„Błagałam matkę, by nie sprzedawała rodzinnego majątku za grosze. Po 30 latach muszę spłacać jej długi”

Kobieta z medalionem fot. iStock by GettyImages, dolgachov
„W lombardzie, za ladą, zauważyłam mężczyznę w średnim wieku. Być może był odrobinę starszy ode mnie. Możliwe, że zbliżał się do sześćdziesiątki. Jego włosy z tyłu były nieco przydługie jak na mój gust, ale było mu z tym do twarzy. Pamiętałam, że podobnie je nosił, kiedy był nastolatkiem”.
/ 11.01.2024 14:30
Kobieta z medalionem fot. iStock by GettyImages, dolgachov

Lombard był dla mnie synonimem straty. Jednak niedawne zdarzenia sprawiły, że musiałam przejrzeć na oczy.

Często wspominam ten dzień – to było południe. Jakoś w połowie kwietnia – kiedy usłyszałam za oknem dźwięk syreny karetki. Wyjrzałam – ratownicy medyczni wyjmowali właśnie nosze i przeciskali się do naszej klatki schodowej. Wkrótce potem usłyszałam liczne głosy na klatce. Kiedy ponownie spojrzałam, ratownicy wchodzili właśnie do domu Marysi, mojej przyjaciółki i sąsiadki.

Zostawili drzwi otwarte, więc zdecydowałam się wejść do środka. Syn Marysi – 16–letni Rysiek, leżał na ziemi i się trząsł. W końcu ratownicy medyczni położyli go na noszach i zawieźli do szpitala.

– Mogę ci jakoś pomóc? – zapytałam, gdy Marysia ubierała się, aby pojechać z synem do szpitala.

Spojrzała na mnie z desperacją w oczach.

– Och, mam nadzieję, że wyjdzie z tego. Sprzedał aparat Tadeusza, żeby mieć pieniądze na dopalacze. Nigdy tego mu nie wybaczę.

– Sprzedał? – zdziwiłam się bardzo.

– Zabrał go dzisiaj rano. Proszę, zamknij drzwi. I zgaś ogień pod zupą.

I wybiegła z mieszkania.

Sprzęt fotograficzny należący do zmarłego męża Marysi, to była klasyczna Lica z 1937 roku. Tadeusz używał jej do uwieczniania najważniejszych dla nich momentów, a następnie sam wywoływał te zdjęcia w ciemni, którą urządził w łazience. Byłam pewna, że mimo iż technologicznie aparat był przestarzały, to dla Marysi miał olbrzymią wartość.

Wyłączyłam gaz, zamknęłam drzwi na klucz, a następnie wróciłam do swojego mieszkania. Zaczęłam się zastanawiać: Rysiek nie sprzedałby tak łatwo tego aparatu. Wszystko, co mógł zrobić, to oddać go do lombardu.

Sama myśl o tym wywoła we mnie mdłości. Lombardy budziły we mnie odrazę. Jednak nie było innego wyjścia. Musiałam stanąć na wysokości zadania i wesprzeć przyjaciółkę. W końcu niejednokrotnie to ona mnie wspierała. Pomyślałam, że chłopak udał się do najbliższego lombardu, a niegdyś komisu, który mieścił się dwie przecznice dalej. Pomimo zmieniającego się krajobrazu, nowo powstających sklepów, ten punkt trwał od lat w tym samym miejscu i należał do jednej rodziny.

Od najmłodszych lat uważałam, że są czymś w rodzaju rodziny wampirów, która żywi się ludzkim nieszczęściem. Nawet kiedy dorosłam, nigdy nie przekroczyłam progu tego miejsca. Ale tamtego dnia nie miałam wyboru. Zebrałam się na odwagę i otworzyłam drzwi.

Ostatni raz widziałam go jak był nastolatkiem

Pomieszczenie było duże, wzdłuż ścian ustawione były szafy i otwarte regały pełne różnego rodzaju przedmiotów, które ludzie oddawali tu "na pewien czas". Radioodbiorniki, narty, pierścionki, obrączki. Kryształy, obrazy. Zdarzyło mi się odwiedzić kilka innych lombardów, położonych w centrum miasta, w których znajdował się jedynie sprzęt elektroniczny. Jednak tutaj... tutaj ludzie zostawiali swoje wspomnienia.

Za ladą, zauważyłam mężczyznę w średnim wieku. Być może był odrobinę starszy ode mnie. Możliwe, że zbliżał się do sześćdziesiątki. Nosił duże, rogowe okulary, które zdobiły jego smukłą twarz. Włosy z tyłu miał nieco przydługie jak na mój gust, ale było mu z tym do twarzy. Pamiętałam, że podobnie je nosił, kiedy był nastolatkiem. Podniósł się, gdy tylko mnie zobaczył.

Poczułam, że chcę uciec z tego miejsca, ale po chwili opanowałam napad paniki. W końcu to, że go zapamiętałam, nie oznacza, że on też mnie rozpozna. Mimo to cała zesztywniałam.

– Witam – rzekł przyjemnym tonem. – W czym mogę pomóc?

– Witam. Syn mojej koleżanki zastawił tutaj wczoraj stary sprzęt fotograficzny. Przyszłam go wykupić. Niestety nie mam paragonu. Chłopiec trafił do szpitala. Za pieniądze z transakcji kupił dopalacze, a teraz walczy o życie w szpitalu.

Mężczyzna miał na imię Antoni – tak wynikało z identyfikatora na ladzie – przechylił delikatnie głowę na bok.

– Przykro mi to słyszeć. Niemniej jednak odnoszę wrażenie, że obwinia mnie pani za problemy syna swojej przyjaciółki.

– Nigdzie indziej nie dostałby gotówki – odparłam. – Zastawił wyjątkowy przedmiot. To bardzo ważna pamiątka...

– Lecz nie u mnie.

– Twój lombard jest najbliżej, na pewno przyszedł tutaj.

– Rzeczywiście, ale ja nie przyjąłem tego aparatu.

– Dlaczego? To dość drogi gadżet.

Mężczyzna jedynie westchnął i zaczął spokojnie wyjaśniać.

– Podejrzewałem, że to, co przyniósł, nie należało do niego. Na wstępie powiem, że nie jestem paserem. Dodatkowo chłopiec nie był pełnoletni. Mam swoje zasady.

Zaśmiałam się. Nie potrafiłam już ukryć swojego irytacji. Byłam pełna niechęci i gniewu. Częściowo dlatego, że teraz nie miałam pojęcia, co teraz powinnam zrobić. Gdzie ten durny dzieciak mógł zastawić aparat?

– Ale jeśli pani chce, mogę spróbować go odnaleźć...

Na początku chciałam mu powiedzieć, że to nie jest konieczne. Doskonale dam sobie radę sama. Ale pamiętając radę Marysi, najpierw wzięłam głęboki oddech, żeby oczyścić umysł od negatywnych emocji. To zadziałało.

– Bardzo by mi pan pomógł – odpowiedziałam.

Na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech. Zasunął rolety sklepu i zaczął dzwonić do innych lombardów, pytał o rzeczony aparat. Tymczasem ja przeglądałam przedmioty, które ludzie zostawiają jako zabezpieczenie. I serce mi krwawiło. Wiele z nich to jedyne pamiątki po bliskich osobach, lepszych czasach. Musiało być im ciężko zastawić je w lombardzie. Doskonale o tym wiedziałam. Z własnego doświadczenia.

32 lata trzymał te rzeczy w lombardzie

Gdy przekroczyłam próg tego miejsca, dopadła mnie przeszłość. Czułam się, jakbym była znowu małą dziewczynką, stojącą pomiędzy miniaturkami, dębowymi krzesłami i egzotycznymi lampami, obserwującą, jak jej matka kawałeczek po kawałeczku zostawia tu swoje serce. Zastawia swoją pamiątkową biżuterię, luksusowe flakony od Lalique'a, srebrne pudernice, jedwabne chusty i cenne antyczne koronki.

Pozbywała się ich za niewielkie kwoty, nieadekwatne do rzeczywistej wartości tych przedmiotów, lecz mimo to zawsze brakowało nam pieniędzy, by je odkupić. Prawdopodobnie dlatego jestem tak oszczędna. Kiedy mam coś kupić, oglądam dosłownie każdą złotówkę. I to dwa razy. Jeśli kiedyś nadejdą trudne czasy, nie chcę rezygnować z tych przedmiotów, które są dla mnie najcenniejsze.

Dzisiaj nie mam już zresztą żadnego przedmiotu czy cennej pamiątki, której utrata równałaby się stracie części duszy. To już przeszłość.

– Mamy to – usłyszałam głos właściciela lombardu. – Mój współpracownik obiecał, że go nie sprzeda. Twoja koleżanka może w każdej chwili wykupić aparat za czterysta złotych. Odda za tyle, ile zapłacił chłopakowi. Zrozumiał, że popełnił duży błąd, biorąc coś od tego chłopca. Nie chce mieć z tym więcej problemów.

