„Rodzice wychowują swoje dzieci na małych ignorantów. Byłam w szoku, gdy małolaty dzieliły się na lepszych i gorszych”

smutny chłopak fot. Adobe Stock, Roman Bodnarchuk
„Stasiek nie będzie miał urodzin? Nikt nie potwierdził udziału w przyjęciu dla ośmiolatka? No cóż, może dzieciak nie był lubiany, ale tak go wystawić…? To już przesada. Przecież dzięki tym urodzinom istniała szansa na integrację dzieci”.
/ 27.02.2023 09:15
smutny chłopak fot. Adobe Stock, Roman Bodnarchuk

W szkole wszyscy narzekali na Stasia. Nauczyciele, uczniowie, rodzice uczniów. Że przeszkadza w lekcjach, że nie daje się skupić innym dzieciom, że wytrąca nauczycieli z rytmu, bo na nim muszą skupiać uwagę przez trzy czwarte lekcji, zamiast na tym, czego powinni nauczać.

Mój syn, gdy wracał ze szkoły, też narzekał. Że Stasiek znowu krzyczał albo się śmiał, choć nie było z czego. Że pani już nie wie, co z nim zrobić, a to dopiero pierwsza klasa. Po zebraniu w szkole mama Stasia szybko wyszła, a reszta rodziców długo dyskutowała, jak to zrobić, żeby go przenieść do innej klasy, a może nawet do szkoły specjalnej, bo normalny to on nie jest, normalne dzieci się tak przecież nie zachowują. Kamil mówił, że Staśka nikt w klasie nie lubi, nikt nie chce się z nim bawić, bo nie wiadomo, czy ten się uśmiechnie, czy poczęstuje kuksańcem. Nieprzewidywalny był jak pogoda w lipcu.

Dyskusje z nauczycielami niewiele dały. Prośby nie działały. Pedagog obiecywała, że będzie przeprowadzać rozmowy z problematycznym uczniem. Nauczyciele zasłaniali się stwierdzeniem, że pewne dzieci po prostu potrzebują więcej czasu na asymilację z grupą. A mama Stasia z zakłopotaną miną szybko wychodziła ze szkoły, gdy przyprowadzała i odprowadzała syna na lekcje. Tak jakby nie chciała się z nami kontaktować, jakby wiedziała, co chcemy jej powiedzieć i że miłe to nie będzie.

W jej głosie usłyszałam smutek

Dlatego zdumiałam się, gdy któregoś dnia Kamil przyniósł zaproszenie na urodziny do „strasznego” Stasia. Miały się odbyć w parku trampolin. Kamil uwielbiał skakać na trampolinach, ale miał opory.

– Nie lubię go, nie chcę się nim spotykać po szkole – mruknął.

– No trudno, kochany, to transakcja wiązana – rozłożyłam ręce. – Skoro to urodziny Stasia, albo idziesz i bawisz się razem z nim, albo rezygnujesz z trampolin.

– No to idę… Prezent też muszę dla niego wybrać?

– A nie chcesz?

Zmarszczył brwi, ściągnął usta i uśmiechnął się.

– Chcę.

Zadzwoniłam do mamy Stasia, żeby potwierdzić obecność Kamila, po czym wybraliśmy się do centrum handlowego. Synek ganiał od sklepu do sklepu, gdzie buszował wśród półek, szukając czegoś dla Staśka i dla siebie przy okazji, bo miał nadzieję, że naciągnie mnie na jakiś mały zakup. Cwaniaczek. Kiedy wracaliśmy do domu z wielkim pudełkiem zawierającym grę planszową, która zdaniem sprzedawczyni wciąga na długie godziny, zadzwoniła mama Stasia.

– Bardzo przepraszam, ale jestem zmuszona odwołać przyjęcie…

– Coś się stało? Staś się rozchorował? Mogę jakoś pomóc?

– Nie… po prostu… – westchnęła ciężko. – Kamil jest jedynym dzieckiem, które potwierdziło udział w przyjęciu, a żeby je zorganizować, musi być przynajmniej dziesięcioro gości… – w głosie kobiety słyszałam zażenowanie i smutek.

Mnie też było przykro. Stasiek nie będzie miał urodzin? Nikt nie potwierdził udziału w przyjęciu dla ośmiolatka? No cóż, może dzieciak nie był lubiany, ale tak go wystawić…? To już przesada. Przecież dzięki tym urodzinom istniała szansa na integrację dzieci.

