet. Znaleźliśmy mały pokoik do wynajęcia, ale po dwóch miesiącach właścicielka zorientowała się, że jestem w ciąży.

– Nie zgadzam się na to, aby było tu dziecko – oznajmiła. – Nie wyrzucam was, ale musicie zacząć poszukiwanie nowego mieszkania. Wynajmuję pokoje studentom, nie mogę narazić ich na płacz dziecka za ścianą. Poszukajcie czegoś innego.

Nie byłam na nią zła. Zwłaszcza że to właściwie dzięki niej udało nam się znaleźć nowe miejsce do życia.

– Moja ciotka, starsza kobieta, ma wolny pokój do wynajęcia – oznajmiła. – Jest miłośniczką dzieci i zwierząt, a do tego ma mały ogródek. Rozmawiałam z nią i chętnie wam go udostępni. Ale muszę was ostrzec, jest bardzo religijna, a wy chyba nie jesteście małżeństwem?

Wierzyłam, że nam się ułoży

Rzeczywiście nie byliśmy, ale Robert całkowicie mnie zaskoczył.

– Do najbliższego wolnego terminu jest miesiąc – oznajmił jednego dnia, po powrocie z lekcji. – Nie możemy sobie pozwolić na organizację przyjęcia, ale przecież to nie jest najważniejsze.

– O co ci chodzi? – nie mogłam zrozumieć. – Jaki termin?

– Cóż... ślubu – niespodziewanie się zaniepokoił. – Czy... Czy zgodzisz się zostać moją żoną, prawda?

Być może nie były to najbardziej urokliwe zaręczyny na świecie, ale nawet teraz wspominam je z sentymentem. Podobnie jak małżeństwo – spokojne i bez obecności rodziny. Robert zdecydował się wyznać prawdę swoim rodzicom. Nie byli zadowoleni, ale zgodzili się na decyzję syna. Ja swoim rodzicom nie powiedziałam absolutnie nic. Prawdopodobnie przyjęliby mnie do swojego grona wiedząc, że zamiast nieślubnego dziecka czeka na nich potomek urodzony w małżeństwie, ale szczerze mówiąc, wcale mnie to nie obchodziło.

Moim teściom zawdzięczamy naprawdę wiele. Nieoczekiwanie, dużą rolę w naszym życiu odegrała również właścicielka naszego lokalu mieszkalnego. Kiedy tylko sytuacja tego wymagała, nie miała problemów z odroczonymi płatnościami. Zasugerowała, aby Robert, w zamian za część czynszu, zatroszczył się o utrzymanie porządku w jej ogrodzie, z którego korzystaliśmy również my, a także by zadbał o niezbędne naprawy w domu.

Największą jednak przysługę zrobiła mi, kiedy przyszła na świat Natalka. Właśnie kończyłam sesję egzaminacyjną pierwszego semestru i zastanawiałam się nad dalszymi krokami. Z reguły na pierwszym roku studiów nie dostaje się dziekanki, a przecież nie mogłam uczęszczać na wykłady z małym dzieckiem!

– Madziu, jak ty sobie radzisz? – zapytała pani Wiesia, kiedy wyszłam na chwilę do ogrodu z córeczką.

– Rzeczywiście mam sporo na głowie – odpowiedziałam z westchnieniem. – Z wykładami jakoś sobie radzę, ale prawdziwym wyzwaniem są ćwiczenia. Muszę na nie uczęszczać...

– Posłuchaj, mogę przecież w tym czasie zaopiekować się Natalką – rzuciła okiem na wózek i uśmiechnęła się. – Myślę, że coś jeszcze z tego pamiętam, w końcu miałam pięcioro dzieci. A także dwójkę wnuków wychowałam...

– Serio?! – zareagowałam z radością, ale natychmiast przyszedł czas na refleksję. – Czy na pewno sobie pani sobie poradzi? Nie śmiałabym nawet o to prosić, ale...

– Zobaczymy – odpowiedziała skinieniem głowy.

