Kochanie, przepraszam, ale muszę kończyć i położyć dzieci spać… Nie smuć się, przecież zobaczymy się za trzy tygodnie. To tylko 21 dni. Minie, jak z bicza strzelił. Pa! Buziaczki, kochanie!
Wpatrywałem się w czerwoną słuchawkę zakończonego połączenia. „Pa, pa, do jutra, jeśli nie będę zmęczona. Wiesz, dom, dzieci, praca – wszystko na mojej głowie.” Wiedziałem o tym i między innymi z tego powodu chciałem wrócić na stałe do Polski. Zamienić na własny dom ten nędzny, nieogrzewany pokoik na poddaszu, w domu dzielonym z pięcioma robotnikami, z wiecznie brudną, zawilgoconą łazienką. Chciałem wrócić do przytulnych, wypełnionych miłością czterech kątów, które z taką starannością od pięciu lat urządzała moja ukochana żona.
Tyle że ona powiedziała „nie”
– Maciek, nie teraz, kiedy ledwie odbiliśmy się od dna – jęknęła, gdy po raz pierwszy odważyłem się przyznać, że nie wytrzymam kolejnego roku sam.
Owszem wiedziałem, że na norweskich budowach zarabiam więcej, niż dostałbym gdziekolwiek w naszej okolicy. Trudno było się nie zgodzić z argumentami, że za granicą mam też lepszy socjal, gdyby powinęła mi się noga, i dostaję większe pieniądze na całą trójkę dzieci, bez względu na naszą sytuację materialną. Ale jakie miało to znaczenie, skoro widywałem je cztery, góra pięć razy w roku?
Najstarszy Franio ledwie skończył dziewięć lat, Alinka zaczęła pięć, a Marysia dwa, i tak naprawdę żadne z nich nie znało mnie w roli ojca. Może jedynie synek pamiętał poranki ze mną, wspólne zabawy i bajeczki czytane przed snem. Jednak dla córeczek byłem jedynie gościem, który wpada z prezentami, pokręci się po domu, pożartuje, pogrozi palcem i znika, żeby przez kolejne tygodnie wyświetlać im się na ekranie tabletu.
Doszło do tego, że zazdrościłem mojemu ojcu, a nawet młodszemu bratu, podziwu, z jakim patrzyły na nich moje dzieci. Bolało mnie, kiedy na słowo „tata” rozglądały się niespokojnie, zanim przypomniały sobie o mnie. Swoje rozgoryczenie tuszowałem uśmiechem, ale nie takiego życia pragnąłem, żeniąc się z Bożenką. Nawet wyjeżdżając za granicę, łudziłem się, że opuszczam bliskich tylko na chwilę.
– Popracuję rok, będę brał nadgodziny czy dodatkowe zlecenia i dokończymy budowę domu, a potem wrócę i coś wymyślimy – zaproponowałem żonie, kiedy zorientowała się, że jest w drugiej ciąży.
– Potrzebuję cię – płakała do telefonu po trzech miesiącach rozłąki, więc wróciłem jak na skrzydłach i zaczepiłem się u znajomego.
To, co zarabiałem, ledwo starczało nam na życie, więc o budowie domu nie było mowy, ale dla mnie nie miało to większego znaczenia. Czułem się szczęśliwy jak nigdy przedtem.
– Może taki duży dom nie jest nam potrzebny? Na razie wykończymy dwa pokoje na parterze. Kuchnia i łazienka są już gotowe, tylko mieszkać, a na resztę przyjdzie czas – tłumaczyłem żonie, kiedy narzekała na warunki, w jakich przyjdzie nam żyć. – My wychowaliśmy się w skromniejszych i wyszliśmy na ludzi, nasze dzieci też jakoś sobie poradzą bez osobnych pokoi i drugiej łazienki – starałem się obrócić sytuację w żart, ale tylko ją rozzłościłem.
Łkając, zarzuciła mi bezduszność i brak ambicji, a potem suszyła mi głowę tak długo, aż zadzwoniłem do byłego norweskiego pracodawcy. Wyjechałem niespełna miesiąc później.
– Zobaczysz, poradzimy sobie, ludzie żyją w ten sposób latami, a nam wystarczy rok, może dwa, żeby odbić się od dna – powtarzała Bożenka, kiedy odprowadzała mnie na autobus.
