„Rodzice rozpieszczali siostrę, a mnie wmawiali, że nic nie osiągnę. Teraz prowadzę firmę, a ona żyje na ich koszt”

mężczyzna w pracy fot. Getty Images, Luis Alvarez
„Przez kolejne lata parała się rozmaitymi zajęciami. Zatrudniła się w firmie reklamowej, a także spróbowała swoich sił jako przedstawiciel handlowy. Najczęściej jednak pozostawała bez stałego zatrudnienia i przez dłuższy czas dzieliła dom z rodzicami”.
/ 29.09.2024 20:00
mężczyzna w pracy fot. Getty Images, Luis Alvarez

Już od najmłodszych lat miałem świadomość, że aby cokolwiek osiągnąć, będę musiał włożyć w to znacznie więcej wysiłku niż moja siostra. Czułem zawiść wobec Amelii, ponieważ to ona zawsze zbierała pochwały od naszych rodziców. Jednak ta zazdrość wyszła mi na dobre. Wprawdzie nie udało mi się zdobyć ich aprobaty, ale za to wyciągnąłem cenną lekcję – nauczyłem się, jak ważna jest wytrwała praca.

Zawsze była tą lepszą

Odkąd sięgam pamięcią, moja siostra była uważana za tę bardziej utalentowaną z nas dwojga. Rodzice ciągle mi to powtarzali. Mimo moich starań, nie udawało mi się zdobyć ich uznania. Choć próbowałem, to na próżno. Niemniej jednak, coś z tego wyniosłem... Od najmłodszych lat słyszałem, że jestem grzecznym dzieciakiem, ale nie mam szans wymyślić prochu. Gdy dociekałem, czemu tak sądzą, odpowiadali ze współczuciem w głosie:

– Wiesz, synku, do tego potrzebna jest znajomość chemii. A to niełatwy przedmiot. Wymaga talentu. Zupełnie jak u Amelki.

Moja siostra Amelka jest ode mnie młodsza o rok i od zawsze wszyscy przepowiadali jej świetlaną przyszłość oraz pasmo sukcesów. Gdy miała zaledwie 4 latka, potrafiła sprawnie czytać, a także wykonywać działania matematyczne – mnożenie, dzielenie, dodawanie i odejmowanie liczb do 100. Ze względu na swoje zdolności wcześniej rozpoczęła edukację i chodziliśmy razem do jednej klasy.

Nie da się zaprzeczyć, że to ona była wzorową uczennicą, podczas gdy ja zaliczałem się do grona przeciętniaków. W dużej mierze zawdzięczam to jej wsparciu. Gdyby nie korepetycje z matematyki, które mi dawała, prawdopodobnie miałbym kłopoty z przejściem do kolejnej klasy.

Po co miałem dawać z siebie wszystko? 

Już jako mały chłopiec wiedziałem, że żeby coś osiągnąć, muszę wkładać w to znacznie więcej wysiłku niż moja siostra. Początkowo byłem o nią strasznie zazdrosny, bo miała znacznie więcej wolnego czasu. Jej nauka zajmowała jakąś godzinkę i już wszystko wiedziała. A ja? Musiałem spędzać nad książkami nawet cztery razy tyle.

Jasne, mogłem zwyczajnie ściągać od niej zadania i mieć święty spokój. Jednak gdzieś w głębi serca liczyłem na to, że starzy docenią moją samodzielność. Marzyłem o tym, by choć raz usłyszeć od nich pochwałę – taką, jakie zawsze słyszała Amelia. Niestety, oni zdawali się nie dostrzegać tych starań. I tak moje oceny były gorsze niż siostry, więc rodzice pewnie sądzili, że zamiast ślęczeć nad książkami, robię w swoim pokoju jakieś głupoty.

W końcu przywykłem do tego, że nie doceniają i nie rozumieją moich dążeń. Ale to nie oznacza, że się z tym pogodziłem. Niestety, byli przeciwni temu, żebym startował do tego samego renomowanego ogólniaka co moja siostra. Sądzili, że lepiej, jak wybiorę jakąś słabszą szkołę, żeby nie mieć problemów z jej skończeniem. Ja jednak postawiłem na swoim.

Dzień i noc wkuwałem do egzaminów, aż wreszcie udało mi się zakwalifikować do liceum, do którego poszła Amelia. Ona co prawda zdobyła najwięcej punktów na testach, a ja ledwo co się załapałem, ale i tak byłem z siebie niesamowicie zadowolony. Nie dostało się tam przecież sporo moich kolegów z podstawówki, którzy wydawali się być lepsi w nauce niż ja. Liczyłem zatem na to, że rodzice chociaż ten jeden raz powiedzą mi parę ciepłych słów.

