Mój szczęśliwy dom zawalił się, kiedy miałam osiem lat. Wróciłam ze szkoły radosna jak młody wróbel. Cieszyłam się, że do końca roku szkolnego został już tylko tydzień, i że czeka mnie wyjazd nad morze z mamą i tatą. Obiecali jeszcze zimą, że te wakacje spędzimy we troje! W szatni czekała na mnie babcia; miała czerwone oczy i trzęsły się jej ręce, gdy pomagała mi założyć plecak.
– Znowu migrena? – zapytałam, bo już wiedziałam, jak się nazywa ten ból głowy, który babcię i mamę kładzie na kanapę i każe im tam leżeć przy opuszczonych żaluzjach.
– Znowu – odpowiedziała. – Ale wiesz co, trochę mi puszcza, bo wzięłam proszek… Chodźmy na lody!
– Może później, babciu – poprosiłam. – Teraz chcę do domu, bo muszę się pakować przed wyjazdem.
Nie rozumiałam, czemu babcia płacze. Trzymała mnie mocno za rękę i ciągnęła w przeciwną stronę niż nasza ulica. Teraz rozumiem, że chciała odwlec ten moment, kiedy się przekonam, jak to jest być bez mamy… Wyrywałam się, więc w końcu zrezygnowała i mnie puściła. Powiedziała tylko:
– Nie martw się, mama na pewno wróci… Zobaczysz, załatwi parę ważnych spraw i będzie z powrotem. I nie myśl, że to twoja wina!
Nic nie rozumiałam…
Przez wiele lat tęskniłam za mamą
Na początku nawet się za bardzo nie przejęłam. Mama często wyjeżdżała służbowo i prywatnie, lubiła podróżować, zwiedzać. „Wyjechała, to wyjechała” – myślałam. „O co tyle hałasu?”. Ale mama przepadła jak kamień w wodę! Zniknięcie mamy owiane było tajemnicą…
Na rozdanie świadectw poszłam z babcią i wtedy po raz pierwszy było mi bardzo przykro. Recytowałam wierszyk podczas szkolnej akademii i chciałam, żeby mama była ze mnie dumna. I żeby mnie pochwaliła za dobrą naukę i wzorowe zachowanie. W głębi serca wierzyłam, że się pojawi w ostatniej chwili i wszystkim zrobi niespodziankę. Ale się nie pojawiła!
Zaczęłam tęsknić dopiero wtedy, kiedy przestałam na nią czekać. Tęskniłam całą następna klasę i następną, szukałam jej gdzie się da, ale jak mówił Kubuś Puchatek: im bardziej jej szukałam, tym bardziej jej nie było!
Tata znalazł sobie jedną ładną panią, potem drugą i następną… Wszystkie były dla mnie miłe, kupowały mi prezenty i chciały się zaprzyjaźniać, jednak mnie to nie było potrzebne. I tak nie mogłabym im opowiedzieć, co mnie gryzie, zapytać o to, co chciałabym wiedzieć, więc po co mi były takie przyjaźnie? Ani tata, ani babcia, ani tym bardziej te panie nie chciały ze mną gadać o mamie. Jakby się temat zatrzasnął w grobie, pod kamienną płytą!
Czasami nawet myślałam, że mama po prostu umarła, a oni robią z tego tajemnicę, więc kiedy już byłam starsza i mogłam sama wychodzić do miasta, jeździłam na cmentarz i szukałam grobu z mamy imieniem i nazwiskiem. To przez jakiś czas było moje ulubione zajęcie!
Z naszego domu powoli znikały ślady obecności mamy. Jej ubrania, zdjęcia, nawet książki ktoś zabrał, schował, może zniszczył, jakby chciał zatrzeć nawet wspomnienia o niej. Kiedy miałam czternaście lat, tata dokonał ostatecznego cięcia: sprzedał mieszkanie i wyprowadziliśmy się aż pod niemiecką granicę. Wtedy już mi tak bardzo mamy nie brakowało… Przestałam o nią pytać, szukać jej, wymyślać, jak to będzie, gdy kiedyś się odnajdziemy, i co jej wtedy powiem. Dla mnie mama naprawdę umarła!
Babcia, czyli mama mojego taty, pojechała z nami. Kochałam ją, choć nie miała łatwego charakteru, a dla mnie była na pewno zbyt surowa. Na krótko przed swoją śmiercią powiedziała mi, że tego żałuje, ale trzymała mnie krótko ze strachu, że i ja coś wywinę.
Powiedziała ojcu o zdradzie...
– Odpowiadałam za ciebie – tłumaczyła. – Serce mi pękało, kiedy widziałam, jak tęsknisz za matką, ale nie mogłam się mazgaić… Twój ojciec był w rozsypce, ty mała, a ja z trudem to wszystko rozumiałam. Jakbym wam popuściła cugli, to byście się rozpierzchli i pozabijali.
Kiedy lekarze powiedzieli, że babcia ma przed sobą niedużo czasu, odważyłam się zapytać o mamę.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – spytała. – Nie lepiej to zostawić jak jest?
– Powiedz mi, babciu – poprosiłam. – Jestem dorosła, zniosę jakoś prawdę. Nawet najgorszą!
– Nie jest najgorsza, ale jest trudna – usłyszałam. – Było tak…
Na którymś ze swoich turystycznych wyjazdów moja mama poznała śniadego półboga. Był tak piękny, że kobiety traciły dla niego głowę. Mama nie była wyjątkiem. Już pierwszego wieczora kochała się z nim na plaży, pod gwiazdami i szlochała ze szczęścia, że może czuć taką rozkosz, jakiej wcześniej nie znała. Przez dziesięć dni i nocy byli nierozłączni… Mama nie dopuszczała do siebie myśli o rozstaniu. Planowała, że się rozwiedzie z tatą, mnie zabierze ze sobą i wróci do tropikalnego raju.
Natychmiast po powrocie, jeszcze na lotnisku przyznała się tacie do zdrady. Powiedziała, że nie może z nim być, że go już nie kocha, i że odchodzi. Tata się wściekł:
– Ty, bardzo proszę, jedź, gdzie chcesz, ale Marcelka zostanie ze mną… Nie dam ci dziecka na poniewierkę! – oznajmił.
Mama zaczęła odwiedzać adwokatów, szukała pomocy, gdzie się dało. Nie czuła się dobrze; miała gorączkę, pociła się, kichała i prychała, jak przy grypie… Potem choroba przeszła, żeby po jakimś czasie wrócić ze zdwojoną siłą!
Przyplątały się jej problemy skórne, mocno schudła, dopadło ją zapalenie płuc. Ledwo się wygrzebała i wreszcie poszła do znajomego lekarza, a ten wysłał ją na kompleksowe badania. To był rok 1989; szczyt paraliżującego lęku przed zespołem nabytego upośledzenia odporności, w skrócie – AIDS. U mamy wykryto ten wirus…
Nie mam pojęcia, czy jeszcze żyje
Dziś byłoby inaczej, ale wówczas, to był wyrok śmierci nie tylko dla zakażonego, ale i dla jego otoczenia. Tak myślano i bano się chorych bardziej niż kiedyś trędowatych. Mama już nie wróciła do domu… Podobno sama tak zdecydowała, przede wszystkim ze względu na ciebie. Tata był równie przerażony. Dał jej pieniądze i umożliwił wyjazd za granicę, do jakiejś kliniki.
– Gdzie wyjechała? – zapytałam.
– Nie wiem. Twój ojciec też nie wiedział. Nigdy więcej się do nas nie odezwała. Nie wiemy, czy żyje, ale chyba już nie, zważywszy na to, jak bardzo była chora i jak niewiele jeszcze wiedziano o tym nieszczęściu.
– Pozwoliliście jej odejść? – denerwowałam się. – Bez pomocy? Samej?
– Wtedy nawet lekarze bali się takich chorych, zakładali kosmiczne skafandry, odmawiali leczenia! Nie dziw się… Byłaś mała, chodziło nam głównie o ciebie. Zresztą ona sama sobie to zafundowała. Zdradziła twojego ojca, nikt jej nie kazał łajdaczyć się z obcym facetem. My nie byliśmy niczemu winni! Tylko ciebie chcieliśmy chronić. Zastanów się, co ty byś zrobiła na naszym miejscu? Tylko wówczas, przy tamtym stanie wiedzy!
Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Minęło tyle lat, a ludzie nadal boją się śmiertelnych wirusów. Teraz ja też mam dzieci. Gdy pomyślę, że mogłoby im coś zagrozić, wpadam w panikę… Dokładnie tak, jak oni wówczas! Babcia mi radziła, żebym zostawiła tę sprawę, żebym nie drążyła, nie próbowała się niczego dowiadywać.
– Niech zostanie, jak jest. Jeśli mama żyje, to się może kiedyś odezwie, jeśli nie żyje – poszukiwania nie mają sensu. Przecież ty i tak ją pochowałaś!
Uznałam, że babcia ma rację… Teraz pierwszy raz opowiadam o tej rodzinnej tajemnicy. Może ktoś coś wie o mojej mamie, może się odezwie? Moja mama miała na imię Zuzanna. Była bardzo ładna. Urodziła się w znaku Bliźniąt i faktycznie miała rozdwojoną naturę: poza tym, nie umiała panować nad uczuciami. Na szczęście, tego po niej nie odziedziczyłam!
Czytaj także:
„Mało brakowało, a sąd orzekłby rozwód na korzyść męża. Wszystko przez to, że… nie dostawałam wezwań na kolejne rozprawy”
„Złośliwy sąsiad zmienił moje życie w koszmar. Doprowadził mnie na skraj wytrzymałości, a na koniec uwiódł moją matkę”
„Pewnego dnia mąż wpadł w szał, którego nigdy u niego nie widziałam. Nie poznawałam go, bałam się o swoje życie”