Poradziła sobie.

Tak,  pani Wiesia radziła sobie z tym lepiej niż ja, bo dla mnie każde pożegnanie z dzieckiem było ogromnym ciosem. Ale nie mieliśmy innego wyboru. Robert zdobywał wiedzę na studiach, a po zmroku dorabiał. I ja musiałam zdobywać nowe umiejętności. Wspólne początki były dla nas niezwykle trudne.

Dni kończyliśmy wykończeni, zmęczeni nauką, pracą i opieką nad naszą córeczką. Ubóstwo nieprzerwanie zaglądało nam w oczy. Rodzice Roberta również nie mieli wiele, więc mimo że nas wspomagali, żyliśmy bardzo skromnie. Od moich nie otrzymywałam żadnych wiadomości. Tylko raz brat odezwał się do mnie mailowo. Zapytał, jak sobie radzę... Wspomniał również, że Andzia wzięła ślub.

Nie odnosił się do tematu rodziców, a ja stwierdziłam jedynie, że daję sobie radę i że Natalka jest w pełni zdrowa. Czułam się z tym wszystkim niekomfortowo. Próbowałam udawać, że to wszystko jest mi obojętne, że rodziców skreśliłam już dawno z pamięci. Jednak nie było to prawdą. W żadnym razie o nich nie zapomniałam. Było mi przykro, że zostaliśmy potraktowani w ten sposób, ale czułam się jeszcze gorzej z myślą, że nie wykazywali najmniejszego zainteresowania tym, co się ze mną dzieje. Czy ciekawiło ich to, czy w ogóle jeszcze żyję? Przecież upłynęły już ponad dwa lata od mojego wyjazdu!

Rozpoczęliśmy nowy etap życia

Mój mąż zdecydował w końcu o otwarciu własnej działalności. Niesamowicie go w tym wspierałam! Na szczęście, relacje między mną a Robertem układały się doskonale. Być może wpłynęło na to ciężkie położenie materialne, albo fakt, że nieustannie byliśmy zapracowani i nie zdarzało nam się kłócić o błahe sprawy.

Ten czas przebiegł więc bez jakichkolwiek problemów, a my wciąż potrafiliśmy cieszyć się każdą minutą wspólnie spędzonego czasu. Zdołaliśmy ukończyć studia. Robert miał co prawda roczne opóźnienie, ponieważ w pewnym momencie postanowił zająć się firmą, wszystko poszło jednak jak po maśle.

– Ze mnie robi kozła ofiarnego, a sam wydziela sobie tłuste kąski – gniewał się na swojego przełożonego. – Do tego jeszcze oszukuje klientów, skąpi na surowcach. Wypróbuję, jak to jest na własnej skórze. Mam doświadczenie w pracy, orientuję się w sytuacji na rynku. Rozmawiałem z kolegami. Elektryk i malarz zadeklarowali swoją pomoc.

Rozpoczął więc pracę na własną rękę. Bywały momenty, gdy musiał dokonywać wyboru pomiędzy zdobywaniem wiedzy a przeprowadzaniem remontów – wówczas zastanawiałam się nad tym, czy nie przekonać go do rezygnacji. Zapewniał mnie jednak, że to tylko rok, a potem skończy studia. I dotrzymał obietnicy. Trafił doskonale. W tamtym okresie, ludzie szaleli na punkcie kupowania mieszkań, a solidni rzemieślnicy byli na wagę złota. Szczególnie, że wielu z nich emigrowało, co zmniejszyło konkurencję.

Robert oferował atrakcyjne stawki, jego praca była solidna i wielu klientów go chętnie rekomendowało. Natalka miała zaledwie sześć lat, gdy podjęliśmy decyzję o zakupie domu. Część kosztów pokryliśmy kredytem, lecz biorąc pod uwagę zarobki Roberta, raty nie wydawały nam się nadmiernie wysokie. Ja sama odpowiadałam za księgowość, więc miałam jasny obraz tego, jak dobrze pracuje nasza firma!