Tak, rodzice wyrazili uznanie, ale nie dla mnie, tylko dla mojej siostry! Docenili ją za to, jak świetnie przygotowała swojego mniej utalentowanego braciszka do egzaminów. Przyznam uczciwie, że w tamtej chwili poczułem się totalnie przybity. Zakradła się myśl, że bez względu na moje starania i osiągnięcia nigdy nie stanę się równie dobry jak moja siostra. Zastanawiałem się, czy w ogóle jest sens dalej się trudzić i wkładać w cokolwiek wysiłek.

Czerpałem radość z nauki

Ale właśnie wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, odkryłem w sobie fascynację chemią. Myślę, że stało się to za sprawą nauczycielki, która oprócz tego, że świetnie uczyła, to jeszcze wyglądała bardzo atrakcyjnie. Nie ma co ukrywać, trochę się w niej zabujałem i chciałem zrobić na niej wrażenie moją rozległą wiedzą w tej dziedzinie.

Moja fascynacja chemią jeszcze bardziej wzrosła kiedy zacząłem zdobywać na klasówkach równie wysokie noty co moja siostra. To mnie zmotywowało i zachęciło do wytężonej pracy, aż w końcu prześcignąłem ją w tej dziedzinie! Ku mojemu zaskoczeniu, również w innych przedmiotach szkolnych nie zostawałem już tak daleko w tyle za siostrą. Co więcej w kolejnych latach liceum zacząłem ją wręcz gonić. Nie była to tylko moja zasługa.

Z jakiegoś powodu Amelia na pewnym etapie przestała przykładać się do nauki tak jak wcześniej, przez co szybko straciła miano najlepszej w klasie. Z początku rodzice udawali, że nie widzą tej zmiany albo że to nic takiego.
W końcu postanowili zainterweniować, gdy pod koniec klasy maturalnej moje oceny były niemal identyczne jak mojej siostry.

Nie mogli się pogodzić z tym, że ich wspaniała, utalentowana córunia radzi sobie w szkole tak samo jak ich przeciętnie uzdolniony syn! Muszę przyznać, że całkiem nieźle się bawiłem, obserwując ich starania. Zwłaszcza że Amelka kompletnie olewała namowy mamy i taty, żeby więcej się uczyła.

Prawdę mówiąc, rozumiałem jej sytuację. Mimo wszystko radziła sobie w szkole nie najgorzej i gdyby starzy nie zauważyli, że zaczęła dostawać podobne oceny jak ja, to pewnie nie robiliby afery o jej stopnie. Ale największa klapa dopiero miała nadejść – egzamin dojrzałości. Ja napisałem maturę z jedną z najwyższych not w naszym liceum, a moja siostra ledwo ją zdała. Ale co się dziwić, skoro prawie w ogóle nie zaglądała do podręczników, a ja siedziałem nad nimi po kilka godzin dziennie.

Każde z nas wybrało swoją drogę

Po maturze nasze drogi się rozeszły. Poszliśmy na inne kierunki na innych uczelniach. Ja wybrałem politechnikę i chemię, natomiast moja siostra dostała się na historię. Egzamin zdała całkiem nieźle. Wygląda na to, że przygotowania maturalne nieco ją utemperowały. Ale efekt był krótkotrwały. Zaczęła powtarzać semestry, brać dziekankę, aż wreszcie po 6 latach nauki zrezygnowała ze studiów. Nawet trzeciego roku nie skończyła!

Przez kolejne lata parała się rozmaitymi zajęciami. Zatrudniła się w firmie reklamowej, a także spróbowała swoich sił jako przedstawiciel handlowy. Najczęściej jednak pozostawała bez stałego zatrudnienia i przez dłuższy czas dzieliła dom z rodzicami. W pewnym momencie wzięła ślub i niedługo potem na świat przyszło jej dziecko. Nim jej synek osiągnął wiek dwóch lat, małżeństwo zakończyło się rozwodem, a ona ponownie znalazła się pod opieką rodziców.

Ja po studiach na polibudzie od razu poszedłem na swoje. Proponowali mi doktorat i wykłady na uczelni, ale kumple masowo rozkręcali własne biznesy, marząc o fortunach. Dałem się porwać tej fali. W odróżnieniu od sporej części z nich udało mi się dopiąć swego.

