„Rodzice pchają mnie do żeniaczki, a ja mam raptem 35 lat i nie przepadam za kobietami. Powinienem wyjawić im prawdę”

Facet po trzydziestce fot. iStock by GettyImages, Westend61
„Kobiety często narzekają, że ludzie regularnie wypytują je o plany matrymonialne, wyzywają od starych panien i grzmią coś o tykaniu zegara biologicznego. Cóż, ja jestem mężczyzną i doświadczam dokładnie tego samego. A czy naprawdę wszyscy muszą brać ślub? To jakaś niepisana zasada ludzkości?”.
/ 07.01.2024 14:30
Facet po trzydziestce fot. iStock by GettyImages, Westend61

Owszem, mam już 35 lat. „Już” oznacza tutaj jedynie to, że praktycznie wszyscy moi koledzy są już po ślubie. Nie czuję się jednak stary i bynajmniej nie uważam, że cokolwiek mnie w życiu ominęło. Mam dobrą pracę, mam wąskie, ale całkiem wierne grono znajomych. Jestem naprawdę całkiem szczęśliwy. Niestety, wielu mi nie wierzy, bo nie jestem żonaty i nie mam stałej partnerki. A ja się na nich już wielokrotnie przejechałem…

Pierwszy raz zakochałem się w wieku 16 lat. Kasia była moją koleżanką z klasy. Zupełnie nie reagowała na moje wyznania miłości, na zaproszenia do kina, na propozycje, że poniosę jej książki. Patrzyła na mnie z wiecznym rozbawieniem, politowaniem, a czasem i zażenowaniem.

– Antek, nie, dzięki, mam dziś lepsze rzeczy do roboty, sory – odpowiadała mi, a mnie pękało serce.

Nieszczęśliwą miłość do Kasi przeżywałem do końca liceum. Udało mi się w końcu odkochać, ale nie było to łatwe. Nie wierzyłem we wszystkie zapewnienia ludzi dookoła, że „to tylko przejściowe”, „tego kwiatu jest pół światu” i tak dalej… Moja miłość była prawdziwa i głęboka. W końcu jednak musiałem porzucić marzenia o Kasi. Zwłaszcza, że na początku studiów pojawiła się w moim życiu Emilka.

Była zupełnie inna niż Kasia

Życzliwa, zawsze uprzejma. W jej oczach nigdy nie było pogardy ani kpiny, w przeciwieństwie do spojrzeń, którymi obdarzała mnie moja pierwsza miłość. Często wracaliśmy razem z uczelni do domu, spędzaliśmy godziny w bibliotece przed egzaminami, chadzaliśmy wspólnie na wykłady gościnne i konferencje naukowe.

Emilka była wspaniała. Niestety, tutaj także czekał mnie zawód. Gdy zbliżyliśmy się do siebie na tyle, żebym mógł bez strachu i wstydu zapytać ją o życie prywatne, okazało się, że w jest w związku.

– Tak, z Adamem jesteśmy ze sobą od podstawówki – zaśmiała się. – Właściwie to planujemy już ślub, ale chcemy najpierw skończyć studia.

– Rozumiem… – mruknąłem chłodno.

Poczułem się zraniony i zwiedziony. Dlaczego poświęcała mi tyle czasu, obdarowywała życzliwością, skoro nie była mną zainteresowana?! Po tym wyznaniu natychmiast zerwałem kontakt z Emilią, chociaż wielokrotnie do mnie wydzwaniała, pisała i próbowała wybadać, dlaczego tak nagle się od niej odciąłem.

Byłem nieugięty. Wyciąłem ją ze swojego życia i nie reagowałem na jakiekolwiek próby odnowienia naszej znajomości. Przez długi czas czułem ból. Później jednak jego miejsce zastąpiła frustracja. „Dlaczego żadna kobieta mnie nie chce?”, myślałem ze złością. „Dlaczego one tylko kłamią, zwodzą albo gardzą i łamią serca?”.

Przestałem lubić kobiety

Po tych dwóch zawodach, które ciągnęły się za mną zdecydowanie dłużej, niż bym chciał, postanowiłem, że nie chcę już szukać sobie partnerki. Nie chciałem już więcej ryzykować, nie chciałem być poddawany bolesnym doświadczeniom miłości. Postanowiłem, że zamknę swoje serce na te wszystkie emocje.

Skupiłem się na pracy, rozwijaniu swoich zainteresowań i spędzaniu czasu z przyjaciółmi. Życie bez romantycznych zawirowań wydawało się być spokojniejsze i mniej skomplikowane.

Niestety, moje podejście do kobiet zaczęło budzić zaniepokojenie wśród rodziny. Moi rodzice, mając zapewne dobre intencje, zaczęli naciskać na mnie, bym zaczął myśleć o ślubie i „ustatkowaniu się”. To doprowadzało mnie do szału. Bez kobiet żyło mi się naprawdę świetnie! Nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem tak szczęśliwy jak wtedy, gdy w końcu porzuciłem romantyczne marzenia.

– Ale Antek, w twoim wieku to już faceci się zaczynają ustatkowywać… – mruczała mama, gdy kończyłem 27 lat.

– Mamo, mi jest dobrze tak, jak jest. Kobieta to żadna gwarancja szczęścia! – odpowiadałem poirytowany.

Burzyłem się przeciwko presji rodziców, ale jednak nieco ją odczuwałem – zwłaszcza że mieszkałem z nimi jeszcze kilka lat po zakończeniu studiów. Wyprowadziłem się dopiero tuż przed 30–stką. Bo i po co wcześniej? Nie miałem żadnego bodźca.

