„Rodzice od początku nie akceptowali mojej narzeczonej. Gdy okazało się, że jest bezpłodna, kazali mi z nią zerwać”

mężczyzna którego żona jest bezpłodna fot. Adobe Stock
Moja historia zaczyna się niewesoło, ale na końcu jest happy end. A nawet dwa. Pomyśleć, że wszystko zawdzięczamy… psu.
/ 09.04.2021 12:33
mężczyzna którego żona jest bezpłodna fot. Adobe Stock

To nie dziewczyna dla ciebie! – powtarzała moja mama. – Ona ma zupełnie inny charakter niż ty. Widać, że pięciu minut w miejscu nie usiedzi, a z ciebie przecież domator. Będziecie się ciągle kłócić.
– Nie będziemy – mówiłem niezmiennie. – A nawet jeśli? Chcesz powiedzieć, że ty i ojciec nigdy na siebie głosu nie podnieśliście? Charaktery też macie różne…

Takich rozmów odbyliśmy setki. Niestety, w moim domu rodzinnym Iza nie znalazła drugiej mamy i ojca, tylko krytycznych przyszłych teściów, którzy wypatrywali jej najdrobniejszego potknięcia. Powtarzaliśmy sobie, że to minie, gdy w końcu zrozumieją, że nie możemy bez siebie żyć. Ale czas płynął, a poprawy stosunków jakoś nie było widać. Postanowiliśmy więc zamieszkać razem, jednak to tylko dolało oliwy do ognia.
– Co wy sobie wyobrażacie?! Co sąsiedzi powiedzą?! I jak my to wytłumaczymy babci…? – przekrzykiwali się rodzice.
– A w ogóle jak chcecie podzielić się wydatkami? – interesowała się mama. – Czy do tego wszystkiego zamierzasz ją jeszcze utrzymywać?
– Bardzo was proszę – starałem się zachować spokój. – Spróbujcie się przekonać do Izy, bo będziecie musieli siedzieć z nią przy stole w każdą Wielkanoc i na każdą Gwiazdkę – byłem nieugięty. – Nie jestem w stanie sprawić, że ją pokochacie, ale mam prawo wymagać, żebyście okazywali szacunek osobie, którą kocham i z którą chcę spędzić życie.

Starałem się, jak mogłem, ale wszystko było za mało. Po każdym kontakcie z moimi rodzicami Iza zamykała się w łazience i popłakiwała. Na nic zdały się zapewnienia, że kocham ją najbardziej na świecie i że chcę się z nią zestarzeć.
– Może gdy pojawią się dzieci, przestaną się wreszcie czepiać – powiedziałem któregoś dnia. – Przecież będą musieli zaakceptować matkę swoich wnuków…

Z dziećmi chcieliśmy poczekać do ślubu, a ten planowaliśmy za dwa lata, kiedy ojciec Izy wróci z zagranicznego kontraktu. Ostatecznie jednak pomyśleliśmy, że nic takiego się nie stanie, jeżeli mały człowiek pojawi się w naszym życiu nieco wcześniej. Tak więc zaczęliśmy się do tego przykładać ze zdwojoną energią.
Mijały jednak miesiące, a tu nic. Zaczęliśmy się niepokoić, bo w rodzinie Izy zdarzył się przypadek bezpłodności. Oby to nie było dziedziczne… Na wszelki wypadek poszliśmy zrobić badania. Wynik był dla nas szokiem.
– Obawiam się, że może pani nigdy nie mieć własnych dzieci – zawyrokował lekarz.

Iza przepłakała całą noc, a ja razem z nią. Ale prawdziwa tragedia zaczęła się, gdy o wszystkim dowiedzieli się rodzice… Te szantaże emocjonalne, te awantury!
– Nie dość, że do ciebie nie pasuje, to jeszcze bezpłodna! – irytowała się moja matka.
To zraniło mnie najboleśniej. Wszystko zmierzało ku temu,  żebym zerwał kontakty z rodzicami. A przecież tak ich kochałem!
Pewnego dnia wracałem do domu na piechotę, rozmyślając o tym, jak poprawić humor swojej zrozpaczonej narzeczonej, kiedy zobaczyłem małego kundelka. Przebiegał przez ulicę tuż przed rozpędzonym autem i został przez nie potrącony. Rzuciłem się na pomoc, zaniosłem zwierzaka do weterynarza i… tak staliśmy się właścicielami Felka.

Iza pokochała psiaka, jakby to był niemowlak, dużo spacerowała, biegała z naszym sierściuchem, zupełnie się wyluzowała. Zdaję sobie sprawę z tego, jak dziwnie to brzmi, ale po trzech miesiącach okazało się, że moja dziewczyna jest w ciąży. Lekarz wprost nie mógł wyjść ze zdumienia.
– Jak żyję, nie widziałem takiego przypadku! – zapewniał nas. – Macie wyjątkowe szczęście.
Ale prawdziwe szczęście miało nadejść dopiero później. Do końca nie chcieliśmy wiedzieć, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka. Nie spodziewaliśmy się jednak, że za jednym zamachem zostaniemy rodzicami… jednego i drugiego!
Wszyscy szaleli ze szczęścia, a najbardziej moi rodzice. Mały Olek i mała Ola przeciągnęli ich na stronę Izy, która jest dziś ukochaną synową. Wszystkie urazy poszły w niepamięć. Czasem myślę, że to nagroda od Boga za dobry uczynek, jaki zrobiłem, ratując Felka.

Więcej prawdziwych historii:
„Kochałam męża, ale on miał jeszcze jedną miłość. I ta miłość właśnie wpędziła go do grobu”
„Po adopcji Bartusia nie planowaliśmy kolejnego dziecka. Musieliśmy zmienić zdanie, bo ciągle szukał swojej siostry”
„Po 5 latach w Norwegii tęskniłem za domem, ale nie mogłem wrócić. Żona mi nie pozwalała, bo chciała więcej pieniędzy”

Redakcja poleca

REKLAMA