Zdołałem opracować kilka własnych formuł na kosmetyki, więc ruszyłem z ich wytwarzaniem. Z czasem rozwinąłem tę działalność do rozmiarów niewielkiego zakładu produkcyjnego. Wprawdzie nie stałem się żadnym gigantem branży, ale spokojnie mogłem o sobie powiedzieć, że nieźle mi się powodzi. Dodatkowo czułem, że mam szczęście w życiu prywatnym. Miałem wspaniałą żonę oraz dwoje dzieciaków. Może nie były jakimiś wielkimi geniuszami, ale za to przykładały się do swoich obowiązków.

Zazdrość okazała się dla mnie korzystna

Relacje z siostrą układały mi się znakomicie. Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, aby obwiniać ją za to, że rodzice nie traktowali nas równo. Ona sama również nigdy nie dała mi odczuć swojej rzekomej wyższości. Właśnie dlatego, kiedy przez długi czas pozostawała bez pracy, wspierałem ją materialnie. Pewnego letniego dnia moja mama przyszła do mnie z prośbą, abym zatrudnił Amelię w swojej firmie. Wtedy stanowczo odparłem:

– Wykluczone.

– Jak to? – mama była oburzona. – Przecież to twoja rodzona siostra…

– …którą darzę ogromną miłością i za każdym razem wesprę, gdy zajdzie taka konieczność.

– Ale ona w tym momencie pilnie potrzebuje pracy! – krzyknęła.

– Mamuś, ona skończyła już czterdziestkę, a wciąż nie potrafi zagrzać nigdzie miejsca na dłużej. W żadnej pracy nie poszła do góry – oznajmiłem.

– Po prostu nikt jej nie docenił i nie dał jej prawdziwej okazji. A przecież ona ma taki talent… – mama zaczęła swój oklepany wywód.

– No i w tym tkwi sedno problemu z Amelią, mamo – odparłem z westchnieniem. – Jest utalentowana i wszystko zawsze przychodziło jej bez trudu. Przez to nigdy się nie nauczyła, jak się przyłożyć do swoich zadań. A żeby w życiu do czegoś dojść, to przede wszystkim trzeba się nieźle napocić. Sam talent nie jest aż tak istotny.

Mama poderwała się z miejsca, wyraźnie urażona tymi słowami.

– Czy to znaczy, że jej nie przyjmiesz do pracy?! – zapytała z niedowierzaniem w głosie.

– Mamuś, z jej umiejętnościami i predyspozycjami nie mógłbym jej zatrudnić nawet jako sekretarki – odpowiedziałem spokojnie.

– Słucham?! Taka utalentowana osoba i miałaby pracować na recepcji?! – oburzyła się mama.

– Nie do końca mnie zrozumiałaś. Powiedziałem przecież, że nie sprawdziłaby się w roli sekretarki... – sprostowałem cierpliwie.

– Jak śmiesz tak twierdzić?! Od zawsze byłeś zazdrosny o jej zdolności! – wrzasnęła, kompletnie wyprowadzona z równowagi.

Matka wiedziała, co mówi. Byłem zazdrosny o moją siostrę, ponieważ rodzice zawsze doceniali tylko jej osiągnięcia. Jednak ta zazdrość wyszła mi na dobre. Nie udało mi się zdobyć ich aprobaty, ale w zamian wykształciłem w sobie pracowitość. Teraz to raczej Amelia mogłaby mi pozazdrościć. Jasne, mógłbym dać jej u siebie etat. Mimo to jestem pewien, że prędzej czy później skończyłoby się to wyrzuceniem jej z pracy. Wtedy dopiero byłaby afera! Starzy obraziliby się na mnie do końca świata.

Nie zazdroszczę swojej siostrzyczce. W końcu talent, który posiada, nie jest czymś, na co miała wpływ. Takie jest życie – kiedy coś przychodzi nam bez większego wysiłku, często tego nie doceniamy. Choć może to brzmieć nieprawdopodobnie, osoby obdarzone wyjątkowymi umiejętnościami mają pod górkę.

Daniel, 42 lata

Czytaj także:
„Przyjaciółka miała zadatki na starą pannę. Wystarczyła jedna randka z finałem w sypialni, żeby zaczęła zadzierać nosa”
„Mąż nie mógł upilnować się nawet we własnym domu. Poderwał narzeczoną naszego syna i uciekł na koniec świata”
„Mąż nawet na tron chodził z telefonem. Gdy poznałam jego sekret, nasze życie zmieniło się na zawsze”

Redakcja poleca

REKLAMA