Nagle z przeciętnych studentów przemieniliśmy się w posiadaczy domu. Byliśmy zdrowi, bez finansowych problemów – nieraz zdawało mi się, że to wszystko to tylko iluzja, że to nie jest prawda. Czułam się szczęśliwa. No, może z wyjątkiem chwil, gdy na myśl przychodzili mi rodzice. Któregoś dnia, kiedy robiłam zakupy, natknęłam się na Andzię.

– Co ty tu robisz? – zapytałam zdumiona, gapiąc się na moją siostrę.

Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam.

– A co z tobą? – odwzajemniła moje zdziwienie, oceniając mnie spojrzeniem.

– Mieszkam tutaj – odparłam ze spokojem.

Oczywiście, nie miała o tym pojęcia, bo przecież kompletnie jej nie interesowałam!

– Od niemal dziesięciu lat. Wyrzucono mnie z domu i zmuszono do radzenia sobie na własną rękę. Pamiętasz?

Gwałtownie wstąpił we mnie smutek.

– Wydaje mi się, że poszło ci nieźle, co? – skwitowała, jakby z nutą zazdrości, oceniając moje obuwie.

Rzeczywiście, dopiero co kupiłam ekskluzywne włoskie kozaki. Właściwie to Robert obdarował mnie nimi na urodziny, mimo mojego sprzeciwu, ponieważ były dość kosztowne. Ale zapewniały komfort i były stylowe. Mimo że zazwyczaj nie popisuję się markową odzieżą, niespodziewanie odczułam pragnienie zrobienia na Andzi wrażenia.

– Rzeczywiście, cieszę się moim życiem – odparłam zadowolona. – Zostałam matką, wychowuję córkę z ojcem naszego dziecka. Mamy firmę, dom, radzimy sobie dobrze. A co u ciebie?

Zauważyłam, jak ze złości przygryza swoją wargę i z smutkiem pomyślałam, że przez cały czas, kiedy dzieliłyśmy mieszkanie, nie dostrzegłam u niej materializmu. Zaczęłam się zastanawiać, czy u naszych rodziców również przeoczyłam tę małostkowość.

– Wyszłam za mąż, wychowuję dwóch chłopców, a obecnie oczekujemy na przyjście na świat naszej córeczki – oznajmiła, delikatnie głaszcząc swój brzuszek. – Zamieszkaliśmy z rodzicami, a teraz planujemy postawienie własnego domu – rzuciła na mnie niepewne spojrzenie. – Może do nas przyjedziecie? Rodzice byliby zachwyceni.

– Zostaliśmy wyrzuceni z domu – przypomniałam jej. – Ty również nie próbowałaś nas zatrzymać…

– Nie przejmuj się, to przeszłość – odparła machając ręką. – Naprawdę byli o was zmartwieni.

– I przez tyle lat nie podjęli żadnej próby kontaktu ze mną? – zapytałam ze zdumieniem.

– No cóż, wiesz, są już w podeszłym wieku... Ale czasem o tobie rozmawialiśmy. Naprawdę powinnaś nas odwiedzić. Podaj mi swój numer, jeśli będę kiedyś znowu w Warszawie, to z przyjemnością do ciebie wpadnę.

Liczyli tylko na pieniądze

Zrelacjonowałam mężowi całe zdarzenie po powrocie do domu. Dostrzegł, że jestem wyraźnie poruszona.

– Uważam, że powinnaś z nimi porozmawiac – zaproponował.

– Czy ty oszalałeś? – wybuchnęłam. – Po tym jak wyrzucono mnie z mojego własnego domu, jak ignorowano mnie przez tyle lat?

– Jednak to ciągle cię dręczy – tłumaczył spokojnie, jednocześnie głaszcząc moją dłoń. – Należy uregulować stare sprawy. Po co utrudniać sobie życie?

