„Rodzice uznali, że popełniam mezalians. Na każdym kroku próbowali obrzydzić mi męża, bo był >>zwykłym robolem<<”

Mężczyzna, którego nie tolerują teściowe fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Rodzice nienawidzili Janka. Myślałam, że im to przejdzie, ale było coraz gorzej. Toczyłam boje o to, żeby w końcu docenili jego starania, a przede wszystkim, żeby zrozumieli, że nie każdy kieruje się takimi kryteriami jak oni. Czasami, jak śpiewała Kora: >>kocha się za nic<<”.
/ 30.04.2022 06:58
Mężczyzna, którego nie tolerują teściowe fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Nie pamiętam już, ilu ich było, ale na pewno sporo. Jakiś Marek, jakiś Piotr, jakiś Andrzej… Wszystkich łączyło jedno: podobali się moim rodzicom, nie mnie. Studiowali, byli oczytani, kulturalni, z dobrych domów, dość przystojni; po prostu dobrze zapowiadający się kawalerowie. Do dzisiaj nie wiem, czego im brakowało. Ale czegoś musiało brakować, skoro w żadnym z nich się nie zakochałam.

Janek się nie popisywał. On był prawdziwy

Tego „czegoś” nie brakowało za to Jankowi. Nadrabiał tym i brak wykształcenia, i brak dobrego pochodzenia, i brak oczytania. Naturalnie nie w oczach moich rodziców.

– Co ty w nim widzisz? – bez ogródek pytał ojciec.

Chyba najważniejszą cechą mojego męża była i jest prawdziwość. On nigdy nie udawał innego, niż jest. Nawet nie starał się tego robić. Oczywiście moi rodzice tę jego autentyczność brali za lenistwo. Mówili, że jemu po prostu nie chce się być oczytanym, kulturalnym człowiekiem.

Mnie wystarczało to, że dobrze się czułam w jego towarzystwie, że dobrze nam się gadało. A najważniejsze, że dobrze nam się milczało. Może dlatego, że nie starał się, jak inni moi koledzy, imponować snobistycznym gustem, popisywać oczytaniem itp.

Drugie, co przychodzi mi do głowy, to przezwisko, jakie mu nadał mój ojciec: „Pan Złota Rączka” – w rozmowach z mamą używali skrótu PZR. Początkowo także w rozmowach ze mną, ale wybiłam im to z głowy, gdy zorientowałam się, że ironizują.

Z początku tak go nazwali, żeby wyrazić uznanie, ale z czasem, nie wiedzieć czemu – zaczęli się z tego naśmiewać. Dzisiaj myślę, że ojciec robił to z zazdrości. Sam nie umiał nawet wymienić uszczelki w kranie, więc wyśmiewał to, że ktoś nie będący hydraulikiem potrafi to zrobić z taką łatwością, z jaką on wypijał swój wieczorny kieliszek koniaku.

A już do szewskiej pasji doprowadzał moich rodziców fakt, że Janek zarabiał więcej od nich. Sami walczyli kiedyś o wolny rynek, a jak już go wywalczyli, to mają teraz pretensje, że faworyzuje budowlańców, a nie filologów języka polskiego.

– Trzeba było się uczyć – mówiłam im, gdy się tak wściekali na niesprawiedliwość społeczną – ale czegoś pożytecznego.

– Jesteś niesprawiedliwa – bardziej w obronie ojca niż swojej odzywała się wtedy mama. – Dzięki takim, jak twój ojciec, PZR umie przeczytać instrukcję wiertarki. 

– Mamo, prosiłam cię, żebyś tak nie nazywała Janka – upomniałam ją.

Moi rodzice  na każdym kroku starali się obrzydzić mi Janka. Myślałam, że im to przejdzie, ale było coraz gorzej. Wściekłość ojca osiągnęła apogeum, gdy któregoś razu Janek przyjechał znacznie lepszym samochodem, niż miał mój ojciec.

– Pewnie się zapożyczył, żeby nam zaimponować – powiedział wtedy do mojej mamy, myśląc że Janek go nie słyszy.

– Miałem odłożone – zupełnie spokojnie odpowiedział mąż. – Nie lubię się zapożyczać.

– Ty przy nim schamiejesz! – truła mi mama

Ojciec poczerwieniał ze złości, ale nic nie powiedział. Dopiero gdy Janek odjechał, powiedział:

– Ten chłopak nie ma za grosz kultury. Powinien był udawać, że nie słyszy mojej uwagi.

– Drogi tato – powiedziałam. – Kultura to nie jest umiejętność używania czasu zaprzeszłego.

Toczyłam boje o to, żeby rodzice w końcu docenili Janka, a przede wszystkim, żeby zrozumieli, że nie każdy kieruje się takimi kryteriami jak oni, a w miłości, tej prawdziwej, trudno o racjonalne kryteria. Czasami, jak śpiewała Kora: „kocha się za nic”. 

Gdyby chociaż Janek był nieudacznikiem – wtedy ich troska o los córki byłaby zrozumiała. Ale przecież widzieli, że on doskonale radzi sobie w życiu, miał nawet swoją własną firmę! Moja mama tłumaczyła to tak:

– Ja się nie boję o twój status materialny, ale społeczny. I kulturalny. Ty przy nim schamiejesz, a wasi znajomi ograniczać się będą do malarzy i murarzy.

– Mamo! – wściekałam się. – Jak w ogóle możesz tak mówić. Przecież to jakaś nowa forma rasizmu.

– Nie nowa, moja droga. Od dawna wiadomo, że takie mezalianse…

– Jakie znowu mezalianse? Czy ty masz naszą rodzinę za jakichś hrabiów?

Kto by pomyślał, pojechali razem na koncert!

Aż przyszedł ten pamiętny dzień, w którym Janek przekonał do siebie ojca. Było to po kolacji, gdy ojciec zasiadł w fotelu i wziął do ręki gazetę.

– No proszę – powiedział w pewnym momencie. – Czesi potrafią, my nie.

– A co konkretnie? – zapytał Janek.

– Pink Floyd. Mówi ci to coś? – ojciec wykrzywił lekceważąco usta.

– No pewnie. Lubię Floydów. Chociaż bez Watersa to już nie to.

Ojcu gazeta niemal wypadła z rąk. W jego ciasnym umyśle nie było miejsca na możliwość, żeby jakiś murarz lubił Pink Floyd.

– A co najbardziej lubisz? – zapytał podchwytliwie.

– Trudno powiedzieć. Nagrali tyle dobrych kawałków…

– Może jednak spróbujesz?

No i Janek spróbował, a ojcu szczęka opadła. Znał całą dyskografię i to dokładnie. Gdy jednak Janek zaproponował wspólny wyjazd do Pragi, ojciec odmówił. Początkowo, bo w końcu się zgodził.

Uparł się tylko, że za swój bilet zapłaci sam. Resztę kosztów wyprawy pokrył Janek. Wrócili odmienieni. PZR zniknął bezpowrotnie, a jego miejsce zajął… Janek. I tak jest do dziś. Czasami śmieję się, że mój mąż przekupił teścia koncertem rockowym.

Czytaj także:
„Ojcem >>mojej<< córeczki jest kochanek żony. Wrobiła mnie w dzieciaka, bo tamten nie miał pracy i pił”
„>>Mamuśki<< w pracy zrzucają na mnie swoje obowiązki. To, że nie mam dzieci, nie znaczy, że muszę siedzieć po godzinach”
„Mąż sądzi, że macierzyństwo to nie praca. Piętrzące się pieluchy, płaczące dziecko i kipiące gary, nie brzmią jak relaks”

Redakcja poleca

REKLAMA