„Kochałam męża, ale on miał jeszcze jedną miłość. I ta miłość właśnie wpędziła go do grobu”

kobieta która młodo owdowiała fot. Adobe Stock
Przez lata samotnego macierzyństwa zapomniałam, jak to miło mieć u boku mężczyznę. A gdy ten mężczyzna jest inteligentny i ma poczucie humoru…
/ 08.04.2021 14:45
kobieta która młodo owdowiała fot. Adobe Stock

Mam wrażenie, że kiedy ludzie mówią „wszystko przed tobą”, nie zdają sobie sprawy, jak wielkim brzemieniem może być przeszłość. I nie mówię tu o bolesnych wspomnieniach, złamanych sercach i złych wyborach, o całym tym emocjonalnym nadbagażu, a raczej o tym, jak życie bez przerwy pcha nas do przodu, dokładając na ramiona kamień za kamieniem, tak żebyśmy nie mogli zboczyć z raz wyznaczonego kursu. Kiedy osiąga się pewien wiek, przemeblowanie życia wydaje się zadaniem nierealnym. Dlatego człowiek zmienia, co może – wystrój mieszkania, pracę, głupią tapetę w komputerze. Tylko po to, żeby się oszukać, że nie zmierza prostą drogą ku starości i jej wątpliwym atrakcjom.

Moja droga pod górkę zaczęła się od tego, że wyszłam za mąż za młodo. Tomasz miał dwadzieścia jeden lat, ja sama ledwo skończyłam dwadzieścia. Ale kochaliśmy się na zabój i to nam wystarczyło za wszystkie argumenty na tak. Cieszyliśmy się naszym małżeństwem przez jak jakieś dwa i pół roku. Urodziłam w tym czasie córeczkę. Jagoda i Tomasz byli moim całym światem. Niestety, Tomasz kochał również swój motocykl, z którym za nic nie chciał się rozstać. I w pewnym sensie został z nim na zawsze. Razem rozbili się o bok ciężarówki, mój młody mąż zginął na miejscu. Zostałam wdową i samotną matką w wieku dwudziestu trzech lat.

Z perspektywy czasu nie było aż tak źle, jakby się mogło wydawać – Jagoda, jako wyjątkowo kapryśne dziecko, szczelnie wypełniała mi czas, nie mówiąc już o tym, że musiałam zarabiać. Niemniej moje życie bardziej niż wędrówkę przypominało tor lotu pocisku. Nie mogłam nic zmienić, bo zwyczajnie nie miałam na to czasu, pieniędzy ani ochoty.

Zmiany ruszyły, gdy dziewiętnastoletnia Jagoda poznała Mateusza, perkusistę w zespole, którego nazwy nie potrafiłam wymówić. Był to jej pierwszy chłopak na poważnie i z jego powodu Jagoda coraz mniej czasu spędzała w domu. Zaczęłam to odczuwać bardzo wyraźnie, bo wieczorami zwykle oglądałyśmy razem filmy.
Kilka lat później, przy śniadaniu, moja córka, już wtedy w kolejnym „poważnym związku”, rzuciła od niechcenia:
Może ty też powinnaś sobie kogoś znaleźć, mamuś.
– Ja? – zaśmiałam się. – Jakąś skamielinę w moim wieku? Ile dasz swojej matce, co? Trias, jura czy kreda?
Okazało się, że Jagoda mówiła jak najbardziej poważnie, i moje żarty spłynęły po niej jak woda po kaczce.
– Jest cała masa wolnych mężczyzn – oznajmiła. – A ty nawet na nich nie patrzysz. Nie rozumiem dlaczego, przecież wszystko jeszcze przed tobą. Zaryzykuj, co ci szkodzi, mamuś…

Rozmyślałam nad tym, co powiedziała, przez następnych kilka dni. Z jednej strony miała rację – przez te wszystkie lata zdarzało mi się umawiać z mężczyznami, ale nigdy nie trwało to dłużej niż parę miesięcy i jakiś czas temu kompletnie się poddałam. Wystarczały mi praca i rodzina. Z drugiej strony – nie chciałam przyciągnąć do siebie kolejnego chłopaka czy kochanka. Kobiety w moim wieku potrzebują konkretów. Jeżeli faktycznie miałabym się zaangażować, to na całego, czyli chciałam znaleźć dla siebie nowego męża. Małżeństwo to była jedyna rzecz, za którą naprawdę tęskniłam. Obrączka na palcu, poczucie stabilności, ciepło drugiej osoby. Czegoś takiego nie można zastąpić flirtowaniem czy randkowaniem.

Opowiedziałam o swoim problemie najlepszej przyjaciółce. Agata pracowała przy produkcji seriali telewizyjnych i od lat pomagała mi w najróżniejszych kłopotach, od zakupów po opiekę nad Jagodą. Po zapale w jej oczach mogłam się domyślić, że tylko czekała na sygnał, aby mnie z kimś umówić.
– Więc kto to będzie? – zapytałam zrezygnowana, zanim wygłosiła propozycję. – Daleki kuzyn? Kolega kolegi męża? Jaki używany towar dla mnie masz, słońce ty moje?
Agata uśmiechnęła się tajemniczo.
– Mam lepszy pomysł. Jest tylko nieco… niekonwencjonalny.
– Dziękuję, nie tykam internetu.
– To nie internet. Właściwie będziesz mogła sama wybrać sobie męża. Będziemy tylko musiały przekopać się przez dziesiątki kandydatów. Zupełnie jak w życiu, czyż nie?