Nie zdążyłam tego przemyśleć, bo już kolejnego dnia rozległ się dzwonek telefonu. To była moja matka, która od razu się rozpłakała. Twierdziła, że tęsknili za mną do tego stopnia, iż cały czas zastanawiali się, gdzie mnie szukać. Prosiła, abyśmy do nich przyjechali. Ja również najpierw zapłakałam jak małe dziecko, a później poczułam ulgę. Jak cudownie było ponownie usłyszeć jej głos! Nagle ten ciągły ból gdzieś zniknął, smutek roztopił się w radości. Bez wahania przyjęłam propozycję odwiedzin.

Przywitali nas z radością. Dociekliwie pytali o nasze zajęcia, mama była wyraźnie urzeczona Natalką, a ojciec rozmawiał z Robertem na temat budownictwa. Ja zaś słuchałam historii przekazywanych przez mamę, Andzię i Jacka. Niespodziewanie usłyszałam, jak ojciec skarży się na wygórowane ceny materiałów, a Robert zaoferował swoją pomoc w zdobyciu ich za niższą cenę.

– Ale to niewiele zmienia – ojciec kiwnął głową – Właściwie nie mamy nic. Musimy zastanowić się nad pożyczką...

Nagle poczułam, jakby krew zastygła w moich żyłach. Przez chwilę ujrzałam rzeczywistość w pełnym świetle, bez cienia nostalgii czy ciepła domowego ogniska. Musiałam na moment opuścić pokój, bo czułam, że zemdleję. Uderzyła we mnie pełną siłą prawda, którą rodzina nieustannie wtłaczała mi do głowy: brakuje im pieniędzy, muszą skończyć remont domu, syn Andzi nie posiada roweru, a samochód ojca wkrótce się rozpadnie. Oni oczekiwali, że to my dostarczymy im środków!

Na dworze wykonałam kilka głębokich oddechów. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda! Wcale nie pragnęli spotkać się ze mną. Andzia przekazała im, że dobrze nam idzie, stąd też ich zaproszenie... Wygląda na to, że ja i moja rodzina nie mamy dla nich znaczenia! Nie wiem, czemu nie trzasnęłam drzwiami już wtedy, nie zażądałam natychmiastowego powrotu do domu. Prawdopodobnie dlatego, że Natalia cieszyła się z pobytu u babci, Robert korzystał z odpoczynku na wsi, a ja przebywałam w domu rodzinnym. To zapewne z tego powodu spotykamy się wciąż z nimi od czasu do czasu.

Zawsze przywozimy ze sobą upominki. Udzieliliśmy też ojcu pożyczki na auto, której do chwili obecnej nie zaczął jeszcze spłacać. Jednak z radością pokazuje nas w okolicy, chwaląc się swojej rodzinie i znajomym wspaniałą córką, w której zawsze miał niezachwianą wiarę.

Nie mamy wpływu na to, jaka jest nasza rodzina, i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Niemniej jednak, ciężko mi znieść te wszystkie pokazy. Jedyne co udało mi się zyskać, odkąd moi rodzice z radością mnie odzyskali, a raczej dostęp do mojego konta, to fakt, iż coraz mniej cierpię. Zaczynam nawet dochodzić do wniosku, iż dobrze, że mnie wtedy odesłali.

Gdybym tu została, prawdopodobnie nie miałabym dziś swojego cudownego, pełnego miłości świata. Możliwe, że nie miałabym nawet rodziny, bo nie jest pewne, czy Robert zdecydowałby się na małżeństwo. Tylko on i Natalka są dla mnie prawdziwą rodziną.

Czytaj także:
„Moje małżeństwo było na skraju upadku. Nie sądziłem, że to teściowej będę wdzięczny za to, że wciąż jestem mężem”
„Błagałam matkę, by nie sprzedawała rodzinnego majątku za grosze. Po 30 latach muszę spłacać jej długi”
„Dziadek wziął w tajemnicy ślub z kobietą młodszą o 20 lat. Jestem pewna, że ona chce go oskubać z kasy”

Redakcja poleca

REKLAMA