Spojrzałam na mojego syna. Pewnie byłby załamany, gdyby się dowiedział, że jego przyjęcie urodzinowe trzeba odwołać, bo nikt nie chce na nie przyjść. Aż mi się serce skurczyło na samą myśl.

– Hm… Wie pani co, my już i tak mamy prezent dla Stasia… Może więc wpadniemy i go wręczymy? – zaproponowałam.

– Sama nie wiem… – mama Stasia nie była przekonana. – To znaczy czy to naprawdę nie będzie problem… Bo mogę Kamila i panią zaprosić do domu, jeśli tylko…

– Ależ oczywiście! Proszę mi przesłać adres, przyjdziemy, damy Stasiowi prezent, odśpiewamy „Sto lat”, przecież bez tego urodziny się nie liczą!

Kamil nie był zadowolony z takiej zamianki. „Poświęcił się” ze względu na trampoliny, a teraz wpakowałam go na minę. Ma spędzić czas sam na sam z kolegą, za którym nie przepadał, i to u niego w domu?

– Nie chcę.

– Synku, ale pomyśl, jak Staś się czuje w tej sytuacji. Tylko ty zgodziłeś się przyjść, już to jest przykre, wszyscy inni odmówili. Chciałbyś mieć takie urodziny? Bez gości?

– Mamo, ale dziwisz się? Jego nikt nie lubi! Nawet trampoliny nie podziałały. Pewnie przez Michała. On rządzi wśród chłopaków i powiedział, że jak ktoś pójdzie, to on już nie będzie się z nim kolegować. Każdy chce trzymać z Michałem.

– Ty też?

Wzruszył ramionami.

– Ja jestem dobry w gry, więc mu się nie opłaca ze mną kłócić…

Nie mieściło mi się to w głowie

To była pierwsza klasa podstawówki, a już zaczynały się grupki, stronnictwa, podziały i układy. Coś, co sama pamiętałam ze szkoły. Kujonki kontra ładne dziewczynki. Blondynki kontra reszta. Piłkarze kontra ci, co nie umieli grać w piłkę. Nie podobało mi się to. W codziennym życiu dość jest rozłamów, które tworzyliśmy my, dorośli. I tego uczyliśmy nasze dzieci. Podziałów zamiast budowania mostów. Wyśmiewania zamiast docenienia.

Odpychania zamiast wyciągania ręki do zgody. Lekceważenia cudzych zainteresowań, umiejętności, problemów. Egocentryzmu zamiast empatii. Nie chciałam, by mój syn taki był. Dlatego poszliśmy na urodziny „strasznego” Staśka. Chciałam zobaczyć, jak Staś zachowuje się poza szkołą, i jeśli będzie źle, może ustalić coś z jego mamą. Pożyjemy, zobaczymy.

Mieszkanie było malutkie. Kawalerka, w której wydzielono niewielką sypialnię dla Stasia. Jego mama spała w pokoju, który pełnił zarazem funkcję salonu i jadalni.

– Przepraszam, mamy niewiele miejsca… – tłumaczyła się kobieta.

Uśmiechnęłam się.

– My mamy raptem o jeden pokój więcej.

Złożyliśmy życzenia Stasiowi, Kamil wręczył mu grę oraz słodycze. Jubilat aż pokraśniał z radości. Że jednak ktoś przyszedł, że dał mu prezent. Może nawet ucieszył się, że to właśnie Kamil, choć nadal popatrywał na niego niepewnie, jakby z niedowierzaniem. To mój zniecierpliwiony syn zapytał, czy Staś chce z nim zagrać. Jak znam moje dziecko, chciał po prostu wypróbować nową grę, a nie wyratować kolegę z niezręcznej sytuacji, ale liczy się efekt. Chłopcy zniknęli za drzwiami dziecięcego pokoiku, a my usiadłyśmy przy kawie.

Boi się, że znów zostanie sam

– Dziękujemy za zaproszenie – zaczęłam.