Puściła do mnie oko i wyłuszczyła, na czym polegał jej plan.
Scenarzyści serialu paradokumentalnego, przy którym pracowała Agata, stworzyli nową postać do wprowadzenia w nadchodzącym sezonie – błyskotliwego chirurga po przejściach. Informacja rozeszła się po agencjach i niedługo miało się odbyć przesłuchanie do roli. Wymagania wydawały się niemal idealne: przystojny mężczyzna w średnim wieku, wysoki, zadbany, bez nadmiernego łysienia, żwawy. Opis postaci czytało się jak ogłoszenie towarzyskie.
– Na przesłuchaniu siądziesz sobie ze mną – mówiła dalej Agata.
– Oficjalnie będziesz tam jako konsultantka do spraw wizerunku. Spoko, nikt się nie przyczepi. Ale tak naprawdę wybierzesz sobie kandydata. Nawet nie będziesz musiała prosić go o numer, bo wszystkie dane osobowe dostaniesz na rozpisce!
– Czy to aby nie jest odrobinę nieetyczne? – zapytałam.
Agata wzruszyła ramionami.
– Dopóki nie wybierzesz tego, którego zatrudnimy, wszystko jest jak najbardziej cacy. Co nam do tego, co robisz i z kim poza oficjalnym przesłuchaniem? No jak, nie jestem genialna?

Propozycja była intrygująca, musiałam to przyznać. Mało która kobieta ma okazję wybrać sobie męża jak z katalogu, wiedząc o nim wszystko zawczasu. Nadal jednak się wahałam.
Podjęłam decyzję dopiero wieczorem – Jagoda długo nie wracała od chłopaka, więc spędziłam kilka godzin sama, zasłuchana w ciszę, wyobrażając sobie, o ile lepiej bym się czuła, gdyby ktoś był teraz ze mną… A jeśli Jagoda zechce wyjść za mąż?
Co zrobię, kiedy będę już całkiem sama? – zastanawiałam się. O nie, musiałam znaleźć sobie męża! Inaczej zostanę jedną z tych starych wdów, które nazywają koty swoimi dziećmi albo coś w tym rodzaju. Brrr!

Psychiczne przygotowanie się do przesłuchania zajęło mi tak dużo czasu i energii, że gdy nadszedł w końcu ten długo wyczekiwany dzień, udało mi się zaspać na umówioną godzinę. Brawo ja…
Z włosami w nieładzie, umalowana tylko pobieżnie, wsiadłam w samochód i gnałam przez miasto na żółtych i czerwonych, ryzykując mandat. Zaparkowałam przed studiem i wbiegłam do środka w pełnym sprincie.
Wtedy to, oczywiście, wpadłam na kogoś w korytarzu, odbiłam się i wylądowałam boleśnie na kości ogonowej.
Torebka zsunęła mi się z ramienia i wszystkie gromadzone w niej od lat klamoty wysypały się na podłogę. Człowiek, na którego wpadłam, przyjął moje szybkie przeprosiny i pomógł mi pozbierać rzeczy. Dopiero kiedy wręczył mi ostatnią szminkę, która potoczyła się pod recepcję, spojrzałam mu w twarz. I zamarłam na chwilę. Był to niezły facet mocno po czterdziestce, z uśmiechem, który wydawał się jednocześnie ciepły i zaczepny.
– Proszę na siebie uważać – poradził, a ja nie mogłam wydusić nic w odpowiedzi.

Dopiero po kilkunastu sekundach przypomniałam sobie o przesłuchaniu. Zaklęłam i pobiegłam do windy.
Na miejscu okazało się, że w branży telewizyjnej spóźnianie się jest w modzie, więc i tak musieliśmy zaczekać na reżysera. Agata pomogła mi doprowadzić się do porządku w łazience i kiedy zaczęliśmy właściwe przesłuchania, wyglądałam już nieco lepiej.
Przeprowadzanie z kimś rozmowy na stanowisko męża było osobliwym doświadczeniem, ale na szczęście musiałam tylko siedzieć, patrzeć i słuchać, więc prędko oswoiłam się z niecodzienną sytuacją. Agata była za to w swoim żywiole i zadawała pytania w punkt: o zainteresowania, specjalne umiejętności, rodzinę, związki, tak żebym miała pełen obraz każdego z kandydatów. Myślałam, że będzie to wyglądać sztucznie i ktoś z miejsca się zorientuje, do czego zmierza, ale rytm rozmowy okazał się naturalny i niewymuszony. Prawdziwa z niej profesjonalistka.

