„Dziadek był hulaką i lekkoduchem. Gdy zostawił rodzinę dla innej kobiety, nie wziął ze sobą nawet majtek”

starszy mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Henryk, mąż mojej babci, słynął z imprezowego trybu życia. Mimo że był uważany za osobę zabawną, a niektórzy nawet go lubili, życie z nim nie było proste”.
/ 20.03.2024 22:00
starszy mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że moja mama była osobą strachliwą i nastawioną pesymistycznie do życia. Jak sięgam pamięcią, nieustannie mi powtarzała: "Nie wracaj za późno do domu", "Nie rozmawiaj z nieznajomymi". Jej filozofia sprowadzała się do bycia cicho i niewychylania z tłumu. Rób swój, skup się na swoim życiu i nie wtrącaj się w sprawy innych.

Mama była nijaka

W domu była cicha jak myszka. Zawsze podporządkowana mężowi. Wstawała bardzo wcześnie, zajmowała się zwierzętami, potem przygotowywała śniadanie, budziła mnie i brata do szkoły. Przez cały dzień była zajęta – sprzątała, cerowała podarte ubrania, czekała, aż wszyscy pójdą spać i nie będzie już miała żadnych obowiązków.

Ponoć kiedyś była zupełnie inną kobietą. Babcia Ludwika wspominała, że w młodości "Ania była nie do upilnowania". Już jako mała dziewczynka biegała po pobliskich polach i lasach, zawsze wracając albo z posiniaczonym kolanem, albo cała mokra. Ponoć bardzo lubiła pływać w rzeczce nieopodal chałupy. A kiedy stała się nastolatką... to właśnie wtedy zaczęły się kłopoty.

– Jak ja się bałam, że moja córka pójdzie w ślady twojego dziadka. Hultaja i lekkoducha... – na myśl o mężu, babcia robiła się czerwona ze złości. – Był takim osłem! Jak zaczynał pić, to znikał nawet na trzy dni. Twoja mama postępowała podobnie, kiedy była nastolatką. A potem jej ojciec przepadł i jej się odmieniło.

O dziadku krążyły legendy

Przez długi czas sądziłam, że to właśnie niespodziewane odejście dziadka, tak wpłynęło na zmianę zachowania mojej matki. Henryk, mąż mojej babci, słynął z imprezowego trybu życia. Mimo że był uważany za osobę zabawną, a niektórzy nawet go lubili, życie z nim nie było proste. Zdarzało mu się znikać na kilka dni. Można go było spotkać wszędzie tam, gdzie był alkohol. Albo na potańcówkach często z innymi kobietami. I kiedy moja mama była jeszcze nastolatką, niespodzianie zniknął.

"Uciekł, bo miał dość rodzinki" – gadali złośliwie sąsiedzi. Ja też w to uwierzyłam. Gdy byłam już dorosła, chciałam poznać prawdę

– To skomplikowana historia, kiedyś ci ją opowiem – próbowała unikać odpowiedzi, ale ja już wyczułam, że mam do czynienia z tajemnicą.

Nie dawałam jej spokoju, aż w końcu ją złamałam.

– Byliśmy wtedy sami w gospodarstwie – zaczęła mówić. – Nagle przyjechała kobieta w niezwykle luksusowym samochodzie. Takich nie było wówczas zbyt wiele. Miała na sobie eleganckie futro i była w widocznej ciąży. Oznajmiła, że zabiera tatę ze sobą. A ten, kiedy ją zobaczył, wstał jak zaczarowany poszedł za nią. Nawet nie zabrał ze sobą bielizny. Wsiadł do samochodu tak, jak stał. Nie pożegnał się. Nawet na mnie nie spojrzał. Ta kobieta również nie.

Babcia całe życie miała żal

Niespodziewanie, za plecami rozległ się rozgniewany głos babci:

–Wróciłam z mszy i zastałam Anusię siedzącą przy stole w kuchni. A starego ani widu, ani słychu. Łajdak. Przyjechała policja. Całe osiedle pomagało w poszukiwaniach. Nic z tego... Uciekł, łajdak.

– I ani razu się nie odezwał – dodała mama obojętnym tonem. – Szybko zapomniał, że ma dziecko, które podobno kochał.

Babcia tylko przeszyła ją przenikliwym spojrzeniem i nic więcej nie powiedziała.