– A ja bardzo dziękuję, że Kamil przyszedł. To było naprawdę przykre, gdy wszyscy inni odmówili. A liczyłam, że dzięki temu przyjęciu Stasiek się przełamie i znajdzie jakiegoś kolegę… On tak reaguje od czasu śmierci swojego taty… – kobieta otarła szybko oczy, uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Odpycha innych, nie chce się do nikogo zbliżyć, żeby nie cierpieć, gdy go straci… Od prawie roku chodzimy na terapię i zaczyna do niego docierać, że nie wszyscy od razu umierają czy znikają, ale przed nami jeszcze długa droga…

Zalała mnie fala współczucia. Biedna kobieta, biedny mały… Kiedy sześciolatek traci ojca, ma prawo zachowywać się irracjonalnie. Dorośli często nie radzą sobie z własnymi emocjami po przeżytych tragediach, a co dopiero dziecko, któremu świat się zawalił. Ona zaś straciła męża, a nie może w spokoju odbyć żałoby, bo martwi się o syna.

– Może warto by powiedzieć o tym wychowawczyni? – zasugerowałam łagodnie mamie Stasia.

– Wie, że mój mąż nie żyje.

– Ale może nie wie, że Staś wciąż się z tym nie pogodził. Inaczej na niego spojrzy, a i dzieciaki może zrozumieją więcej… Bardzo pani współczuję, nie miałam pojęcia, przez co oboje przeszliście…

Naraz rozległy się krzyki. Pobiegłyśmy do pokoiku Stasia, gdzie odkryłyśmy, że to okrzyki emocji. Chłopcy wciągnęli się w grę. Do tego stopnia, że po trzech godzinach nadal ciężko mi było zabrać syna do domu.

– Wiesz, mamo, ten Stasiek poza szkołą wcale nie jest taki straszny – oznajmił zdziwiony Kamil.

– To może znów go odwiedzimy? I zaprosisz jeszcze kogoś z klasy, żeby też się przekonał, jaki jest Staś? – spytałam ze ściśniętym gardłem.

Ja wracałam do domu, w którym czekał na mnie mąż. Karolina i Staś zostali sami…
Kilka dni później wybraliśmy się na lody, zapraszając Stasia i jeszcze jednego kolegę z klasy. Uśmiechałam się, patrząc, jak chłopcy nawiązują nić porozumienia.

Staś był ostrożny niczym dziki kot, ale na pewno nie zamierzał się bić czy wyzłośliwiać. Więc zorganizowałam kolejne takie spotkanie, a on powolutku wychodził ze swojej skorupy. Pod koniec roku szkolnego miał już kilku kolegów w klasie. Pewnie zawsze pozostanie nieco wycofany, no ale za to mój Kamil był hej do przodu, więc świetnie się uzupełniali. Chyba udało mi się podłożyć podwaliny pod chłopięcą sztamę, być może zaczątek prawdziwej męskiej przyjaźni, takiej, która przetrwa lata.

Racja, mogłam sobie pogratulować

– Nie wiem, jak mam ci dziękować… – Karolina, mama Stasia, którą bardzo polubiłam, uściskała mnie tuż po rozdaniu świadectw, gdy Kamil i Staś wraz z kilkorgiem innych dzieci pobiegli do pobliskiej lodziarni.

– Mnie? To zasługa samego Stasia, że wpuścił do swojego świata Kamila, a potem kolejne osoby. Będzie coraz lepiej, zobaczysz – powiedziałam.

– Dzięki wam, nie umniejszaj swojej roli. Gdyby nie ty i Kamil, mój syn dalej byłby odludkiem, odszczepieńcem, dziwakiem, dalej odstraszałby inne dzieci, a sam by cierpiał.

Racja, mogłam sobie pogratulować. Niby nic, ot, poszłam z synem na urodziny jego nielubianego kolegi, a ile dobra z tego wyniknęło. Wystarczyło zachować się przyzwoicie, by pogubiony chłopiec odnalazł radość w swoim życiu. Z kolei Kamil nauczył się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. No i jeszcze zyskałam dobrą koleżankę. Same plusy.

Czytaj także:
„Gdy miałam 8 lat, moja mama zniknęła. Cierpiałam nie wiedząc, co się stało. Dziś już wiem i wcale nie jest mi łatwiej”
„Mój syn i synowa podrzucają mi wnuczkę z dnia na dzień, mając gdzieś moje plany. Za bardzo kocham Hanię, by odmówić”
„Wiem, że wiele matek nie lubi dziewczyn swoich synów, ale ona jest okropna. To przez nią mój syn został aresztowany!”