Koledzy ze mnie żartowali

Gdy zaprosiłem kumpli na swoją pierwszą parapetówkę, prześcigali się w kpiących żartach.

– Noo stary, w końcu! Ileż można siedzieć ze starymi? – śmiał się Arek.

– W końcu będziesz miał gdzie przyprowadzać panny! – odrzekł Natan, chociaż ta uwaga akurat wyjątkowo mnie zniesmaczyła.

– A tam, panny – parsknąłem z niesmakiem.

– A co, kogoś innego? – zapytał, patrząc na mnie badawczo Michał.

– Najlepiej nikogo! – oparłem. – Po co to wszystko? Przyznajcie szczerze, nie żałujecie czasem, że się ożeniliście?

Zapadła krótka cisza.

– No wiesz… Czasem nie jest kolorowo, ale żeby od razu żałować… – mruknął Michał, drapiąc się po głowie.

– A kiedy ostatnio byliście w swoim życiu tak naprawdę szczęśliwi? Kiedy czuliście się wolni? Kiedy ostatnio myśleliście sobie: „Wrócę dziś do domu i będę robił dokładnie to, na co mam ochotę”? – drążyłem.

Znowu zamilkli.

– No ja to już dawno tak nie miałem… Codziennie jest coś do zrobienia… Aśka gania mnie z domowymi obowiązkami, bo mieszkanie ciągle niewykończone, już dwa lata po ślubie – odpowiedział smętnie Natan.

– No właśnie! A ja wracam do domu, rozwalam się przed telewizorem albo pakuję się na rower i jadę w miasto! Każdy dzień jest jak wakacje – zachwalałem.

– No ale nie czujesz się samotny? Przecież fajnie kogoś mieć – zapytał Arek.

– Już miałem! Już bywałem zakochany i mi wystarczy. To nic fajnego – odparłem.

– Aj tam, chłopie, nic nie miałeś! Z żadną kobietą tak naprawdę nie byłeś, z żadną nie chodziłeś za rękę, nawet z żadną się nie całowałeś! A masz przecież już ponad trzy dychy na karku! – odpowiedział mi z nagłą wrogością Natan.

– Ty nie oceniaj mojej wiedzy o miłości. Dość wycierpiałem, żeby wiedzieć, że kobiety to tylko źródło problemów – odparłem znowu pewnie.

– A weź, słuchać się ciebie nie da. Raz cię za szczeniaka panna odrzuciła, a kolejna okazała się być zajęta. Myślisz, ze my takich przygód nie mieliśmy? Myślisz, że nigdy się nie zawiedliśmy? Przeżyłeś same dziecinne zadurzenia, nie masz pojęcia o miłości i związkach, ale będziesz się tu mądrzył! Mam tego dosyć – do ataku ze strony Natana dołączył nagle też Michał.

Zamurowało mnie

Tego dnia wyszedłem z knajpy niepocieszony. Po raz pierwszy ktoś podważył moje przekonania na temat miłości i relacji. Z jednej strony byłem ich przecież taki pewien, ale z drugiej… nagle koledzy zasiali we mnie ziarno zwątpienia. Może faktycznie zbyt mało przeżyłem? Ale co to jest „zbyt mało”? Da się to zmierzyć? Jest jakaś liczba relacji, po których można świadomie wypowiadać się na temat takich spraw?

Przez całą drogę do domu biłem się z myślami, ale już po wejściu do mieszkania zacząłem być coraz bardziej skłonny do przyznania racji kolegom. Tylko co z tego, skoro kobiety nadal mnie nie interesowały? Nie było we mnie ani grama pragnienia bliskości, ani odrobiny marzeń o romantycznych uniesieniach, ani krzty fascynacji kobiecym charakterem czy nawet pięknem. Nic.

Zacząłem aż ze zdziwieniem analizować czy może wykształca się u mnie zainteresowanie drugą płcią, ale i to zupełnie mi nie pasowało. Po prostu byłem pozbawiony potrzeby miłości i związku. Z jednej strony, była to mało optymistyczna myśl, a z drugiej – w jakiś sposób mnie wyzwoliła. Przestałem odczuwać presję, przestałem zwracać uwagę na pouczanie kolegów.

W tym stanie spędziłem kolejne pięć lat. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że rodzice znowu zaczęli mnie męczyć w tym temacie – jakby zupełnie nie zauważali lub nie rozumieli, że jest mi w samotności zupełnie dobrze. Jestem aseksualny.

Mógłbym im powiedzieć wprost, że nie jestem zainteresowany żadnymi relacjami, ale oni zdają się zwalać to nadal na karb mojej niedojrzałości i „chęci wyszumienia się”. A to przecież moja dorosła, świadoma decyzja! Ech, z kobietami same problemy, ale i bez nich wieczne utrapienia!

Czytaj także:
„Dzieci mnie ignorowały, a wnuki wolały iść na burgera drwala, zamiast zjeść rosół u babci. Przecież ja ich wychowałam”
„Mąż wyjechał do USA za chlebem, ale nie przesyłał mi żadnych dolarów. Łajdak bez honoru po prostu mnie zostawił”
„Szukałam mężowi kochanki. Chciałam, żeby w sądzie orzeczono rozwód na moją korzyść. Nie oddam tej ciamajdzie majątku”

Redakcja poleca

REKLAMA