– To nie ma jasno określonego terminu wykupu zastawu? – zdziwiłam się.

– Często tak jest, lecz zdarza się, że klienci, chcąc dostać wyższą cenę, po prostu sprzedają sprzęt. Bez możliwości wykupu za ustaloną cenę. Tak zrobił ten chłopak.

"Bezmyślny dzieciak bez odrobiny empatii" – pomyślałam.

– Jaki jest termin wykupu u pana?

Spojrzał na przedmioty, które stały na półkach i w gablotach.

– To zależy. Od tygodnia aż do nieskończoności – odpowiedział po chwili zastanowienia.

– Słucham? – spytałam zaskoczona.

– Są takie przedmioty, których nie mam odwagi sprzedać. Czekają więc na swoich właścicieli, aż ci w końcu po nie przyjdą. Może to trwać rok, pięć lat... – zrobił pauzę i spojrzał w moją stronę. – Trzydzieści dwa lata.

– Trzydzieści dwa lata?

Muszę przyznać, że ten facet mnie zaintrygował. Jestem siedem lat po rozwodzie i przez ten czas kultywowałam w sobie urazę do mężczyzn. Niemniej jednak coraz bardziej doskwierała mi samotność. Nawet moja dorosła córka, studiująca na uniwersytecie, coraz bardziej naciskała na mnie, bym przestała unikać mężczyzn. Często powtarzała, że "nie każdy mężczyzna jest takim samolubnym błaznem jak mój ojciec".

Usiadłam na jedynym dostępnym krześle i z niecierpliwością czekałam na jego powrót. Właściciel lombardu na chwilę zniknął za drzwiami na zaplecze, po czym powrócił, niosąc małe pudełko.

– Kiedy jeszcze byłem nastolatkiem do lombardu przyszła nasza stała klientka. Zastawiała drogie przedmioty, ale nigdy ich nie odbierała. Często przychodziła wraz ze swoją córką. Nieraz ta młoda dziewczyna spoglądała na mnie, a w jej oczach błyszczało jasne światło. Chciałem do niej zagadać, lecz... niestety. Nigdy nie zebrałem się na odwagę– powiedział z uśmiechem pełnym smutku.

– Proszę mówić dalej… – poprosiłam spokojnym tonem.

– Pewnego dnia ta kobieta oddała kolejny przedmiot pod zastaw. I wtedy ta dziewczyna zaczęła płakać – kontynuował. – Błagała matkę, by nie zastawiała jedynej pamiątki, jaka została jej po babci. Powiedziała, że pewnego dnia znajdzie pracę i będzie mogła odkupić tę pamiątkę. Ten widok sprawił, że dosłownie pękło mi serce. Niestety wszystko wskazywało na to, że jej matka była zdesperowana.

Ojciec wziął medalion, zapłacił uczciwie. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu, ta mała dziewczynka spojrzała na mnie i miałem wrażenie, jakby zgasło jej wewnętrzne światło. Tego samego dnia schowałem medalion. Chciałem go oddać jej w sekrecie, ale nigdy więcej jej nie zobaczyłem. Przez wiele lat wyobrażałem sobie, że pewnego dnia pojawi się w lombardzie i po prostu oddam jej pamiątkę po babci. I zobaczę ponownie światło w jej oczach.

Antoni rozchylił wieko pudełka, w którym spoczywał medalion należący do mojej babci.

– Byłam pewna, że został sprzedany dawno temu – słowa uwięzły mi w gardle. Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Doskonale pamiętałam tamten dzień, ból i desperacja.

– Rozumiem – odparł delikatnie.

Przyłożył do mojej szyi babcin medalion.

– Ile oczekujesz w zamian? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.

Uśmiechnął się.

– Znowu widzę ten blask w twoich oczach. To mi wystarczy... Ale oczywiście, są pewne dodatkowe warunki. Obiad?

No cóż, długi powinno się spłacać, prawda?

Czytaj także:
„Opiekuję się zrzędliwą ciotką w zamian za mieszkanie. Kiedy ta stara zołza się przekręci, wszystko będzie moje”
„Rodzice pchają mnie do żeniaczki, a ja mam raptem 35 lat i nie przepadam za kobietami. Powinienem wyjawić im prawdę”
„Chciałam żeby chłopak mojej córki się jej oświadczył. Uknułam sprytną intrygę i niemal doprowadziłam do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA