„Rodzice traktowali mnie jak przynętę na zamożnego męża. Miałam złapać na dziecko syna bogaczy”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że mnie kompletnie nie słucha, że za moment poklepie mnie po głowie jak małego psa, chcąc, abym go już zostawiła w spokoju. Był przekonany, że już mnie zdobył, że nie musi się wysilać. Nagle dotarło do mnie, że planuję poślubić kogoś, kogo przestałam lubić”.
/ 24.03.2024 22:00
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Rodzina H. korzystała z usług remontowych mojego taty, który zajmował się renowacją ich starego domu. Byli mieszkańcami Krakowa i szukali letniego azylu w górskim uzdrowisku. Ja pomagałam tacie, pełniąc rolę sekretarki, księgowej i, kiedy tylko mogłam, projektantki wnętrz. To mi dawało ogromną frajdę.

Lubiłam to robić

– Masz do tego dryg, kochana – skomentował pan H., gdy pokazywałam mu i jego żonie odnowione pomieszczenia, proponując różne pomysły na ich wystrój.

– Zajmij się tym. Przygotuj nam projekt. Co sądzisz, żabko?

– Warto spróbować – odpowiedziała żabka, czyli pani H., wytworna kobieta po pięćdziesiątce.

Od razu szeroko się uśmiechnęła. Jej równo ułożone zęby błyszczały bielą niczym w amerykańskim filmie.

– Sztuczne – powiedziała moja mama, po spotkaniu z panią H. – Nic dziwnego, w końcu to stomatolodzy. Coś mi się wydaje, że ona w tych ustach to niezłe auto nosi – mama uśmiechnęła się do lustra na komodzie. – Kiedy na nią patrzę, myślę, że może i ja...

– Jeszcze masz, czym gryźć – przerwał jej ojciec. – Nie potrzebuję, żebyś mnie olśniewała swoim uśmiechem. Od tego boli głowa.

Urządzanie wnętrza dla rodziny H. stanowiło dla mnie zarówno trudność, jak i ogromną radość. Był to mój pierwszy tak poważny projekt, i byłam z siebie dumna, obserwując uznanie w oczach zamożnych mieszkańców Krakowa. W mojej dwudziestoletniej głowie pojawiły się nawet myśli, że polecając mnie swoim bogatym znajomym, wyjadę do Krakowa i zdobędę rozgłos...

Był dobrą partią, ale czy dla mnie?

Gdy skończyłam pracę, rodzina H. zaprosiła nas na wspólny wieczorny posiłek. Ich syn Henryk, który również jest stomatologiem, dołączył do nas. Był trzydziestolatkiem o imponująco wysokim czole i nie był żonaty. Coś zaczęło iskrzyć między nami. Podobnie jak ja uwielbiał wędrówki górskie, więc zaproponowałam mu kilka fajnych tras. Miło nam się rozmawiało. Nasza relacja szybko ewoluowała, szczególnie że moja rodzina popychała mnie do związku z nim.

– To najlepsza partia - mówiła moja mama. Zawsze mówisz o znaczeniu naturalnych produktów, ale nie dostrzegasz, że twoje pokolenie odrzuciło fundamentalne prawa natury.

– Czyli?

– Kobiety od zawsze poszukiwały mężczyzn, którzy byliby w stanie je chronić i zagwarantować dobre warunki życia dla nich i dzieci. To jest efekt ewolucji, czyż nie? Wszystko po to, aby przetrwać.

A dzisiaj najważniejsza jest miłość. Powiedziała to, jakby w pewien sposób szydziła, a nawet lekceważyła to pojęcie, podobnie jak osoba, która twierdzi, że książka opowiada o błahostkach, nie czytając jej nawet.

– Więc nie bądź durna i nie pozwól mu odejść – skończył swój wywód.

– Teraz kobiety są w stanie samodzielnie zadbać o swoje utrzymanie – odpowiedziałam.

– Dokładnie. Szczególnie ty – odezwał się ojciec, który dotychczas siedział w fotelu, skryty za gazetą. – Pogadamy o tym, gdy pójdziesz na swoje i nie będziesz od nas brała kasy na czynsz i utrzymanie. I na podpaski – jego słowa aż kipiały ironią.

Matka miała swój plan

Zacisnęłam usta, czując narastające poczucie bezradności. Ojciec zawsze był surowy, już w wieku pięciu lat oduczył mnie pyskowania i sprzeciwiania się. Miałam ochotę mu wykrzyczeć, że być może mogłabym być niezależna, gdyby spuścił mnie z łańcucha, ale słowa zastygły mi w gardle. W tym momencie, gdyby Henryk poprosił mnie o rękę, nie zawahałabym się ani chwili. Tylko po to, aby opuścić dom moich rodziców.

– Wiesz, jak możesz go do siebie przyciągnąć – stwierdziła moja mama.

Nie mam zamiaru łapać go na dziecko – odpowiedziałam cicho.

– Czemu nie? To sposób wypróbowany przez pokolenia, a on, jak sądzę, nie byłby do tego negatywnie nastawiony. Lepiej ruszaj do działania, zanim zjawi się ktoś, kto będzie od ciebie lepszy, co nie jest wcale trudnym zadaniem.

– Nie jestem jeszcze gotowa na macierzyństwo – przyznałam. – Mam dopiero dwadzieścia lat. Chcę jeszcze trochę pożyć, podróżować, coś zobaczyć. Chcę się kształcić. Chcę zostać projektantką wnętrz...

Zamilkłam pod oskarżycielskimi spojrzeniami rodziców.

Nie tak cię wychowaliśmy – odparł ojciec.

I na tym zakończyło się nasze spotkanie. Nie było sensu wdawać się w dyskusje z rodzicami, ale na szczęście miałam przy sobie Henryka. Kiedy opowiadałam mu o moich ambicjach na przyszłość, jego oczy błyszczały, jakby perspektywa silnej, ambitnej kobiety go fascynowała.

Zaszłam w ciążę podstępem

Nie byłam głupia i zdawałam sobie sprawę, że jeśli nie jestem teraz gotowa na macierzyństwo, muszę o to sama zadbać. Pilnowałam, aby zawsze korzystał z prezerwatyw. Ale pewnego wieczoru zaniedbałam tę kwestię. Nie minęło dużo czasu, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem w ciąży.

Jakie emocje towarzyszyły mi, kiedy test pokazał dwie kreski? Z początku totalne oszołomienie, bo przecież jak to możliwe? Później złość, że ten idiota nie założył prezerwatywy! Ale przecież to ja powinnam była go kontrolować. Potem nadszedł czas na akceptację i radość. Dziecko. Będę matką, będę miała dziecko. Słodką małą dziewczynkę, moją najlepszą przyjaciółkę. Chłopiec też mógłby być.

Poinformowałam o tym mamę, a ona prawie popłakała się z radości. Henrykowi też powiedziałam, a on natychmiast poprosił mnie o rękę. Kiedy z pretensją powiedziałam, że mnie okłamał, odpowiedział, że inaczej bym się nigdy nie zdecydowała. A przecież już najwyższy czas, bo ma trzydziestkę na karku.

– W porządku, ale to nic nie zmienia. Wciąż będę kontynuować studia.

– Kochanie, sytuacja uległa zmianie, więc twoje priorytety również muszą ulec zmianie. Nie bój się. Jestem dentystą. Dam radę nas utrzymać. Ty skup się na dziecku. Pierwszym... – mruknął i zabawnie poruszył brwiami.

Jakoś mnie to nie rozśmieszyło.

Nie kochałam go

To był pierwszy znak. Potem nadeszły kolejne. Im bliżej do terminu ślubu, tym strach narastał. Zaczęłam zauważać rzeczy, które wcześniej umykały mojej uwadze. Henryk stał się oziębły, poświęcał mi mniej swej uwagi. Zaczęły pojawiać się jego poglądy, z którymi nie mogłam się zgodzić. Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że mnie kompletnie nie słucha, że za moment poklepie mnie po głowie jak małego psa, chcąc, abym go już zostawiła w spokoju. Był przekonany, że już mnie zdobył, że nie musi się wysilać.

Nagle dotarło do mnie, że nie znam tego człowieka. Że planuję poślubić kogoś, kogo przestałam lubić. A nie mogłam po prostu się odwrócić i odejść. Zerwać zaręczyny. Byłam w ciąży. W jakiejś pułapce.

Najtrudniejsze było to, że nie byłam gotowa na to dziecko. Czułam to coraz bardziej. Chciałam jeszcze tyle przeżyć. Tyle się nauczyć. Dojrzeć. Zawsze planowałam zostać matką, kiedy będę o tym marzyć, kiedy będę zaglądać do wózków z zazdrością, kiedy instynkt macierzyński się we mnie obudzi. Wiedziałam, że tylko wtedy będę dobrą mamą, cierpliwą i odpowiedzialną. Moje dziecko zasługiwało na taką, a nie na taką, która traktuje je jako ostateczność.

– Nie chcę cię nienawidzić – szeptałam, trzymając rękę na brzuchu.

Leżałam w nocy w swoim łóżku, z twarzą zalaną łzami, czując, jak drzwi do ciekawszego życia zamykają się przed moim nosem. 

– Chcę cię kochać, chcę na ciebie czekać. Ale jest za wcześnie. Boję się, że nie będę dobrą matką. Jeszcze nie.

Straciłam dziecko

Zasypiając, łzy płynęły po moich policzkach. Czułam, jakby ktoś przytulał mnie, głaskał i uspokajał, aż zasnęłam. Gdy ocknęłam się o świcie, czułam przerażający ból w okolicach podbrzusza. Wydałam z siebie krzyk. Po moich udach spłynęła strużka krwi.

W szpitalu dokładali wszelkich starań, aby zapobiec poronieniu, lecz bezskutecznie. Kiedy po całym zdarzeniu leżałam na szpitalnym łóżku, a ludzie dookoła okazywali mi współczucie i smutek, ja czułam tylko ulgę. Czułam się jak osoba skazana na karę dożywotnią, którą sąd niespodziewanie oczyścił z zarzutów. Nie mogłam udawać zrozpaczonej. Moja matka przypomniała sobie, jak mówiłam, że nie jestem jeszcze gotowa na dziecko. Henryk stwierdził, że miałam do niego pretensje o to, że się nie zabezpieczył.

Mogłam jeszcze wszystko zmienić

Wszyscy patrzyli na mnie jak na winną. Nie sprzeciwiłam się, bo w głębi serca wiedziałam, że mają rację, ale nie odczuwałam poczucia winy. Nie poślubiłam Henryka, który z góry stwierdził, że nie nadaję się na matkę. To było dla niego najważniejsze.

Opuściłam dom, a mój obrażony ojciec nie próbował mnie zatrzymać. Przez kilka następnych lat doznawałam różnorodnych doświadczeń, poznawałam różne miejsca, uczyłam się, jak radzić sobie samej. Zdobyłam nową wiedzę, znalazłam pracę, nawiązałam nowe przyjaźnie. Nie było to łatwe, ale było warto. I spotkałam mężczyznę, którego pokochałam. A wkrótce zostaną mamą, bo teraz naprawdę tego chcę.

Czytaj także: „Gdy remontowałam dom po dziadku, znalazłam skarb. Dzięki niemu wiem, że wszyscy całe życie mnie okłamywali”
„Dziadek był hulaką i lekkoduchem. Gdy zostawił rodzinę dla innej kobiety, nie wziął ze sobą nawet majtek”
„Nie szukałam tatusia dla mojego synka. Przypadek sprawił, że obcy facet skradł jego serce i moje”

 

Redakcja poleca

REKLAMA