Kilka lat po naszej rozmowie sama zostałam matką. Zosia przyszła na świat jako śliczna, pulchna i zdrowa dziewczynka. Już wtedy mieszkałam z mężem w mieście. Żyliśmy w niewielkim mieszkaniu. Wziętym oczywiście na kredyt, ale obydwoje mieliśmy pracę. Mój mąż pracował jako logistyk w firmie kurierskiej, a ja byłam przedszkolanką. Choć nie byliśmy bogaci, to jednak starczało nam na pokrycie bieżących wydatków i spłatę kredytu. Nie wracałam myślami do opowieści mojej matki. Szczerze mówiąc, chyba się nawet trochę jej wstydziłam. 

Moja córeczka nieustannie dawała mi powód do dumy. Tak, zdaję sobie sprawę, że każda mama uważa swoje dziecko za wyjątkowe. Ale Zosia rzeczywiście okazała się niezwykle zdolna. Miała zaledwie 6 lat, a już czytała szkolne lektury. Radziła sobie też z liczeniem. Była emocjonalnie bardzo dojrzała jak na swój wiek. Byłam z niej naprawdę dumna. Miałam nadzieję, że moja mama również. Że jest dumna ze swojej córki i wnuczki i że już nie wrócimy do tej niezręcznej rozmowy sprzed lat.

Matka mnie wystraszyła

Myliłam się. W święta wielkanocne cała nasza trzypokoleniowa rodzina zjechała się do mojego rodzinnego domu. Ojciec natychmiast zajął się rozmawianiem o polityce z moim mężem, babcia Ludwika zabrała prawnuczkę na spacer. Chciała pokazać jej, jak zadbać o kury, a moja matka... nagle chwyciła mnie za łokieć i bez wyjaśnień pociągnęła mnie do drzwi prowadzących do sadu.

Uważaj na Zosię – powiedziała, kiedy zatrzymałyśmy się pod jednym z drzew.

– Dlaczego? – zapytałam zdziwiona.

Na chwilę zamilkła. Widziałam, że nie wie, czy mówić dalej, czy nie. W końcu zdecydowała:

– W dniu, kiedy dziadek nagle zniknął bez słowa, ta kobieta spojrzała na mnie i powiedziała jedno zdanie.

Przez chwilę nie rozumiałam, co ma na myśli. Ale kiedy uświadomiłam sobie, że mówi o dniu, kiedy dziadek zniknął, poczułam, że robi mi się słabo.

– Mamo... – wyszeptałam.

Patrzyłam na nią, a serce wręcz łomotało mi w piersiach. Wydawała się naprawdę zaniepokojona.

– Kiedyś wrócimy po ciebie. Albo po twoje dzieci – tak powiedziała.

Czuję lęk, choć nie mam powodu

Od tamtej chwili, poczucie niepokoju nie opuszcza mnie ani na chwilę. Zaczęłam przypominać swoją matkę. Byłam niespokojna, pełna obaw, przerażona. Kiedy to ma się wydarzyć? Czy w ogóle się wydarzy? A jeżeli tak, to dlaczego dziadek chciałby porwać mnie albo moje dziecko? Próbowałam nie zastanawiać się nad tym. Nie martwić się zdaniem wypowiedzianym przez jakąś kobietę tyle lat temu. Mimo to nieustannie pilnowałam swojej córki. W autobusie, na ulicy, podczas przechadzek w parku – ciągle patrzyłam za siebie. Starałam się trzymać z dala od miejsc, gdzie nie było ludzi.

Zastanawiam się, dlaczego pozwoliłam sobie wmówić ten strach. Czy to jest instynkt macierzyński, czy może z biegiem lat kobieta staje się zbyt opiekuńcza? Nie jestem pewna, ale ta niepewność mnie wykańcza. Być może powinnam skonsultować się z psychologiem. Słyszałam o czymś takim jak trauma pokoleniowa i być może dopadła ona moją rodzinę.

Czytaj także: „Gdy wygrałem miliony, myślałem, że mogę wszystko. Szybko straciłem kasę i żonę, a potem wylądowałem na zasiłku”
„Moje rajskie wakacje skończyły się tragedią. W jednej chwili straciłam męża, córkę i sens mojego życia”
„Mąż chciał mnie wytresować, ale się nie dałam. Gdy się wściekł, zaryzykowałam życie, by od niego uciec”

 

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA