„Rodzice nie rozumieli moich marzeń. Szczytem ich ambicji była magisterka z motyki i profesura z przerzucania nawozu”

Młody mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Erstudiostok
„– Jesteś naszym jedynym dzieckiem – powiedziała mama. – A to gospodarstwo to twoje dziedzictwo – zaznaczyła. Potem dodała, że dalsza nauka to tylko kaprys, który nie przełoży się na nic konkretnego. Ja nie chciałem być rolnikiem, nie cierpię roli”.
/ 06.10.2024 19:30
Młody mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Erstudiostok

Odkąd pamiętam, zawsze chciałem iść na studia. Już od najmłodszych lat marzyłem o tym, że jako pierwszy w rodzinie skończę wyższą uczelnię, wyjadę z naszej wsi i rozpocznę życie w mieście. Jednak moi rodzice tego nie rozumieli. Dla nich szczytem marzeń było uprawianie roli, która była źródłem utrzymania naszej rodziny od pokoleń. Dlatego nie spodobał im się mój plan na życie. Ale ja postanowiłem postawić na swoim.

Wiedziałem, że chcę od życia czegoś więcej

Już w szkole podstawowej zauważyłem, że nie mam żadnych problemów z nauką. A najbardziej ze wszystkiego interesowały mnie przedmioty ścisłe – matematyka, fizyka i informatyka. 

Świetnie sobie radzisz – chwalili mnie nauczyciele i zachęcali do dalszej nauki.

A ja chętnie z tych zachęt korzystałem. Już w połowie podstawówki byłem o poziom wyżej niż moi koledzy z klasy, a pod koniec szkoły podstawowej miałem opanowany materiał przeznaczony dla technikum i liceum.

Jaki ja byłem dumny. Gdy przynosiłem ze szkoły same piątki i szóstki, to czułem się tak, jakbym mógł przenosić góry. A najważniejsze było to, że zaczynałem być zauważany i doceniany.

– A co byś powiedział na udział w olimpiadzie informatycznej? – zapytał mnie któregoś razu wychowawca. – To dla ciebie ogromna szansa. Mógłbyś zdobyć stypendium i prawo nauki w wybranej szkole średniej – zachęcał mnie.

Początkowo bardzo się wahałam i nie byłem pewien, czy to byłaby dobra decyzja. Pomimo świetnych ocen nie wiedziałem, czy bym sobie poradził.

– Sam nie wiem – wahałem się. Ale potem od razu docierała do mnie myśl, że przecież posiadam wiedzę, której może mi pozazdrościć każdy uczeń z mojej szkoły.

Dlatego podjąłem decyzję o występie na olimpiadzie. Z jednej strony chciałem sprawdzić swoje możliwości i zweryfikować swoją wiedzę. Ale nie tylko. W głębi duszy liczyłem na to, że udany występ w konkursie umożliwi mi dalszą naukę. Bo ja tak naprawdę nie chciałem zostać na naszej wsi. Chciałem wyprowadzić się do miasta, w którym miałbym szansę na osiągnięcie sukcesu.

– Nie chcę zostać na wsi. Tutaj nie mam żadnych perspektyw – zwierzałem się swojemu najlepszemu koledze. On jako jedyny wiedział, że mam plany na osiągnięcie czegoś więcej niż uprawianie roli.

Ta olimpiada mogła mi to umożliwić. Wiedziałem, że na rodziców nie mam co liczyć. Oni nie rozumieli moich marzeń, a ich jedynym pragnieniem było to, abym został na wsi i w przyszłości odziedziczył po nich gospodarkę. Ja jednak miałem inne ambicje. 

Rodzice nie podzielali mojego zapału do nauki

Kiedy powiedziałem rodzicom, że zamierzam startować w olimpiadzie informatycznej, to nie doczekałem się z ich strony jakiejś szczególnej reakcji.

Rób, jak uważasz, synku – usłyszałem od mamy, która akurat wróciła z pola i zabrała się za obieranie ziemniaków na obiad.

Ojciec natomiast tylko wzruszył ramionami. Powiedział jedynie, że pomimo dodatkowej nauki nie mogę zapominać o pomocy na gospodarstwie. I chociaż wcale nie było mi to na rękę, to zapewniłem go, że nie zaniedbam swoich obowiązków na gospodarstwie. Ale tak naprawdę wcale nie miałem na to ochoty. Nie cierpiałem pracy na roli i nie miałem zamiaru wiązać z nią swojej przyszłości.

Kilka kolejnych miesięcy spędzałem nad książkami każdą wolną chwilę. Na szczęście mój nauczyciel informatyki miał ogromną wiedzę, którą postanowił się ze mną podzielić. I to głównie dzięki niemu opanowałem cały materiał, który pozwolił mi przystąpić do konkursu. Konkursu, który zakończył się ogromnym sukcesem.

To początek twojego nowego życia – powiedział mi nauczyciel, który gratulował mi zajęcia pierwszego miejsca na olimpiadzie. – Wybrałeś już szkołę? – zapytał.

A ja nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Marzyło mi się technikum informatyczne w mieście oddalonym od naszej wsi o ponad sto kilometrów. Ale wiedziałem, że trudno będzie mi przekonać rodziców do tego pomysłu. I wcale się nie pomyliłem.

Zwariowałeś?! – wykrzyknął ojciec. Właśnie poinformowałem rodziców, że zająłem pierwsze miejsce w konkursie i wybieram się do technikum informatycznego.