Oboje nie przypuszczaliśmy, że po raz trzeci zaliczmy wpadkę. To stało się podczas mojego krótkiego urlopu. Bożenka jak zwykle spanikowała, zaczęła się obawiać, czy nie wyrzucą jej z pracy przez kolejną ciążę, i za co utrzymamy tak liczną rodzinę, jeśli wrócę do kraju.
– Pieniądze to nie wszystko, mogłabyś odejść z pracy i zająć się dziećmi na pełen etat, a ja założyłbym własną firmę. Przez te lata nauczyłem się na norweskich budowach takich rzeczy, o jakich nie śniło się naszym specjalistom. Dzisiaj potrafię wybudować wszystko z najbardziej nowoczesnych surowców – mówiąc te słowa, puchłem z dumy, ale nie udało mi się przekonać żony.
– Od pomocy przy dzieciach mam dwie babcie, a ty powinieneś zachowywać się jak na głowę rodziny przystało! Potrzebne są nam pieniądze, które zarabiasz w Norwegii! – napadła na mnie, więc postanowiłem przez jakiś czas nie wracać do tematu.
Żeniąc się z Bożenką, wiedziałem, że ceni sobie niezależność i lubi mieć własne pieniądze. Nie należała do kobiet, które spełniają się, prowadząc dom. Nawet kiedy zarabiałem całkiem nieźle, uważała, że nie powinniśmy poprzestawać na jednej pensji, bo „przypadki chodzą po ludziach”. Przy trójce dzieci tym bardziej trudno było ją przekonać do zmiany zdania. W zasadzie nie miałem nic przeciwko temu. W mojej rodzinie kobiety zawsze pracowały na równi z mężczyznami. Babcia prowadziła z dziadkiem gospodarstwo i zawiadywała domem, mama była urzędniczką, a moja siostra założyła własny zakład fryzjerski. Tak naprawdę nie znałem gospodyń domowych, nie miałbym jednak za złe Bożence, gdyby zmieniła zdanie.
– Nie wyobrażam sobie życia w biedzie – wyznała szczerze, kiedy ostatnio gościłem w domu. – Przyzwyczaiłam się, że wyjeżdżamy dwa razy do roku nad morze i w góry, kupujemy to, czego nam potrzeba, bez zastanawia się, czy starczy nam do pierwszego. Owszem, dodatkowe zajęcia maluchów są czasochłonne i kosztowne, ale dajemy naszym dzieciom coś, czego sami nie mieliśmy, lepszy start – uważała.
Tyle że lepsza przyszłość moich dzieci, dla mnie oznaczała samotność i wieczną tułaczkę. Po pięciu latach w zasadzie nigdzie nie czułem się u siebie. Na pewno nie w wynajętym pokoju, ale także nie we własnym domu, w którym nie pomalowałem ani jednej ściany, do którego nie kupiłem ani jednego mebla.
Płaciłem za wygody bliskich, ale sam nie miałem w nich udziału. Owszem, nie mogłem narzekać – chodziłem dobrze ubrany, żona dbała, bym miał co jeść, i przez znajomych podsyłała mi paczki z ulubionymi potrawami czy dobrymi kosmetykami, ale żadna z tych rzeczy nie była w stanie zabić mojej samotności. Im dłużej trwała nasza rozłąka i im byłem starszy, tym bardziej tęskniłem za bliskimi.
Chciałem wychowywać moje dzieci, a nie słuchać o nich opowieści, ale Bożenka była nieprzejednana. Doszło do tego, że zacząłem oglądać się za Norweżkami. Może nie należały do urodziwych ani zbyt czułych, ale przynajmniej były na wyciągnięcie ręki.
Myślę, że to tęsknota za bliskością pchnęła mnie najpierw na kurs językowy, a potem w ramiona Agnes, nauczycielki norweskiego. Czułem się podle, zdradzając żonę, i jeszcze bardziej pragnąłem wrócić do domu, ale po ostatniej rozmowie z Bożeną zrozumiałem, że żyję mrzonkami.
To było w Wielkanoc.
– Zdajesz sobie sprawę, że powinniśmy mieć większy samochód? – Bożena zmieniła temat, gdy tylko wspomniałem o powrocie. – No i musimy kupić nowe narty dla Franka… Mnie też by się przydały. I jeszcze…
Wcześniej droczyłbym się z żoną, ale miałem Agnes, więc tylko machnąłem ręką.
– Mogłabyś przyjechać do mnie z dziećmi – rzuciłem, gdy skończyła wyliczanki.
– Do tego ciasnego pokoiku?
– Do mieszkania, które zamierzam wynająć – odparłem spokojnie. – Mam dosyć życia z brudasami i pijakami. Uważam, że zbyt ciężko pracuję, żebym mieszkał w takich warunkach – dodałem, myśląc bardziej o tym, że nie chcę już spotykać się z Agnes po motelach czy w jej mieszkanku, jak jakiś sztubak.
– I potrzebujesz do tego całego mieszkania? – zdziwiła się Bożena.
– Tak. I samochodu, więc będę przysyłał ci nieco mniej pieniędzy. Ale i tak wystarczy na wszystko – dodałem, patrząc jej w oczy.
Nie chciałem się mścić ani niczego uzmysławiać Bożence.
Wiedziałem, że cokolwiek zrobię, i tak stoję na przegranej pozycji, a nie zamierzałem porzucać rodziny. Żona słowem się nie odezwała, choć widziałem, że jest w szoku. Jak zwykle spakowała mnie na podróż, odwiozła na autobus i przez kolejne dni dzwoniła, narzekając na zmęczenie.
Nie poruszaliśmy tematu mieszkania dla mnie, ale ja każdy ranek zaczynałem od przeglądania ofert. W końcu znalazłem niewielkie cztery kąty w spokojnej dzielnicy na obrzeżach Trondheim. Dość drogie, lecz za to samodzielne i w pełni wyposażone.
W dniu przeprowadzki przeżyłem szok.
Omal nie padłem z wrażenia, widząc Bożenkę w progu mojego starego domu. Przyjechała sama, blada i zmęczona, i łagodnym tonem zapytała, czy zabiorę ją do swojego nowego mieszkania.
– Oczywiście, że tak, głuptasie – odparłem szczęśliwy, że ją widzę.
W jednej chwili zapomniałem o całym świecie, także o tym, że Agnes miała do mnie wpaść po południu. Wiozłem Bożenkę wciśniętą między walizki w moim starym samochodzie. Zaparkowałem pod blokiem i wtedy kątem oka zobaczyłem w oddali Agnes idącą w naszym kierunku z bukietem kwiatów w rękach. Nie czekając na to, aż moja kochanka wykona pierwszy ruch, otworzyłem drzwi auta i niemal wyciągnąłem z niego Bożenkę.
– To tutaj? – wyszeptała.
– Tak – przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem.
Widziałem, jak Agnes zamiera w bezruchu, a trzymane przez nią kwiaty upadają na chodnik. Serce ścisnęło mi się z żalu, że musiałem zranić tę niewinną istotę, ale najważniejsza w tamtej chwili była Bożena i moja radość, że jej na mnie zależy.
– Zapłaciłeś zadatek? – zapytała, gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi.
Roześmiała się jakoś nienaturalnie głośno, kiedy skinąłem głową na znak, że owszem.
– To przepadnie, ale trudno – zarzuciła mi ramiona na szyję.
Poczułem zapach jej skóry i ciepły oddech na swojej szyi.
– Trudno? – zapytałem, natychmiast zapominając o dziewczynie na ulicy.
– Tak, bo jutro wracamy do Polski. Już kupiłam nam bilety. Wracamy na zawsze, kochanie – wyszeptała.
Nie wiem, czy Bożenka widziała Agnes i zrozumiała, co mogło nas łączyć, czy raczej wystraszyła się mojej samodzielności. Faktem jest, ze następnego dnia rzeczywiście wróciliśmy do Polski, choć potem przyleciałem jeszcze na jeden dzień dopełnić formalności. Nigdy więcej jednak nie spotkałem się z Agnes. Nie odebrała, kiedy zadzwoniłem, żeby wytłumaczyć jej swoje zachowanie.
Nie mam do niej żalu, na jej miejscu postąpiłbym tak samo. Trudno. Dla mnie zawsze najważniejsza była Bożenka i dzieci, moja rodzina.
Więcej prawdziwych historii:
„Kochałem ją, a ona wymyśliła sobie, że podda mnie testowi na wierność. Nie wiem, czy po tym chcę w ogóle z nią być”
„Przystojniak z pracy się mną interesował, ale miałam być tylko przykrywką. Był gejem i nie chciał, by się wydało”
„Nie płacił za czynsz i zakupy, pożyczał pieniądze i ich nie oddawał. Myślałam, że to miłość, a on mnie oskubał”