W ciągu półtorej godziny udało mi się zapisać nazwiska trzech mężczyzn, którzy mogli być całkiem niezłymi kandydatami, gdyby lepiej ich poznać. Wciąż jednak miałam wrażenie, że czegoś brakuje, jakiegoś istotnego czynnika, nie wiem, szybszego bicia serca, motylków w brzuchu…? Niby nie miałam już osiemnastu lat, ale nadal wierzyłam w takie rzeczy, a przynajmniej chciałam ich jeszcze kiedyś w życiu doświadczyć.
I wtedy zjawił się on. Rozpoznałam go od razu po tym uśmiechu. Facet, na którego wpadłam na parterze. Dostrzegł mnie siedzącą nieco w cieniu Agaty i kiwnął lekko głową, rozpromieniony. Musiałam wykorzystać całe swoje samozaparcie, żeby powstrzymać napływ emocji. Zaczekaj chociaż, aż odpowie na kilka pytań – strofowałam sama siebie.

Nic z tego strofowania nie wyszło. Emilian, bo tak miał na imię, okazał się idealnym mężczyzną – przypomniał nawet jeden z moich ulubionych filmów, lekko zawstydzony. Widać było, że jest ułożony i skromny, że ma konkretny gust, ale też otwarty umysł.
Kiedy zaś zaczął grać chirurga, zmienił się w zupełnie inną osobę: hardą, cyniczną, nieznoszącą sprzeciwu. Wszyscy byli oczarowani jego występem. W duchu przeklinałam go za to, że jest tak dobry. Chociaż dotąd grał tylko epizodyczne role w teatrze, widać było, że Emilian ma talent. Co oznaczało, że pewnie dostanie tę rolę, a je nie będę mogła się z nim umówić, zgodnie z tym, co mówiła Agata.
I na co mi było całe to przesłuchanie?!

Ostatecznie udało mi się umówić z Arturem. Był rozwodnikiem i widziałam w trakcie przesłuchania, że często spogląda w moim kierunku. Umówiliśmy się kilka razy na kino i kolację, ale oboje prędko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że szukamy w życiu czegoś innego. Artur był nastawiony na karierę i chodził na wszystkie możliwe przesłuchania. Gdyby wiedział, że ujdzie mu to płazem, włożyłby perukę, sukienkę i poszedł starać się o role kobiece (to jego żart, nie mój). A ja szukałam kogoś takiego jak ja: domatora lubiącego spokój. Artur nie potrafił nawet usiedzieć spokojnie w sali kinowej.
I tak oto pomysł z przesłuchaniem skończył się dokładnie tak, jak się zaczął – znów siedziałam sama w domu, zastanawiając się, kiedy wróci Jagoda, i oglądałam telewizję. Z tym że teraz mogłam podziwiać na ekranie Emiliana, jak pomaga głównym bohaterom rozwiązywać sprawy medyczne i życiowe. Z popularnością, jaką zyskał, byłam pewna, że zostanie w serialu na dłużej.
A ja będę sama.

Kiedy zadzwonił – tak jest, on do mnie, nie ja do niego! – nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Skąd? Jak? Dlaczego? Miałam setkę pytań, ale nie potrafiłam właściwie wyartykułować żadnego z nich. Zwłaszcza że Emilian był zdziwiony tym, że poznałam go tylko po głosie. Wolałam nie tłumaczyć, że pilnie oglądam każdy odcinek serialu.
– Wiesz, Aniu, dzwonię w zasadzie po to, żeby ci podziękować – powiedział w końcu.
W bólach i trudach konwersacji zdążyliśmy przejść na „ty”.
– Strasznie się stresowałem, dlatego chodziłem w tę i we w tę po korytarzu niczym jakiś amator. Kiedy na mnie wleciałaś, kompletnie wybiłaś mnie z rytmu. Praktycznie zapomniałem o tym, że powinienem się denerwować, i dlatego wypadłem tak dobrze. Bo przez cały czas, no… myślałem o tobie. I od tamtej pory nic się nie zmieniło. Liczyłem na to, że spotkam cię na planie, ale powiedzieli mi, że byłaś tylko konsultantką, więc zacząłem wypytywać producentów i…

I tak oto, od słowa do słowa, wylądowaliśmy w restauracji. Agata nie była zadowolona, że złamałam warunki naszej umowy, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo już na starcie powiedziałam o wszystkim Emilianowi. Zareagował tak, jak myślałam, że zareaguje: śmiechem, zrozumieniem i zapewnieniami, że nikomu o niczym nie powie. Pod warunkiem, że umówię się z nim na kolejną randkę, rzecz jasna.
Dopiero zaczęliśmy się spotykać i wiele się może zdarzyć, ale myślę, że wreszcie mogę sama wypowiedzieć te słowa. I zrobię to, choćby tylko po to, by zakląć rzeczywistość.

Więcej prawdziwych historii:
„Po adopcji Bartusia nie planowaliśmy kolejnego dziecka. Musieliśmy zmienić zdanie, bo ciągle szukał swojej siostry”
„Przystojniak z pracy się mną interesował, ale miałam być tylko przykrywką. Był gejem i nie chciał, by się wydało”
„Po 5 latach w Norwegii tęskniłem za domem, ale nie mogłem wrócić. Żona mi nie pozwalała, bo chciała więcej pieniędzy”

Redakcja poleca

REKLAMA