– Nie zwariowałem – odpowiedziałem spokojnie. I chociaż wiedziałem, że ten pomysł nie spotka się z aprobatą moich rodziców, to taki wybuch złości nieco mnie zaskoczył. – Ja po prostu chcę się dalej uczyć. Chcę iść na studia i coś osiągnąć.

– A gospodarka? – zapytał ojciec już nieco spokojniejszym tonem.

– Nie chcę zostać na gospodarce  – powiedziałem. I kiedy spojrzałem kontrolnie na ojca, to zobaczyłem, że znowu zaczyna się denerwować.

– Ale to twoja przyszłość – wycedził przez zęby.

– Tata ma rację – zawtórowała mu mama, która do tej pory w ogóle się nie odzywała. – Jesteś naszym jedynym dzieckiem. A to gospodarstwo to twoje dziedzictwo – dodała. A potem dodała, że dalsza nauka to tylko mój kaprys, który nie przełoży się na nic konkretnego.

Spojrzałem na nich i wyobraziłem sobie swoje przyszłe życie na roli. I ta wizja wcale mi się nie spodobała. Ja nie chciałem być rolnikiem, a moje ambicje były zdecydowanie wyższe niż machanie grabiami czy jeżdżenie traktorem.

Ale ja tego nie chcę – powiedziałem. Wiedziałem, że jeżeli teraz nie postawię na swoim, to zmarnuję szansę na lepsze życie.

Ale rodzice tego nie rozumieli. Mama tylko pokręciła głową, a ojciec zaczął wymachiwać rękami.

– Jeżeli zdecydujesz się na wyjazd do szkoły, to nie licz na nas – zapowiedział. – Nie zamierzam utrzymywać kogoś, kto nie chce wziąć się do uczciwej pracy.

I na nic zdały się moje próby tłumaczenia, że to właśnie nauka umożliwi mi zdobycie zawodu i dobrej pracy w przyszłości. Dla rodziców najważniejsza była gospodarka, a wszystko poza nią uważali za zbędne kaprysy i stratę czasu. I nie chcieli zaakceptować tego, że moje marzenia są zupełnie inne niż ich.

Postąpiłem wbrew woli rodzicom

Długo zastanawiałem się nad tym, co mam zrobić. Z jednej strony nie chciałem kłócić się z rodzicami, którzy nie chcieli zaakceptować mojego wyboru. Ale wiedziałem też, że podobna szansa może się nie powtórzyć, a ja mogę stracić najlepszą okazję na spełnienie swoich marzeń.

A co z pieniędzmi? – zapytał mnie kolega.

I to był też jeden z powodów, dla których się wahałem. Wprawdzie wygrana na olimpiadzie zapewniała mi stypendium, ale obawiałem się, że może ono nie wystarczyć na wszystkie moje potrzeby. „A jak nie będę miał za co żyć?” – myślałem. I dalej nie dawałem ostatecznej odpowiedzi.

Jednak wiedziałem, że nie mogę wahać się w nieskończoność. I w końcu zadecydowałem.

Wyjeżdżam do technikum informatycznego – poinformowałem rodziców, którzy chyba do końca mieli nadzieję, że nie zdecyduję się na ten krok. – To jest moja przyszłość – dodałem jeszcze, chociaż wiedziałem, że to i tak ich nie przekona. 

I miałem rację. Ojciec wykrzyczał mi, że nie zamierza mnie utrzymywać, a mama powiedziała cicho, że zmarnuję sobie życie. Było mi przykro, że najbliżsi mi ludzie nie chcą mnie wspierać.

Pomimo takiej reakcji nie zmieniłem swojej decyzji. Wyjechałem do szkoły, która zapewniła mi internat i stypendium. I chociaż początki nie były łatwe, to jakoś sobie radziłem. W przerwach od nauki udzielałem korepetycji, które pozwoliły mi przetrwać. A po kilku miesiącach odezwała się do mnie mama, która postanowiła wesprzeć mnie finansowo.

– Tylko nie mów tacie – powiedziała cicho, wręczając mi kilka banknotów. I chociaż byłem zły na nią i na ojca, to przyjąłem je. Nie miałem wyjścia.

Szkołę skończyłem z wyróżnieniem. A potem poszedłem na studia, które ukończyłem w najlepszej trójce. Szybko znalazłem pracę jako programista i zacząłem zarabiać przyzwoite pieniądze. Jednak najważniejsze było to, że robię to, co lubię.

Przez cały ten czas ojciec się do mnie nie odzywał. Miałem jedynie kontakt z mamą, która na początku pomagała mi finansowo, a potem robiła wszystko, aby nie stracić ze mną kontaktu.

Tacie w końcu minie złość – mówiła mi za każdym razem, gdy się widzieliśmy. 

Jednak do tej pory nic takiego się nie wydarzyło. Chociaż minęło tyle lat, to ojciec nadal nie zaakceptował tego, że nie chciałem zostać na roli i odziedziczyć po nim gospodarki. Ale ja wciąż mam nadzieję. Wierzę, że kiedyś zrozumie, że ja miałem inny plan na życie. A dzięki spełnieniu swoich marzeń jestem szczęśliwy. Tylko tyle i aż tyle. 

Tomasz, 26 lat

Czytaj także:
„Mam 50 lat, a matka ciągle beszta mnie jak smarkulę. Bałam się jej powiedzieć nawet o rozwodzie”
„Mąż sąsiadki miał gruby portfel i zero szacunku dla żony. Nie spodziewał się, że na jego drodze stanie słaba staruszka”
„Córka wstydzi się zapraszać koleżanki, bo mamy meble po babci. Nie wyrzucę sprzętów, które ciągle się sprawdzają”

Redakcja poleca

REKLAMA